Wyjście z bąbla sztuki
fot. Marek Sadowski

11 minut czytania

/ Sztuka

Wyjście z bąbla sztuki

Karol Sienkiewicz

Spojrzenia to konkurs, który ma nas poruszać: od nominacji, przez wystawę, po przyznanie nagród. Tymczasem nie wydają się nim bardzo podnieceni nawet sami artyści, a i fałszywy alarm bombowy podczas wernisażu wystawy w Zachęcie nikogo specjalnie nie wzruszył

Jeszcze 3 minuty czytania

Można zacząć od pytania: czy to jeszcze kogoś obchodzi? Konkursów artystycznych, chociaż odgrywają ważną rolę, jest mniej niż kiedyś. I, co gorsza, jakby wyparowała z nich cała energia. Symptomatyczna jest tegoroczna edycja konkursu Spojrzenia.

Spojrzenia – Nagroda Deutsche Bank odbywają się już po raz dziewiąty. W tegorocznej edycji nastąpiły pewne zmiany, chociaż raczej kosmetyczne. Konkurs nie tylko odbywa się wiosną, a nie – jak wcześniej – jesienią, ale także w innych niż zazwyczaj salach Zachęty. Największą zmianą jest to, że jury nominujące do nagrody składa się wyłącznie z dotychczasowych laureatów konkursu, czyli samych artystów. Pomysł wydawał się świetny, jednak efekt tych nominacji jest co najmniej letni. Jakby znowu w jury przeważył pomysł, by nominować nie tyle twórców najlepszych, ile tych, którzy potrzebują wsparcia.

W gronie nominowanych (Kem, Liliana Piskorska, Dominika Olszowy, Gizela Mickiewicz, Tomasz Kowalski) brakuje artystów, o których się dziś dyskutuje, inne nominacje wydają się o kilka lat spóźnione. O ile więcej byłoby polemik, gdyby w konkursie pojawił się Daniel Rycharski, pominięty też dwa lata temu. Większość z nominowanych to artyści, którzy w ostatnim czasie nie wpływają w żaden szczególny sposób na kształt sceny artystycznej.

Kolektywnie

Wyjątkiem w piątce finalistów Spojrzeń jest Kem, feministyczno-queerowy kolektyw o silnym współczynniku performerskim, choreograficznym, tanecznym, a nawet klubowym. Kem to środowisko inicjujące wydarzenia, interweniujące w program stołecznych instytucji – Muzeum Sztuki Nowoczesnej czy Centrum Sztuki Współczesnej. Przez jakiś czas mieli własną siedzibę w Warszawie, ale dość szybko ją stracili. Organizują imprezy, pokazy, zapraszają do współpracy polskich i zagranicznych artystów.

Kem wymyka się definicjom, skład grupy się zmienia. Używa się wobec nich określeń grupa, kolektyw, środowisko – można nawet powiedzieć, że od kiedy Kem stracił siedzibę, funkcjonuje na zasadzie parainstytucji czy instytucji pasożytniczej. Dlatego trudno jest też wpisać ich działania w sztywne ramy konkursu. Nie zmienia to faktu, że właśnie tancerze i choreografowie, a w szczególności Kem, w ogromnym stopniu wpłynęli na kształt dzisiejszej sceny artystycznej w Polsce i stołecznych instytucji.

Najbardziej znany w gronie Kemowców Alex Baczyński-Jenkins spokojnie mógłby – i powinien – znaleźć się w gronie nominowanych jako indywidualny twórca, może nawet z większą szansą na wygraną niż sam Kem. Jego rozpoczęta wiosną zeszłego roku choreograficzna wystawa w Fundacji Galerii Foksal, była przecież jednym z najważniejszych wydarzeń artystycznych ostatnich lat.

Tymczasem można odnieść wrażenie, że Kem oddał walkę o nagrodę walkowerem. Na wystawie nie ma ich wcale. W holu Zachęty zawisł jedynie neon z trójkątem wpisanym w kółko, wcześniej towarzyszący m.in. barowi Dragana. Podczas wernisażu Kemowcy na kilkanaście minut powiesili na fasadzie Zachęty tęczowe flagi. Przygotowany specjalnie na konkurs językowy performans „Droga osobo czytająca” również można było oglądać wyłącznie na otwarciu.

Performans przypominał próbę czytaną – tyle że aktorzy znajdowali się na widowni, a widzowie musieli zadowolić się podłogą. Spektakl wydawał się przygotowany przez queerowo uświadomionych licealistów. Patetyczny do bólu, z jednej strony opowiadający o potrzebie większej elastyczności języka w odniesieniu do tożsamości genderowych, z drugiej – o językowej agresji, jaka spotyka wszystkich niemieszczących się w normach. Nie pomogło nawet wykrzyczenie przez Filipkę Rutkowską (Filipa w dragu) tekstu z pracy Davida Wojnarowicza.

