Pierwsza medalistka olimpijska w łyżwiarstwie figurowym, w Londynie w 1908 roku, miała 27 lat. Z igrzysk na igrzyska wiek mistrzyń sukcesywnie się obniża. W ubiegłym roku w Pekinie pierwsze i drugie miejsce na podium zajęły niespełna osiemnastolatki, a wśród pretendujących do tytułu były piętnastolatki, co w związku z aferą dopingową dotyczącą jednej z nich doprowadziło do zmian w regulaminie startów w kolejnych zawodach. Olimpiada – dla wielu ukoronowanie sportowej drogi – to wydarzenie, do którego przygotowanie nie sprowadza się do wielomiesięcznych regularnych treningów, ale do rozłożonych na lata obowiązkowych startów w zawodach krajowych, europejskich i światowych. Osiemnastolatka decyzję o stawaniu w szranki po olimpijskie złoto musiała podjąć w okolicach dziesiątych urodzin. Spełnianie marzenia o najwyższym podium oznacza niekończące się godziny na lodzie, na sali baletowej, w gabinetach rehabilitacyjnych. Wyjazdy, obozy treningowe, rozłąka z rodziną, brak przyjaźni innych niż te środowiskowe. Jasno określony cel, czyli olimpiada, pozwala znieść to i jeszcze ciągłą presję dotyczącą wyników, ale też wyglądu, i morderczą rywalizację, i restrykcje w niemal każdej sferze życia. A co, jeśli tego celu nie ma?
Bohaterka autobiograficznego komiksu „Zawirowania” Tillie Walden, której życie upływa w rytmie pobudek przed świtem, zajęć przed lekcjami, zajęć po lekcjach i późnych powrotów, gdzieś w połowie swojej opowieści, jak gdyby na marginesie, napomyka: „Żadna z nas nie miała zostać olimpijką. Wszystkie byłyśmy uwięzione w wirze wyczynowego łyżwiarstwa figurowego na średnim poziomie”. Co zatem napędza ten wir, skoro nie marzenie o najważniejszym podium?
Odpowiedź Walden jest złożona. Jednocześnie odnosi się do rozpowszechnionych klisz i zaprzecza im lub dodaje im innych znaczeń. A przy tym jej osobista opowieść jest skupiona bardziej na emocjach zapisanych w pamięci i ciele niż na faktach czy chronologii. W niemalże monochromatycznej opowieści snutej na kilkuset stronach da się rozpoznać żelazne punkty z biografii młodych sportsmenek: bezwzględna rywalizacja, podporządkowanie dzieciństwa rygorowi treningów i startów, nadużycia ze strony trenerów i nieustanna presja rankingów. Wykańczające, niewolne od przemocowych metod treningi, które bohaterka poznaje na samym początku, po latach wspomina z nostalgią zakrawającą na syndrom sztokholmski: „Nie zapomniałam tamtych brutalnych treningów i nie tęskniłam za krzykami. Ale było w tym wszystkim coś wspaniałego. (…) Łyżwy stały się dla mnie czymś innym po przyjeździe do Teksasu. Przestały być wymagające, piękne i energetyzujące, a zrobiły się monotonne i męczące. Nie rozumiałam, czemu mam przy nich trwać…”. A jednak trwa jeszcze przez długie lata. Tym samym Walden ukazuje nie tyle historię pasji do sportu, ile uniwersalną potrzebę przynależności. Konkretna drużyna czy klub być może nie zapewniają poczucia bezpieczeństwa, lecz samo łyżwiarstwo pozwala na definiowanie siebie w bardzo konkretny sposób, co nie oznacza automatycznie ukojenia wszystkich dziecięcych, a potem nastoletnich tęsknot.
Jedną z największych w przypadku Tillie jest tęsknota za autentyczną bliskością. Zaspokojenie jej na lodowisku jest niemożliwe, choć dziewczyna długo łudzi się jej strzępami – relacją z jedną z trenerek, fascynacją starszymi łyżwiarkami. Samotność i poczucie wyobcowania głównej bohaterki wynikają poniekąd z rywalizacji, nieustannej walki o miejsce w hierarchii nawet w obrębie jednego klubu. Przybiera ona formę „jedynie” niewybrednych przytyków, nieustannych porównań i cichej satysfakcji z czyjegoś niepowodzenia, a nie prób fizycznego wyeliminowania konkurentek. Bo że takie się zdarzają, nie jest tajemnicą, co wiemy choćby za sprawą najsłynniejszego łyżwiarskiego skandalu, czyli historii ataku zleconego przez dwukrotną mistrzynię Stanów Zjednoczonych Tonyę Harding, którego ofiarą była jej rywalka z lodowiska Nancy Kerrigan.
