Piotr Bosacki w Arsenale
widok wystawy / fotograf: Maciej Zaniewski

Piotr Bosacki w Arsenale

Karol Sienkiewicz

Ostatnie prace Piotra Bosackiego ukazują podmiot liryczny rozdarty między potrzebą porządku i marzeniem o anarchowolności. U samego artysty obie skłonności też idą w parze

Jeszcze 2 minuty czytania

Na wystawie „Nie za bardzo” Piotra Bosackiego w Arsenale wszystko jest w kratkę. Jak w zeszycie do matematyki walczą ze sobą determinizm przyczynowo-skutkowy i tęsknota za pierwotnym chaosem – stąd te gry w statki i w czołgi czy wzory próbujące wyzwolić się ze struktury kartki. Kilka prac z dwóch ostatnich lat wyraźnie podporządkowane zostało modułowi kwadratu. W identycznych kwadratowych gablotach umieszczono obiekty animowane oraz makiety, którymi posłużył się artysta przy produkcji dwóch filmów animowanych pokazywanych na wystawie: „Filmu żarówkowego” (2012) oraz „Kompletnych bzdur” (2011).

„Nie za bardzo”

wystawa Piotra Bosackiego, kurator: Michał Lasota,  Galeria Arsenał, Białystok, do 8 listopada 2012

Cała wystawa mieści się w manierze Stereo, rodzimej galerii Bosackiego w Poznaniu. Nieustanne starania o zachowanie czystości, prostoty formy, kątów i wyrazistości kontrastów raz przynoszą spodziewany efekt, raz nie – bo na podłodze klepka, a ściany nie zawsze równe. Odbija się tu porażka ambicji bycia gdzie indziej – jakkolwiek byśmy się starali, i tak okaże się, że nadal jesteśmy tu.

Nitkojelita

Makiety do filmów również zdradzają swoistą lokalność i ubogość materiałów. Bosacki używa kawałków nitek, tektury, guzików czy starej dykty. Obiekty animowane to już bardziej skomplikowane maszyny napędzane prądem, ale ciągle w estetyce DIY i Adama Słodowego. W poruszanych silniczkami szczypcach gumka recepturka układa się w zmienne kształty; dwie obracające się przezroczyste klisze z namalowanymi kropkami, kółkami i nawiasami, w miejscu przecięcia co jakiś czas układają się w prosty rysunek uśmiechniętej buźki (to dla cierpliwych); powietrze z plastikowej rurki porusza dwa kawałki taśmy z kasety magnetofonowej. Patyczki, sznurki, niedopałki.

„Kompletne bzdury”, Fotograf: Maciej Zaniewski

Podobne przedmioty w „Kompletnych bzdurach” układają się w ciąg trzech nieco absurdalnych historii, opowiadanych głosem narratora. Pierwsza ukazuje, jak za człowiekiem ciągną się pasma złych występków, nieodpowiedzialności i nieuregulowanych długów. Trudne do zniesienia wyrzuty sumienia wynikają, zdaniem narratora, z „nadmiernej skłonności łączenia przyczyny ze skutkiem”. Spokój przynosi bowiem dopiero zobaczenie wszystkich opisanych wydarzeń „bez powiązań”: „Czułem się wtedy jak przewodniczący komisji do spraw łatwych”. Druga historia, zainspirowana Konkursem Chopinowskim, to sen o sedesie składającym się z samych klap. Trzecia opowiada o nosicielu niezwykłego pasożyta. Siedząc w ubikacji zapada on w śpiączkę, by pasożyt za pomocą wysuniętego do rur kanalizacyjnych jelita nosiciela mógł najeść się robaków lub – w okresie godowym – zapuścić się wraz z jelitem i spotkać samiczkę. W końcu pasożyt wpada w sidła zastawione przez naukowca. I to by było na tyle.

widok wystawy / fotograf: Maciej Zaniewski

Światłodźwięki

Odmienny w charakterze, choć stylistycznie zbliżony do „Bzdur”, „Film żarówkowy” w Białymstoku ma swoją premierę. Wyświetlany na kwadratowym skrzynio-ekranie pośrodku pustej dużej sali, pozbawiony komentarza, wpisuje się w muzyczne poszukiwania Bosackiego. Przedstawia oglądany z góry labirynt złożony z kwadratowych pomieszczeń połączonych drzwiami. W labiryncie porusza się człowieczek. W makietę artysta wbudował żarówki, które migają każda w innym rytmie, każdej z nich przypisał też inny dźwięk. Gdy ludzik przemieszcza się w labiryncie, słyszy (albo też zarazem „widzi”) tylko te żarówki, do których drzwi są otwarte. To właściwie utwór zagrany na skonstruowanym przez artystę instrumencie – makiecie, według przygotowanej wcześniej partytury, w której określił tempo i rytm drgań. Zasady rządzącej filmem trudno jednak dociec samemu.

Bosacki na początku roku skomponował utwór „Czwarty zwój”, oparty na sztuczce, stosowanej w XV i XVI wieku przez niderlandzkich kompozytorów. Zgodnie z nią zapis nutowy można też czytać wspak, oglądają kartkę z drugiej strony, pod światło. Podczas prawykonania we Wrocławiu muzycy siedzieli po obu stronach półprzezroczystych ekranów. Odgrywany jednocześnie w obu kierunkach utwór tworzył polifoniczną muzyczną strukturę.

Film żarówkowy” / fotograf: Maciej Zaniewski

Piernik z człowieka

Bosackiemu nadal jednak blisko do poznańskich korzeni. Stereo, skupiające kilku członków Penerstwa i nowe narybki, wydało właśnie pierwszy numer „kwartalnika z literaturą i sztuką” pod nazwą „Półmrok”. Poetyckie zrywy w znajomym penerskim stylu na zmianę z pracami z tektury i taśmy klejącej czy rozpikselozowanymi rysunkami. Wszystko szare na szarym – w półmroku, sprawia wrażenie, jakby Penerstwo już wyszło ze szkoły, ale nie do końca pogodziło się z tym faktem. Redaktorem naczelnym jest jak zwykle Wojciech Bąkowski. Z jego podmiotem lirycznym identyfikuję się od czasu, gdy stał za firanką, wcinając tynk. Ale podczas gdy Bąkowskiego nadal najbardziej przyciągają autystycznie powtarzane gesty i czujnik zapalający lampę, „jak się podchodzi za blisko do bliźniaka”, Bosacki próbuje wniknąć w istotę językowości. I chyba nie przez przypadek to poemat Bosackiego otwiera „Półmrok”, zastępując wstęp, a promocja pisma w Rastrze podczas Warsaw Gallery Weekend sprowadziła się do odczytania go przez autora. Wydarzenie, opóźnione o godzinę, trwało jakieś pięć minut.

„Film żarówkowy” / fotograf: Maciej Zaniewski

„Poetyka to sensowność zdań formalnie niedorzecznych”, zaczyna Bosacki i rozwija to na przykładach. Chociażby dzieci mówiących „mysysyrybyry” na wszystko, co chcą wyrazić. Taką poetyką nonsensu trąci odklejone od całości ostatnie zdanie wypowiadane przez Bosackiego w „Kompletnych bzdurach”: „Lidka mi powiedziała, że piernik z człowieka nie istnieje”. To iście gombrowiczowskie zakończenie w rodzaju uwagi o potrawce z kury na obiad, zamykającej „Kosmos”. Jak pułapka zastawiona przez autora na tych, którzy – w krok za jego bohaterami – obsesyjnie poszukują sensu tam, gdzie go celowo brak. Czy Bosacki sam w nią wpada? Na szczęście nie za bardzo.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.