Pragnienie rzeczy

Pragnienie rzeczy

Rozmowa z Teresą Kuczyńską

Zarzucano nam, że pismo wzbudza niepotrzebne tęsknoty i pragnienia, których w danym systemie, w danej sytuacji gospodarczej państwo nie jest w stanie zaspokoić – o „Ty i Ja”, lajfstajlowym piśmie wydawanym w PRL-u opowiada jego współzałożycielka

Jeszcze 4 minuty czytania

KLARA CZERNIEWSKA: W 1959 roku założyłaś „Ty i Ja”, pismo, które w dziesiejszych kategoriach można śmiało określić jako lajfstajlowe. Opowiedz skąd taki pomysł w socjalistycznym państwie?
TERESA KUCZYŃSKA: Byłam jedną ze współzałożycieli. Po upadku stalinizmu razem z Romanem Jurysiem jako redaktorem naczelnym i kilkoma znajomymi dziennikarzami postanowiliśmy zacząć robić coś dla ludzi, zająć się „pracą organiczną”. Nie chcieliśmy wdawać się w politykę.

Od razu wiedzieliście, jak chcecie zatytułować pismo? Czy „Ty i Ja” to ty i Roman Juryś, to stąd nazwa magazynu?
Tak. Jak wymyśliliśmy ten tytuł, to zwróciliśmy się do Ligi Kobiet – żeby wydawać pismo, trzeba było się podłączyć pod jakąś wpływową instytucję. To była organizacja społeczna; nie feministyczna, a socjalna. Udało nam się przekonać panią Alicję Musiałową, prezeskę Ligi, że istnieje już duża grupa kobiet z wyższym wykształceniem, dla których należałoby stworzyć magazyn. Uzyskaliśmy przydział papieru, bez którego nie dało się robić pisma.

„Ty i Ja”

czasopismo ilustrowane wydawane oficjalnie od maja 1960 do grudnia roku 1973. Pomysłodawcami miesięcznika byli dziennikarze Teresa Kuczyńska i Roman Juryś. Pierwszym redaktorem naczelnym pisma został Juryś, a dyrektorem artystycznym wschodząca gwiazda polskiej grafiki, Roman Cieślewicz. Pismo wyróżniało się elektryzującymi okładkami mistrzów plakatu (Cieślewicza, Tomaszewskiego, Świerzego, Lenicy, Młodożeńca) i odważną szatą graficzną. Dla czytelniczek i czytelników – młodej inteligencji spragnionej nowinek z Zachodu – „Ty i Ja” było oknem na świat, w którym regularnie pojawiały się nowości literackie, omówienia filmów, przedruki z zagranicznej prasy modowej i wnętrzarskiej, porady psychologiczne i obyczajowe czy nowinki kulinarne. Do grona współpracowników należeli m. in. Szymon Bojko, Zbigniew Dłubak, Zbigniew Herbert, Stefan Kisielewski, Jerzy Stajuda, Felicja Uniechowska oraz fotografowie: Piotr Barącz, Krzysztof Gierałtowski, Eustachy Kossakowski, Tadeusz Rolke.
Współcześnie uważa się „Ty i Ja” za pierwsze polskie pismo lajfstajlowe.

Mieliście konkurencję?
Przeciwnie, wypełniliśmy lukę na rynku. Wśród pism o domu, modzie, wnętrzach, o sprawach kobiet i rodziny były wtedy: „Przyjaciółka” – magazyn najbardziej masowy, dla kobiet mniej wykształconych; „Tygodnik Kobieta i Życie” – dla troszkę bardziej wyedukowanych, czyli po szkole powszechnej (podstawowej i gimnazjum); oraz „Gospodyni Wiejska”, dla mieszkanek wsi.

Pismo wyróżniało się na tle innych magazynów również graficznie. To był wasz pomysł?
Liga Kobiet koniecznie chciała, żeby opracowaniem graficznym „Ty i Ja” zajął się Mieczysław Berman – znany z bardzo ostrych, propagandowych, antyimperialistycznych kolaży. My absolutnie nie chcieliśmy się na to zgodzić. Zrobiliśmy rozpoznanie w świecie artystycznym i dotarliśmy do Romana Cieślewicza, młodego, śmiałego, bardzo dobrze się zapowiadającego grafika. Niestety pierwszą okładkę zrobił jeszcze w 1959 roku Berman. To była straszna okładka, ale numer się ukazał. Pokazaliśmy go Musiałowej i ona zgodziła się na zatrudnienie Cieślewicza.
W ten sposób po raz pierwszy w Polsce grafik został dyrektorem artystycznym pisma – osobą decydującą o jego plastycznej formie, niemalże równą redaktorowi naczelnemu.

