Zwierzęta ludzkie i nie

Katarzyna Kuszyńska

Pytanie o zwierzę wisiało w powietrzu. W tym samym przecież czasie, nic o sobie nie wiedząc, powstawały: wystawa w Zachęcie, „kryminał myśliwski” Olgi Tokarczuk oraz nowy numer pisma „Konteksty”. Czyżby nowy Zeitgeist?

Zwierzęta ludzkie i nie

Jeszcze 2 minuty czytania

Zwierzęta ludzkie i nie

To niby nic nadzwyczajnego, że antropolodzy przyglądają się zwierzętom. Zwierzęta, jak świat światem, towarzyszyły człowiekowi – husky na śniegu, a wielbłąd na piachu. O zwierzętach mitologicznych nie wspominając. Żadna monografia społeczności lokalnej sporządzona przez etnologa nie mogłaby chyba obejść się bez spisu udomowionych przez nią pożytecznych i, co tu kryć, niekiedy smacznych pupili, ani bez odniesień do symbolicznego bestiariusza zbiorowej wyobraźni jej członków. Nic więc dziwnego, a jednak…

„Konteksty”, 2009 (LXIII), nr 4 (287)Dostajemy właśnie do rąk najnowszy numer antropologicznego pisma „Konteksty”, ukazującego się przy Instytucie Sztuki PAN. Już z artykułu wprowadzającego (Dariusz Czaja, „Zwierzęta w klatce [języków]”) można się zorientować, że to rzecz w polskim piśmiennictwie akademickim wyjątkowa. Zaproponowany przez redakcję wiodący temat numeru – skomplikowane relacje człowiek-zwierzę – skutecznie zneutralizował u części autorów imperatyw obiektywnej i beznamiętnej perspektywy badawczej. Przemówili oni ludzkim głosem: z pasją i zaangażowaniem, choć bez sentymentalizmu. Przy czym nie jest to – dodajmy – głos brzmiący unisono, a raczej dający do myślenia wielogłos.

„Tu już nie chodzi tylko o kwestie moralnej natury. Idzie o to, jak włączyć zwierzę – wielkiego niemowę historii – do ludzkiej ekumeny” – czytamy we wstępie. Zdarzały się w przeszłości numery czasopism kulturalnych poświęcone kwestii zwierząt (choćby dwa wydania „Czasu Kultury” czy część jednego z numerów „Krytyki Politycznej”), ale z tak radykalnym postawieniem animal question przez środowisko uczonych mamy do czynienia w Polsce po raz pierwszy.

Stawką jest tu bowiem nie tyle postulat myślenia o zwierzętach – obiektach obserwacji, afektacji czy eksploatacji – bo to znamy doskonale. Chodzi raczej o usiłowanie wprowadzenia w życie nowego paradygmatu metodologicznego, który zaproponowali parę lat temu autorzy książki „Thinking with Animals”, czyli znalezienie sposobu na to, jak myśleć  w r a z  ze zwierzętami.

Na okładce „Kontekstów” widnieje zapożyczony od Johna Maxwella Coetzee’ego tytuł: „Żywoty zwierząt”. Hasło z pewnością nie na wyrost, manifest Elisabeth Costello z tej klasycznej dla omawianych kwestii książki pasuje tu także dlatego, że jak wspomniałam, numer to dyskretny – ale jednak – projekt nowego myślenia o zwierzętach, nieledwie: manifest. Bo jak inaczej potraktować postulat wprowadzenia zakazu polowania, pojawiający się w jednym z artykułów? Oto zazwyczaj sterylna akademicka refleksja przeradza się wyraźnie w twardy postulat politycznej natury.

Anglikański pastor Andrew Linzey z kolei, wbrew własnej tradycji arystotelesowsko-judeochrześcijańskiej, która zwierzę uprzedmiotowiła na wieki wieków, w tekście „Inżynieria genetyczna jako zwierzęce niewolnictwo” dekonstruuje jej złowrogie przesłanki i przywraca nie-ludzkim zwierzętom należny im status podmiotu. Inny teolog, Paul Badham, idzie jeszcze dalej, sugerując możliwość zbawienia zwierzęcych dusz. A konsekwencje antropologiczne filozoficznej dysputy pomiędzy trzema wielkimi filozofami XX wieku rekonstruuje Paweł Mościcki w tekście „Zwierzę, które umieram. Heidegger, Derrida, Agamben”.

Nie sposób w tym krótkim anonsie omówić wszystkich, pomieszczonych w numerze, prac znakomitych autorów. Dla zachęty warto wspomnieć choćby jeszcze ważne eseje Agaty Bielik-Robson i Ireneusza Kani; rezultat sporu, który między nimi się toczy, ma dla naszego (zachodniego) myślenia o zwierzętach znaczenie fundamentalne.