W przypadku bohaterki „Zawirowań” najbardziej ewidentnym źródłem bycia nie u siebie nie jest jednak ciągłe rywalizowanie, ale orientacja seksualna. Trudno sobie wyobrazić mniej komfortowe miejsce dla dziewczynki, w pełni świadomej swojego homoseksualizmu już w wieku pięciu lat, niż świat króciutkich sukienek i pełnego scenicznego makijażu, świat niejako z zasady przykrawający do heteronormy, a zarazem będący niczym wybory małych miss czystą perwersją. I choć w ostatnich latach głosy zawodniczek i zawodników chcących przełamać tę konwencję są coraz lepiej słyszalne, to musi jeszcze wiele wody upłynąć. Widać to dobitnie na przykładzie amerykańskiej pary olimpijskiej, Ashley Cain-Gribble i Timothy’ego LeDuc. LeDuc określa się jako osoba niebinarna, Cain-Gribble odżegnuje się od kobiecości rozumianej jako eteryczność i delikatność, a ich wyjściem poza narzucone przez tradycję ramy jest głośno deklarowana rezygnacja z odgrywania męskości i kobiecości w trakcie prezentowanego programu. W nagłówkach prasowych i wywiadach brzmi to świetnie: „Osoba niebinarna i łyżwiarka w długich nogawkach zamiast sukienki” – obwieszczała Joanna Wiśniowska w „Wysokich Obcasach” rok temu. Znakiem niebinarności LeDuc ma być jednak makijaż, czyli element jak najbardziej pożądany w „scenicznym” wizerunku łyżwiarza, a długie nogawki Cain-Gribble na igrzyskach w Pekinie ostatecznie zmieniły się w regulaminowo króciutką niebiesko-białą sukienkę błyszczącą kryształkami. Para zajęła ósme miejsce.
W chłodnej tonacji rysunków Walden z zasady nie ma miejsca na blask cekinów i brokatu, a jednak autorce udaje się oddać ich opresyjność. Makijaż nakładany przez koleżankę pierwszy raz nie kojarzy się z niczym przyjemnym, nie ma w sobie niczego z zabawy w dorosłych, to tylko nieznośny ból po dostaniu się tuszu do oczu. Gdy analogiczną scenę widzimy powtórnie, toczy się ona właściwie bez słów, z wyjątkiem jednego ni to stwierdzenia, ni to pytania na koniec: „Więcej różu”. Tresowanie dziewczynki się powiodło.
Kwestia ciała jest problematyczna – trzeba je wyćwiczyć i kontrolować, mobilizować. Im bliżej ideału, tym bardziej postępuje wywłaszczenie z ciała. Staje się ono narzędziem, przedmiotem. Łyżwiarka nieustannie odbiera komunikat: „Ciało nie należy do ciebie”. Każdy, kogo spotyka, wie lepiej, jak powinno się poruszać i jak wyglądać. Począwszy od kontrolująco-korygującego spojrzenia trenerki, poprzez oceniające poprawność techniczną i regulaminowość kostiumu spojrzenia sędziów, a skończywszy na złaknionej widowiska publiczności. Na lodowisku pojawia się figurka dziecka wymodelowana przez konwencję – tak jeśli idzie o wygląd, jak i ruch, w którym nie ma najmniejszej przestrzeni na spontaniczność (szeroki uśmiech też przecież jest narzucony). Tym między innymi różni się łyżwiarstwo (i gimnastyka artystyczna) od baletu, w którym choć edukacja zaczyna się w dzieciństwie, czasem bardzo wczesnym, dziecięce występy zazwyczaj dopasowują estetykę (kostium, makijaż) do wieku tancerek i tancerzy, podczas gdy na zawodach łyżwiarskich zawodnicy i zawodniczki są miniaturowymi dorosłymi.
