Reality Show  Artura Żmijewskiego

Reality Show
Artura Żmijewskiego

Nicola Trezzi

Na 7. Berlin Biennale nic nie wydaje się rzeczywiste. Nawet samo słowo biennale trąci fałszem, bo przecież nie mamy do czynienia z cykliczną, grupową wystawą. To jeden wielki projekt artystyczny Żmijewskiego. Dopóki tego nie dostrzeżemy, będziemy ulegać fikcji

Jeszcze 3 minuty czytania

Oglądając 7. Berlin Biennale, którego kuratorem jest Artur Żmijewski, myślałem wciąż o sztuce rozumianej jako broń przeciwko status quo. Zastanawiałem się przy tym, czy używanie sztuki jako broni może zaowocować sukcesem (o ile w tym wypadku można jeszcze mówić o sukcesie)? Amerykańska artystka Andrea Fraser w eseju zatytułowanym „L’1%, C’est Moi” pisze, że skoro artyści muszą uczestniczyć w rynku sztuki, jeśli nie chcą zrezygnować z twórczości w ogóle, to mogliby przynajmniej nie zasłaniać się sztuką krytyczną i zaangażowaną. Twierdzenie, jakoby artysta reprezentował postępowe siły społeczne, w sytuacji gdy jego działalność jest bezpośrednio subsydiowana przez mechanizmy produkujące społeczne nierówności, może przyczynić się jedynie do usankcjonowania tych nierówności – kolejny przejaw znanej nie od dziś legitymizującej funkcji muzeum sztuki. Idąc tym tropem, Fraser stwierdza, że jedyną dostępną alternatywą jest rozpoznanie roli, jaką w ekonomii sztuki pełnią artyści oraz natychmiastowa i bezpośrednia rewizja tej roli dokonana przez wszystkie dostępne nam instytucje, wliczając w to muzea, galerie i publikacje.

7. Berlin Biennale

kurator: Artur Żmijewski we współpracy z Joanną Warszą i grupą Vojna; miejsca: KW Institute for Contemporary Art, Akademie der Kunste, Deutschlandhaus, Kościół Św Elżbiety; Berlin, do 1 lipca 2012
www.berlinbiennale.de 

Drugim lejtmotywem moich rozmyślań podczas wędrówek po kolejnych lokacjach biennale, była kondycja współczesnego wystawiennictwa i jego relacje z problematyką autorstwa, atrybucji i kreatywności. Mam tu na myśli zwłaszcza twórczość będącej niegdyś kolekcjonerką i kuratorką artystki, Ydessy Hendeles, której pierwszą indywidualną wystawę zobaczyłem w berlińskiej galerii Johanna Königa. Artystka przyznała, że kuratorowanie może być środkiem wyrazu artystycznego, o ile można go doświadczać podobnie jak dzieła sztuki i o ile koncept wystawy nie dominuje samej sztuki. Według Hendeles wystawa idealna – zamiast gromadzić w jednym miejscu dzieła w celu zilustrowania jakiejś tezy lub tematu kosztem poszczególnych prac – powinna każdemu z nich pozwalać przemawiać własnym, niepowtarzalnym głosem.

BB7, Figura Chrystusa Króla w Świebodzinie w budowie, fot. Tomasz Stafiniak

Idąc tym tropem, doszedłem do wniosku, że biennale Artura Żmijewskiego należy postrzegać na dwa sposoby. Jak w przypadku większości zjawisk powstających obecnie na polu sztuki współczesnej, wybór perspektywy zależy od kontekstu – danego obiektywnie bądź wykreowanego na własną rękę. Pierwszym i najbardziej oczywistym podejściem jest potraktowanie tego projektu jako zbiorowej wystawy artystów, aktywistów i działaczy politycznych, połączonych wspólnym celem przeniesienia realnej polityki na pole sztuki. „Interesuje nas znajdowanie odpowiedzi, a nie stawianie pytań” – napisał Żmijewski we wstępie do katalogu. Z tej perspektywy projekt przełamuje tradycyjne wyobrażenie wystawy. Proponuje nowy model, w którym przestrzeń będąca dotąd miejscem przeznaczonym dla dzieł sztuki traktowanych jako towar, staje się czymś innym. Przez „coś innego” rozumiem tu przestrzeń debaty, i to w wymiarze, który przestaje być czysto symboliczny. W tę przestrzeń przeniesiono rzeczywistość – taką, jaka jest. Musimy odtąd zapomnieć, że znajdujemy w instytucji artystycznej i stanąć wreszcie twarzą w twarz z tym, co dzieje się na świecie: od kryzysu zachodniego modelu tożsamości po próby znalezienia alternatywy dla naszej paradoksalnej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której bardziej niż kiedykolwiek dotąd, wykorzystuje się model demokracji reprezentatywnej, aby bogaci mogli się bogacić a biedni pogrążali się w coraz głębszej nędzy.

