Dla kogo Złota Palma?

Dla kogo Złota Palma?

Aleksandra Wojtaszek

Wbrew złośliwym spekulacjom, ani świńska grypa, ani kryzys gospodarczy nie przeszkodziły w inauguracji 62. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. W dwutygodnik.com prezentujemy cykl relacji z festiwalu, który trwał od 13 do 24 maja

Jeszcze 3 minuty czytania

I stało się – Złota Palma powędrowała do rąk Michaela Haneke za film „Biała wstążka” („Das Weisse Band”). Nagrodę główną wręczyła Isabelle Huppert. Nie kryła radości. Z Michaelem Haneke pracowała już dwukrotnie, w tym w nagrodzonej Grand Prix na festiwalu w Cannes w 2001 roku „Pianistce”. Decyzja jury wywołała kontrowersje – tym większe, że nie była podobno podejmowana w sposób w pełni demokratyczny... Ale cóż, takie jest prawo przewodniczącego jury.

Złota Palma na pewno pomoże Michaelowi Haneke w dystrybucji jego filmu. „Biała wstążka” to film trudny w odbiorze i ascetyczny w formie. Nakręcony za niewiele ponad 2 miliony euro (to na europejskie budżety suma umiarkowana), opowiada historię eskalacji przemocy w przeddzień wybuchu pierwszej wojny światowej. Akcja filmu rozgrywa się w protestanckiej wiosce w Północnych Niemczech. Początkowo bardzo trudno połapać się w wielości bohaterów: pastor, baron, służący, doktor, okoliczni chłopi oraz gromadka dzieci. W tajemniczych okolicznościach dwójka dzieci zostaje okaleczona, a doktor prawie traci życie w wypadku na koniu. Jednak finał „Białej wstążki” i przesłanie filmu wynagradzają trudny seans, a głos narratora – reżysera (w tej roli Josef Bierbichler) powoduje, że czujemy się, jakbyśmy czytali doskonałą klasyczną powieść.

Uczucia po premierze filmu Michaela Haneke w Cannes były mieszane. Wielu widzów opuściło projekcję jeszcze przed końcem filmu, ale ci, którzy zostali, zgotowali reżyserowi długą owację. Reakcje festiwalowej publiczności w Cannes bywają nieprzewidywalne, bardzo emocjonalne, a często też sprzeczne. Wśród widzów są sami twórcy, którzy nierzadko spędzili kilka lat przygotowując film, koledzy „po fachu” i konkurenci, producenci i dystrybutorzy, kinomani i spragnieni blasku gwiazd wczasowicze.

„Biała wstążka” trafi do kin jesienią tego roku, miejmy nadzieję, że również w Polsce. Wcześniej można liczyć na specjalne pokazy podczas Festiwalu Nowe Horyzonty – widziany w Cannes Roman Gutek na pewno przywiezie do Wrocławia najciekawsze tytuły.

Od dziś przez kolejne dwanaście miesięcy Cannes będzie znów zwykłym letnim kurortem, nad którym unosi się atmosfera najważniejszego na świecie wydarzenia filmowego.



4.
Złota Palma dla...
Odliczanie trwa


Za nami już jedenaście dni festiwalu, dziś wręczenie nagród, w tym najbardziej wymarzonej przez filmowców – Złotej Palmy. Wczoraj w konkursie głównym pokazano jeszcze ostatnie dwa filmy: „Face” malezyjskiego reżysera Tsai Ming-lianga oraz „Map of The Sounds of Tokio” Hiszpanki Isabel Coixet.

„Face” opowiada historię tajwańskiego filmowca, który w Luwrze usiłuje nakręcić film o Salomei. Gdy dowiaduje się o śmierci swojej matki mieszkającej w Tajwanie, jedzie na pogrzeb wraz z producentką filmu – w tej roli Fanny Ardant.

Bohaterką filmu Isabel Coixet jest Rye, młoda Japonka, która prowadzi podwójne życie: nocami pracuje na targu rybnym, a w świetle dnia jest płatnym zabójcą. W „Map of the Sounds of Tokio” historia pełni jednak drugorzędną rolę – na pierwszy plan, zgodnie z tytułem, wysuwa się dźwiękowy krajobraz wielomilionowej stolicy Japonii.

Czy dwa wymienione tutaj filmy zostały zauważone przez jury, okaże się już za parę godzin. Zgodnie ze ściśle przestrzeganym festiwalowym protokołem, reżyserzy, którzy mogą spodziewać się nagród, już dowiedzieli się, oczywiście nie wprost, że na ceremonii wręczenia powinni się pojawić. Ale… nawet na tak prestiżowym festiwalu jak ten w Cannes zdarzają się pomyłki. W roku ubiegłym festiwalowym faworytem do Złotej Palmy był „Walc z Bashirem”. Ari Folman, reżyser filmu, nie tylko tej nagrody nie dostał, ale wyjechał z Cannes z pustymi rękami. Gdy ogłoszono tytuł nagrodzonego filmu, zrezygnowany zapytał: „Czy jest jeszcze jakaś druga Palma?”.