Nic więc dziwnego, że dziecięca łyżwiarka z „Zawirowań” własne występy odbiera jako zamazane, a świadomość swojego ruchu zyskuje wtórnie, dzięki nagraniom. We wspomnieniach pojawia się również wątek skrupulatnie notowanych kombinacji, prób znalezienia odpowiedzi na pytanie, o co chodzi sędziom, technicznych zawiłości poszczególnych figur i kroków, do których dla bohaterki ostatecznie sprowadza się łyżwiarstwo. Bo nie do pełnych ekspresji skoków, szybkiej jazdy czy piruetów. Kontroli podlega ciało trenowane, ciało zdobywające medale. Kiedy łyżwiarka schodzi z lodowiska, przestaje być ono istotne. To tylko balast, drażniący swoją niemocą, menstruujący nie w porę, potrzebujący regeneracji, na którą nie ma czasu. By wydłużyć sen – z niego zrezygnować najtrudniej – nastoletnia bohaterka odpuszcza zabiegi higieniczne, a kostium wkłada zawczasu, gdy udaje się na nocny spoczynek.
W nadmiernym skupieniu na ciele i jednoczesnym odrzuceniu jego podstawowych potrzeb ujawnia się osamotnienie Tilly, którego doświadcza ona w domu rodzinnym – ani ojciec, ani matka nie wykazują nadmiernego zainteresowania łyżwiarstwem, nie zajmuje ich przesadnie to, co sport jej daje, ani to, co jej odbiera. A przecież to rodzice, chociażby ze względów finansowych, podejmują decyzję o rozpoczęciu i kontynuowaniu treningów. W komiksie Walden relacja z rodzicami jest ukazana w sposób typowy dla fabuł dotyczących nastolatków, ale nietypowy dla opowieści o młodych sportowcach, w których często niespełnione rodzicielskie marzenia zmieniają się w wygórowane ambicje co do przeszłości dzieci, jak chociażby w serialu „Spinnig Out”. Ojciec Tillie zawozi ją na poranne treningi, to również on interesuje się poziomem jazdy córki, zaliczeniami kolejnych sprawdzianów itd. Rola matki sprowadza się do niezbyt gorliwego opłacania rachunków. Jednak żadne z nich nie znajduje upodobania w siedzeniu na trybunach podczas zawodów, na które Tillie jeździ tylko pod opieką trenerki. Paradoksalnie ten brak presji ze strony obojga rodziców w pewnym momencie staje się nieoczywistym motywem, by trwać przy łyżwiarstwie, a matczynego ciepła szukać u trenerek. Lodowisko to miejsce całkowicie wolne od rodzicielskiej kontroli, tu można uciec przed konfliktami i niewygodnymi pytaniami. „Wolę być tu niż w domu”, deklaruje bohaterka. Mimo braku złudzeń co do zainteresowania matki Tillie do końca liczy, że decyzja o odejściu wywoła u niej coś na kształt rozczarowania, a nie tylko ulgę z powodu zmniejszenia zobowiązań finansowych.
Samo odejście ma smak słodko-gorzki. Tillie decyduje się na rezygnację w momencie, gdy zmienia całe swoje dotychczasowe życie – kończy szkołę, zamierza wyjechać do college’u. Porzucenie łyżwiarstwa nie jest odjęciem jednego elementu. To wyrwa, która wpływa na całą resztę. Z jednej strony Tillie z trudem przełyka myśl o obniżeniu własnego poziomu i kolejne porażki na zawodach czy testach. Z drugiej stopniowo buduje swój świat z dala od lodowiska, przywiązuje się emocjonalnie do kobiet innych niż trenerki, odkrywa nowe dziedziny aktywności, takie jak gra na wiolonczeli czy to, co stanie się jej przyszłością, czyli rysowanie. W rysunku znajduje też ostatecznie formę dla własnej opowieści. Opowieści niepozbawionej humoru, momentami mrocznej, do końca jednak niejednoznacznej, pozbawionej morału. W „Zawirowaniach” Walden nie sili się na uogólnienia dotyczące fenomenu dziecięcego/młodzieżowego łyżwiarstwa. Komiks rozsadza ramy opowieści o sporcie jako drodze pełnej cierpień, której kresem jest olśniewająca wiktoria albo sromotna klęska. Łyżwiarstwo dla Walden to raczej pewien etap, bardzo istotny, odpowiadający w konkretnym czasie konkretnym potrzebom, ale mimo całego włożonego wysiłku niedefiniujący jej ostatecznie.