1414


Naprawdę? A w „Przekroju” tak nie było?
Nie, to był pomysł Jurysia. W „Przekroju” grafika nie była równoważna z tekstem, u nas tak.

okładka, proj. Edward Krasiński, nr 5, 1962Cieślewicz wyszukiwał innych grafików, decydował, kto będzie projektował kolejne okładki?
Nadawał wyraz graficzny pismu – sam tworzył większość ilustracji. Twórcami okładek „Ty i Ja” byli głównie plakaciści – właśnie Cieślewicz, Świerzy, Tomaszewski, Fangor.

A jak funkcjonowała redakcja, dziennikarze?
Z czasem zbudowaliśmy niewielki zespół. Na etatach pracowało kilka osób, zamawialiśmy teksty spoza redakcji. To byli autorzy o bardzo szerokich, różnorodnych zainteresowaniach. To u nas zaczęto otwarcie pisać o seksie – profesor Lew Starowicz debiutował na łamach „Ty i Ja”. Bardzo dużo fragmentów ciekawych książek drukowaliśmy jako pierwsi, na przykład „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa czy „Barbarzyńcy w ogrodzie” Herberta. To pisarze i tłumacze przynosili nam fragmenty książek i my je im publikowaliśmy w ramach promocji, za darmo. Wydawcom też to pasowało. To były wydarzenia!

Była też i kuchnia prowadzona przez zagadkowy duet: Marię Lemnis i Henryka Vitry. Kim oni właściwie byli?
Właściwie to był jeden człowiek, dość znany muzykolog, który mieszkał razem z przyjacielem. Traktował gotowanie jak twórczość i z fantazją opisywał wyniki – to on utorował drogę do pisania atrakcyjnie o jedzeniu. Dużo pisał o kuchni światowej: francuskiej, hiszpańskiej... Na bazie swoich publikacji w „Ty i Ja” wydał ogromnie popularną „Książkę kucharską dla samotnych i zakochanych”.

okładka, proj. Roman Cieślewicz, nr 6, 1968Nie mieliście problemów z cenzurą?
Ciągle zarzucano nam, że pismo wzbudza niepotrzebne tęsknoty i pragnienia, których w danym systemie, w danej sytuacji gospodarczej państwo nie jest w stanie zaspokoić. Czepiano się raczej literatury, wywiadów czy zagranicznych filmów, które w każdym numerze prezentowaliśmy bardzo obszernie, z fotografiami.

A w jaki sposób pozyskiwaliście zagraniczne materiały?
Dzięki cichemu przyzwoleniu pism zachodnich na bezpłatne wycinanie i przedrukowywanie. Dziś taka samowolka byłaby nie do pomyślenia. Myślę, że to mogła być forma polityki antysystemowej krajów zachodnich – pozwolić na przenoszenie treści, które pomogą rozbić komunizm. U naszych czytelników rzeczywiście rodziły się wtedy różne pragnienia.

A wy w ten sposób świadomie walczyliście z systemem?
Kiedy dziewczyny z Instytutu Adama Mickiewicza robiły dokument o modzie w PRL-u i filmowały ze mną wywiad, koniecznie chciały przeforsować ideę, że nasza działalność stanowiła rodzaj oporu. Troszkę mi się to wydało przesadne, bo dla nas to była przecież praca, przyjemna, ale jednak wykonywana oficjalnie.

Teresa Kuczyńska

publicystka, dziennikarka, współzałożycielka miesięcznika „Ty i Ja”, na łamach którego od 1959 roku popularyzowała zachodni styl życia, wzornictwo i modę. Po zlikwidowaniu pisma w 1973 przez Biuro Prasy KC PZPR bez stałej pracy, z wolnej stopy współpracowała m.in. z tygodnikiem „Kultura” i Instytutem Wzornictwa Przemysłowego oraz wydawała książki o sztuce użytkowej i modzie. Działaczka opozycji, w 1981 zaczęła pracę w nowopowstałym „Tygodniku Solidarność”, którą wznowiła wraz z przywróceniem tytułu w 1990 i kontynuowała aż do 2008 r.

