Chiński sen
Shi Weiping, „Ekspedycja polarna”, 2019

17 minut czytania

/ Sztuka

Chiński sen

Karol Sienkiewicz

By sprawdzić, jak aktualnie wygląda chińska sztuka zgodna z linią partii, wybrałem się na 12. Ogólnokrajowy Festiwal Sztuki w Szanghaju. Gdzie, jeśli nie na tej przekrojowej wystawie, przekonam się, jak dzisiejsza propaganda przekłada się na sztukę?

Jeszcze 4 minuty czytania

Chińska Republika Ludowa ma długą i bogatą tradycję sztuki propagandowej. Starsze pokolenia Chińczyków do dziś nucą melodie modelowych oper z czasów rewolucji kulturalnej, a klasyczne wizerunki Mao Zedonga czy propagandowe plakaty na stałe wpisały się w kulturę wizualną Chin, chociaż obecnie stanowią raczej nieco nostalgiczny element popkultury. Kiedyś innej sztuki po prostu nie było.

By sprawdzić, jak aktualnie wygląda chińska sztuka zgodna z linią partii, wybrałem się na 12. Ogólnokrajowy Festiwal Sztuki w Szanghaju. Gdzie, jeśli nie na oficjalnej przekrojowej wystawie, zorganizowanej przez Ministerstwo Kultury i Turystyki oraz lokalne władze, przekonam się, jak dzisiejsza propaganda przekłada się na sztukę?                                                  

Naj, naj, naj

Festiwal odbywa się w Muzeum Sztuki Chin, popularnym zwłaszcza wśród chińskich turystów. Mieści się bowiem w dawnym pawilonie Chin zbudowanym na Expo 2010 w Szanghaju. Budynek pawilonu, zaprojektowany przez znanego architekta He Jingtanga, przypomina przeskalowany dougong, element tradycyjnej architektury chińskiej. Umieszczenie odwróconej piramidy na czterech kolumnach ma zaś nawiązywać do tradycyjnego naczynia ding, w którym składano ofiary. No i były pawilon jest po chińsku czerwony, a czerwień to kolor dobrobytu. Expo i sam pawilon biły rekordy. Podobnie jak olimpiada w Pekinie, impreza fetowała nową erę w historii Chin. Wszystko było tu „naj”. Pawilon Chin był największym (i najdroższym) pawilonem narodowym w historii wystaw światowych. Turyści przyjeżdżający do Szanghaju z najodleglejszych prowincji odwiedzają to miejsce równie chętnie jak sięgające nieba wieżowce na Lujiazui. Skala festiwalu też robi wrażenie. Prezentowane na nim obrazy można liczyć w metrach kwadratowych. Zgromadzono w sumie ponad siedemset prac średniej i starszej generacji artystów z całych Chin, reprezentujących różne gatunki artystyczne: od tradycyjnego chińskiego malarstwa tuszem, zwanego guohua, przez malarstwo olejne, grafikę, rzeźbę, po kaligrafię i pieczęcie. Jednak już od progu odnosi się wrażenie pustki. Na festiwalu brakuje zwiedzających. Niemal nikt tu nie zagląda. Większość gości Muzeum Sztuki Chin po prostu omija ogromne sale na parterze, gdzie umieszczono wystawę. Może są już zmęczeni, bo muzeum ogląda się od góry do dołu. Ale najwyraźniej ta sztuka ich po prostu nie interesuje, co mówi o tym wydarzeniu więcej niż sama sztuka.

