Jeszcze 1 minuta czytania

Łukasz Gorczyca

DOBRY WIECZÓR:
Tryumf średniego artysty

Łukasz Gorczyca

Łukasz Gorczyca

Średni artysta. Nie zupełnie zły i nie geniusz, po prostu średni. Średniego wzrostu, ale nie za niski, średnio przystojny, ale sympatyczny. Jego kariera zaczyna się zawsze podobnie – od jednej świetnej pracy, jednego wyjątkowego i zaskakującego dzieła, którego już nigdy później sam nie doścignie. Tak jakby to był nagły i niespodziewany przebłysk, albo zwykły przypadek, działanie nie do końca uświadomione. Uniesiony sukcesem średni artysta ze zdwojoną siłą rusza do pracy i produkuje kolejne dzieła, mniej lub bardziej podobne, albo zupełnie inne, po każdym z nich widać jak bardzo średni stara się być dobry i jak dobry jest w robieniu rzeczy średnich.

Bo średni artysta jest zorientowany w sztuce. Wie, co dzieje się dookoła, co jest ciekawe i również sam dokładnie tym się interesuje. Zawsze jest na czasie tak bardzo, że trudno go pominąć przy jakiejkolwiek wystawie, która dzieje się „teraz”. Ma swoje ulubione techniki i tematy, te właśnie, które są akurat najbardziej popularne. Chętnie poruszy sprawy, „o których się mówi”, a jego prace świetnie nadadzą się na ilustrację eseju o współczesnym świecie w kwartalniku dla humanistów. Z przyjemnością zresztą zrobi pracę na każdy zadany temat, a to, co u średniego jest zdecydowanie ponadprzeciętne, to elastyczność i zdolność do kompromisu. Nie stara się być na siłę oryginalny, przeciwnie, cieszy go, że może robić takie same prace jak inni, lepsi i bardziej sławni artyści. Jest szczęśliwy, gdy jego dzieło też wygląda efektownie.

Jego prace są proste do zrozumienia – to jego wielki atut – z miejsca widać, o co w nich chodzi i na czym polega pomysł artysty, a przecież nic nie sprawia większej satysfakcji niż zrozumienie sztuki współczesnej. Wiadomo, muzea pełne są dzieł niezrozumiałych geniuszy.

Średni artysta nie unosi się pychą ani zawiścią, nie jest zazdrosny o sukcesy innych, bo nie ma na to czasu, jest bowiem przede wszystkim zajęty swoją własną karierą. Nie jest arogancki, bo nie jest gwiazdorem, ani zgorzkniały, bo cały czas wierzy w przyszły sukces. Rozpiera go optymizm, emanuje dobrą energią i za to go wszyscy lubią. Nie jest geniuszem, więc wie, że musi ciężej pracować – jest miły dla wszystkich, nie sprawia kłopotów, dużo i chętnie mówi o swoich dziełach, a to, co mówi, bywa wręcz ciekawsze od nich samych. Nie ma nic do stracenia, nie zwleka i nie kalkuluje zbyt wiele, bez wahania wypełnia wolne miejsca, podejmuje się zadań, które krępują jego bardziej utalentowanych lub inteligentniejszych kolegów. Sam zamontuje swoje prace na wystawie, wyręczy kuratora i powie coś chwytliwego do prasy, da się sfotografować i nie zlekceważy żadnej okazji do pokazania prac. Opowie o nich płynnie w obcym języku, a po spotkaniu zawsze odpisze na mejla i prześle obiecane materiały. Współpraca z nim to czysta przyjemność.

Jest cierpliwy, to jego wielka cnota, i również dzięki niej popularność w końcu przychodzi. Bo świat potrzebuje średnich artystów tak samo jak tych dobrych. Średni artysta nie jest kontrowersyjny, nie jest nazbyt radykalny ani przesadnie konserwatywny. Gdy jury prestiżowej nagrody będzie toczyć gorące spory, na końcu, po zliczeniu głosów, niespodziewanie wygra właśnie on – średni artysta, którego każdy z głosujących umieścił na drugim albo trzecim miejscu. A żeby wypełnić program wystaw i nie pokazywać w kółko tych samych gwiazd, co inni, trzeba pokazać właśnie jego. I kiedy budżet jest dziurawy, i nie wypada snuć ambitnych planów, średni artysta podpłynie jak koło ratunkowe. Zrobi wystawę za zwroty i szamkę. A od ministra dostanie sute stypendium i pobyt zagranicą, bo tym dobrym się przecież dobrze powodzi, albo nie zdążą wypełnić na czas 10-stronicowej aplikacji.

Na rynku sztuki też radzi sobie nieźle, bo jako średni ukrywa się pod nieśmiertelną etykietą „obiecującego”, nie jest ani drogi, ani podejrzanie tani, po prostu – klasa średnia. A jeśli jego dzieła się postarzeją, to wciąż zachowają walor poznawczy, bo jak wiadomo historię najlepiej się pisze na podstawie dzieł typowych, wyjątkowe nigdy nie pasują do żadnej reguły.

Polska jest dla średniego artysty rajem. Bo to, co najbardziej nakręca jego popularność i karierę, to nadwiślańska podejrzliwość i nieufność wobec tych, którym się coś prawdziwie udało, ten jakże zdrowy, wrodzony krytycyzm wobec najlepszych. Średniego wesprze z przekory bezkompromisowy krytyk, i z frustracji kurator, z którym nie chcieli pracować bardziej sławni artyści. Bo średni jest idealnym produktem współczesnego przemysłu kultury: średni, ale przecież nie zły, średni, ale na czasie i na temat. Średni czyli dobry. Dobry, bo średni.

I proszę nie pytać, o kim jest ten felieton, bo przecież każdy ma swojego ulubionego, średniego artystę.