Złota Palma jest tylko jedna. Jak wygląda więc aktualnie festiwalowa lista faworytów?

W kuluarach najwięcej mówi się o „A Prophet”, w reżyserii Jacquesa Audiarda, ponad dwugodzinnym filmie o Arabie, który trafia do francuskiego więzienia i poznaje panujące tam brutalne reguły gry. Wielu jednak zdaje się wątpić, czy canneńska statuetka powędruje do rąk francuskiego reżysera, tak jak w roku ubiegłym. Kolejnymi typami są: „Fish Tank” Andrei Arnold, antyfaworyt krytyków – kontrowersyjny „Antychryst” Larsa von Triera, a także „Enter the Void” Gaspara Noe czy też „Das Weisse Band” Michaela Haneke. Spekulacji nie ma końca i zgodnie z zapowiedzią przewodniczącej jury – Isabelle Huppert, można się spodziewać... wszystkiego.

Pewne jest to, że 62. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes dziś się zakończy. Prawie dwa tygodnie filmowej gali i wielkiego biznesu. Jutro czas na podsumowanie.


3.
Oczy szeroko otwarte


Festiwal Filmowy w Cannes powoli zmierza ku końcowi. Zamknięto targi filmowe, profesjonaliści pakują walizki, ale na Croissette wciąż emocji nie brakuje. Po słynnym czerwonym dywanie przechadzali się w tym tygodniu m.in. Brad Pitt, Angelina Jolie, a Quentin Tarantino wywijał nawet piruety. Zaproszenia na pokaz „Inglourious Basterds”, obok pokazu najnowszego filmu Pedro Almodóvara, były najgorętszym towarem ostatniego tygodnia.

Ale nie tylko przecież konkursem głównym Cannes żyje. W pobocznych sekcjach festiwalu można często znaleźć najciekawsze filmy. Jednym z nich był niewątpliwie film „Eyes Wide Open” („Einaym Pkuhot”) – izraelskiego reżysera Haima Tabakmana –  pokazywany w sekcji „Un Certain Regard”, w której reżyserzy dzieł „oryginalnych i innych” rywalizują o Złotą Kamerę.  

„Eyes Wide Open” to historia zakazanej miłości. Aaron (Zohar Strauss), rzeźnik, wraz z żoną i czwórką dzieci, żyje w ortodoksyjnej żydowskiej gminie w Jerozolimie. Pewnego dnia poznaje młodego i przystojnego studenta – Ezriego (Ran Danker), który właśnie szuka pracy i kąta do spania. Mało romantyczna sceneria sklepu mięsnego staje się tłem narodzin męskiej przyjaźni, która stopniowo przeradza się w namiętne uczucie. W świecie, w którym żyje Aaron, na taką miłość nie ma jednak miejsca.

Aaron, świadomy swojego homoseksualizmu, nie ucieka przed konfrontacją z własnym pożądaniem. Wręcz przeciwnie – niebezpieczeństwo popełnienia grzechu ma jeszcze umocnić jego wiarę. W momencie, kiedy to się nie udaje, zaczyna się najciekawsza część filmu: rosnące poczucie winy wobec rodziny i świadomość sprzeniewierzenia się zasadom społeczności z jednej strony, a z drugiej – poczucie wyzwolenia. „Dopiero teraz mam poczucie że żyję, wcześniej byłem martwy” – mówi Aaron w rozmowie z przyjacielem, rabinem.

Filmów o zakazanej miłości homoseksualnej było już wiele, ale Haim Tabakman szczególnie dużo uwagi poświęca presji, jaką zamknięta społeczność religijna wywiera na jednostkę. Od „dobrej rady” począwszy, przez informacyjne plakaty, za pomocą których komunikują się mieszkańcy gminy ( np. o treści: „W tym domu mieszka grzesznik”), aż po przemoc i szantaż…

Scenariusz filmu autorstwa Merav Doster jest niewątpliwym walorem filmu, podobnie jak znakomite aktorstwo, szczególnie Zohara Straussa, oraz z pietyzmem oddane realia życia współczesnych ortodoksyjnych Żydów. Festiwalowa publiczność zgotowała reżyserowi, wychowankowi Cannes (jego film „Free Loaders” był pokazywany w sekcji Cinefondation w 2003 roku), oraz obecnym na premierze twórcom i ekipie dziesięciominutową owację. Można śmiało powiedzieć, że jest to jeden z najpoważniejszych kandydatów do Złotej Kamery.

Film produkcji izraelsko-francusko-niemieckiej nie ma jeszcze oficjalnego polskiego dystrybutora. Francuska premiera planowana jest na październik 2009 roku.