Klasycznie

Efekt jest taki, że Kem jest właściwie na wystawie nieobecny. Ale też inni artyści mają więcej przestrzeni na zazwyczaj zatłoczonej wystawie. Świetnie wypadła Sala Matejkowska, w której Tomasz Kowalski prezentuje swoje obrazy, a Gizela Mickiewicz – grupę rzeźb „Samotność widoków”. Prace mają tu oddech i dobrze ze sobą współgrają, chociaż w pewnym kontraście.

Spojrzenia 2019 - Nagorda Deutsche Bank, widok ekspozycji, Zachęta, fot. Marek Sadowskifot. Marek Sadowski

Mickiewicz określa swe prace jako „rzeźby sytuacyjne”. Wykonane w typowych dla artystki materiałach, na pierwszy rzut oka kojarzących się z placem budowy, stanowią coś na kształt ramy włączającej w swój obręb rzeczywistość wokół. Niekonwencjonalne parawany, przeszklenia, puste ramy wymagają od widza, by sam się wobec nich określił i się wśród nich odnalazł. Twórczość Mickiewicz jest konsekwentna, a artystka wykorzystała konkurs, by wreszcie zaprezentować swoje możliwości. Chciałoby się zobaczyć jej indywidualną wystawę w Zachęcie.

Jeszcze bardziej klasycznie wypada wciąż utrzymane w oniryczno-złowrogich rejestrach malarstwo Tomasza Kowalskiego. Kowalski jest już dojrzałym artystą, a malarze w ogóle nigdy nie mieli szczęścia do konkursu Spojrzenia. Tyle że dyskusje o tym, czy artyści są zmęczeni rzeczywistością, inicjowane kiedyś przez Jakuba Banasiaka, przebrzmiały już wiele lat temu, nie znajdując niestety w odpowiednim czasie swego odbicia na Spojrzeniach. Kowalski pojawia się dziś w Zachęcie jako dalekie echo tamtych gorących debat.

Z kolei „Stypa” Dominiki Olszowy, zdecydowanie faworytki tej edycji Spojrzeń, rozczarowuje. Wprawdzie wybrzmiewa typowy dla niej rodzaj wisielczego humoru i scenograficznego drygu, który oglądaliśmy w tym roku w świetnej instalacji „Cmentarz wiecznego wypoczynku” na wystawie w Centrum Sztuki Współczesnej. Pewnie instalacja z intrygującymi stołami z odwróconymi obrusami, tworzącymi coś na kształt wypełnionych abiektalno-błotnistymi resztkami kielichów, wypadłaby lepiej, gdyby nie wideo, które stanowi jej integralną część.

Spojrzenia 2019 - Nagroda Deutsche Bank, widok ekspozycji, Dominika Olszowy, Stypa, 2019, Zachęta, fot. Marek Sadowskifot. Marek Sadowski

Lesbijskie manifesty

Osobne miejsce zajmuje w tym gronie Liliana Piskorska, artystka stosunkowo najmniej znana. Dwa lata temu na wystawie „Dziedzictwo” w ramach festiwalu Pomada mogliśmy oglądać jej intrygującą rzeźbę. Dzisiejsze prace Piskorskiej odczytywać należy jako lesbijski manifest. Film „Silne siostry powiedziały braciom”, który prezentuje na wystawie, oparty jest na klasycznych lesbijskich tekstach z lat 70. i 90. Mówiąc krótko, wyjaśnia, na czym polega heteroseksualny przywilej.

W innej pracy Piskorska tworzy fikcyjną ustawę o zakazie tzw. homoseksualnej propagandy. Opiera się przy tym na projektach ustaw z Europy Wschodniej. A o realnym zagrożeniu wprowadzenia takiego prawodawstwa w Polsce świadczy fragment wywiadu z prezydentem Andrzejem Dudą, opublikowany w „Naszym Dzienniku”. Duda demokracji liberalnej przeciwstawia demokrację chrześcijańską, krytykuje „ideologię gender”, a zapytany wprost o ewentualną ustawę zakazującą „homoseksualną propagandę”, bynajmniej tego nie wyklucza. Sytuację na krótkich filmach komentują eksperci, z którymi rozmawiała Piskorska.

Prezentowane w Zachęcie prace Piskorskiej cierpią na podobną chorobę co konkursowy performans Kemu – pewną oczywistość płynących z nich wniosków. Dobrze mapują zagrożenia i reagują na bieżącą sytuację, ale mielą kwestie już przepracowane, nawet jeśli nie na polu sztuki. Nie wychodzą poza dobrze nam znane dyskusje. Tak czy owak, świetnie, że jej głos właśnie dzisiaj miał szansę wybrzmieć w Zachęcie i Piskorska tej okazji nie zmarnowała.

