„Wazony” Roberta Maciejuka w Starterze
fot. Robert Maciejuk, dzięki uprzejmości Galerii Starter

„Wazony” Roberta Maciejuka w Starterze

Karol Sienkiewicz

Na wystawie „Wazony” Roberta Maciejuka nie ma ceramiki. Jest abstrakcyjne malarstwo i kilka łamigłówek

Jeszcze 2 minuty czytania

Wszystko zostaje w rodzinie. Kuratorem wystawy Roberta Maciejuka (1965) jest Honza Zamojski (1981). Obaj przyjaźnią się nie od dziś i nie po raz pierwszy współpracują ze sobą w duecie artysta – kurator. Honza przygotowywał już kiedyś wystawę Maciejuka w Starterze, gdy prowadzona przez jego siostrę Marikę Zamojską galeria mieściła się jeszcze w Poznaniu. Zaś w poprzednim roku jako dziewiątą pozycję swego jednoosobowego domu wydawniczego Morava, opracował i opublikował książkę poświęconą cyklowi „Wazonów” Maciejuka. Wystawa w Starterze jest pokłosiem tej książki i nosi ten sam tytuł. Ale żadnego wazonu na niej nie ma.

Czarna owca

MACIEJUK I ZAMOJSKI W STARTERZE

„Wazony”, Robert Maciejuk, kurator: Honza Zamojski, galeria Starter, Warszawa, czynna do 15 kwietnia 2012.

W książce – prostej i eleganckiej, a zarazem zabawnej, artyści sięgają po rozwiązania dziś już rzadko spotykane, wręcz archaiczne. Zdjęcia z wazonami sfotografowanymi na żółtym tle zostały naklejone na grube sztywne kartki. Krótkie teksty wyjustowane w kształty wazonów, w zależności od tego, o czym opowiadają, napisano w różnych językach: po polsku, angielsku, niemiecku, włosku i rosyjsku. Cała treść dostępna jest tylko dla prawdziwego poligloty.

Wazony są proste, nawet prymitywne, sięgają do źródeł. Obłe kształty naśladują krągłości kobiecego ciała. Ich użytkowość jest zaledwie pretekstem. Formowane dłonią garncarza, który wkłada w nie całą swą miłość.

Ale wśród jasnej ceramiki znalazła się jedna „czarna owca” – dzban z potrójnymi uszami znaleziony przez Maciejuka w warsztacie ceramicznym, w którym wypalał swe prace. Czarny dzbanek objawia się nieproszony wśród dzieł artysty. Jako jedyny został sfotografowany na czarnym tle. Nieprzypadkowo też jego sylweta znalazła się na okładce.

Tyle o książce.

Mistrz P.B.

Wśród obrazów Maciejuka w Starterze, utrzymanych w żółciach, oranżach i zieleniach, też zabłąkała się „czarna owca”. To obraz, który artysta kupił na targu. Zniszczone czarne płótno, sygnowane „P.B.” i datowane na 1981 rok przedstawia sylwetkę człowieka. Tajemniczy P.B. namalował ją schematycznie, powtarzając kontur w kilku kolorach. Intryguje impastowa plama pośrodku obrazu. Rana? Czakram? Splot słoneczny? Kilkukolorowe obramowanie przypomina mandorlę. Może to zmartwychwstały Chrystus?

fot. Robert Maciejuk, dzięki uprzejmości Galerii Starter

Na dwóch czarnych płótnach, mniejszym i większym, Maciejuk powtarza ten sam schemat kolorów, „rany”, a nawet podpisu w prawym dolnym rogu, ale zamieniając sylwetkę człowieka w romb. Gest ten symbolicznie otwiera wystawę, zdominowaną przez romby i trójkąty, nadając im swoistej transcendencji.

Motywy „podłogowe”, mniej i bardziej skomplikowane wzory, nawet lampka nocna z Instytutu Polskiego w Rzymie widziana jakby przez kalejdoskopowe okulary, które wszystko potrafią zmienić w kubistyczny obraz. Hommage á Georges Braque. Mniejszy obraz przechyla się ku większemu. Obrazy mają się ku sobie.