Han Juliang, Pierwszy wzlot, 2018Han Juliang, „Pierwszy wzlot”, 2018

Sen

Już w pierwszym zdaniu krótkiego wstępu do wystawy jest mowa o tym, że prezentowana na niej sztuka podąża za wskazówkami zawartymi w przemówieniach i tekstach Xi Jinpinga. Sztuka ma więc dotyczyć problemów społeczeństwa i służyć ludowi. No i, przy okazji, wspominać o wiodącej roli partii w rozwoju kraju w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat. Wszak Chińska Republika Ludowa obchodzi w tym roku okrągłą rocznicę istnienia i większość wydarzeń kulturalnych ma – chcąc nie chcąc – rocznicowy charakter.
„Socjalizm o chińskiej charakterystyce wkroczył w nową erę, a nowa era wymaga nowych tworów artystycznych”, czytamy. „Chiński Sen dostarcza silnych wiodących wartości, kulturalnej spójności i duchowej siły, tworzy nowy rozdział socjalistycznej literatury i sztuki o chińskiej charakterystyce w nowej erze!” Brzmi to patetycznie i nieco skomplikowanie. O jakim śnie tu mowa?
W 2012 roku Xi Jinping jako świeżo upieczony sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin odwiedził wystawę „Droga do odrodzenia” w Muzeum Narodowym w Pekinie. Wtedy po raz pierwszy rozwinął wizję „chińskiego snu”. Mówiąc krótko, Chiny staną się siłą liczącą się na świecie, mocarstwem, a Chińczycy będą spełniać swe indywidualne ambicje.
„Chiński sen” (zhong guo meng, 中国梦) stał się głównym sloganem czasów Xi, przemawiającym do Chińczyków bardziej niż technokratyczne hasła jego poprzedników: „trzy reprezentacje” Jiang Zeminga czy „naukowy rozwój” i „harmonijne społeczeństwo” Hu Jintao. W 2013 roku „chiński sen” uznano w Chinach za słowo roku. Slogan Xi na nowo obudził pamięć o historii – o wielkiej cywilizacji z przeszłości, tradycji, ale też o dziesięcioleciach kolonialnych upokorzeń.


Pomóc w realizacji „chińskiego snu” ma „pozytywna energia” (zheng neng liang, 正能量), wyrażenie wielokrotnie powracające w przemówieniach Xi, przejęte przez propagandę z języka lifestyle’u. Dziś nie oznacza tylko optymistycznego nastawienia czy zdrowego stylu życia, ale równie dobrze odnosić się może do sfery polityki i gospodarki. Można więc zwiększać „pozytywną energię” w stosunkach chińsko-amerykańskich, ale też nieść pozytywną energię dla świata przez pokój i stabilizację (czytaj: Inicjatywę Pasa i Szlaku). Szybko – jak często bywa w chińskim internecie – „pozytywna energia” zmieniła znaczenie, stając się swoją karykaturą, synonimem rządowej propagandy.

Shang Yadong, Najpiękniejsza woda jeziora Tai, 2019Shang Yadong, „Najpiękniejsza woda jeziora Tai”, 2019

Sztuka pełna pozytywnej energii

Xi Jinping wielokrotnie wypowiadał się na temat kultury. Już w październiku 2014 roku wygłosił słynne przemówienie przed ludźmi kultury – pisarzami, aktorami i artystami. Przestrzegał ich przed komercjalizacją sztuki. Mówił, że powinna ona reprezentować socjalistyczne wartości, służyć socjalizmowi i ludowi, być zgodna z myślą marksistowsko-leninowską. Przede wszystkim zaś sztuka musi wyrażać „pozytywną energię”.
Wystąpienie Xi porównywano do słynnych wykładów Mao z Yanan z 1942 roku, cytowanych później w czerwonej książeczce, w których wzywał pisarzy i artystów, by tworzyli dzieła w służbie rewolucji i komunizmu. Dlatego też słowa Xi wywołały sporą konsternację – odczytano je jako zapowiedź zacieśniania cenzury i ożywienia ideologii maoistowskiej w sektorze kultury.
O ile jednak Mao mówił o walce klas, Xi chętniej odwoływał się do „wielkości narodu”. Za najważniejszą wartość „socjalizmu o chińskiej charakterystyce” uważa on bowiem patriotyzm. I podczas gdy kultura w czasach Mao była całkowicie oderwana od kwestii ekonomicznych, Xi wspomina o wartości rynkowej wytworów kultury, ta nie może jednak górować nad walorami artystycznymi. Tak czy owak, sztuka ma być podległa oficjalnej polityce.
Podobne argumenty Xi powtórzył w opublikowanym w kwietniu tego roku tekście „Państwo i naród nie mogą być pozbawione duszy”, adresowanym do artystów i pisarzy. Postuluje w nim, by kultura współczesna konsolidowała narodową pewność siebie, by artyści tworzyli w zgodzie z czasami, w których żyją, stawiała w centrum człowieka, no i służyła ludziom, wyznaczając im wysokie standardy moralne.