Postawa

Tymczasem adresowany do młodych artystów, studentów szkół artystycznych i debiutantów konkurs Artystyczna Podróż Hestii, który przez dwa tygodnie gościł w maju w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, wypada jeszcze bladziej oraz – pewnie z uwagi na szerokie grono zaproszonych twórców – epigońsko. Trudno tu o wyraźne, wyróżniające się osobowości. Może nie licząc Jany Shostak, której obecność w konkursie może dziwić, bo to artystka na tyle widoczna w ostatnich dwóch latach, że spokojnie mogłaby się pojawić nawet na Spojrzeniach. A też jej praca pokazywana podczas APH – fragment programu telewizyjnego, w którym opowiada o swoich próbach nakłonienia papieża, by do niej zadzwonił – też już miała swoje pięć minut.

Jury postanowiło w pierwszym rzędzie wyróżnić postawę – wyjście z bąbla sztuki. Przyznanie Barbarze Gryce głównej nagrody, według werdyktu jury, było „niemal jednogłośne”, co może dziwić. Lubelska artystka postanowiła przebadać osiedle projektowane przez Hansenów, spotykając się z jego mieszkańcami, zaprzyjaźniając się z nimi i wchodząc do ich mieszkań. Dokumentowała te spotkania na fotografiach i w rodzaju wideodziennika. Wyniki przedstawiła zaś w formie staromodnej meblościanki zastawionej fotografiami i różnymi obiektami. Jasne wskazanie na inspiracje – Hansena oraz fotografkę Zofię Rydet z jej cyklem „Zapis socjologiczny” – wydaje się stworzone z myślą o Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Oczywistym kontekstem dla tej pracy jest też „Wyjście w Polskę” Honoraty Martin sprzed kilku lat. Jednak podczas gdy Martin szła na całość, efekty badań Gryki trącą ckliwością. Drugą nagrodę otrzymał Mateusz Kowalczyk, oferujący swe usługi jako „Szaman polski”, przebrany w biało-czerwony, niby-tubylczy strój. Na prezentowanym na wystawie konkursowej filmie odczynia podziemia ronda Dmowskiego po marszu niepodległości.

Zresztą w podobny do jury sposób najwyraźniej myślała publiczność, wyróżniając do bólu naiwną pracę „Mowa nienawiści” Ireny Zieniewicz. Zieniewicz zebrała kontrowersyjne wypowiedzi znanych polityków, przełożyła ich fale dźwiękowe na obraz graficzny i na jego podstawie wyprodukowała czekoladki. Wszystko, by zilustrować, jak jesteśmy „karmieni” mową nienawiści. Wszelkie subtelniejsze gesty młodych artystów, jak chociażby ciekawa „Ikebana” Joanny Krajewskiej, przepadły. Jeśli tegoroczny konkurs Hestii coś przekazuje, to jest to sygnał w stronę młodych artystów: wyjdźcie z bąbla sztuki.

fot. Piotr Litwic, od lewej: Barbara Gryka, Irena Zieniewicz

Kierunki

Trudno czepiać się poziomu konkursu Hestii – to konkurs studencki, ma wśród nich wyłaniać nowych artystów i ciekawe osobowości. Nie wszystko będzie się tu trzymało kupy. I nie o to w tym konkursie chodzi. Wiadomo, że nie będzie to wystawa, która wzbudzi emocje na miarę „Strachów” Daniela Rycharskiego.

Czym innym jest jednak Nagroda Deutsche Banku. Tu nasze oczekiwania powinny być znacznie większe. To konkurs, który ma nas poruszać: od nominacji, przez wystawę, po przyznanie nagród. Tymczasem nie wydają się nim bardzo podnieceni nawet sami artyści, a i fałszywy alarm bombowy podczas wernisażu wystawy w Zachęcie nikogo specjalnie nie wzruszył.

Jeśli brać pod uwagę „spojrzeniową” wystawę, najlepiej wypadła na niej Gizela Mickiewicz. Największe szanse na nagrodę – jury ocenia nie tyle samą wystawę, ile całokształt dorobku – ma Dominika Olszowy. Pod kątem wpływu na scenę artystyczną największy sukces odniósł Kem. Jeśli jury Spojrzeń chciałoby swym werdyktem wydobyć pewną postawę, wskazać na kierunek, powinno przymknąć oko na językowy performans i postawić właśnie na ten queerowy kolektyw, który nie trzyma się artystycznych kolein i którego działalność trudno ująć w instytucjonalne ramy.

A może w tym właśnie tkwi słabość naszych artystycznych konkursów: nie tyle podążają za twórcami, ile próbują im mówić, w jakim kierunku powinni zmierzać.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.