Jeszcze 2 minuty czytania

Jarosław Lipszyc

INFOHOLIK:
Prawa podstawowe społeczeństwa informacyjnego

Jarosław Lipszyc

Jarosław Lipszyc

Rewolucja informacyjna wynikająca z pojawienia się sieci komputerowych na naszych oczach przebudowuje społeczeństwo. Pojawiają się nowe, nieznane wcześniej konflikty i napięcia na nowych liniach społecznych podziałów i interesów. Regulacje prawne przestrzeni internetu nie są już ciekawostką ze stron technologicznych, ale jednym z najważniejszych tematów politycznych, bo digitalizacja objęła całość przestrzeni komunikacyjnej. Społeczeństwo informacyjne zaczyna się domagać swoich praw. Ale jakich praw?

Internet jest obecnie oczkiem w głowie regulatorów, którzy usiłują go w jakiś sposób ująć w zestawy przepisów. Prawo autorskie, prawo telekomunikacyjne, prawo prasowe i inne regulacje naginane są tak, by obejmowały internet. Jednak konflikty różnych interesów powodują, że spór o kształt tych regulacji zaczyna przypominać walkę buldogów pod kołdrą. W narastającym szumie informacyjnym trudno zorientować się, jakie obywatelskie wolności i prawa mogą być tutaj zagrożone. I choć debata związana z wprowadzaniem cenzury internetu przy okazji ustawy hazardowej czy odcinania od internetu w pakiecie telekomunikacyjnym trafia na pierwsze strony gazet, to nie istnieje konsensus na temat podstawowych wartości i praw, jakie należy w tej nowej przestrzeni informacyjnej chronić. Warto więc zastanowić się nad katalogiem praw podstawowych, których przestrzeganie powinno być nienaruszalną podstawą w czasach komunikacji elektronicznej.

Gwarancje, które dają nam podstawowe dokumenty – Powszechna deklaracja praw człowieka i obywatela, Karta praw podstawowych, Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności – rzadko kiedy znajdują swoje odbicie w regulacjach dotyczących internetu, często też wymykają się im nowe zagrożenia i wyzwania. Zakończone na początku listopada Free Culture Forum w Barcelonie było jedną z prób przekucia ogólnego języka podstawowych dokumentów dotyczących praw człowieka na język postulatów, tez i żądań dotyczących regulacji sieci.

Wnioski z tego spotkania zostały przedstawione w dokumencie „Karta Innowacji, Kreatywności oraz Dostępu do Wiedzy” (http://fcforum.net/). Podstawowe zagrożenia zostały zdefiniowane wokół prawa do edukacji; dostępu do informacji, kultury, nauki i technologii; prawa do wolności wyrażania opinii i prywatności korespondencji. Choć każde z nich gwarantowane jest teoretycznie przez dokumenty podstawowe, to jak wskazują autorzy, ich realizacja na poziomie komunikacji internetowej najczęściej daleka jest od założonych standardów społeczeństwa obywatelskiego i demokratycznego państwa prawa, a spełnienie tych standardów wymagać będzie znacznych zmian zarówno w sferze prawa, jak i praktyki działania instytucji publicznych.

Przykładem może być prawo do nauki. W czasach internetu najważniejsze zestawy kompetencji cenione na rynku pracy dotyczą umiejętności wyszukiwania i przetwarzania informacji oraz wykorzystywania narzędzi komunikacyjnych. Jednocześnie jednak zasoby edukacyjne nie są udostępniane w otwarty sposób w internecie, a ich wykorzystanie – rozumiane w szeroki sposób, jako adaptowanie do własnych potrzeb lub twórcze przekształcanie i publikacja – jest najczęściej nielegalne. Istniejące w polskim prawie wyjątki edukacyjne nie obejmują sytuacji, w której grupa uczniów tworzy np. film dokumentalny z użyciem wyszukanych materiałów źródłowych i publikuje go na stronie szkoły. W tej sytuacji prawo do nauki jest dość radykalnie ograniczone, na co wskazuje Karta, sugerując szereg konkretnych rozwiązań.

W przypadku prawa do wyrażania opinii sytuacja jest jeszcze gorsza. W Polsce inicjatywa Indeks 73 zdiagnozowała już wiele przypadków, w których prawo autorskie było wykorzystywane jako skuteczne narzędzie cenzury dzieł artystycznych. Przykładem może być zdjęcie kilkunastu (!) sztuk teatralnych na motywach Kubusia Puchatka, gdyż były one sprzeczne z taktyką komercyjnego wykorzystania tych postaci przez koncern Disneya, czy instalacji Rafała Jakubowicza, która miała krytykować zasady działania rynku sztuki w Polsce. Ale to przecież tylko najbardziej nagłośnione przypadki.

Tajemnica korespondencji jest fikcją, szczególnie jeśli pojmujemy ją szeroko. Przecież nie chodzi tu tylko o to, kto czyta nasze e-maile, ale także o to, czy ktoś śledzi, gdzie się poruszamy czy co kupujemy. Dostęp do danych związanych z wykorzystywaniem przez nas telefonów komórkowych (lokalizacja, połączenia), komunikacyjnych serwisów internetowych, kart kredytowych itp. powinien być ściśle limitowany i podlegać nadzorowi sądu. W wielu przypadkach tak jednak nie jest, choćby dlatego, że komunikacja odbywa się w ramach różnych komercyjnych serwisów, których działanie nie podlega publicznej kontroli. Konia z rzędem temu, kto mi odpowie na pytanie, czy wiadomości kierowane do innej osoby za pośrednictwem Gadu-Gadu, Skype'a czy Facebooka trafiają tylko do adresata, czy może do kogoś jeszcze.

Zagrożenia dla fundamentalnych praw człowieka i obywatela płyną więc z wielu różnych źródeł. Planowane regulacje dotyczące powtórnego wykorzystania informacji publicznej, regulacji prasy, wprowadzenia indeksu stron zakazanych, zmian w sferze prawa autorskiego i dziesiątek innych, mogą nasze podstawowe prawa ograniczyć jeszcze bardziej, szczególnie że instytucje państwa kierujące się własnym, krótkoterminowym interesem (np. zwiększenia wykrywalności przestępstw) bardzo często wspierają ograniczanie tych praw. Poza kilkoma chlubnymi wyjątkami – np. program edukacji kulturalnej MKiDN czy program Polska Szkoła MEN – państwo nie wspiera otwartego udostępniania materiałów. Naruszana jest powszechnie podstawowa zasada, że fundusze publiczne mają dawać rezultaty dostępne publicznie.

W tym kontekście uruchomienie debaty nad zestawem „internetowych praw podstawowych” powinno stać się priorytetem dla obywateli, instytucji państwa i organizacji pozarządowych. Inaczej grozi nam dalsza erozja praw i wolności, a to może mieć groźne skutki dla samych podstaw demokratycznego państwa prawa.