Przemysłowe ruiny i inne przedmioty
fot. 8485 / Instytut Sztuki Wyspa

Przemysłowe ruiny i inne przedmioty

Karol Sienkiewicz

Instytut Sztuki Wyspa w Stoczni Gdańskiej co raz redefiniuje siebie i swój kontekst. Czyni to bardziej przekonująco, gdy za klucz tegorocznej Alternativy przyjmuje materialność, mniej przekonująco – gdy zaprasza innych do kreatywnej analizy własnego archiwum

Jeszcze 3 minuty czytania

Działający od lat w Stoczni Gdańskiej Instytut Sztuki Wyspa, prowadzony przez artystę Grzegorza Klamana i kuratorkę Anetę Szyłak, zdaje się niewiele zmieniać. Te same nieremontowane ściany i chłód poprzemysłowych murów. Od mojej ostatniej wizyty (aż wstyd powiedzieć jak dawno) doszedł działający na parterze klub Buffet.

Sama stocznia zapada się w sobie, mimo że w tle Pomnika Poległych Stoczniowców, trzech kotwico-krzyżo-mieczy, powstaje ogromny gmach Centrum Solidarności, a nad bramę stoczniową powrócił niedawno Lenin. Bo jego imię oryginalnie nosiła stocznia. To rekonstrukcja – tak miała wyglądać brama w historycznych momentach 1980 roku. Nie wszystkim jednak to cytowanie przeszłości przypadło do gust. Imię Lenina zostało w odważnym geście zasłonięte logiem Solidarności z powiewającą biało-czerwoną flagą.

„Alternativa 2012”

Stocznia Gdańska, do 30 września 2012. Wystawy: „Teraz jest teraz”, Instytut Sztuki Wyspa, kuratorzy: Dominik Kuryłek, Anna Ptak, Ewa Małgorzata Tatar; „Materialność”, Hala 90B, kuratorzy: Arne Hendriks, Inês Moreira, Aneta Szyłak, Leire Vergara

Stocznia Gdańska imienia Solidarności to nie pierwsza lepsza fabryka, w której zagnieździła się sztuka. Twórcy Wyspy nieustannie mierzą się ze swoim kontekstem. Wyspa jest jak huba, narośl na tym ogromnym, chociaż obumierającym organizmie. O czymkolwiek nie zrobiono by tu wystawy, Stocznia zawsze będzie jej współbohaterem.

Wyspa

Nie inaczej jest w przypadku cyklu wystaw i ekspozycji, rozpisanego na lata 2010-2012, zatytułowanego „Alternativa”. Projekt właśnie wszedł w ostatnią fazę. Na tegoroczną odsłonę składają się dwie wystawy – „Materialność” w Hali 90B oraz „Teraz jest teraz” w Instytucie Sztuki Wyspa.

Korzenie Wyspy sięgają lat 80. Grzegorz Klaman, który do Trójmiasta przyjechał w stanie wojennym wspomina, że miał nadzieję zetknąć się tu z procesami w kulturze, analogicznymi do tumultu politycznego. Tymczasem sam musiał stać się jednym z liderów niezależnego życia artystycznego w Gdańsku. Razem z innymi artystami, np. Kazimierzem Kowalczykiem, tworzył dzieła landartowe oraz inicjował szereg wydarzeń, dla których szukał nowych przestrzeni.

Uwagę młodych artystów przyciągała zwłaszcza Wyspa Spichrzów na Motławie, tuż obok gdańskiej Starówki, opuszczona i zdewastowana. Odbyło się tam kilka imprez plenerowych. Wyspą nazywano też studencką galerię prowadzoną przez Klamana i przyjaciół.

Czkawka


Tytuł wystawy w Instytucie Sztuki Wyspa, poświęconej tym pionierskim czasom – „Teraz jest teraz” – trójka kuratorów zaczerpnęła z dwudniowego pokazu na Wyspie Spichrzów w 1988 roku. Decyzja ta odnosi się z jednej strony do teraźniejszości instytucji, która wyrosła z tych doświadczeń, oraz działalności Klamana i Szyłak w latach 90. (Otwarte Atelier, Łaźnia). Z drugiej strony podkreślenie teraźniejszości ma stanowić refleksję nad fenomenem archiwum i niedostępności zapośredniczonego przezeń doświadczenia. Gdzie nas to wszystko prowadzi?

