Zapowiedź współodczuwania nie jest w pracach Agaty Siniarskiej jedynie deklaracją. Jest ucieleśnioną praktyką, która wylewa się ze sceny i studia, obejmując codzienne życie. To próba zbliżenia się do doświadczenia inności i obcości. Artystka mówi, że pracuje z niemożliwościami. Bo jeżeli trudno nam tak naprawdę zrozumieć doświadczenie innego człowieka, to jak możemy zbliżyć się do doświadczeń nie-ludzi – zwierząt, bakterii, roślin, krajobrazów. Agata Siniarska twierdzi, że granica między nami, ludźmi, a osobami nie-ludzkimi jest sztuczna. Jesteśmy częścią świata zwierzęcego i pozaludzkiego. Na przykład w naszym organizmie żyje około 2 kilogramów bakterii. Może więc definicja tego, kim i czym jest człowiek, nie jest wcale prosta?
W swojej nowej pracy, „null & void”, jak i w poprzedniej, „Muzeum Antropocenu” (2022, Berlin), której ta poniekąd jest kontynuacją, Agata Siniarska współodczuwa ze śmiercią, wymieraniem gatunków i ekosystemów. Tym razem interesuje ją głównie anihilacja krajobrazów i zwierząt przez wojny (te historyczne i współczesne) i ich technologie zabijania, w tym narzędzia masowego rażenia (broń jądrowa, chemiczna, biologiczna czy toksyczna). Siniarska podąża w poprzek skali unicestwiania – od poziomu komórkowego, niewidocznych gołym okiem śmierci, poprzez zgliszcza, materialne ślady, trujące odpady, aż po globalne i niemal wieczne oddziaływanie substancji toksycznych na ekosystemy i krajobrazy, fizjologię ludzi i nie-ludzi.
Historia rozlicza przegranych i zwycięzców, rozdziela ludzi na katów i ofiary, liczy ich i co poniektórych upamiętania. Pomimo ostatnich publikacji na temat udziału zwierząt w wojnach światowych nadal niewiele wiemy na temat więcej-niż-ludzkich ofiar konfliktów zbrojnych. Zbrodnicza napaść Rosji na Ukrainę, trwająca już ponad 580 dni, wyniszczanie ludności cywilnej i innych nie-ludzkich ofiar, jak i uciekające do Europy osoby uchodźcze – ofiary wojen często będących skutkiem ocieplania się klimatu – uświadamiają nam, że nie jesteśmy bezpieczni. Jesteśmy nie tylko niemymi świadkami, ale też częścią sieci powiązań. I choć słusznie ukraińskie ministerstwo środowiska chce rozliczyć Rosję z ekozagłady, to ciągle niewiele mówi się w mainstreamowych mediach o nieludzkich ofiarach trwającej wojny.
Agata Siniarska w solo „null & void” daleka jest jednak od publicystyki. Jako performerka ucieleśnia ogrom niemego i często niewidocznego cierpienia. Swojego ciała i głosu używa niczym medium. W pierwszych sekwencjach światło pulsujące w rytm wybuchów ukazuje czarną materię rozlaną na scenie. Z czasem domyślamy się, że ta plama to odwrócona do nas ludzka postać i to jej głos generuje dźwięki. Ciało performerki filtruje przez siebie odgłosy wojny, niejako uczłowieczając ją, sprowadza na scenę. Tu i teraz.
W kolejnych sekwencjach z leżącej czarnej materii scenografii wysuwają się części ciała – poraniona ręka z wyginającymi się palcami, łokieć, noga. Postać, w którą wciela się Siniarska, wydaje się mutacją człowieka i zwierzęcia. Rzeźba cielesna, nałożona na jej ciało, nie stapia się z nim, nie jest to także prosty kostium. To łokieć, przedramię i tors (wraz z ogonem) obdarty ze skóry, wywrócony na drugą stronę. Mięsność ciała poprzez siatkę nabrzmiałych żył i zranień materializuje brak granicy pomiędzy performerką a otoczeniem. Siniarska nie patrzy na nas. Porusza się na czworakach, po chwili wstrząsają nią konwulsje bólu. Z czasem cierpienie jakby kumuluje się i wydobywa jako rozdzierający krzyk. W innej sekwencji postać leży na boku, nogę i rękę podnosi w geście bezbronności. Na koniec zaczyna broczyć z ust ciemną cieczą – krwią?