Pilar Albarracin,  „Wilczyca”, 2006, kadr
wideo z dokumentacji performansu.
„Wszystkie stworzenia duże i małe”,
Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa,
19 grudnia 2009 – 21 lutego 2010
Lekturę „Kontekstów” warto uzupełnić wizytą na wystawie „Wszystkie stworzenia duże i małe”, która od kilku dni prezentowana jest w warszawskiej Zachęcie. W kuratorskim tekście czytamy: „Punktem wyjścia była tu chęć przekroczenia idei antropocentryzmu, według której człowiek znajduje się w centrum świata jako gatunek uprzywilejowany, o najwyższym statusie ontologicznym”. Pojawia się jednak pytanie – czy to aby nie pusta deklaracja? Przecież sprowadzenie zwierząt do roli obiektu sztuki może być odebrane właśnie jako najczystsza forma uprzedmiotowienia. Ale wątpliwości mijają po obejrzeniu wystawy.

Oglądamy zwierzęta podpatrzone i podsłuchane w swych zwierzęcych zajęciach, jak choćby kotka z pracy Petera Fischli i Davida Weissa lub mrówki z „Kontaktu” Zygmunta Rytka. Większość realizacji pozostawia w nas wrażenie zderzenia z nieprzenikalną dla racjonalnego poznania sferą. Nie podsuwa się nam podpowiedzi. Nie wiemy, na co gapi się tytułowa „Krowa” z filmu Dusana Skali, ani kruk z pracy Douglasa Gordona „Patrząc w dół z jego czarnym, czarnym ee”. Nie zmienia to jednak faktu, iż napotykając krowie i krucze spojrzenia, czujemy się jakoś nieswojo.

Józef Robakowski, „Rozmyślania przy
lizaniu”
, 2007, kadr wideo, dzięki uprzejmości
artysty i Galerii Wymiany
W pracach wideo, których na wystawie znajdziemy najwięcej, brak ciepłego komentującego głosu Davida Attenborough lub Krystyny Czubówny, do których tak przyzwyczaiły nas telewizyjne filmy przyrodnicze. Mamy za to metakomplikację w postaci kontekstu dzieła sztuki. Starając się rozkodować zarejestrowany wycinek rzeczywistości,  możemy łatwo popaść w iluzję, którą świetnie pokazał Józef Robakowski w pracy „Rozmyślania przy lizaniu”. Podłożony przez artystę mantrujący głos: „liżę, liżę, myślę, myślę” ironicznie komentuje sposób, w jaki mechanicznie projektujemy na zwierzęta własne kategorie. Głos udzielony „wielkiemu niemowie historii” okazuje się efektem poczciwego brzuchomówstwa. Wystawa w Zachęcie może być więc lekcją o tym, że w relacjach człowiek-zwierzę to nie racjonalny umysł określa reguły gry. Jeśli „myśleć wraz ze zwierzętami”, to raczej z poziomu istot, które współodczuwają: obecność innego ciała, strach, cierpienie, głód.

Olga Tokarczuk, „Prowadź swój pług przez
kości umarłych”
. Wydawnictwo Literackie,
Kraków, 318 stron, w księgarniach od grudnia 2009

Można odnieść wrażenie, że pytanie o zwierzę (w nas, obok nas) wisiało w powietrzu. I zapewne nie chodzi tylko o dwie darwinowskie rocznice, które obchodziliśmy w minionym roku (150-lecie ukazania się „O pochodzeniu gatunków” i 200-lecie urodzin autora). W tym samym przecież czasie, nic o sobie nie wiedząc, powstawały u nas: numer „Kontekstów”, wystawa w Zachęcie oraz – dodajmy jeszcze do tego – „kryminał myśliwski” Olgi Tokarczuk. Czyżby nowy Zeitgeist? Widmo nie-ludzkiego zwierzęcia, krążące nad Europą od kilkudziesięciu lat, zawitało i do nas…

Jeśli na trwałe trafi pod polskie strzechy, to chyba jednak raczej dzięki bestsellerowej powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, niż dzięki niszowym wydawnictwom czy wystawom. Na szczęście projekt Olgi Tokarczuk, podany w atrakcyjnym z czytelniczego punktu widzenia kryminalnym sztafażu, jest tak radykalny, że nawet jeśli tylko częściowo przemodeluje miejsce zwierząt w naszym obrazie świata, to i tak będzie dobrze. Janina Duszejko włączyła je do antropologicznej ekumeny poprzez ultraludzki akt zemsty ofiar, niczym gest z ostatniego filmu Tarantino „Bękarty wojny”. Trudno udawać: to prawdziwie katartyczne doznanie.

Tekst ukazał się w styczniu 2010.