Skąd mieliście zagraniczne magazyny?
Część przywożono nam z podróży zagranicznych, a część znajdowaliśmy w Międzynarodowych Klubach Prasy i Książki, które powstały po 1956 roku. Po zagraniczne pisma ustawiały się oczywiście długie kolejki, czytano je raczej na miejscu, przy kawie, ale niektóre można było kupić. Kolejnym źródłem były prenumeraty – z RSW Prasa dostawaliśmy roczny przydział na abonament prasy zagranicznej – przede wszystkim „Elle”, „Jardin des Modes”. Z kolei ambasada amerykańska dostarczała nam „Harper’s Bazaar” i jeszcze jakieś wnętrzarskie tytuły. Pisma projektanckie z całego świata, nowe publikacje i książki o projektowaniu znajdowaliśmy w czytelni Instytutu Wzornictwa Przemysłowego.

W jaki sposób reprodukowaliście wybrane materiały? Wycinałaś ukradkiem fragmenty?
Nie, skąd! Przysyłałam redakcyjnego fotografa i on to przefotografowywał; a graficy robili z tym później, co chcieli – to nigdy nie było bezrefleksyjne kopiowanie, zawsze tworzyliśmy z tych wycinków nową jakość.

Artykuł Teresy Kuczyńskiej na łamach „Ty i Ja” o meblach giętych

Dochodzimy do popularyzacji wzornictwa, o którym dużo pisaliście na łamach „Ty i Ja”.
Tak naprawdę nie było czego promować, bardzo to wszystko było biedne. Plastycy pisali memoriały do Gierka, żeby stworzyć komórkę przy Komitecie Centralnym, która będzie się zajmowała wzornictwem.
Prezentowaliśmy więc to, co działo się współcześnie za granicą. Omawialiśmy też dawne wzory – napisałam na przykład duży artykuł o meblach giętych z fabryki Thoneta. Dla mnie są one nieprzemijającym, najlepszym wyrazem wzornictwa przemysłowego – bo i ładne, i tanie, i szeroko dostępne, i bardzo wygodne.

okładka, proj. Roman Cieślewicz, nr 8 (100), 1968Czym dla ciebie jest dobre wzornictwo?
Na krześle musi dać się stanąć. Krzesło, które jest chybotliwe, z tektury, to nie krzesło, a zabawka. Tak samo stół – musi dać się na nim zatańczyć. Jeżeli blat jest ze szkła czy pleksiglasu – nie zatańczysz. Za każdym meblem, projektem powinna stać myśl architektoniczna. Te polskie meble były czasem ciekawe, ale miały poważny mankament – były bardzo kruche i niewygodne.

W „Ty i Ja” była też rubryka z rzeczami znalezionymi w polskich sklepach.
No tak, to robiłyśmy kolejno, ja i inne dziennikarki, m.in. Felicja Uniechowska, Joanna Drac – bo to było szalenie trudne i niewdzięczne, nieefektowne, te przedmioty były takie przaśne...

Wydaje mi się, że i tak łatwiej było promować dobre wzornictwo w czasach, kiedy wszystkiego było mało.
Teraz jest szalenie trudno wybrać cokolwiek, bo jest taki natłok rzeczy – odczuwam wręcz pewne zniechęcenie przedmiotami. Zresztą dziś mało się projektuje rzeczy nowych, bo trudno przecież ciągle coś wymyślać. Powstają więc jakieś ekscesy, wariacje na temat mebli.
A wtedy, po wojnie, był boom na przedmioty. Nie mówię oczywiście o Polsce, ale w Ameryce i zachodniej Europie projektowano, produkowano i kupowano na potęgę – po wojnie i wynikających z niej brakach ludzie chcieli mieć dużo rzeczy.

Reklama w „Ty i Ja” Ale jednak w Polsce też było o czym pisać.
Tak, zwłaszcza, że były problemy! Dziś nikt nie pisze o problemie wzornictwa, producenci to ogromne koncerny, mają stajnie projektantów.
W tamtych czasach mieliśmy poczucie misji, czuliśmy, że robimy coś, na co ludzie czekają. To pismo było rozchwytywane, trudno dostępne, bo nakład był limitowany przydziałem papieru – 80 tysięcy i ani kawałka więcej. Na całą Polskę nie starczało, pismo trafiało tylko do większych kiosków. Z drugiej strony te 80 tysięcy to i tak było dużo, bo to była naprawdę droga gazeta.

