Jeszcze 1 minuta czytania

Goran Injac

TRZECIA PRZESTRZEŃ:
Wnętrze

Goran Injac

Goran Injac

Przyszedłem/szłam sobie sztukę zdobyć. Wysadzić cały teatr w powietrze. Rozwalić scenę i porozwalać kilka osobowości. Lubię tak. Ja przychodzę, a oni się trzęsą. Myślą: „Jeśli się sprawdzę, jeśli pozwolę sobą bezwarunkowo manipulować, jeśli będę pluć krwią i ujawniać moje najbardziej osobiste tajemnice, to może wtedy weźmie mnie do jakiejś realizacji. Może do Starego, albo chociaż do Dramatycznego. Mam już dość tej biedy prowincji. Mam już dość tego obozu teatralnego. Tych kolonii na zadupiu”.

A ja tak sobie przyjeżdżam i ciągnę tych wszystkich „granicznych” jeszcze bardziej na borderline. Pozwalam lekko chorej osobowości jeszcze bardziej się rozchorować. Lubię, naprawdę lubię te ekspresjonistyczne, świadome degeneracje. Pokazują one „prawdziwą prawdę”, wnętrze, flaki, żołądek. Uwielbiałem/łam kiedyś Egona Schiele, wszystkich tych międzywojennych Niemców i Austriaków.

No i tak. Przyjeżdżam sobie i biorę te z bulimią, i każę im jeść, a potem się porzygać. Biorę i te z anoreksją i każę im nie jeść, niech jeszcze bardziej schudną. Jeśli komuś zmarła matka, to u mnie zagra śmierć matki. Jeśli ktoś ukrywa, że jest pedałem, to go celowo w kostium drag queen przebieram. Jeśli ktoś ma lęk wysokości, to go na cyrkową linę wsadzam. Cellulitis pokazuję, rozstępy ujawniam, małe cycki przerabiam na jeszcze mniejsze.

Palec im wszystkim w oko wsadzam, w policzek nadstawiony uderzam. Prawdę pokazuję, nie kłamię, a jeśli ktoś z tego powodu w szpitalu psychiatrycznym skończy, to znaczy, że tam jego miejsce.

Tak jak Pippo, tak i ja. Biorę drut kolczasty, ogradzam przestrzeń sceny i pozwalam im się wzajemnie pożreć. Bo to, kurwa, sztuka jest, a nie tam jakieś gwiazdy na lodzie.