Człowiek z siekierą

Podłużna praca nieprzypadkowo przypomina ścienną makatkę. Efekty fakturowe, grube sploty tkaniny pochodzą od podłoża – to nie malarskie płótno, lecz chodniczek z Ikei, naciągnięty na blejtram i zagruntowany. Geometryczny zielony wzór Maciejuk podpatrzył i skopiował z filmu Stanleya Kubricka „Lśnienie” (1980). Ten znany z upodobania do korytarzowych ujęć reżyser w jednej ze scen umieszcza Jacka Nicholsona na tle takiej właśnie (chociaż znacznie większej) makaty.

„Lśnienie”, reż. S. Kubrick. USA, 1980

Geometryczne, często labiryntowe motywy grają w filmie ważną rolę, powtarzając się w wystrojach wnętrz – na wykładzinach, dywanach, dekoracjach ściennych, oraz w tajemniczym i złowrogim żywopłotowym labiryncie na zewnątrz hotelu, którym w trakcie zimy opiekuje się Jack Torrance (Nicholson) wraz z żoną Wendy (Shelley Duvall) i synkiem Dannym. Głowa rodziny opętana przez zmory z przeszłości zamienia się w niebezpiecznego świra z siekierą w ręce. „Heeere’s Johnny!”.

Zdaniem interpretatorów Kubricka geometryczne tła działań Jacka – zbudowane z prostych linii i ostrych kątów – sugerują zdeterminowanie jego losu. W geometrii nie ma miejsca na wolną wolę i przypadek. Maciejuk skrupulatnie odtwarza wzór tapiserii, najpierw na rysunku przypominającym dziewiarskie schematy, a potem na obrazie, by w kolejnym kroku się od tego myślenia odciąć. Tematem wystawy jest raczej przypadkowy błąd niż racjonalność związków przyczynowo-skutkowych.

Galeria Starter

Nowe miejsce na artystycznej mapie Warszawy. Galeria powstała z inicjatywy rodzeństwa Honzy i Mariki Zamojskich w Poznaniu, gdzie od maja 2007 działała jako artists and curators run-space w opuszczonym mieszkaniu w centrum miasta. Przez ponad trzy lata odbyło się w niej ponad 50 wystaw z udziałem artystów z Polski, Czech, Niemiec, Francji. W grudniu 2010 galeria przeprowadziła się do Warszawy, gdzie we wrześniu 2011 w lokalu przy Andersa 13 otworzyła pierwszą wystawę.
strona galerii: http://starter.org.pl 

Do wykonania dużych płócien Maciejuk użył techniki parkietażu (kafelkowania) polegającej na „pokrywaniu płaszczyzny wielokątami przylegającymi i nie zachodzącymi na siebie”. Jednak parkietaż wykonywany odręcznie – Maciejuk używa modułu pięciokąta zbudowanego z pięciu trójkątów – skazany jest na porażkę. Wzór, im bliżej krawędzi obrazu, tym bardziej zdaje się rozpadać.



Sufit z parkietażem

Co się tu właściwie dzieje?

Wystawa skonstruowana jest w podobny sposób, co publikacje Zamojskiego. Wysmakowany materiał odkrywa coraz to nowe pokłady znaczeniowe. Na wytrwałych czeka nagroda – jak w łamigłówce elementy zaczynają do siebie pasować; subtelne analogie układają się w kolejne sensy, nawet jeśli mowa tu o chaosie i błędzie, pozornej dezynwolturze nadane zostały przemyślane ramy.

fot. Robert Maciejuk, dzięki uprzejmości Galerii Starter

Na wernisażu wystawy mama Honzy odkryła nawet, że wzór parkietażu podobny do tego z obrazu Maciejuka, i w zbliżonej kolorystyce, w czasach licealnych jej syn wymalował na suficie swego pokoju. Wyobrażam sobie, że była to pierwsza rzecz, którą widział po przebudzeniu. Tymczasem, w chwili gdy Maciejuk otwierał swą debiutancką wystawę – w Dziekance w 1988 roku, Zamojski miał dopiero siedem lat.

Jak na wystawę abstrakcyjnego malarstwa aż gęsto tu od anegdoty. W wysublimowany sposób znajduje swe ujście poczucie humoru malarza. Maciejuk się tą wystawą odsłania. Pokazuje, którymi ścieżkami biegną jego myśli. Jego obrazy zanurzone są w historii malarstwa oraz – szerzej – różnorodnych kulturowych uwarunkowaniach. Ale tak naprawdę liczą się arbitralne decyzje artysty. I przypadek.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.