Jeszcze 2 minuty czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ARCHEOLOGIA PRZYSZŁOŚCI:
Internet i rewolucja

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

„Rewolucji nie pokażą w telewizji” – śpiewał w roku 1970 Gil Scott-Heron. A może na monitorze komputera?

W tym samym 1970 roku Hans Magnus Enzensberger (dziś uznany niemiecki poeta) opublikował w „New Left Review”, jednym z najważniejszych pism lewicowej inteligencji, artykuł „Constituents of a Theory of the Media”. Wyłożył w nim nie tylko krytykę „starych”, skompromitowanych mediów (w tym oczywiście telewizji), ale też zaproponował pozytywny plan alternatywnej sfery medialnej – opartej na mediach „nowych”. Sfery zdecentralizowanej, wspólnotowej, interaktywnej i otwartej na amatorów. Media miały być nie tylko środkami konsumpcji, ale też środkami produkcji! „Nowe media są zorientowane na działanie, nie kontemplację; na teraźniejszość, nie tradycję. (…) Nie wytwarzają obiektów, które mogą być gromadzone i sprzedawane. Całkowicie zrywają z ‘własnością intelektualną’ (…). Są społeczne. Zgromadzone informacje są dostępne dla wszystkich, a ta dostępność jest tak natychmiastowa, jak możliwość zapisu”. Choć Enzensberger nie odwoływał się do konkretnych rozwiązań technicznych, to z dzisiejszej perspektywy ten opis doskonale pasuje do internetu.

Jeszcze w połowie lat 60. studenci Uniwersytetu Kalifornii podczas protestów przypinali sobie do ubrań karty perforowane, kojarząc komputery z dehumanizacją i narodzinami kompleksu przemysłowo-militarnego. Jednak równocześnie nie brakowało osób, które wierzyły, że elektroniczne maszyny spełnią marzenia o szczęściu ludzkości. To ci ludzie sprawili, że dekadę później do amerykańskich sklepów trafiły pierwsze komputery do samodzielnego złożenia w domu. Złowrogie urządzenia, kojarzone z wojskiem i opresyjnym państwem nie tylko zmniejszyły swoje gabaryty, ale też zaczęły trafiać do ludzi z pasją, którzy rewolucję chcieli robić w domu.

Gdy Enzensberger pisał swój tekst, na poziomie technologicznym o nowe media – ale nie na poziomie sprzętu, lecz oprogramowania – od dekady walczył Ted Nelson. Nelson w roku 1960 zaczął pracować nad projektem Xanadu, czyli hipertekstową przestrzenią gromadzącą wszystkie dokumenty świata i to w różnych wersjach. W roku 1974 (tym samym, w którym na półki trafił zestaw komputerowy Altair 8800) opisał ją w broszurce „Computer Lib / Dream Machines”, w której znalazły się między innymi takie zdania: „TA KSIĄŻKA SŁUŻY OSOBISTEJ WOLNOŚCI. JEST PRZECIW OGRANICZENIOM I PRZYMUSOWI. Hasło, które możecie zanieść na ulicę brzmi: KOMPUTEROWA WŁADZA W RĘCE LUDU!”. (Z dzisiejszej perspektywy łatwo ironizować, że po latach Nelson zaczął na swojej stronie internetowej apelować, aby każdy używający nazwy Xanadu umieścił po niej znak ®, gdyż jest to zarejestrowany znak towarowy). Xanadu miało być dostępne dla wszystkich, otwarte i pluralistyczne (trochę jak Wikipedia). Dziś Nelson jest jednym z naczelnych krytyków internetu w jego obecnej postaci. Uważa, że przyznający się do inspiracji Xanadu® twórca sieci WWW, Tim Berners-Lee, nie tyle przeprowadził praktyczną implementację jego idei, co spłycił ją i popsuł.

Tłem dla działalności Nelsona była kiełkująca na kampusach amerykańskich uczelni subkultura hakerska. Pierwszym artefaktem jej samoświadomości jest Jargon File – plik ze spisanym hakerskim slangiem, który stworzył w roku 1975 Raphael Finkel (przykładowe hasło: „AUTOMAGICZNIE – automatycznie, ale w sposób, którego z jakiegoś powodu (wyjaśnienie może być zbyt skomplikowane, zbyt paskudne lub zbyt banalne) nie chce mi się tłumaczyć”). Specyficzna etyka tej subkultury w dużej mierze korespondowała z wartościami ruchu hipisowskiego – dzieleniem się, równym dostępem do wszelkich zasobów (w tym wypadku – informacji i komputerów), nieufnością wobec władzy, oraz – dodatkowo – leitmotivem tego tekstu: przekonaniem, że komputery mogą zmienić świat na lepsze. Z tego środowiska wywodził się Steve Wozniak i Steve Jobs, dwaj założyciele firmy Apple, którzy karierę cyfrową zaczęli od stworzenia „niebieskiego pudełka” – urządzenia pozwalającego korzystać za darmo z telefonicznych połączeń długodystansowych. Z kolei Bill Gates w czasach licealnych stracił dostęp do komputera, na którym miał założone konto, za wykorzystywanie błędów w systemie w celu zyskania dodatkowego czasu korzystania z maszyny.

