„Black2”, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa, kurator: Konstantin Grcic, wystawa czynna do 30 października 2011 (w ramach festiwalu projektowania miasta Warszawa w Budowie)
Z przyjemnością anonsuję, że MSN na dobre przejęło pałeczkę propagatora dobrego dizajnu w stolicy! Działające w tymczasowej siedzibie Muzeum Sztuki Nowoczesnej może się pochwalić nie tylko rewelacyjną, konsekwentnie zrealizowaną identyfikacją wizualną (nad którą pieczę trzyma świetny, nieco anarchizujący szwajcarski grafik i typograf Ludovic Balland), spotkaniami z najciekawszymi polskimi dizajnerami i architektami organizowanymi przez pismo „Architektura Murator” czy inicjowanymi od czasu do czasu warsztatami, ale i ściąganiem wystaw światowych gwiazd dizajnu, co w Warszawie jest raczej ewenementem.
Przez cały październik w MSN trwa trzecia edycja festiwalu projektowania miejskiego Warszawa w Budowie. W tym roku, w jeszcze wiekszym stopniu niż w latach ubiegłych, Muzeum wychodzi w teren, i zachęca swoich widzów do aktywnego uczestnictwa w tworzeniu kultury miasta, w którym żyją. Zaś w samej siedzibie instytucji, jakby na peryferiach festiwalu, ruszyła wystawa zaaranżowana według konceptu jednego z najbardziej uznanych dizajnerów naszych czasów, Konstantina Grcica: „Black2”, czyli Czarny Kwadrat (bądź Czarny do Kwadratu).
„Black²”, Istituto Svizzero di Roma / fot. Salvatore Gozzo
Black2 początkowo wprawia w konsternację. Widzowie – przyzwyczajeni do współczesnych dzieł sztuki, które w dość inwazyjny sposób przykuwają uwagę nie tylko swoim obrazem, ale też dźwiękiem czy ruchem – uważnie okrążają tradycyjne postumenty i szklane gabloty, w których Grcic umieścił czarne, czworoboczne przedmioty. Wystawa jest skrajnie formalistyczna, urzekająco wyciszona, a jednocześnie pełna ukrytych pod czarną powierzchnią znaczeń i odniesień. Najważniejsze z nich, jakby legitymizujące całość, dizajner zestawił w pierwszej gablocie: „Czarny kwadrat” Malewicza – „od którego wszystko się zaczęło”, a także czarną formę monolitu będącego alegorią ludzkiej racjonalności z „2001: Odysei kosmicznej” Stanleya Kubricka oraz najświętszą dla muzułmanów Kaabę.
fot. Bartosz StawiarskiPrzedmioty stoją cicho w swej czerni i kwadratowości, introwertycznie pozamykane w gablotach, odseparowane od codzienności poprzez tradycyjnie muzealną formę ekspozycji. Łączy je wspólny mianownik – barwa i kształt, a każdy z osobna tworzy własną narrację. Grcic łączy obiekty w typologie. Zestawia ze sobą żeliwne przedmioty z „uszami” (kłódka, chiński imbryk), wiesza obok siebie rzeczy z „ogonem” – frędzlem lub kablem (akademicki biret, odtwarzacz CD projektu Naoto Fukasawy dla Muji), w gablotach prezentuje maleńkie skarby – klocek lego, sztuczny diament, idealnie czarny i kwadratowy chip do iPhone’a czy iPada. Albo współczesne fetysze: torebkę Chanel (oryginalny model Coco Chanel z 1955 roku przeprojektowany przez Karla Lagerfelda w 2010 roku) łączy z atrapą tabliczki czekolady, stylową analogową Leicą i eleganckim pudełkiem akwareli, by kawałek dalej postawić wielki wzmacniacz czy nagrobną płytę. Są też zestawienia zaskakujące – jak karta płatnicza obok rękawic bokserskich, akordeon przy notesie Moleskine, brykiet węgla obok kostki czarnego mydła firmy Fair&White.
Kolor czarny zyskuje nową symbolikę – sam projektant podkreśla jego ponadczasowość, współczesność, prostotę i wyrafinowanie, elegancję i mistycyzm, odpowiedniość/decorum („black is always right”), a także – nienaturalność. Czarny to, obok srebra i bieli, kolor zaawansowanych technologicznie urządzeń. Forma czarnego czworokąta doskonale nadaje się do ukrywania różnych rzeczy – pewnie dlatego portfele, nagrobki czy biurowe kontenery są czarne.
Na poprzedzającym wernisaż wykładzie Grcic przekonywał, że wymyślając wystawę, nie czuł, że pełni rolę kuratora. Wystawa była dla niego odskocznią od ciągłego projektowania. Wydaje się jednak, że Black2 w idealny sposób odwzorowuje sposób myślenia projektanta, czy raczej stan permanentnej fiksacji towarzyszący narodzinom nowego projektu – analizowanie typologii i natrętnie powracających motywów. Black2 jest taki jak sam Grcic, jak jego projekty: subtelne, minimalistyczne, harmonijne, o idealnych proporcjach, z poczuciem humoru odwołujące się do historii i ikon kultury materialnej.
Pokazany na wystawie stolik Diana B autorstwa samego Grcica przypomina konstruktywistyczne rzeźby i kompozycje przestrzenne Katarzyny Kobro, w których moc kontrastu barwnych płaszczyzn zastąpiło napięcie wywołane zderzeniem jednolicie czarnych płaszczyzn. Grcic dobiera zarówno przedmioty zaprojektowane przez najznamienitszych dizajnerów, np. Joe Colombo, Bruno Munariego czy Dietera Ramsa, jak i obiekty twórców anonimowych, wymyślone przez zespoły inżynierów. Na wystawie znajdziemy i zwykłą, szkolną tablicę, i kuchenną płytę indukcyjną, a z drugiej strony, najnowsze modele ekologicznych baterii czy twardych dysków.
Zestawienia Grcica nie są banalne ani powierzchowne. Dizajner w minimalistycznej, statycznej formie tworzy serię napięć, co jest widoczne nawet w towarzyszącej wystawie mapce – pod cyferkami kryją się najprostsze opisy przedmiotów, gdy zaś stronę odwrócimy, każda rzecz zyskuje własną historię, autora, nowy kontekst i wskazuje kierunek dalszych konotacji (np. „The Black Album” Prince’a inicjuje serię skojarzeń na temat historii czarnych okładek LP, a jeszcze szerzej –motywu płyty winylowej w kulturze).
Ciekawy jest kontrast, jaki rysuje się pomiędzy prezentacją Grcica a wakacyjną wystawą o komiksie Łukasza Rondudy, pokazywaną w tej samej przestrzeni. Obie utrzymane w czerni i bieli. Na tej drugiej, agresywnej – prezentującej komentujące rzeczywistość rysunki, animacje, komiksy, do których trzeba było przysiąść, by je przeczytać – zewsząd atakowały widza przeróżne dźwięki dochodzące z kolejnych odtwarzaczy. Ta pierwsza wyciszona, introwertyczna – widz obchodzi przedmioty umieszczone na postumentach, wpatruje się w obiekty zamknięte w szklanych gablotach – niczym w zamierzchłych czasach, w gabinetach osobliwości i pierwszych publicznych muzeach. Jest pięknie. I tak być powinno –w całej Warszawie.