Z głowy – karnawałowy
potencjał niestabilności

Marta Lisok

W zbiorze designerskich projektów „Zrób to sam” Jakub Julian Ziółkowski zastanawia się, co mogłoby się stać, jeśli przedmioty zostawiłoby się samym sobie. Czy doszłoby do krzyżówek: przenikania płaszczyzn, kształtów i faktur? Poważnych mutacji w zakresie funkcji?

Jeszcze 2 minuty czytania

Pomalowana w żółto-czerwone wybuchy szafka ma ostre, trójkątne kształty. Stoi na trzech nogach, dla złapania równowagi z tyłu dolną partię z łbem łączy cienki, sztywny ogon w czerwono-białe kreski. Z jej górnej części patrzy oko-okno, poniżej wystają dwie oddalone od siebie białe deski kłów.

J. J. Ziółkowski, „Zrób to sam/D.I.Y”.
Stowarzyszenie 40 000 Malarzy,
Warszawa- Wrocław, 252 strony, w księgarniach od 2010
Po gęstych obrazach pełnych owadów, robaków i wybujałych roślin, oplatających nieubłaganie przedmioty i postaci, u Jakuba Juliana Ziółkowskiego przychodzi odprężenie w postaci rysunków mebli opartych na najprostszych kolorach: czerwieni, bieli, zieleni, błękicie i żółci. Te obiekty-hybrydy są w fazie transformacji.
Jest w nich coś ruchliwego, jakby pod powierzchnią pulsowała energia szukająca ujścia. Szafki narastają jedna na drugiej, dzielą się, przekrzywiają. Piramidalne formy, złożone na przykład z kilkudziesięciu szuflad spiętych w pryzmatyczne zbiory, wydają się przygotowane do przeprowadzki, narzucone bezwładnie jedne na drugie. Często wbrew prawom logiki i grawitacji, poszczególne części wiercą się, osuwają, innym razem kumulują w koloniach i topornych bryłach. Niektóre są zaopatrzone w kółeczka albo zakończone elementami przypominającymi łapy, pazury albo kopyta. Naleśnikowe plamy spływające płatami, frędzle, gałęzie i przyssawki pochodzą ze znanego repertuaru drobnicowych podziałów, którymi artysta tak chętnie operuje na polu malarstwa.

Rzeczy nierzeczywiste Jakuba Juliana
Ziółkowskiego
Jest w tym echo egzotycznych podróży Ziółkowskiego: bujności tropikalnego lasu, kamiennych posągów, masek, rytualnych zdobień ciała. Jako wypadkowa zapamiętanego upału, ciszy i wilgoci, rysunki mnożą się szybko w rozgorączkowanej wyobraźni, budując szczątkową scenografię do filmu o jakimś niesklasyfikowanym plemieniu, w której kubki zrastają się ze sobą jak bliźnięta syjamskie, dywany mają kształt stada smażonych jajek, długopisom wyrastają płetwy, a na pniach drzewa i dłoniach robotów kiełkują żarówki.

Ziółkowski
w Nowym Jorku!

Do końca lipca w prestiżowej galerii Hauser&Wirth na Mahnattanie, trwa monograficzna wystawa Jakuba Juliana Ziółkowskiego. „Timothy Galoty & Dead Brains” to 28 obrazów i gwaszy. Wystawa zbiera świetne recenzje w amerykańskie prasie.

Na wszystkich projektach, nawet najbardziej surrealistycznych, obiekty mają wyraźnie zaznaczoną grubość ścianek. Wydaje się, że bez trudu można skręcić i pomalować sklejkę lub deski według podanego przez Ziółkowskiego wzoru. Budować jak z klocków, puzzli czy płatów tektury, które można skleić taśmą pod każdym kątem. Niektóre przypominają rozwiązania słynnych designerów, przelane na kartki we fragmentach albo w niedokładnie skradzionych całościach. Mimo licznych zapożyczeń pozostają jednorodne, dzięki przefiltrowaniu przez organiczny sposób widzenia malarza, który jak mówi w jednym z wywiadów, po przyjeździe na studia do Krakowa przez rok nie wsiadł do tramwaju ze strachu przez zgubieniem się w miejskiej dżungli.

Rzeczy nierzeczywiste Jakuba Juliana
Ziółkowskiego
W zbiorze „Zrób to sam” Ziółkowski zastanawia się, co by się stało, jeśli przedmioty zostawiłoby się samym sobie. Czy doszłoby do krzyżówek: przenikania płaszczyzn, kształtów i faktur? Poważnych mutacji w zakresie funkcji? Wymyślane przez niego obiekty są powtarzane po kilkanaście razy w minimalnie zmienionych konfiguracjach. Nie dają spokoju, uporczywie powracają, domagając się własnej formy, obiecują przyjemności stopniowej komplikacji pierwszego pomysłu. Mogą podszywać się pod znane nazwy, ale ich wykoślawione kształty sprawiają, że pojawia się przymus zaznaczenia niesfornej, fantazyjnej części, przez co nadaje się im automatycznie nowe imiona. Wypłukane prądami kamienne formy z dna morza, wyoblone blaty i siedziska, krzaczaste rusztowania i pajęczynowe układy można podzielić na kilka podgrup: regało-pająki, wodorostowe stoły, cielesne meble ułożone z kości-gigantów, szafki-zbroje ze sztywnym pancerzem płytek, drewniane jednoosobowe rakiety, sarkofagi-kryształy.

Rzeczy nierzeczywiste Jakuba Juliana
Ziółkowskiego
Większość obiektów ma wyraźnie zaakcentowany szczyt, co nadaje im charakter zgeometryzowanego totemu w wersji dostosowanej do przeciętnego mieszkania. Formy sugerujące niespodziewane przebicia z wnętrza jaskiń, wigwamów i grobowców, Ziółkowski przycina na potrzeby niewielkiego metrażu, dostosowując do nietypowych potrzeb użytkowników zmęczonych przewidywalnością otaczających ich układów. Jego projekty kryją w sobie karnawałowy potencjał niestabilności, gwałtownego przemieszania znanych elementów, szybkiej zamiany pokoju na plac zabaw, dom strachów albo cyrk. Regały, szafy i komody oparte na modułach, niebezpiecznie bliskich wyciosanym fragmentom meblościanki, służą rozproszonej inwazji nowych, cieszących oko, kolorowych pasożytów. Tym razem mniej przerażających i niekoniecznie zapowiadających nieuniknione niebezpieczeństwo, jak w przypadku obrazów artysty. Użycie liniowanego, kremowego papieru potęguje wrażenie, że rysunki powstały dawno, są w jakiś sposób archaiczne. Między innymi przez ten zabieg obiekty wywołują u oglądających niepokój typowy dla sytuacji znajdowania się w pobliżu punktu o charakterze rytualnym: szczytu góry, świętego drzewa, rozstaju dróg, obrzędowego kamienia, bramy czy króliczej nory. Projektowane z entuzjazmem, swobodą i domorosłą pasją, są jak kostiumy do „Gwiezdnych wojen” szyte ze starych zasłon i śmieci, doskonale wyzwolone z  krępujących zasad i rutyny.

Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.