Samoloty i lodołamacz

Na festiwalu może jest pozytywnie, ale zdecydowanie brakuje energii. Pośrodku części poświęconej kaligrafii, zajmującej niemal połowę przestrzeni festiwalu, trudno nie zauważyć trzech ogromnych chińskich znaków. Pośród wykaligrafowanych fragmentów poezji z dynastii Tang oraz wierszy Mao Zedonga (wciąż bardzo popularnych wśród kaligrafów) widnieje bowiem slogan „Chiński sen”, wypisany jednak tradycyjnymi hanzi i czytany – jak niegdyś – od prawej do lewej. Jakby „chiński sen” nie był hasłem „nowej ery socjalizmu o chińskiej charakterystyce”, lecz towarzyszył Chińczykom na przestrzeni wieków i dopiero dziś się ziścił.
To jednak jedyne miejsce na wystawie, w którym jasno można określić obecność Xi Jinpinga. Nie ma na niej żadnych przedstawień głównego sekretarza ani innych chińskich polityków. A takie obrazy powstają, widziałem ich wiele, często niepokojąco bliskich dobrze znanym wzorcom z czasów kultu Mao. Nieprzypadkowo o powrót do kultu jednostki oskarżany jest dziś Xi. Tymczasem większość bohaterów tej wystawy pozostaje bezimienna, anonimowa. To „zwykli Chińczycy” – chłopi, żołnierze, robotnicy.

Pierwszy obraz, na który się tu natkniemy, przedstawia młodych pracowników korporacji. Za oknem rozpościera się panorama Lujiazui, finansowej dzielnicy Szanghaju z rozlewająco się szeroko rzeką Huangpu i fragmentem Oriental Pearl Tower, najbardziej charakterystycznego budynku w panoramie miasta. Bohaterowie obrazu nie są jednak zwykłymi białymi kołnierzykami, lecz członkami partyjnej komórki działającej w jednej z firm. Rozpoznamy ich po czerwonych przypinkach na białych koszulach.
Znowu, to niemal jedyni partyjniacy na całej wystawie. Artystów, którzy sięgnęli do historii chińskiego komunizmu, głównie Długiego Marszu, można policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli obrazują uroczystości, to raczej związane z gospodarką, jak otwarcie szanghajskiej giełdy czy przyjęcie Chin do WTO w 2001 roku.
Kiedyś głównym bohaterem był Mao, współcześnie jednak chińscy akademicy najchętniej wymalowują platformy wiertnicze i inwestycje infrastrukturalne. Wielokrotnie powraca na wystawie samolot C919, duma chińskiego przemysłu. Na wymalowanym tradycyjną techniką, chociaż w nieco komiksowym stylu, obrazie poznajemy dwie słodkie małpki – Zhongzhong i Huahua, makaki sklonowane przez szanghajskich naukowców. Ich imiona układają się w Zhonghua, czyli Chiny, Kraj Środka. Badacze testują wodę z jeziora Taihu, a tytuł płótna wskazuje na to, że jest wyjątkowo czysta. Obok naukowcy z lodołamacza Xuelong (Śnieżny Smok) przeprowadzają odwiert w lodach Antarktyki.

Zhou Simin, Najpiękniejsza nauczycielka, 2019Zhou Simin, „Najpiękniejsza nauczycielka”, 2019

Ptaki śpiewają, kwiaty pachną

Wystawa, unikając bezpośrednich odniesień do polityki, obrazuje więc raczej osiągnięcia chińskiej gospodarki i nauki, zmodernizowaną Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą, a przede wszystkim – wyidealizowane życie codzienne. Podopieczni domu starców z pielęgniarkami ćwiczą patriotyczne pieśni. Na pięciometrowym płótnie oglądamy szczęśliwych Chińczyków przeprowadzających się na nowo wybudowane osiedle.
Najbardziej wyidealizowane są jednak – jak zawsze – przedstawienia wsi i mniejszości narodowych. Nie tylko świetnie ma się produkcja rolna (warzywa z pola trafiają na bazar i do supermarketu), życie na wsi też wypada wyjątkowo idyllicznie. To smutny paradoks. Przecież nierówności społeczne, a zwłaszcza różnice w poziomie życia między miastem a wsią stanowią dziś największą bolączkę Chin. Najczęściej powracający na obrazach Ujgurzy są zaś najbardziej prześladowaną mniejszością w ChRL.

