Kozyra ma power
fot. M. Oliva Soto

Kozyra ma power

Karol Sienkiewicz

Wystawą w Zachęcie Katarzyna Kozyra rozpoczyna pracę nad kolejnym projektem. Próba retrospektywy zamienia się w casting do jej nowego, tym razem pełnometrażowego filmu. O niej samej

Jeszcze 2 minuty czytania

Od ładnych paru lat Katarzyna Kozyra realizowała kolejne odsłony cyklu „In Art Dreams Come True”. W sztuce marzenia stają się rzeczywistością – twierdziła i co jakiś czas prezentowała nowy film czy performens. Pierwotna idea – przyjmowania nauki tradycyjnie pojmowanych kobiecych zachowań od dwóch mężczyzn – Maestra, nauczyciela śpiewu operowego, oraz Glorii Viagry, berlińskiej drag queen, ewoluowała w najróżniejszych kierunkach. Gdy artystka zaczęła kreować bajkowe światy, Artur Żmijewski twierdził, że „jej ostatnie działania coraz bardziej przypominają realizacje mieszczańskiej fantazji o sztuce”. Kozyra nie została nową Marią Callas, ale jej porażki i potknięcia na scenie w galerii zyskiwały inną jakość, a ona sama dopisywała kolejne rozdziały do historii sztuki genderowej. Szybko stało się ich jednak na tyle dużo, że widzowie zaczęli oczekiwać końca serialu. Gdy już wydawało się, że nadszedł ostatni odcinek, pojawiał się następny, o jeszcze bardziej rozbudowanej fabule. W filmie „Summertale” Maestro i Gloria Viagra giną z rąk karliczek w baśniowej krainie, w której nie ma miejsca na mężczyzn. Osobiście wolę zemstę w wykonaniu kobiet z „Death Proof” Quentina Tarantino. Czy to był wyczekiwany „the end”?

Wystawa „Casting”, która zajęła całe piętro Zachęty, prawdopodobnie wyznacza koniec realizacji marzeń w sztuce, a przynajmniej marzeń o zostaniu bardziej modelową kobietą – która potrafi śpiewać jak diwa, chodzić w makijażu i na obcasach oraz ładnie trzymać kwiaty. Przede wszystkim jednak to początek nowego projektu, a z jego rozmachu można wnioskować, że zajmie Kozyrze kilka kolejnych lat.

Przygotowania do koncertu, Sammlung Hoffmann,
Berlin 2008, fot. M. Oliva Soto

„To nie jest wystawa. To nie jest retrospektywa. To kolejny akt pracy nad nowym projektem” – czytamy w tekście kuratorskim. Twierdzenie trochę na wyrost. Bo jest to i wystawa, i retrospektywa. W Zachęcie zebrano wybór prac od studiów w pracowni Grzegorza Kowalskiego po rok 2010. Na tym jednak nie koniec. Jak przystało na artystkę, która każde zarobione pieniądze inwestuje w kolejny projekt, Kozyra wykorzystała wystawę, by uczynić krok do przodu: odwrócić rolę widz-artysta i zorganizować casting do nowego filmu. Tytuł mówi sam za siebie. Od 2009 roku Kozyra pracuje nad filmem fabularnym, który oparty zostanie na wątkach z jej własnego życia. Sądząc po dotychczasowej metodzie pracy artystki, efekt końcowy poprzedzą trailery i etapy pośrednie.

Za czarną kotarą

Wystawa ma więc swój jasno określony cel. Kozyra wyprzedza samą siebie. Widz nie zapoznaje się z jej twórczością bez powodu. Każdy zwiedzający jest bowiem potencjalnym aktorem w jej nowym filmie. Oglądanie wystawy to zapoznawanie się z rolą.

W trakcie zdjęć do „Cheerleaderki”, Zachęta 2006,
fot. M. Oliva Soto

Sama ekspozycja jest raczej prosta, w pozytywnym znaczeniu. Mimo dużej przestrzeni nie sprawia wrażenia przeładowania, to wybór, z którym można zapoznać się już przy pierwszym pobycie w galerii, co nie jest regułą w przypadku wystaw artystów wideo. Wszystkie prace mają osobne, niezależne przestrzenie i nie przeszkadzają sobie nawzajem.