Weźmy zatem tytuł wystawy – ,,Forget Fear” – i uczyńmy go naszym credo. Zapomnijmy o przyzwyczajeniach, zwłaszcza o tym, że przyszliśmy obejrzeć wystawę. Następny krok: uświadommy sobie, co możemy zrobić, by świat stał się lepszy. Musimy działać, by nie pozwolić innym zmienić go w koszmar, gdzie wolność jest luksusem, gdzie przepaść pomiędzy wyborcami i politykami jest coraz bardziej widoczna, gdzie nic już nie funkcjonuje, a ludzie umierają na ulicach. Ulegając temu poczuciu, zaczynamy sympatyzować z ruchem „Occupy” rezydującym w KW, zaczynamy rozumieć subwersywny przekaz projektu Martina Zeta, opartego na książce Thilo Sarrazina „Deutschland schafft sich selbst ab” (,,Niemcy obalają same siebie”). Zaczynamy też odczuwać ciekawość wobec projektu „Przebrandowania europejskich muzułmanów”, izraelskiej grupy Public Movement. Oraz  – last but not least – stanowczo włączamy się w Pierwszy Międzynarodowy Kongres Ruchu Odrodzenia Żydowskiego w Polsce.

Ale niestety to tylko pozory. W istocie każdy, komu zdaje się, że odbywające się w roku 2012 biennale sztuki stanie się zarzewiem rewolucji jest albo naiwny albo kompletnie nieświadomy natury naszej rzeczywistości. Ona jest dużo bardziej diaboliczna i wyrafinowana. Dawno minęły czasy, kiedy można było po prostu przeciwstawić jedną ideę drugiej. Są one już tylko bajeczką dla tej garstki starych aktywistów, którzy ostali się z ’68 roku, ale nie umościli się wygodnie w systemie, o który niegdyś tak zażarcie walczyli.

BB7, Rebranding European Muslims, fot. Marta Górnicka

W naszej paradoksalnej rzeczywistości, w której system błyskawicznie wchłania każde nowe zjawisko, 7. Berlin Biennale Żmijewskiego ponosi kompletną porażkę. Z perspektywy tego systemu wszystkie próby zbudowania alternatywnego modelu, zwalczania establishmentu, „znajdowania odpowiedzi, a nie stawiania pytań”, uprawiania polityki (cokolwiek by to znaczyło) nie są niczym więcej niż lekkim łaskotaniem. A nad całym przedsięwzięciem rozbrzmiewa tylko jego chichot.

Na trzydziestej pierwszej stronie katalogu Marcin Śliwa pisze: ,,Mogę zgodzić się z diagnozą Zbigniewa Libery, który twierdzi, że nie ufa artystom, noszącym się i działającym jak aktywiści społeczni. Zajmują się oni wprawdzie tymi samymi tematami i problemami, ale w rzeczywistości grają o własne, artystyczne profity, nie o dobro społeczne”. Tym, którzy jeszcze nie skojarzyli faktów przypominam, że Żmijewski – wbrew temu, co chciałby sobie i nam wmówić – nie jest żadnym outsiderem ani rewolucjonistą. Jest mainstreamowym artystą, wystawiającym w takich miejscach jak Museum of Modern Art w Nowym Jorku – instytucji hołdującej wszystkiemu, z czym biennale zdaje się walczyć – i reprezentowanym przez komercyjne galerie w rodzaju Fundacji Galerii Foksal (FGF), która potencjalnie mogłaby kiedyś sprzedać prace Żmijewskiego warszawskiemu Muzeum Sztuki Nowoczesnej pod dyrekcją współzałożycielki FGF Joanny Mytkowskiej, niegdyś również kuratorki projektu Żmijewskiego, zrealizowanego w Pawilonie Polskim na weneckim biennale. Dalej, jedna z tych komercyjnych galerii mogłaby sprzedać prace Żmijewskiego również Kunsthalle Basel, gdzie dyrektorem jest z kolei Adam Szymczyk, który także zaczynał w Fundacji Galerii Foksal i cztery lata przed Żmijewskim był współkuratorem 5. Berlin Biennale. W tymże Kunsthalle Basel sam Żmijewski miał też swoją monograficzną wystawę.

