Jeszcze 1 minuta czytania

Goran Injac

TRZECIA PRZESTRZEŃ:
Książeczka zdrowia

Goran Injac

Goran Injac

1.

- Czy ma Pan jakieś ubezpieczenie zdrowotne?
- No tak, mam.
- Ale UNIJNE, proszę Pana.
(milczę)
- Rozumie Pan, U-N-I-J-N-E!

Tak wyglądała moja rozmowa z aptekarką (apteka „Nasze Zdrowie”, niedaleko mojej kamienicy). Reakcje wywołał mój paszport. Nazwa dokumentu na okładce jest napisana po serbsku – cyrylicą, a potem w środku na pierwszej stronie łacinką, w dwóch językach – po angielsku i po francusku. W żadnym z języków nie ma nazwy Unia Europejska. „Nie będzie mi tu ktoś «w procesie dołączania» nadużywał funduszu zdrowia mojego polsko-europejskiego” – pomyślała zapewnie pani magister. No to płacę sto procent.

2.

Sytuacja w aptece przypomniała mi o pewnym zdarzeniu na kolacji dyplomatycznej, w której przypadkiem uczestniczyłem. Dostałem zaproszenie pod tytułem „organizujemy polski wieczór”. Poszedłem, wypadało, grałem rolę przedstawiciela polskiej instytucji kultury. Pracownicy ambasady – rzecz działa się za granicą – byli wyjątkowo zaskoczeni faktem, że obcokrajowiec może reprezentować instytucję państwową innego kraju.

Na kolacji przy stole zasiadł paszport polski, oraz dwa paszporty obce: jeden serbski – mój, i jeden chorwacki – Ewy. Jemy i głównie rozmawiamy o tym trzecim państwie. W powietrzu przemilczane zdziwienie: „jak te dwa obce paszporty dobrze się rozumieją! nie wchodzą w konflikt”, a przecież oczekuje się od nas, Serba i Chorwatki, właśnie konfliktu.

Nagle ktoś zaczyna używać terminu „interes narodowy”, jednoczenia się wokół „interesu narodowego”. Nic nie mówię, mimo że po latach 90. jestem wyjątkowo uczulony na słowo „naród”. Później, delikatnie, próbuje tłumaczyć, że chyba raczej powinno chodzić o interes obywatelski. Przecież państwo istnieje z naszego powodu, a nie my z powodu państwa. Niestety natrafiam na mur niezrozumienia.

3.

Marlen Haushofer tak definiuje przynależność do ojczyzny: „Tutaj nie jestem w domu, ale wiem, że wolę tutaj nie być «w domu», niż gdzieś indziej”. Z jakim to więc „nie-byciem-w-domu” powinienem się zjednoczyć? Na które „nie-bycie-w-domu” powołać, prosząc o apteczną zniżkę? Każdy z nas ma swoją rzeczywistość, albo nawet ma ich kilka. Ma więc również kilka paszportów.

Wiadomo, sprawa ubezpieczenia medycznego to rzecz zupełnie praktyczna. Nie można zamiast pokazywania książeczki zdrowia w przychodni powołać się na któreś z pięter którejś teorii. Podobnie rzecz ma się z wizą. Nie zmienia to jednak faktu, że stan mojego istnienia w obecnym momencie można ująć hasłem: „Nigdzie, za granicą, ale wszędzie i zawsze w domu”.

W jednej, w drugiej, czy jakieś zupełnie trzeciej unii.