Artemis Quartet
i Piazzolla

Marta Nadzieja

W Piazzollowym projekcie Artemis Quartet rządzi przede wszystkim klasyczna proporcja i jazzowa swada Ammona. To starcie dwóch estetyk, które łączy puls tanga

Jeszcze 1 minuta czytania

Fenomen Astora Piazzolli polega na tym, że nawet popkultura nie jest w stanie nadgryźć jego geniuszu (bo przecież pseudoaranżacje Gotan Project należy uznać jedynie za incydent).
„Wysokopółkowych” muzycznych odczytań Piazzolli było co niemiara. Kilka lat temu świetną płytę wraz z Piazzoforte nagrał Kevin Kenner, w wykonaniu Piazzolli celuje Tangata Quintet. Nie należy zapomnieć o elektryzujących płytach Gidona Kremera i Kronos Quartet. Są to jednak nagrania rozproszone, jakby dokonywane na zasadzie impulsu. Brakuje tu wciąż jakiejś myśli przewodniej, która sprzęgałaby wszystkie muzyczne intencje bandoneonisty.

Artemis Quartet, „The Piazzolla Project”.
Virgin Classics 2009
Artemis Quartet – po przełomowych płytach z kwartetami Beethovena i ambitnymi, niekomercyjnymi projektami z kwintetami Schumanna i Brahmsa – sięgają po kameralne utwory Piazzolli. Do współpracy zaprosili chilijskiego pianistę Jacques'a Ammona. Wydawca anonsuje całość jako geograficzne i estetyczne „spotkanie Berlina z Buenos Aires” – w rzeczywistości to starcie dwóch estetyk, które jednoczy jedna osoba.

Muzycy Artemis Quartet w krwistej tkance tanga poruszają się pewnie i ze swadą. Kiedy zaś w otwierającym płytę „Concierto para quinteto” dołącza Ammon, robi się gęsto, namiętnie. Chilijski pianista wprowadza do nagrań utworów Piazzolli akcenty czysto improwizacyjne, jazzujące, które od razu budzą skojarzenia z twórcą „Maríi de Buenos Aires”. Dalej jest tylko goręcej i lepiej. „Estaciones portenas”, zgodnie z muzycznym pierwowzorem Vivaldiego, mieni się wszystkimi kolorami czterech pór roku. A zwłaszcza „Invierno Porteno” – kameralne, z delikatnym bandoneonem i  rozbudowaną partią smyczków – przekonuje bardziej niż w nagraniu Josepa Ponsa (Harmonia Mundi 2006). „Fuga y mysterio” to idealne, bo zbalansowane spotkanie melodii i wirtuozerii. A „Suita del Aniel” to po raz kolejny pochodna z melancholii i kameralności (zachwycająca druga suita „Tempo di tango”).

W Piazzollowym projekcie Artemis Quartet rządzi przede wszystkim klasyczna proporcja i jazzowa swada Ammona. Wspomniany na początku album Kevina Kennera ukazał się kilka lat temu o tej samej porze roku co płyta Artemis Quaret. Czy to więc sprawa aury, czy może wykonania, że Piazzolla w wakacje brzmi inaczej? Podszytego melancholią i świadomą rezygnacją Piazzolli najlepiej słuchać właśnie w dojmujący skwar. Oto prawdziwy triumf smutku tropików.