BB7, Khaled Jarrar, State of Palestine, pieczątka w paszporcie, fot. Khaled Jarrar

W tym kazirodczym kontekście naprawdę trudno jest uwierzyć w to, co Żmijewski próbuje nam wmówić za pomocą swojej wystawy. Kto nie jest na tyle zaślepiony, by nie zrozumieć diabelskiej mocy tego układu nabiera podejrzeń już od pierwszego wrażenia. Wystarczy popatrzeć na pracowników biennale (z nadzieją, że nie było wśród nich nieopłacanych stażystów), ubranych w t-shirty z logo biennale i hasłem ,,Forget Fear”, by nasunęła się myśl, jak dobrze wyglądałoby ono w kolejnej kampanii reklamowej jakiejś marki w rodzaju Nike. Zamieńmy na chwilę ,,Forget Fear” na ,,Just do it” i wyobraźmy sobie logo biennale (będące czymś pomiędzy polskim orłem białym a cyfrą 7) zastąpione słynnym ,,swooshem” z logo Nike. Czy różnica jest naprawdę aż tak wielka?

Strategie stosowane przez kuratora bardzo często przypominają, że wróg, z którym próbuje on walczyć ze wszystkich sił, nie śpi. System wchłania i przekształca wszystko, co robi Żmijewski, a to z tego prostego powodu, że nic już nie może istnieć ,,poza” systemem. Im bardziej upieramy się przy dawnym, binarnym modelu, tym bardziej stajemy się ofiarami samych siebie – żołnierzami walczącymi w służbie tyrana, którego próbujemy obalić.

Na czym zatem polega ,,alternatywa”, by powrócić do wypowiedzi Andrei Fraser? Jak w ,,bezpośredni i natychmiastowy” sposób dokonać rewizji wszystkich naszych instytucji artystycznych? W takich wypadkach zwykle przychodzi z pomocą fikcja. Pierwszym sposobem odzyskania podmiotowości po obejrzeniu tego biennale jest porównanie odbiorcy wystawy do kogoś, kto właśnie obejrzał reality show. Obecność ruchu Occupy w KW stanowi tu idealny przykład. Wszystkich jego uczestników wyreżyserował – bądź wykorzystał – sam Żmijewski. Działał on w identyczny sposób jak w swoim wideo 80064, kiedy to namówił starszego mężczyznę, byłego więźnia Auschwitz, by ten pozwolił tatuażyście „odświeżyć” wyblakły numer obozowy na przedramieniu. Innymi słowy: na 7. Berlin Biennale nic nie wydaje się realne. Nawet samo słowo „biennale” jest fałszem, bo przecież nie mamy do czynienia z cykliczną, grupową wystawą. To wielki projekt artystyczny autorstwa Artura Żmijewskiego. Dopóki tego nie dostrzeżemy – by posłużyć się słowami Ydessy Hendless - będziemy ulegać fikcji.

BB7, Kongres Rysowników w kościele świętej Elżbiety, fot. Sandra Teitge

Gdy tylko uświadomimy sobie, że wystawę można zmienić w dzieło sztuki – co w rozumieniu symbolicznym oznacza, że mamy możliwość przekształcenia od wewnątrz otaczającej nas struktury – sprawa stanie się jasna i zrozumiała. Podsumowując swoje doświadczenie muszę przyznać, że ,,Forget Fear” jest najdalej idącą i prawdopodobnie najlepszą pracą Żmijewskiego. Ale bynajmniej nie jest przy tym polityczną wystawą. Pokazuje wprawdzie problemy naszej rzeczywistości, ale remedium, które proponuje nie działa skutecznie. Jest dobrym komentarzem do tej rzeczywistości, ale – w obecnym kształcie – nie może być narzędziem wyzwolenia. I wreszcie: w sposób nieoczekiwany nawet dla samego twórcy wystawa uświadamia nam, że bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy alternatywy dla otaczającej rzeczywistości.


przeł. Ewa Kanigowska-Giedroyć 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).