Rogalik na szczęście
fot. Natalia Kabanow

6 minut czytania

/ Teatr

Rogalik na szczęście

Katarzyna Niedurny

„Symfonia alpejska” przypomina, że teatr nie jest tylko narzędziem potrzebnym do roztrząsania sporów, rozpracowywania traum. Tworzona na widowni wspólnota może być także oparta na wyobraźni

Jeszcze 2 minuty czytania

Podróżników spotykamy, kiedy docierają do podnóża Kanczendzongi. Jako pierwsza trafia tam grupa paryskich mimów. Uciekają z XVI-wiecznej Francji – ich działalność została tam zabroniona wskutek królewskiego nakazu i dość przypadkowego morderstwa, od tego momentu na francuskich scenach ma dominować tylko sztuka wysoka, a jarmarczne zabawy teatralne są zakazane. Co innego pozostaje grupie mimów, jeśli nie wyprawa w Himalaje i założenie tam zakonu? Za nimi wyrusza mały przybłęda Gaspar (Jakub Pewiński), który w monarchii nie mógł doprosić się nawet litości w postaci le petit croissant potrzebnego do wyżywienia rodziny.

Ostatecznie kłopotliwe prawo wygasa, jednak tuż przed powrotem do Francji do grupy mimów dołącza tajemnicza dziewczyna o „sercu i głosie jak dzwon”. Pojawia się również znana polska himalaistka Wanda Rutkiewicz – a raczej jej dusza podzielona na trzy postaci (Małgorzata Biela, Agnieszka Dziewa, Monika Rostecka). Jest w trakcie swojego ostatniego górskiego projektu, „karawany do marzeń”. W pobliżu szczytu krąży grupa yeti, które ostatecznie, zmieniając kostiumy, przemieniają się w trzech papieży. O czymś zapomniałam? 

Fabuła spektaklu „Symfonia alpejska” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego z dramaturgią Klaudii Hartung-Wójciak nie jest prosta do opowiedzenia. Nie są tu istotne charakterystyczne dla klasycznej opowieści ciągi przyczynowo-skutkowe. Jej konstrukcja kojarzy się raczej ze znaną z dziedziny improwizacji zabawą polegającą na dodawaniu kolejnych słów do opowieści otwartej na wszelkie przekształcenia. Mimo to spektakl ogląda się w napięciu. Być może ze względu na obecną w przedstawieniu dziecięcą wręcz radość z tworzenia oraz wspaniale absurdalne poczucie humoru.  

Symfonia alpejska. Thriller spirytystyczno-pantomimiczny inspirowany postacią Wandy Rutkiewicz z muzyką Ryszarda Straussa, Teatr Pantomimy we Wrocławiu. Premiera 2 czerwca 2023Symfonia alpejska. Thriller spirytystyczno-pantomimiczny inspirowany postacią Wandy Rutkiewicz z muzyką Ryszarda Straussa”, Teatr Pantomimy we Wrocławiu. Premiera 2 czerwca 2023Za tą lekkością stoją jednak precyzyjne założenia – zabawa formą wyrasta ze świadomości teatru i znajomości artystycznych środków wyrazu. Podobne zabiegi mogliśmy już oglądać w teatrze Cezarego Tomaszewskiego. W „Cezary idzie na wojnę” reżyser łączył pieśni Stanisława Moniuszki z queerową opowieścią, w „Turnus mija, a ja niczyja” wykorzystywał formę operetki do przedstawienia realiów sanatoryjnych wyjazdów emerytów, zaś od pewnego czasu bawi się musicalem w spektaklach takich jak „Gracjan Pan” czy „Priscilla, królowa pustyni”. Tym razem reżyser stwarza aktorom Wrocławskiego Teatru Pantomimy przestrzeń, w której mogą wykorzystać swoje (niesamowite!) umiejętności gry ciałem (nie zabraknie tu również popularnych numerów rodem ze slapstickowych komedii oraz naprawdę imponujących akrobacji). Odbiór ich gry (nie zawsze prosty dla osób niezaznajomionych z konwencją) ułatwia Małgorzata Biela osadzona w roli narratorki. Inne postaci wypowiadają się tylko sporadycznie. Na zderzeniu słowa i gestu opiera się wiele żartów. Podobnie jak na wykorzystaniu środków teatralnych – dmuchawy czy oświetlenia sceny. Twórcy korzystają także z konwencji kina niemego z czasów, gdy medium to służyło przede wszystkim rozrywce. Te inspiracje widać także w strojach i scenografii autorstwa Natalii Mleczak.  

W końcu – kluczowa jest muzyka. Dominuje wymieniony w pełnej wersji tytułu („Symfonia alpejska. Thriller spirytystyczno-pantomimiczny inspirowany postacią Wandy Rutkiewicz z muzyką Ryszarda Straussa”) niemiecki kompozytor. Muzyka Straussa konsekwentnie wspiera akcję przedstawienia, czasem gra rolę komentarza, a czasem jest tłem, tak jak grana na żywo towarzyszyła dawniej pokazom niemych filmów. Reżyser zestawia ją z innymi utworami: „Lucky” Britney Spears czy eurowizyjnym przebojem „Solo” Blanki. 

fot. Natalia Kabanow


Efekt muzycznej niespodzianki funduje także obecność na scenie Małgorzaty Bieli – aktorki znanej z operowego głosu, o którym zresztą mówi się w przedstawieniu. Czekałam na moment, kiedy zaśpiewa, pewnie podobnie jak większość zgromadzonych na widowni. Kiedy już się to wydarza, okazuje się, że znów mamy do czynienia z żartem. Muzyka leci z głośników, zaś artystka, stojąc przy mikrofonie, zamiast śpiewać, siorbie herbatę i prowokacyjnie spogląda w kierunku widowni. Tomaszewski bawi się z oczekiwaniami nie po to, żeby je złamać, ale przekroczyć kolejnym efektem. 

Reżyseria, choreografia i opracowanie muzyczne: Cezary Tomaszewski
Scenariusz i dramaturgia: Klaudia Hartung-Wójciak
Scenografia i kostiumy: Natalia Mleczak
Reżyseria światła: Jędrzej Jęcikowski
Obsada: Małgorzata Biela, Artur Borkowski, Agnieszka Dziewa, Jan Kochanowski, Mariusz Nguyen, Agnieszka Kulińska, Jakub Pewiński, Monika Rostecka, Krzysztof Szczepańczyk

Jednym z powtarzających się w spektaklu żartów jest wypowiadana piskliwym głosikiem przez Gaspara prośba o le petit croissant. W końcu trafia się okazja i dostaje on swojego upragnionego rogalika. Chwilę szczęścia szybko zastępuje rozczarowanie. Pieczywo jest suche i niesmaczne. Nie zaspokaja apetytu. Dopiero rogalik zagrany przez mimów i podarowany mu w świecie wyobraźni okazuje się tym najpyszniejszym. Podobnie w spektaklu – to fantazja i wyobraźnia zaspokajają potrzeby widzów bardziej niż sceniczny konkret lub prawdziwe historie, które niejako zapowiadało nazwisko polskiej himalaistki umieszczone w tytule (jej życiorys ostatecznie jest zarysowany jedynie pobieżnie).

Czy to wszystko jest żartem? W jakimś sensie tak. Lekkość i przyjemność są największymi atutami spektaklu. „Symfonia alpejska” przypomina, że teatr nie jest tylko narzędziem potrzebnym do roztrząsania sporów, rozpracowywania traum. Tworzona na widowni wspólnota może być także oparta na wyobraźni, która, jak najpyszniejszy le petit croissant, nasyci oglądającego.