1989: Brukselski nalot  złotych kombinezonów
fot. Krzysztof Kozanowski

1989: Brukselski nalot
złotych kombinezonów

Karol Sienkiewicz

4 czerwca 2009 roku, przebrany w złoty kombinezon, wsiadłem na pokład samolotu Polskich Linii Lotniczych, aby zrealizować fantazję Pawła Althamera

Jeszcze 2 minuty czytania

4 czerwca, wczesnym rankiem, przebrałem się w złoty, kosmiczny kombinezon i wraz z grupą podobnych sobie udałem się w jednodniową podróż do Brukseli. Złota ekipa poleciała tam pomalowanym na złoto samolotem Polskich Linii Lotniczych LOT. Za całym przedsięwzięciem stał Paweł Althamer, artysta znany z niekonwencjonalnych akcji i poszukiwania „odmiennych stanów świadomości”. To spektakularne wydarzenie stanowiło kolejny etap projektu Althamera „Wspólna sprawa” – odkrywania przez niego i jego sąsiadów z Bródna planety Ziemia.

Kilka miesięcy temu kilkuosobowa grupa złotych astronautów odwiedziła Brazylię. Bruksela była kolejnym przystankiem. Tym razem artyście udało się zabrać ze sobą aż 150 osób, głównie mieszkańców jego bloku. Tak wielką skalę projektu umożliwiło wpisanie go w obchody 20. rocznicy wyborów z 4 czerwca 1989 roku. Podróż warszawskich kosmonautów odbyła się jednak nie tyle z okazji rocznicy, co dzięki niej.

Eskapady z „dobrym duszkiem

Gdy usłyszałem o nowym projekcie Althamera, przypomniała mi się inna zainicjowana przez niego podróż, w której miałem okazję uczestniczyć osiem lat temu. Artysta zrezygnował z prelekcji w warszawskim CSW i zabrał publiczność na krótki spacer.

Paweł Althamer,
fot. Krzysztof Kozanowski
Tylnym wyjściem opuściliśmy Zamek Ujazdowski i ścieżką wzdłuż Trasy Łazienkowskiej dotarliśmy do kawiarni Rozdroże. Tam każdy z nas otrzymał mapę, z której wynikało, że rzeczywistość wokół nas była w dużej mierze wyreżyserowana przez Althamera. Podstawieni przez niego spacerowicze, kamerzysta, dzieci grające w „pokemona”, biznesmen przy jaguarze – wszyscy wpisywali się w mijanypejzaż.

Większość działań Althamera wynika z ciekawości świata. Jego eskapady nie muszą odbywać się w realnej przestrzeni, często są to podróże „poza ciałem”, w które artysta udaje się dzięki hipnozie, środkom halucynogennym czy „dobremu duszkowi” – marihuanie. Podobnie działa nie po raz pierwszy przez niego wykorzystywany kostium kosmonauty.

Czy leci z nami pedał?

4 czerwca Althamer zaproponował doświadczenie kosmicznej podróży innym. Podróż do Brukseli obfitowała w różnorakie przeżycia, może nawet stwarzała szansę przemiany. Stawiała nas w sytuacji, której wcześniej raczej nie zaznaliśmy. W złotych kombinezonach silnie odróżnialiśmy się od otoczenia, wzbudzając entuzjazm i przyjazne zainteresowanie napotykanych osób. Zajmowaliśmy pozycję Obcego, Innego; pozycję pozytywnego wariata. Z wewnętrznej perspektywy doświadczenie złotego tłumu było wspólnotowe – to dzięki byciu razem czuliśmy się bezpieczni w swej odrębności.

Nasza wspólnotowość była oczywiście czysto fantazmatyczna. Nie następowała ponad podziałami; te były raczej maskowane przez identyczne stroje. Jedną z pań już na lotnisku w Warszawie zaniepokoiła możliwość, że wśród pasażerów złotego samolotu znalazł się ktoś o odmiennej orientacji. „Ja z pedałem nigdzie nie lecę” – zawyrokowała przy odprawie. Wygląda na to, że pod hasło „Wspólnej sprawy” nie dałoby się podpiąć bardziej palących problemów niż świętowanie rocznic.