Han Shuo, Nazywam się Zhongzhong, nazywam się Huahua, 2019Han Shuo, „Nazywam się Zhongzhong, nazywam się Huahua”, 2019

Xiaolin, mój chiński kolega, którego namówiłem na wspólną wizytę na wystawie, mówi, że on i jego znajomi zupełnie się na tych obrazach nie odnajdują. Nie są w oficjalnej propagandzie zupełnie reprezentowani, podobnie jak problemy młodego i średniego pokolenia są całkowicie pomijane w środkach masowego przekazu.
Wśród natłoku miałkich obrazów znalazły się też prawdziwe perełki. Yao Xiuming, malarz wykształcony w akademii wojskowej, chociaż na co dzień specjalizujący się w cyzelowaniu kwiatów i owadów, na festiwalu pokazuje sporej wielkości obraz przedstawiający nurków Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Z ich opalonych ciał schodzi skóra, co udało mu się świetnie oddać w tradycyjnej technice tuszem na jedwabiu.
Gdzieniegdzie między wierszami możemy odczytać chińskie ambicje na arenie międzynarodowej, głównie Inicjatywy Pasa i Szlaku. Stąd biorą się tematy afrykańskie i nawiązania do chińskiego odkrywcy z dynastii Ming Zheng He, który na początku XV wieku dotarł do wschodnich wybrzeży Afryki. Wyjątkiem jest kuriozalny obraz w stylu buddyjskich malowideł, w którym historia Jedwabnego Szlaku łączy się ze współczesną koncepcją Pasa i Szlaku, promowaną przez Xi. Na złotym tle obok karawan wielbłądów suną superszybkie chińskie pociągi, tradycyjne dżonki płynął obok kontenerowców, a bóstwa na chmurach przechadzają się obok samolotów, oczywiście C919. Ten obraz jest jak dosłowne przeniesienie słów Xi. Przeszłość ma służyć teraźniejszości, powtarza często, jakby cytował Mao.
Ale nawet na oficjalnym festiwalu artyści wydają się unikać jak ognia polityki oraz wszelkich newralgicznych tematów. Xiaolin zauważa, że także w dziale kaligrafii, który jakby się nie kończył, wybór tekstów jest wyjątkowo bezpieczny. Wszak historyczne teksty też były pełne politycznych sporów i konfliktów. Tymczasem najchętniej sięga się po teksty o naturze. Chińczycy mawiają niao yu hua xiang – ptaki śpiewają, kwiaty pachną. Chiński sen? Może następnym sloganem powinna być „pobudka”, żartuje Xiaolin.
Mnie też festiwal rozczarowuje, nie tyle z powodu niskiej jakości, ile właśnie braku odniesień politycznych. Ta sztuka rozczarowuje jako propaganda. Po chińskiej sztuce zgodnej z linią władzy oczekiwałem nie tylko ilościowego rozmachu, ale też propagandowego splendoru. Nie ma tu ducha wspólnoty, utopii. „Chiński sen” okazuje się po prostu poparciem obecnego stanu rzeczy, a nie wizją przyszłości. W czasach względnej stabilizacji, nawet jeśli nieco zmąconej wojną celną czy protestami w Hongkongu, nie ma miejsca na refleksję nad przeszłością ani na budowanie ideałów.

Ren Lijun, „China International Import Expo 2018”, 2019Ren Lijun, „China International Import Expo 2018”, 2019