Dorobek artystki, nawet jeśli pokazany wycinkowo, a może właśnie także dzięki temu, imponuje. Większość z tych prac to już dzisiaj pozycje klasyczne: od dyplomowej „Piramidy zwierząt” (1993), przez „Olimpię” (1996), obie „Łaźnie” (1997, 1999), „Święto wiosny” (1999-2002), „Karę i zbrodnię” (2002) po kilka wybranych epizodów z cyklu „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością” (od 2003), wyświetlanych w tzw. betonach, zamienionych z tej okazji w salę kinową. Dalej znajduje się już tylko czarna kotara.

Na tle instalacji „Święto wiosny”,
z prywatnego archiwum artystki

Za kotarą przez wszystkie dni wystawy trwa nieustający casting. Każdy, kto się odważy, niezależnie od płci, wieku czy doświadczenia, może spróbować swych sił przed kamerą. Komu przypadnie główna rola? Wkrótce pierwsze rezultaty poszukiwań talentów mają zostać zaprezentowane na wystawie.

Uroki głównej roli

Nie wiemy, jakie postacie pojawią się w filmie: profesor Kowalski? wieloletnia przyjaciółka i artystka Katarzyna Górna? obecny partner Kozyry Fabio Cavallucci? Najwięcej emocji wzbudza oczywiście rola główna. Po latach wcielania się w operowe diwy, cheerleaderki, Lou Salomé, a wcześniej mężczyzn („Łaźnia męska”), artystka na nowo zadaje pytanie o samą siebie.

„Łaźnia męska”, 1999, wideoinstalacja, kol. Zachęty
Narodowej Galerii Sztuki

Wczesne prace Kozyry były nierozerwalnie związane z jej osobistymi przeżyciami. Intuicyjnie podejmowała problem śmierci – gdy powstawała „Piramida zwierząt", jej praca dyplomowa na Akademii, artystka ciężko chorowała i przechodziła chemioterapię. Dosłownie otarła się o śmierć. Jednocześnie twierdziła: „Czułam się dotknięta faktem, że z «Piramidy» przyszło mi tłumaczyć się chorobą”. „Piramida" to nie tylko estetyczny ready-made z wypchanych zwierzaków, ale też drastyczny film dokumentujący uśmiercanie i preparowanie skóry konia. W „Olimpii” natomiast artystka chciała ukazać ciało niedoskonałe, w kontrze do obrazu Maneta, do którego się odnosiła – sama stała się modelką na dwóch z trzech fotografii.

Za te pierwsze próby przyszło jej drogo zapłacić – publiczną nagonką w mediach, której musiała stawić czoła. Nieprzypadkowo mówiono wtedy o „zimnej wojnie sztuki ze społeczeństwem”, poruszenie wywołane „Piramidą” było zaledwie pierwszym epizodem w całej serii skandali ze sztuką w roli głównej, w co najmniej kilku przypadkach z udziałem Kozyry. Być może atmosferę podsycał jej bezkompromisowy charakter, co pokazują wywiady z artystką czy obecny na wystawie w zaaranżowanej czytelni film „Skandalistka Kasia K.” (1999). Kozyra nie przebiera w słowach i nie przejmuje się polityczną poprawnością. I za to też ją wszyscy lubimy. W notatkach artystki, które posłużyć mają do napisania scenariusza, wydrukowanych w katalogu wystawy, ta niespokojna natura zaciera się gdzieś w próbie opisu faktów. Miejmy nadzieję, że powróci w filmie.

w trakcie zdjęć do Cheerleaderki, Zachęta 2006,
fot. M. Oliva Soto

Kręcenie fabuły o samej sobie wydaje się przedsięwzięciem o znacznym stopniu ryzyka. Prawdopodobnie większym niż wejście do pełnej nagich mężczyzn łaźni z doklejonym gumowym członkiem. Gdy w 1999 roku Kozyra jechała z „Łaźnią męską” na Biennale w Wenecji, redakcja czasopisma „Max” zamówiła mszę świętą w intencji powodzenia wystawy w polskim pawilonie. Wtedy się udało – artystka otrzymała wyróżnienie. Czy i tym razem trzeba prosić Najświętszą Panienkę o interwencję? Wydaje się, że to nie zasługa bóstw. Kozyra po prostu nie przegapia nadarzających się okazji. Celowo wykorzystuje autokompromitację. Nawet o swojej chorobie mówiła w wywiadzie: „Wszystko, co mi się w życiu przytrafia, staram się świadomie wykorzystać”.

Kozyra udowadnia po raz kolejny, że ma power.

Katarzyna Kozyra, „Casting”. Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa, 4 grudnia 2010 – 13 lutego 2011

Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.