Serce rośnie,  kwiaty więdną
Jacek Adamas, Mgr sztuki / fot. Tomasz Waszczuk

Serce rośnie,
kwiaty więdną

Karol Sienkiewicz

Jacka Adamasa trudno nie darzyć sympatią. Nieudacznik? Pozytywny świr? Czy wzorowy obywatel? W bytomskiej Kronice trwa pierwsza od lat wystawa artysty

Jeszcze 3 minuty czytania

 „Boję się! Czego?! Bycia człowiekiem!” – głosi napis otwierający wystawę Jacka Adamasa w Galerii Kronika w Bytomiu. Cytat z „Czasu apokalipsy” Francisa Forda Coppoli odbija się w haśle zakończonego właśnie biennale w Berlinie, którego kurator Artur Żmijewski nawoływał: „Nie lękajcie się!”. Sztuka Adamasa oraz jego życiowa postawa niosą podobne przesłane. Tytuł bytomskiej wystawy brzmi „Władza”. Bo człowiek u Adamasa to obywatel, a jego diagnoza stanu państwa brzmi: „Co się z tym krajem kurwa wyprawia, kwiaty więdną”.

„Władza”

wystawa indywidualna Jacka Adamasa, kurator: Stanisław Ruksza, Galeria Kronika, Bytom, do 11 sierpnia 2012

Adamas jest działaczem ekologicznym i aktywistą, który często mówi władzy: „Sprawdzam!”. Zwłaszcza swoim lokalnym włodarzom – mieszka wraz z kilkuosobową rodziną w Worławkach na Warmii. Do swoich działań zaprzęga narzędzia właściwe sztuce – rzeźby, akcje, performensy, wreszcie – wystawy. Stąd na pierwszy rzut oka pokazane w Kronice prace i dokumentacje mogą nie spełniać norm tak zwanej artystycznej jakości. Filmy wideo są nieostre, a rzeźby powstają ad hoc. To działania interwencyjne.

Takie są również dwie fotografie z „Dyptyku śląskiego”, który powstał na miejscu, w Bytomiu, podczas wycieczki do największego w mieście lombardu. Jedna czarno-biała, druga kolorowa, przedstawiają używane wózki dziecięce. W lombardzie na kilku piętrach piętrzą się przedmioty – to, co się tu sprzedaje, najlepiej świadczy o biedzie na Górnym Śląsku. Obok dyptyku – „Flaga polska”, z czerwonej tkaniny i rozsypanych białych plastikowych naczyń jednorazowych. Co za nią stoi?

Flaga polska, fot. Agata Cukierska

Na kłopoty… Adamas

Gdy drzewom grozi wycinka, Adamas rozwiesza na nich białe całuny. Gdy lokalni urzędnicy nie odpowiadają na jego podania, powiększa je i układa z nich wystawę na podłodze w Urzędzie Wojewódzkim w Olsztynie. Na filmie dokumentującym zajście Adamas całuny rozkłada, ochroniarz – zbiera. Dochodzi do kłótni. Ale scena ma też w sobie spory ładunek komizmu.

Za swoje działania Adamas ponosi często niemiłe konsekwencje. O mały włos nie skończył za kratkami. Gdy otrzymał wezwanie do odbycia kary aresztu w więzieniu przy ul. Piotrkowskiej w Olsztynie, gdzie takiej ulicy nie ma, zamknął się w skrzyni z napisem „ul. Piotrkowska”, ustawionej przed budynkiem sądu, który go skazał.

Żałobnicy, fot. Agata CukierskaAdamas bada też granice wolności (wytrzymałości) instytucji sztuki. Kilka godzin po Katastrofie Smoleńskiej przed Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie ustawił rzeźby żałobników. To metalowe tarcze strzelnicze w kształcie syntetycznych figur ludzi, które powstały na zorganizowanych przez Artura Żmijewskiego warsztatach w Świeciu. Wtedy symbolizowały robotników, przed CSW – „żałobników”. 10 kwietnia 2010 rzeźby zostały usunięte przez ochronę Zamku Ujazdowskiego. Uznano je za zbyt dosłowne i nieproszone. Adamas nie pyta o zgodę.

Zardzewiała bryka

Do Bytomia artysta przyjechał wraz z rodziną Volkswagenem Transporterem, który sam w sobie jest dziełem sztuki – na karoserii widnieją hasła i obrazy dotyczące katastrofy smoleńskiej, telewizji Trwam („Ty trwasz, oni trwają”), na masce samochodu – zdjęcie „żołnierzy wyklętych”, z tyłu &‐ samego Adamasa z zamkniętymi oczami. Na powiekach ma wypisane „mgr sztuki”. Taki tytuł otrzymał, kończąc w 1993 roku pracownię prof. Grzegorza Kowalskiego. Wracając ze Śląska na Warmię, Adamas nie omieszkał zatrzymać się swym autem pod Zamkiem Ujazdowskim w Warszawie.