Propaganda w nowej erze

Teksty Xi o kulturze, które weszły też do dwóch tomów jego wystąpień, znanych na świecie pod angielskim tytułem „The Governance of China”, mogą służyć za przewodnik po oficjalnych koturnowych wystawach. Gdy zestawić je jednak z chińską sztuką współczesną, okażą się fantazjami bez pokrycia. Sztuka współczesna, taka, jaką znamy na Zachodzie, jest bowiem w Chinach domeną sektora prywatnego.
W licznych prywatnych muzeach i galeriach Szanghaju i Pekinu nikt nie wydaje się przejmować przewodnią rolą partii, chociaż wszystkie działają pod presją cenzury i także w nich obchodzi się nieraz narodowe rocznice. Na przykład w holu jednego z prywatnych szanghajskich muzeów zwiedzających wita cytat z Xi, a wystawa współczesnej sztuki portugalskiej w Fosun Foundation w zeszłym roku opisana została jako efekt wymiany kulturalnej towarzyszącej Inicjatywie Pasa i Szlaku. Czy można jednocześnie spełniać własne ambicje artystyczne, podążać za rynkiem i wyrażać „chiński sen” Xi? To raczej nie do pogodzenia.
Efektem jest dwutorowość sztuki, poruszanie się artystów w dwóch niespotykających się niemal obiegach. Pierwszy jest częścią międzynarodowego obiegu sztuki, tworzą go prywatne muzea i galerie. Drugi obieg, zgodny z oficjalną linią rządu, rozwija się na państwowych uczelniach, w mniejszych i rzadko odwiedzanych galeriach miejskich, stowarzyszeniach twórczych. To sztuka tworzona na zamówienie, oficjalna, rzadko wzbudzająca większe zainteresowanie. Jednocześnie to właśnie w tym obiegu, niewłączanym do dyskusji o sztuce współczesnej w Chinach, kwitnie guohua, tradycyjne chińskie malarstwo, a wielu z tych artystów reprezentuje naprawdę wysoki poziom warsztatowy. Tę sztukę można oglądać na wystawach związków artystycznych w lokalnych galeriach, rzadziej zaś na większych imprezach, jak 12. Ogólnokrajowy Festiwal Sztuki w Szanghaju, gdzie jednocześnie widać wyraźnie, jak bardzo odklejona jest od oczekiwań odbiorców w dużych ośrodkach.
Podczas gdy sztuka w czasach Mao rzeczywiście trafiała do mas, w postaci wydawanych w milionowych nakładach reprodukcji, obecny festiwal – mimo swoich rozmiarów – ten rozmach jedynie udaje. Większość prac powstało specjalnie na festiwal i na tym ich życie się zakończy. Wystawa wydaje się jakimś błędem systemu.

Yang Xiaogang, Mężowie stanu republiki, 2018Yang Xiaogang, „Mężowie stanu republiki”, 2018


Sztuka nie jest dziś zresztą oczkiem w głowie chińskiej machiny propagandowej. Xi znacząco zwiększył budżet na propagandę. Chińska propaganda wkroczyła w nową erę, stosuje nieoczywiste środki, jest bliższa PR-owi i adresowana do milenialsów. Specjalizuje się w wiralujących chiński internet materiałach i wysokobudżetowych filmach, jak zeszłoroczny film dokumentalny „Amazing China” (Lihai le, wo de guo, 厉害了, 我的国), w zapierających dech w piersi panoramicznych ujęciach opowiadający o osiągnięciach chińskiego przemysłu i technologii w czasach Xi.

Produkowane w Chinach propagandowe filmy dokumentalne i programy często naśladują reportaże BBC, wykorzystują zagranicznych ekspertów, a nawet są dwujęzyczne – można niemal odnieść wrażenie, że powstały za granicą. Mają pomóc uwierzyć w „chiński sen”, rozbudzić dumę z własnego kraju. To projekt bliski hollywoodzkim ambicjom wicepremiera Glińskiego, ale zrealizowany z prawdziwie hollywoodzkim budżetem i – bardzo często – efektywny.
Sztuki wizualne mają dziś na tym polu niewiele do zaoferowania. Artyści prezentowani na szanghajskim festiwalu wymalowują Chiny w pozytywnych barwach, ale nie przemawiają ani do młodego, ani do starszego pokolenia Chińczyków. To prywatne muzea sztuki współczesnej w Szanghaju czy w Pekinie pełne są młodzieży, nawet jeśli ta traktuje sztukę jako świetne tło do selfie. Mimo tego, że na festiwal wchodzi się za darmo, a ceny biletów w prywatnych muzeach dla większości Chińczyków są po prostu zaporowe. Paradoksalnie, to raczej w prywatnych muzeach, często ekstrawaganckich i dosyć rozrywkowych, a nie na koturnowych oficjalnych wystawach wydaje się ziszczać prawdziwy „chiński sen”.