Na całkiem sporej wystawie prawie nie ma dzieł sztuki. W mroku ledwo można dostrzec dwie rzeźby z epoki, jest też kilka rysunków, ale gros przestrzeni zajmują materiały archiwalne, zaaranżowane w przeszklonych, kwadratowych kasetonach, przypominających wielkie szuflady. Całość okraszona została sporą dawką kuratorskiego tekstu.

Na pierwszy rzut oka aranżacja wygląda ciekawie, jednak przy bliższym oglądzie nie zawsze okazuje się czytelna. Zakładam, że autorzy mieli więcej frajdy z układaniem tej wielopoziomowej struktury niż ja, gdy próbuję ją rozwikłać. Fotografie, slajdy, dokumenty, druki ulotne, katalogi podzielono na cztery grupy: praca, miejsce, spotkanie i mit. Praca, bo artyści wykonywali duże rzeźbiarskie kompozycje plenerowe, a więc musieli się sporo napracować. Miejsce, bo działali w określonych kontekście, pomni tego faktu – świadczy o tym chociażby manifest Klamana „Archeologia odwrotna”. Spotkanie, bo sztuka była też spoiwem środowiskowych i ponadśrodowiskowych relacji.

Mit


Pozostaje mit. Wyspa nie po raz pierwszy zajmuje się swą automitologią – całkiem niedawno zorganizowano tu retrospektywę Klamana. Kuratorzy obecnej wystawy niby tę mitologizację problematyzują, ale bez krytycznego dystansu wobec tego, co sami robią. I byłbym pewnie w stanie przełknąć „Teraz jest teraz” z szacunku dla dorobku Klamana i Szyłak oraz ich energii w tworzeniu autentycznych, oddolnych instytucji, gdyby nie druga część tej wystawy.

Kuratorom nie wystarczyło pokazanie archiwum, postanowili jeszcze opowiedzieć, na jakie to nie natrafili przy tym problemy. Na przykład dochodzą do tak odkrywczych wniosków, jak stwierdzenie, że archiwalne zdjęcia i filmy nie oddają doświadczenia bezpośredniego kontaktu ze sztuką. Eureka!

widok wystawy: Teraz jest teraz, fot. KS

By tego dowieść, na podstawie zdjęć z katalogu oryginalnego pokazu „Teraz jest teraz” z 1988 roku, stworzyli płaskie, czarne, konturowe makiety. To, co pierwotnie było trójwymiarowe, przez zapośredniczenie dwuwymiarowego zdjęcia stało się płaskie i zniekształcone skrótem perspektywicznym. Trochę na zasadzie fotogramów czy cieni. Patrzyłem na tę zajmującą całe piętro instalację z niedowierzaniem.

Wolałbym, aby kuratorzy zamiast podkreślać własną niemoc, próbowali ją przełamać.

Warsztat


Takich kwiatków nie ma na szczęście na wystawie „Materialność” w hali 90B – najważniejszej części Alternativy 2012. Kilka wątków łączy jednak obie ekspozycje, a nieuniknionym wspólnym mianownikiem pozostaje stocznia – ta oglądana na filmie „Przeszłość” Adama i Anny Witkowskich, którzy obserwowali, jak wielki zakład zarasta roślinnością (na „Teraz jest teraz” jako cytat z wystawy „Strażnicy doków” z 2005 roku), i ta w obiektywie Michała Szlagi, który obserwując teren na co dzień, dokumentuje proces stopniowej dewastacji (na wystawie „Materialność”). No i wystarczy wyjrzeć za okno – w tym schyłkowym krajobrazie, materialność objawia się w pełni.

W ogromnej nieczynnej hali jakby zamarło życie. Nie tylko dlatego, że magazyny opustoszały i dawno nikt tu niczego nie produkuje – takie wrażenie sprawia miejscami sama wystawa. Gdy ją oglądałem, nie działała mini-manufaktura Sjefa Hendrickxa, przerabiająca stoczniowe dokumenty na papierowy brykiet.

„Materialność” / fot. 8485, Instytut Sztuki Wyspa

W kącie grupa Partizan Publik odtworzyła warsztat Gastiewa. Inżynier-artysta Aleksiej Gastiew na prośbę Lenina zbudował maszynę przemieniającą rolników w robotników. Obsługa narzędzi i maszyn wymagała od nich nowej wiedzy i motoryki mięśni. A rewolucja potrzebowała nowego typu człowieka. Do fenomenu człowieka-maszyny nawiązuje kolejna rekonstrukcja – „Tańca maszyn”, spektaklu tanecznego z lat 60.