Inny samochód znalazł się wewnątrz Kroniki. To zardzewiały wrak, w którym Adamas zamontował działające radio, odtwarzające zaangażowany hip-hop (hip-hopem Adamasa zainteresował syn). Na zniszczonej karoserii widnieją nazwiska skompromitowanych zdaniem artysty prokuratorów. Wewnątrz znalazły się też złote kule – symbole pozytywnej energii. Jakby artysta próbował odczarować tę sytuację.

Producenci rdzy, fot. Agata Cukierska

Ale dzieło dopełnia ogromna twarz prokuratora generalnego RP Andrzeja Seremeta, który spogląda złowrogo z wielkoformatowego plakatu na ścianie. Ma zdwojone oczy, jak Stalin w filmie Jerzego Skolimowskiego „Ręce do góry”.

Sprawa smoleńska w „Art Forum”

Jednym z powodów, dla których „kwiaty więdną”, jest Katastrofa Smoleńska. Adamas wystawia pudełko puzzli ze zdjęciem wraku po katastrofie. Podobno jednak same klocki układanki w środku są białe. Drugi smoleński artefakt to numer „Art Forum”, jednego z najbardziej prestiżowych na świecie pism o sztuce, na którego okładkę trafiła akcja Pawła Althamera „Wspólna sprawa” z 4 czerwca 2009 roku. Na zdjęciu złoci ludzie pozują przed pomalowanym na złoto samolotem LOT-u, tuż po wylądowaniu w Brukseli. Wśród nich był Adamas, który do stolicy Europy zabrał ze sobą złote kule energii.

Na tylnej okładce magazynu Adamas przykleił drugie zdjęcie – wraku prezydenckiego samolotu Tu-154 po katastrofie, która wydarzyła się niecały rok po obchodach dwudziestej rocznicy pierwszych wolnych wyborów w Polsce. Rozłożone pismo prezentuje awers i rewers, dwie odsłony tego samego państwa.

Smoleńsk puzzle, fot. Agata Cukierska

Temat katastrofy smoleńskiej, narodowych symboli i bohaterów łączy bytomską wystawę Adamasa z „Nową sztuką narodową” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Tyle że w MSN katastrofa została zestawiona na przykład z historią o cudzie dokonanym za sprawą relikwii Jana Pawła II podczas szczęśliwego lądowania samolotem, pilotowanym przez kapitana Wronę. Na pokładzie Tu-154 zabrakło więc odpowiednich relikwii czy doświadczonych pilotów?

Wyblakłe symbole

Kuratorzy z Muzeum Sebastian Cichocki i Łukasz Ronduda prezentują własną projekcję tego, czym ich zdaniem jest sztuka narodowa, a właściwie – czym mogłaby być, gdyby się za sztukę uważała. Przedstawiając w muzealnych ramach różne przejawy kultury wizualnej, zazwyczaj kojarzone z prawicą czy ludycznym rozumieniem narodu, nadali tym wyjętym z kontekstu artefaktom artystyczną autonomię.

Na pierwszy rzut oka odnosi się wrażenie, że fragment siatki ze Stadionu Narodowego to dzieło minimal artu, że stadionowe akcje kibiców są happeningiem, a kwietny kobierzec – działaniem partycypacyjnym. I tylko ogromny obraz Zbigniewa Macieja Dowgiałły „Smoleńsk” od początku był pomyślany jako obraz o wymiarach nazywanych muzealnymi, malowany z określonym celem propagandowym.

Instytucja muzeum te działania kastruje, tępi ich ostrze, chcąc nie chcąc, traktuje protekcjonalnie. Odnosi się również wrażenie, że autorzy zebranych obiektów działając na polu sztuki, nawet pojmowanym jako agora, są jeszcze niewyrobionymi graczami. A może to muzeum ujawniło swą władzę nad dyskursem – kreując kolejnego pasywnego i pozbawionego mocy sprawczej „innego”.

Pozory zgody

Piotrowska 14, fot. Agata CukierskaCzy ta kastracja musiała jednak nastąpić? Poza problemem interpretacji Katastrofy Smoleńskiej, która jakby przechodzi do sfery folkloru czy legend miejskich, właściwie niewiele tu kwestii spornych. Proces, który zachodzi w Muzeum Sztuki Nowoczesnej nie polega na sprowadzeniu prawicy do wąsko i jednostronnie rozumianego patriotyzmu, lecz wyczyszczenia jej z trudniejszych do zaakceptowania treści. Traktując zebrany materiał serio – bo nie w konwencji prześmiewczej, kuratorzy jednak go w pełni serio nie traktują. Bo nie do końca wybrzmiewają tu treści, które stoją chociażby za wystawionymi okładkami „Frondy”. Jeśli narzędzia sztuki traktowane są tu instrumentalnie, to nie zawsze dowiemy się, w imię czego. Konflikt został zamieciony pod dywan. Jakby mówiono – i jedni mają rację, i drudzy.

Oglądając tę drugą z dwóch Polsk, sam prawie nabrałem się na to, że w gruncie rzeczy niewiele nas dzieli. I pewnie wspólnie możemy przyznać, że Katastrofa Smoleńska jednak coś mówi o stanie państwa. Albo wspólnie zapozować pod flagą biało-czerwoną.