Kariery Gatesa i Jobsa świetnie pokazują, że granica między rewolucją hakerów a budową wielkich korporacji może być cienka i że te dwa światy przenikają się.  Ucieleśnieniem tego rozdarcia jest być może Bob Wallace, postać próbująca łączyć romantycznego ducha kontrkultury z biznesowymi realiami. Wallace, choć uczył się na najlepszych amerykańskich uczelniach (jego ojciec pisał przemówienia Johnowi F. Kennedy’emu), po ukończeniu studiów pracował jako sprzedawca komputerów w Seattle. Tam wpadł na ogłoszenie firmy Microsoft, która poszukiwała programistów i niewiele później został pracownikiem Billa Gatesa. Jako zagorzały hipis i miłośnik substancji poszerzających świadomość odczuwał podobno rosnący dyskomfort, widząc, jak jego szef zrywa ostatecznie z hakerskimi ideałami, równocześnie kierując firmę w stronę wielkości.

Dlatego w roku 1983 Wallace postanowił pracować na własny rachunek i i założył firmę – Quicksoft, która produkowała edytor tekstu PC-Write. Był to pierwszy program dystrybuowany na zasadach shareware – legenda głosi, że podczas „tripu” po LSD Wallace wpadł na pomysł, że będzie rozdawać PC-Write za darmo, a jeśli jego użytkownicy uznają, że produkt jest dobry, przyślą mu pieniądze pocztą. Okazało się, że ten model działa całkiem dobrze – za program zdecydowało się zapłacić przeszło 45 tys. osób, dzięki czemu pod koniec lat osiemdziesiątych Quicksoft zarabiał blisko 3 mln USD rocznie. Później Wallace postanowił jednak poświęcić się w 100% temu, co wcześniej robił „po godzinach”, wspierając zarobionymi na oprogramowaniu pieniędzmi działające w Kalifornii liczne instytucje zajmujące się badaniami nad substancjami psychodelicznymi. Założył „psychodeliczne” wydawnictwo Mind Books oraz badającą psychodeliki fundację Promind – trochę wbrew Timothy’emu Leary’emu zakładając, że komputery są nie tyle późniejszym odpowiednikiem LSD, co raczej stadium pośrednim na drodze do poszukiwania innych technologii rozszerzających świadomość.

Trzeba więc postawić pytanie: czy kontrkulturowe marzenia się spełniły, skoro korzystamy z technologii  odpowiadających wizji nowych mediów Enzensbergera? Większość wymienionych przez nas osób to wizjonerzy, których wizje napędzały twórców technologii cyfrowych. Jednocześnie technologie te nie zdają się dziś zbyt rewolucyjne, nie prześwitują przez nie kontrkulturowe, hipisowskie ideały. A projekty, o których pisali, pozostały albo abstrakcyjnymi ideami, albo pomysłami, których nigdy nie udało się zrealizować, ewentualnie projektami porzuconymi na rzecz nowych – często komercyjnych i nierewolucyjnych – wyzwań.

Jak już wspomnieliśmy, dalecy jednak jesteśmy od czarno-białego kładzenia na jednej szali „złego Microsoftu”, a „szlachetnych hakerów” na drugiej. Być może gdyby nie Gates i jemu podobni, którzy porzucili rewolucyjne wizje i sprzeniewierzyli się hakerskiej etyce, rewolucji by nie było – i kolejne pokolenia hakerów spotykałyby się na kampusach i w klubach hobbystów, lub w wirtualnej sieci równie niszowej jak siatki radioamatorów lub CB-radiowców, ekscytując się ezoterycznymi problemami zrozumiałymi tylko dla nich samych. A Microsoft czy Google powodują rewolucję, choć zupełnie inną od rewolucji, do których jesteśmy przyzwyczajeni: cichą, technokratyczną i konformistyczną.

A że ta rewolucja nie wywołała radykalnej zmiany społecznej? Pewnie, że szkoda. Rewolucji nie pokażą raczej na YouTubie, nie ma swojego awatara na Naszej klasie. Ale pamiętajcie, że komputerowi geeks często chodzili w tych samych sandałach, co hipisi i kontrkulturowcy. Przywoływany na początku Gil Scott-Heron, który przez te czterdzieści lat przeżył chyba nie mniej wzlotów i upadków niż opisywane tu wizje, wyszedł niedawno z więzienia i nagrał nową płytę. Zgodnie z etyką hakerską możecie ściągnąć ją z internetu.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).