Także nowa brama stoczniowa to nie tylko próba stworzenia simulacrum przeszłości, skutecznie rozbrojonego przez niesubordynowanych stoczniowców, ale też nostalgia za momentem, gdy praca była pracą, a rozwój utożsamiano z pchaniem do przodu rewolucji przemysłowej.

Obieg materii


Po oryginalnym stoczniowym napisie znad Wydziału Remontu Maszyn, położonym płasko, przechadza się robot-pająk. Mechaniczne stworzenie zdaje się bacznie przyglądać otoczeniu. Wokół widać kilka organicznych plam – to materiał bioaktywny, „wyhodowany na bazie pleśni z terenów postoczniowych oraz ludzkiego DNA”. Praca Grzegorza Klamana „Maszyny wracają do fabryk” zadaje pytanie o lokalny i współczesny kontekst. Zmiany są nieodwracalne. Stoczniowych maszyn nie wystarczy wyremontować. A za rogiem czai się przyszłość.

„Materialność” / fot. 8485, Instytut Sztuki Wyspa

Tymczasem zaakceptowanie procesu niszczenia tego, co robili artyści – jak twierdzi Klaman – było jedną z podstaw aktywności na Wyspie Spichrzów w latach 80. Na destrukcji jednak świat się nie kończy. Podobno każdy atom węgla statystycznie co 200 lat bierze udział w procesie życiowym.

Próbą odpowiedzi jest globalny (i lokalny) recycling. Można przerabiać stoczniowe dokumenty (Hendrickx), można utylizować miny, bomby i pociski, jak bohater filmu „Nazhad” Hiwy K, można na wszelkie sposoby wykorzystywać nieużywane samoloty. Jedne zostają przetworzone w DVD, inne – o ironio – zniszczone w spektakularnych wybuchach podczas kręcenia filmów akcji. Takie wątki snuje w swym filmie Hito Steyerl. Przemysł nierozerwalnie łączy się tu ze spektaklem.

Jak pokazuje Steyerl, recycling wymyka się logice obiegu atomów – pozostaje jeszcze logika spektaklu. Nic w przyrodzie nie ginie. Rodzajem okrutnego recyclingu jest przywołany filmem Sally Gutierrez handel ludzkimi narządami. W końcu – były magazyn można wykorzystać jako salę wystawienniczą.

Inne przedmioty


Na wystawie aż roi się od różnego rodzaju przedmiotów. Inaki Garmendia na filmie wideo przez trzy kwadranse przygląda się różnym detalom roweru wyścigowego firmy S.T. Orbea. Martí Guixé zatrudnia mistrza techniki bondage, który wykorzystując skomplikowane sploty, zawiesza w powietrzu rozciągnięte poziomo dwie lampy Tizio zaprojektowane przez Richarda Sappera. To przedmioty mające swe marki.

„Materialność” / fot. 8485, Instytut Sztuki Wyspa

Mateusz Herczka projektuje nowe potrzeby i nowe narzędzia – jego kaplica-huba ma umożliwiać odbywanie ceremonii ślubu między człowiekiem a obiektem architektonicznym. Artysta nie wyjaśnia po co, ale to nawet kusząca perspektywa. Projekt stoi na przeciwległym biegunie wobec przypomnianej historii kubańskich brygad, które samodzielnie wznosiły osiedla z prefabrykowanych modułów, by następnie w nich zamieszkać.

Cała wystawa przegląda się w linii luster Lexa Potta. Artysta przyspieszył proces ich utleniania. Przez to są ni to nowe, ni to stare.

Zastój


„Materialność” snuje wiele wątków równocześnie – praca i architektura, recycling i projektowanie, człowiek i przedmiot. Atomy krążą we wszechświecie, chociaż nie zawsze z satysfakcjonującą nas szybkością.

Działania Wyspiarzy mają rzadką umiejętność łączenia lokalnej rzeczywistości z procesami globalnymi. Podobnie, obok zaproszonych artystów ze świata, pojawia się tu całkiem spora reprezentacja lokalnych twórców (od Klamana, przez Mariusza Warasa, po Katarzynę Józefowicz).

Przechodząc obok słynnego gdańskiego Żurawia można zobaczyć, że na przeciwległej Wyspie Spichrzów niewiele się zmieniło od kilku dekad – przybył billboard tanich linii lotniczych, dzięki którym Gdańsk wydaje się bliższy. Stocznia w zmarszczkach pęknięć i porośnięta szczeciną tkwi gdzieś między epoką rewolucji przemysłowej a epoką post-industrialną. Niezależnie od tego, jaki napis widnieje nad jej bramą.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.