Ucieszne momenty anarchii

„Wspólna sprawa”,
fot. Krzysztof Kozanowski
Harmonogram wydarzenia przypominał zwykłą, jednodniową wycieczkę – wizyta w słynnym Atomium (budynku-modelu kryształu żelaza, zbudowanym z okazji wystawy Expo’58), przechadzka po dzielnicy europejskiej, piknik w parku, spacer po brukselskiej starówce. Z tą różnicą, że wszyscy bez wyjątku mieli na sobie błyszczące złote kombinezony. Przed siedzibą Komisji Europejskiej na złotych gości czekał wiwatujący tłum Polaków pracujących w strukturach unijnych. Ostatnim punktem programu było wypuszczenie tysięcy złotych balonów na placu Flagey, przy którym znajduje się Instytut Kultury Polskiej.

Mnie najbardziej cieszyły momenty anarchii; drobne niesubordynacje, gdy złoty tłum rozpierzchał się wbrew sugestiom ekipy przewodników, lub gdy ku przerażeniu ochroniarzy próbował sforsować budynek Komisji Europejskiej. Jacek Adamas, artysta i przyjaciel Althamera ze studiów, co jakiś czas wypuszczał przywiezione ze sobą złote „Kule energii”, mające zapewnić równowagę światu. W brukselską codzienność wnieśliśmy atmosferę karnawału.

Akcja Althamera miała przynajmniej trzy wymiary. Po pierwsze – indywidualnej „przemiany” uczestników, po drugie – propagandy związanej z rocznicą, po trzecie wreszcie – wybryku. Bo jak inaczej, jeśli nie wybrykiem właśnie, nazwać wysłanie (za publiczne pieniądze!) mieszkańców bloku przebranych w złote kombinezony do stolicy zjednoczonej Europy? Być może rację ma dziennikarz „Faktu”, pisząc, że uczestnicy wyprawy „pajacowali”. Dopominając się o „powagę” i „wzniosłość”, nie docenił jednak subwersyjnej strony „pajacowania”. Tymczasem to właśnie połączenie oficjalnych obchodów z wygłupem wydaje się szczególnie wartościowe, bo podważa ustalone reguły reprezentacji.

Szczurołap

Charles Esche w tekście „Paweł Althamer: The New Pied Piper” (opublikowanym w zbiorze „East Art Map”) porównał artystę do dwuznacznego bohatera braci Grimm, Flecisty z Hameln. Flecista-szczurołap za pomocą czarodziejskiej muzyki najpierw wywabił z miasta szczury i utopił je w rzece, a następnie – gdy miasto mu nie zapłaciło – w podobny sposób uprowadził dzieci.

Postawa Althamera jest równie ambiwalentna. Można podejrzewać, że artysta jednocześnie kusi i manipuluje. „Każdespotkanie z pracą Althamera – pisze Esche – jest trochę destabilizujące. Nigdy nie jesteśmy pewni, po której jest stronie, w którym kierunku zmierzają jego starania”. Można żywić podejrzenie, że w brukselskim etapie „Wspólnej sprawy” Althamer wykorzystał zarówno tych, którzy opłacili akcję, jak i tych, którzy wzięli w niej udział. W końcu przebrani w złote stroje realizowaliśmy jego fantazję.

W swym tekście Esche zadaje kluczowe dla działań Althamera pytanie, ważne również w kontekście obchodzonej rocznicy: „Do czego sprowadza się wolność, jeśli nie do prawa działania w sposób ekskluzywny i oferowania niektórym osobom namacalnych korzyści w jej imieniu; jeśli nie do oferowania tych korzyści swojej rodzinie i najbliższym ci osobom”. Pytanie to można jeszcze wzmocnić: czy wysłanie na wycieczkę mieszkańców bródnowskiego bloku jest wystarczającym pretekstem dla sztuki? Zdecydowanie tak.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.