Mimo tego powszechnego braku, powstawały jednak ciekawe meble. 
W spółdzielniach plastyków ART, Ład i Styl kultywowano tradycje przedwojenne. Nie tworzono tam jednak unikatów. Ład produkował sporo i ładnie, niektóre rzeczy były bardzo ciekawe, na przykład rekonstrukcje starych tkanin dekoracyjnych. Dziś tego się nie robi.

Łatwiej było produkować coś rękodzielniczo lub w małych seriach, niż wdrożyć masowo produkcję fabryczną. Dlatego to, co proponowały spółdzielcze manufaktury, a także sztuka ludowa miało duże znaczenie, wypełniało lukę na rynku i miało spory wpływ na wygląd ówczesnych wnętrz. Choć oczywiście takie produkty były odpowiednio droższe.

1417


Poprzez ewolucję opracowania graficznego „Ty i Ja” można obserwować nie tylko zmiany estetyki, ale i ówczesnego światopoglądu, polityki. Moją uwagę zwróciła przemiana, która nastąpiła w 1963 roku; od numeru lipcowego zastępcą redaktora naczelnego, odpowiedzialnym odtąd za opracowanie graficzne był Franciszek Starowieyski. Nagle pojawiły się laurki na 22 lipca. Jak to się stało?
W 1963 roku wyrzucili Jurysia.

Moda na łamach„ Ty i Ja”, nr 10, 1965Dlaczego?
To jest dłuższa historia. W Zachęcie hucznie otwarto wystawę rzeźb Szapocznikow, i ja napisałam tekst o zjawisku wernisaży. Podeszłam do tego trochę kpiąco; zastanawiałam się, po co są wernisaże, skoro najmniej się w ich trakcie mówi o sztuce, i pisałam, że w ogóle mało kto sztukę w Polsce kupuje, bo mieszkania małe, pieniędzy brak... Artykuł był ilustrowany zdjęciami Tadeusza Rolke. Na jednym z nich stał w napoleońskiej pozie były sekretarz warszawskiego komitetu partii, Stefan Staszewski, znienawidzony przez Gomułkę. Chcieliśmy w ten sposób trochę ośmieszyć Staszewskiego, ale Gomułka odebrał to jako pochwałę, formę wywyższenia i strasznie się zdenerwował. Zrobiła się awantura. Biuro Prasy KC PZPR nakazało zwolnić naczelnego, Rolkego i mnie. Rolkego wybroniło się jakoś, bo on właściwie nie miał wpływu na mój wybór zdjęć. Jurysia zwolniono natychmiast, potem już nigdy więcej nie mógł w Polsce dostać pracy. Mnie też zwolnili, ale w końcu cofnęli wymówienie z tej racji, że byłam jedynym żywicielem rodziny. Wtedy prawa socjalne, przynajmniej niektóre, były respektowane.

I potem, po krótkotrwałej zawierusze, nastali Żochowscy.
Cieślewicz, który już wtedy był w Paryżu (dokąd wyjechał z Szapocznikow w 1963 roku), na stanowisko nowego dyrektora artystycznego zarekomendował Juliana Pałkę, dziekana wydziału grafiki na ASP. Ale ten miał wiele zajęć i nie mógł się w pełni poświęcić. Polecił więc swoich najlepszych studentów – Elżbietę Strzałecką i Bogdana Żochowskiego. I to był dobry wybór, kontynuowali wizję Cieślewicza i dobrze się rozumieliśmy. Porozumienie między mną a grafikami było podstawą, bo największy wyraz pismu nadawała jednak moda i wnętrza.

Rozkładowka, opr. gr. Żochowscy, nr 8, 1967

Wtrącałaś się w ich pracę?
Nie, mieli całkowitą wolność. Oni byli dyrektorami artystycznymi, ja byłam dziennikarką. Oni potrafili pięknie wyeksponować nie tylko zdjęcia mody, ale i teksty. A ja robiłam teksty do mody, wnętrz, dobrze mi to szło. Graficy byli bardzo zadowoleni, zresztą Cieślewicz też zawsze mnie chwalił.

