ZBIEGI OKOLICZNOŚCI:
Duże pudło daktyli
owiniętych w papierki

Piotr Kłoczowski

Francuska INA produkowała wiele eksperymentalnych filmów. Była również ważnym ośrodkiem badań socjologicznych wyprzedzających swój czas, dotyczących obecności wymiaru medialnego dzisiejszej cywilizacji

Jeszcze 1 minuta czytania

[Barona] Münchhausena [tego, który wyciągał się sam z bagna za włosy] poznałem jako dziecko w innym z jego wielu wcieleń: barona de Crac, bohatera wielotomowego protokomiksu Cami – francuskiego humorysty z lat dwudziestych […].

Jak określić tę uroczą książkę? Trochę Bouvard i Pécuchet, szczypta Zoszczenki oraz mania „kalambzdurów” w myśl zasady, że im głupiej, tym zabawniej. Pan Rikiki ma teorie o wychowaniu mimowolnie bliskie przekonaniu Lichtenberga, że „dzieci winno się powierzać ludziom troszkę tylko mądrzejszym od nich („die nur ein wenig weiser sind als sie selbst”). Uważa, że należy łączyć przyjemne z pożytecznym i swego syna Daniela uczy historii, owijając daktyle („dattes”) w papierki z napisami: Poitiers 732, Bouvines 1214, Waterloo 1815 (czyli „dattes historiques”).

W sagę Rikiki wtajemniczyłem mego przyjaciela Thierry Kuntzla, „artystę wideo”, którego duża wystawa oparta na dwudziestu czterech telewizorach konfrontujących widmowe ślady pamięci w paryskim Centre Pompidou ucieszyłaby Marcela Prousta. Na ostatnie święta (końca roku 1984) dostałem od niego duże pudło daktyli owiniętych w papierki o datach odnoszących się do moich zamiłowań, a więc powstania obrazów (na przykład „Śmierć Procris” Piera di Cosimo), filmów (na przykład „Nocy myśliwego” Charlesa Laughtona i „Nocy w operze” braci Marx), książek („Ferdydurke” oczywiście, ale również „Blady ogień” Nabokova).

Najbardziej mnie zdziwił jeden z tych „historycznych daktyli”: 1742 – naissance de Lichtenberg. Nigdy z Kuntzelem o Lichtenbergu nie mówiłem, nie mógł czytać jedynego tekstu, w którym wyznałem, że go uwielbiam (o „Ziemi Ulro” Miłosza). Papierek (jak mi wyjaśnił Kuntzel) był jego podziękowaniem za to, że naprowadziłem go na ślad uroczego mędrca z Getyngi, włączając film o nim do serii o sztuce, którą wykoncypowałem dla francuskiego Institut National de l’Audiovisuel (gdzie obaj pracujemy). Seria nazywała się „Regards entendus” („Spojrzenia zasłyszane”) i oparta była na zestawieniu dzieła sztuki z poświęconym mu „klasycznym” tekstem.
Godzinny film (świetnie zrealizowany w 1982 przez młodego reżysera Philippe’a Colina) był konfrontacją czterech sztychów Hogartha (Ranek, Południe, Wieczór, Noc – oczywiście w Londynie) z cudownie bystrym, dowcipnym i drobiazgowym ich opisem przez Lichtenberga.



W tym cytacie z eseju Konstantego A. Jeleńskiego „Professor philosophiae extraordinariae” (z tomu „Chwile oderwane”), poświęconego najbardziej barokowemu umysłowi XVIII wieku, Georgowi Christophowi Lichtenbergowi, natrafiamy na małą scenkę z pracy Jeleńskiego w INA (Institut National de l’Audiovisuel):  kultowe filmy, znaczące książki i obrazy obecne w tym środowisku. Pojawia się tu również wybitny twórca wideo Thierry Kuntzel, związany z INA i z Jeleńskim. Kuntzel zmarł w 2007 roku i miał swoją wielką monograficzną wystawę w Centre Pompidou w Paryżu.

Przytoczony cytat przynosi również informację o serii filmów o sztuce, których jednym z producentów był Konstanty A. Jeleński. INA inicjowała i produkowała wiele eksperymentalnych filmów. Była również ważnym ośrodkiem badań socjologicznych wyprzedzających swój czas, dotyczących obecności wymiaru medialnego dzisiejszej cywilizacji. Słynną książkę wielkiego socjologa francuskiego Pierre’a Bourdieu „La distinction” (w polskiej wersji „Dystynkcja. Społeczna krytyka władzy sądzenia”, Wyd. Scholar 2005) referował w INA Jeleński. „La distinction” pozostaje do dziś działem wód, otwierającym nowe pole rozpoznania i badań nad rzeczywistymi uwarunkowaniami naszej percepcji i gustu.

Ciąg dalszy nastąpi.