Print Control no. 1

Klara Czerniewska-Andryszczyk

Pierwsza edycja rocznika potwierdza, że prace polskich grafików nie odstają poziomem od tych drukowanych na Zachodzie. Początkowym stadium wyrównywania poziomów jest jednak zazwyczaj kopiowanie

Jeszcze 2 minuty czytania

Autorska selekcja Magdaleny Heliasz (założycielki bloga printcontrol.pl) to rodzaj zbiorowego, ogólnopolskiego portfolio najlepszych projektów graficznych z ostatnich kilku lat. W roczniku znalazły się plakaty, albumy, książki, ziny, magazyny, broszury, druki identyfikacyjne i promocyjne, wizytówki i zaproszenia, oraz pojedyncze przykłady grafiki w przestrzeni miejskiej, okładka płyty winylowej, a także ciekawe opakowania (niestety, przeznaczone głównie na eksport). Wszystko to zestawione ze smakiem, z kolorystycznym i stylistycznym wyczuciem, na miłym w dotyku ekologicznym papierze. Dodatkowo opatrzone interesującymi wypowiedziami dizajnerów zawyżających lokalne standardy.

„Print Control no. 1”, wybór i koncepcja: Magda Heliasz.
txt publishing i Instytut Adama Mickiewicza, Warszawa,
w księgarniach od sierpnia 2012
Tytuł „Print control” nie tylko wyraża postulat kontroli (jakości) druku, ale i chwyta istotny moment w rozwoju profesji i lokalnego rynku. Potrzeba budowania świadomości zarówno twórców, jak i odbiorców, a także merytorycznej, a nie czysto estetycznej dyskusji, świadczy o rosnącym statusie projektanta, stopniowym dojrzewaniu dyscypliny oraz chęci zjednoczenia środowisk – z Łodzi, Katowic, Warszawy, Poznania czy Krakowa.

Wybór projektów związanych z kulturą zupełnie mnie nie dziwi. Jestem przekonana, że na styku sztuki i dizajnu wydarza się twórczy ferment, jedna dziedzina przenika i inspiruje drugą, a zleceniodawcy-humaniści dają projektantom większą swobodę.

Selekcja objęła przede wszystkim publikacje stosunkowo niszowe, niskonakładowe. Błażej Pindor w zamieszczonej w książce rozmowie z Joanną Zielińską wyjaśnia obrazowo: „Jeżeli pracujesz dla wydawcy, który przygotowuje kilkadziesiąt tysięcy nakładu, to zwykle musisz robić taki syf, który ciężko potem nazwać projektem”. Cena kompromisu okazuje się często zbyt wysoka, zły projekt jest na dłuższą metę nieopłacalny dla obu stron.

Na drugim biegunie znajduje się zjawisko selfpublishingu, praktykowane m. in. przez Macieja Wodniaka, Davida Błażewicza, Rafała Czajkę, Grzegorza Kowalczyka czy Kubę Rudzińskiego. Jak głosi na łamach rocznika założyciel kameralnego wydawnictwa Morava, Honza Zamojski, główną zaletą wydawania książek własnym sumptem jest to, że można je „dopracować w najdrobniejszych szczegółach”, gdyż „nigdzie nam się nie spieszy i nikt nie wymaga od nas, by te książki w ogóle powstawały”. Wydaje się więc, że to tu wpada kamień i tworzą się pierwsze kręgi, które z czasem, często w uproszczonych lub zmutowanych formach, wypływają w projektach masowych.
Jednak: czy można jeszcze mówić o jakiejkolwiek awangardowości? Szczególnie, gdy uświadomimy sobie dostępność niemal gotowych to skopiowania wzorców z Zachodu, choćby z portali manystuff.org czy trendlist.org?

fot. Konrad Ćwik

Pierwsza edycja rocznika „Print Control” potwierdza, że prace polskich grafików nie odstają poziomem od tych drukowanych na zachód od Odry. Początkowym stadium wyrównywania poziomów jest jednak zazwyczaj emulacja. Dagny Nowak i Daniel Szwed ze studia Moonmadness podkreślają w rozmowie z Romualdem Demidenko: „To wciąż zbyt młody rynek, żeby mieć «tendencje». [...] Poza nieszczęsnym i wciąż obecnym oglądaniem się na tzw. trendy. Często widzimy projekty, które wpisują się w pewien kanon, a powinny odstawać!”.

W gęstwinie różnorodnych projektów można, mimo wszystko, wyróżnić zabiegi formalne chętnie stosowane przez tutejszych grafików, zatrzymując się tym samym na anlizie estetycznej. Mnie jednak znacznie bardziej interesuje, czy i w jaki sposób wybrane projekty spełniają swoją funkcję. I tak na przykład koncept katalogu „Make your city a better place to live” autorstwa Agaty Korzeńskiej i studia Idee, wydrukowany na papierze z recyklingu, z pomysłową obwolutą wykonaną z arkuszy rozbiegowych, traktowanych dotychczas jako odpady produkcyjne z procesu druku offsetowego, wydaje się idealnym dopełnieniem przedsięwzięcia, którego celem była popularyzacja projektowania proekologicznego. Inna sprawa, że projekt mógłby powstać gdziekolwiek – chyba nic nie zdradza jego polskiej proweniencji. I nie jest to wcale wada – finansujące książkę francuskie czy niemieckie instytucje mogłyby go z łatwością przeszczepić na własny grunt.

„Make your city a better place to live”, Agata Korzeńska i studio Idee

W zestawieniu brak jest w zasadzie projektów krojów pisma – odrzuconych jako rodzaj półproduktu, wchodzącego w skład większej kompozycji; a także (na szczęście) projektów stron internetowych. Liczy się tylko tradycyjnie pojmowana, drukowana materia – printed matter (tak nazywa się założona w 1976 roku nowojorska instytucja promująca artists books).

Książka Magdy Heliasz jest dwujęzyczna i dostępna wszędzie tam, gdzie dociera wspierająca self-publishing i niszowe, artystyczne wydawnictwa firma Motto Distribution (od Berlina, przez Kopenhagę, Bazyleę i Brukselę aż po Vancouver). W Polsce egzemplarz kosztuje 38 złotych, za granicą – 25 euro. Łatwo więc zrozumieć cel przedsięwzięcia: przy wciąż raczkującym wsparciu ze strony rodzimych instytucji, które same nieraz walczą o przetrwanie, opłaca się pozyskać uwagę potencjalnych klientów z Zachodu lub zawalczyć o zagraniczną dystrybucję własnych prac.

Marzyłabym, by „Print Control” – jako wydawany regularnie rocznik – okazał się jednym ze stabilnych i skutecznych kanałów promocji polskiego projektowania graficznego i narzędziem kształcenia wrażliwości zleceniodawców zarówno w Polsce, jak i zagranicą.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.