Z drugiej strony wystawę w MSN odczytuję też jako wyzwanie rzucone właśnie kreatywnej stronie prawicy – zacznijmy rozmawiać przy użyciu środków właściwych sztuce i na polu sztuki, tu jest bezpiecznie.

Realny inny

Co innego Adamas – artysta z zawodu, wprawny w korzystaniu z tych narzędzi, świadomy zasad rządzących światem sztuki i potrafiący je wysadzać. Nie ucieka od ponoszonego ryzyka i pewnie nie dałby się tak łatwo prowadzić za rękę kuratorom. Jakby mówił: Jestem artystą, korzystam z przysługującego mi prawa wolności wypowiedzi artystycznej. Jestem obywatelem. Gdy pod Ministerstwem Kultury zostaje spisany przez policję i ukarany mandatem za wypisanie kredą na czarnej tablicy cytatu z Karla Jaspersa, ironizuje: „40 lat nieżyjący filozof staje się niebezpieczny”.

Jako mieszkaniec warmińskiej wsi, stolarz, z punktu widzenia art worldu (zwłaszcza w porównaniu z karierami jego przyjaciół artystów Pawła Althamera i Artura Żmijewskiego) – może uchodzić za artystę niespełnionego, w dodatku o często wykpiwanych poglądach. Adamas być może świetnie pasowałby do figury „ofiary idealnej”, poddającej się kontroli. Ale jako aktywista, wykorzystujący wolność artysty i pozycję osoby z marginesu  – częściej uchodzi za fundamentalistę, wręcz terrorystę. Mówiąc słowami Slawoja Žižka, Adamas jest naszym „realnym innym”. I płaci za to swoją cenę.

„Pieprzysz, Kaziu”

W Bytomiu Adamas planował wykonanie jeszcze jednej pracy, nawiązującej do głośnej wystawy Kazimierza Piotrowskiego „Thymós. Sztuka gniewu” z Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu, która wzbudziła szereg kontrowersji. Wtedy część artystów, która poczuła się zmanipulowana przez kuratora i jego narrację „Wielkiej Polski”, postanowiła wycofać swoje prace z wystawy. Adamas chciał użyć tych prac i zbudować rodzaj ołtarza, w który wpisana byłaby też pełna dokumentacja dyskusji, jaka odbyła się na otwarciu wystawy. Dostałem ją od Adamasa i – z obowiązku – obejrzałem.

„Gniew nie patrzy na koniunktury”, mówił Piotrowski. „To jest młodzież, która zaraz będzie się bić za Polskę”, podtrzymywał ducha stadionowych chuliganów. W tej interpretacji zamieszki na Moście Poniatowskiego podczas Euro byłyby treningiem przed Trzecią Wojną Światową. Piotrowski nie znalazł raczej zrozumienia wśród artystów, nie licząc Adamasa. Sama dyskusja była jednostronna i nudna. „Pieprzysz, Kaziu”, rzuca ktoś z widowni.

Fryz: Boję się! Czego? , fot. Agata Cukierska

Jednak tylko pozornie Adamas i Piotrowski grają do jednej bramki. Adamas występuje przeciwko panoszeniu się urzędników, przeciwko silnej, skorumpowanej władzy, domaga się wolności wypowiedzi i sztuki o silnym znaczeniu politycznym. Kazimierz Piotrowski odnosi się do tradycji niepodległościowej i doszukuje się niebezpieczeństwa na zewnątrz – na Wschodzie, Zachodzie, w osobie „oryginalnej Żydówki z Izraela” Yael Bartany, która – używając jego słów – „życzy Polakom, by ich kraj zamienił się w skupisko wszelkiej maści «wyrzutków» z całego świata” oraz zamierza przeprowadzić „programową, instrumentalną kreolizację pod żydowskim przewodem” (sic!).

Neutralna jarzynowa

Chwilowo obiekt niechęci Adamasa i Piotrowskiego pokrywa się, czego najlepszym dowodem jest praca Adamasa pokazywana na wystawie „Thymós” – napis „TU-SK 154 M”, w którym litery „S” i „K” obracały się. Tymczasem na siedzibie Kroniki powiewa tęczowa flaga – wprawdzie z logiem galerii, ale przekaz jest czytelny. Nie wyobrażam sobie, by pod takim sztandarem mogła wystawiać „nowa sztuka narodowa”. 

Felietonista pewnie zakończyłby Brzechwą: „Po co wasze swary głupie, wnet i tak zginiemy w zupie”. Ale świadomość plemienna, dzieląca świat na naszych i „ich” budzi niepokój, że ktoś zostanie zakwalifikowany do drugiej kategorii. Pytanie bowiem – na ile tożsamość narodowa może być zaborcza? I w jakim momencie zaczyna działać zasada, zgodnie z którą wzmocnienie narodowej więzi wspólnotowej wyzwala wzrost agresji wobec obcych? Tej strony medalu zabrakło w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jacek Adamas, opowiadając się po stronie wykluczanych z dyskursu, również zdaje się ten problem ignorować w swoich aliansach.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.