„null & void”, HAU Hebbel am Ufer w Berlinie, premiera w ramach festiwalu Tanz im August, zdjęcie: Rafał DominikTa praca ma wytrącać widza z poczucia komfortu. Z równą siłą oddziałują na nas głośne dźwięki i oślepiające światło. W połowie performansu (po opisanej wyżej sekwencji krzyku) reflektory zostają skierowane na widownię, jakby ich celem było wypalić nam skórę. Towarzyszy temu trudny do zniesienia, metaliczny hałas. Jeżeli myśleliśmy do tej pory, że to, na co patrzymy, nas nie dotyczy, teraz dostajemy jasny sygnał – ta praca ma skonfrontować widza z czymś bardzo trudnym, niewygodnym i nieprzyjemnym. Tym czymś są cierpienia ludzkich i nie-ludzkich ofiar wojny, szóste masowe wymieranie gatunków, przemysłowy chów zwierząt… Lista mogłaby ciągnąć się w nieskończoność. Ale ten moment w choreografii Siniarskiej dotknął we mnie czegoś, co trudno do końca nazwać. Jakbym na chwilę podłączyła się afektywnie pod ten ogrom cierpienia, który codziennie kończy życia żywych istot – od bakterii i protisty, poprzez grzyby, aż po rośliny i zwierzęta (w tym ludzi). Na co dzień bardzo lubię odcinać się od miejsca tego połączenia. Włączam znieczulający tryb przetrwania. Nawiązywanie relacji z przyrodą to dla mnie okazja do regeneracji, nabrania siły i odbudowania nadziei na lepszą przyszłość. Świadomość ekologiczna niesie w sobie jednak nie tylko przyjemność i poczucie sensu, ale też dezorientację, niepokój. Obcowanie z praktyką Agaty Siniarskiej nie działa na mnie na zasadzie chwilowego wstrząsu. Coś na stałe zmienia się w mojej relacji z otoczeniem, raz podniesiona zasłona nie opada do końca.
Koncept i choreografia: Agata Siniarska
Współpraca artystyczna: Julia Plawgo,
Julia Rodriguez, Lubomir Grzelak, Partners in Craft, rat milk, Zuzanna Berendt
Rzeźba cielesna / kostium i charakteryzacja: Una Ryu
Scenografia i kostium: Maldoror
Światło: Annegret Schalke
Mimo że w „null & void” widzimy tylko jedną osobę performerską, to scenę nawiedzają liczne duchy. Wyczuwamy ich obecność. Ostatnią scenę oświetlają lampy UV – ciało performerki jest fioletowe, a jej oczy świecą się na czerwono. Muzyka uspokaja się. Postać na czworakach uważnie porusza się po scenie, rozgląda się, patrzy na nas. Jest w tym czułość i czujność. Niepokój, jaki kumulował się we mnie do tej pory, zaczyna łączyć się z zaciekawieniem. Czy oglądam ducha, który wyzwolił się z ziemskiego cierpienia? To chyba byłoby zbyt proste i naiwne. A w tej pracy nic nie jest jednoznaczne. Koniec świata jednak nigdy nie oznacza końca wszystkiego. Może w świecie po człowieku duchy i dusze zmarłych zwierząt, roślin, bakterii i grzybów wejdą w nową sieć relacji z materią ożywioną i nieożywioną, stworzą nowe krajobrazy, czasoprzestrzenie i kosmologię. A może robią to nieustannie od setek milionów lat tylko poza zasięgiem naszej percepcji.