„TY. JA. RZECZY”

wystawa Tomasza Szerszenia zainspirowana „Ty i ja” oraz powieścią „Rzeczy” Georges'a Pereca, skomponowana z kolaży – fragmentów zdjęć z „Ty i Ja”. Świat prezentowany w „Ty i ja” był dla większości polskich czytelników niedostępny, świat prezentowany w „Rzeczach” przeciwnie – był dla zachodnich odbiorców na wyciągnięcie ręki. Szerszeń zderza ze sobą sen o rzeczach i piekło rzeczy.
Fundacja Archeologii Fotografii, Warszawa, do 20 czerwca 2012

To dzięki pracy w „Ty i Ja” Cieślewicz trafił do francuskiego „Elle”?
Tak, dzięki osiągnięciom w „Ty i Ja” Cieślewicz zaistniał w Paryżu. Redakcja „Elle” wiedziała, że robimy przedruki z ich pisma. Ich fotograf, Peter Knapp, pełniący podobną funkcję, jak u nas Cieślewicz, przyjaźnił się z nim, i kiedyś nawet przyjechali razem do Polski i Knapp fotografował dla mnie modę.

Cieślewicz w Paryżu początkowo projektował różne okładki, również dla wybitnych wydawnictw książkowych. Potem redakcja „Elle” zatrudniła go jako dyrektora artystycznego, następnie został dyrektorem artystycznym „Vogue’a”, aż w końcu wylądował na tym samym stanowisku, tylko że w Centre Georges Pompidou! Cały ten czas utrzymywał z nami kontakt, przysyłał okładki i pisał korespondencje z Paryża pod pseudonimem Charpentier [fr. stolarz, cieśla – przyp. KC].

Rozkładówka, opr. gr. Cieślewicz, nr 8, 1963

Czy funkcjonował pod tym pseudonimem również w Paryżu?
Nie, tam był po prostu Cieślewiczem. Dla nas występował, jako Charpentier dla lepszego wrażenia, że mamy własnego korespondenta w Paryżu, który chodzi na pokazy mody i ma bezpośredni kontakt z tamtym światem! A on dzięki temu miał też więcej swobody.

1419


Dlaczego w 1973 roku zlikwidowano „Ty i Ja”?
Ostatecznie uznano, że nasze pismo jest nieprzystosowane do sytuacji gospodarczej kraju, że budzi tęsknoty nie do zrealizowania. Przeszkadzało im „uzachodowienie” „Ty i Ja”, jak to ktoś określił. Przekształcono je w „Magazyn Rodzinny”, pismo bardziej przyziemne, nie budzące w ludziach niepotrzebnych aspiracji. Cały zespół „Ty i Ja” przeszedł do nowej redakcji. Z wyjątkiem mnie – jako jedyna zostałam zwolniona. Na moje miejsce przyszła moja koleżanka ze studiów, partyjna, jak trzeba. Pismo jednak szybko padło z braku czytelników.

Rozkładówka z czasów, gdy opracowanie graficzne robił Cieślewicz, a redaktorem naczelnym był Juryś, nr 3, 1962

Czym się później zajmowałaś?
Zaczęłam pracować jako wolny strzelec. Pisałam do „Kultury”, między innymi o projektowaniu i sztukach użytkowych. Mój pierwszy duży artykuł o wzornictwie przemysłowym zrobił sporo wrzawy. Krytykowałam Instytut Wzornictwa, który był nazbyt biurokratyczną strukturą w systemie partyjno-urzędowym. A potem zajęłam się działalnością opozycyjną.

I zaczęłaś pisać książki?
Tak. Jeszcze w trakcie pracy w „Ty i Ja” napisałam jedną, o wakacjach w Jugosławii. Jugosławia była odkryciem dla Polaków, po okresie wrogości nawiązane zostały stosunki. To był bardzo ciekawy kraj, kapitalistyczny i socjalistyczny jednocześnie. Trochę jak dzisiaj Chiny. Potem wydałam książkę o muzeach osobliwości, „Czego to człowiek nie wymyśli”. Pisałam też książki o modzie i wnętrzach.

Rozkładówka z czasów, kiedy opracowanie graficzne robili Żochowscy, nr 8, 1967

Czy wciąż interesujesz się współczesnym dizajnem, czy też masz wrażenie, że poszedł w złą stronę?
W złą nie, raczej się przekształcił. Czytelniczki, które kupowały „Ty i Ja”, naprawdę przeżywały to, co oglądały. Pismo tworzyło iluzje czegoś, do czego się dąży, co chce się mieć. W czasach biedy ludzie musieli sami myśleć i kombinować. Tak samo było z literaturą czy sztuką, która była wtedy przecież bardzo ciekawa. A dzisiaj jest taka masa wszystkiego; dóbr, mody, mebli, że panuje pewne zobojętnienie i przesyt.

 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.