2.
Ostrożnie – Woodstock

Trzeba najpierw odstać półtoragodzinną kolejkę do kina w 30-stopniowym upale, żeby obejrzeć najnowszy film Anga Lee „Taking Woodstock”. Jak miło zanurzyć się potem w wygodnym fotelu klimatyzowanego kina Soixantieme i odpłynąć w podroż w hipisowskie klimaty końcówki lat sześćdziesiątych, by śledzić kulisy przygotowań legendarnego festiwalu Woodstock. Jeśli znamy wcześniejsze filmy tajwańskiego mistrza, z seansu wychodzimy jednak z poczuciem niedosytu.

Elliot Tiber (Demetri Martin), młody i spokojny dekorator wnętrz, zostawia tętniący życiem Nowy Jork i wraca do rodzinnego domu w Catskills, prowicjonalnym miasteczku na północy Stanów Zjednoczonych. Rodzinny biznes, upadający motel „El Monaco”, tonie w długach. Gdy pobliskie miasto odmawia zgody na organizację festiwalu muzycznego, Elliot przejmuje inicjatywę i kontaktuje się z producentami z Woodstock Ventures. Niecały miesiąc później w Catskills pół miliona młodych ludzi spędza niezapomniane trzy dni w rytmie muzyki Janis Joplin, Jimiego Hendrixa, „The Who” czy „Jefferson Airplane”.

Ang Lee – po stylistycznym dramacie szpiegowskim w „Ostrożnie, pożądanie” – powraca do pokoleniowego doświadczenia sprzed czterdziestu lat, które obserwujemy z perspektywy młodego człowieka u progu życiowej inicjacji. Na pierwszy plan, zamiast atrakcji festiwalowych, wysuwa się raczej festiwalowa machina, z biznesmenami z Woodstock Ventures robiącymi interes życia na hipisowskim święcie. Choć samą scenę muzyczną widzimy jedynie z daleka, ścieżka dźwiękowa i mnóstwo detali (jak choćby oglądane w telewizji lądowanie na Księżycu) budują przekonujący obraz „lata pokoju i miłości”. Gorzej jest z tłem emocjonalnym filmu. Próżno w „Taking Woodstock” szukać emocjonalnego napięcia znanego z „Burzy lodowej” czy „Tajemnicy Brokeback Mountain”. Oczyszczające doświadczenie, jakim w wymiarze psychicznym festiwal ma być dla Elliota i jego rodziców, nie przekonuje, za to bawi i cieszy. Nie byłby to być może zarzut, gdyby filmu nie podpisał Ang Lee.

Festiwalowa publiczność w Cannes bardzo niecierpliwie wyczekiwała pokazu „Taking Woodstock”. Odczucia po premierze były jednak mieszane, podobnie jak opinie prasy branżowej. Film – choćby ze względu na temat – ma z pewnością szansę na dużą widownię w Stanach Zjednoczonych, gdzie trafi do kin w połowie sierpnia. Polski dystrybutor nie jest jeszcze znany.



1.
Wielkie otwarcie

Wbrew złośliwym spekulacjom, ani świńska grypa, ani kryzys gospodarczy nie przeszkodziły w inauguracji 62. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. W minioną środę na Croisette – jak każdego roku – rozwinęły się metry czerwonych dywanów, wystrzeliły korki najlepszego francuskiego szampana i dobrze naoliwiona filmowa maszyna zaczęła się kręcić.

Festiwal otworzyła trójwymiarowa animacja Pixaru „Up”, w reżyserii Pete Doctera. Widok filmowych znakomitości w eleganckich smokingach i drogich kreacjach z plastikowymi okularami na nosach był tak kuszący, że dyrektor festiwalu, Thierry Fremaux, zapowiadając film, nie mógł odmówić sobie przyjemności uwiecznienia na zdjęciu tego historycznego i jednocześnie lekko absurdalnego momentu.

Konkursowy program zapowiada się jednak bardzo poważnie. Do rywalizacji o Złotą Palmę wyselekcjonowano w tym roku dwadzieścia filmów. Sama lista nazwisk reżyserów filmów prezentowanych w oficjalnej selekcji przyprawia o dreszcze niejednego kinomana: Alain Resnais, Ang Lee, Pedro Almodóvar, Michael Haneke. Wśród reżyserów są tacy, którzy zdobyli już najwyższe festiwalowe trofeum (Jane Campion, Quentin Tarantino, Lars von Trier i Ken Loach) oraz tacy, przed którymi międzynarodowa kariera stoi dopiero otworem.  Obok nich po czerwonym dywanie będą paradować gwiazdy – uznane (choćby Brad Pitt, Johnny Depp czy Penélope Cruz) i wschodzące. Do kogo należeć będzie wieczór rozdania nagród? Giełda spekulacji już trwa.

Interesy w branży także zaczęły się już kręcić na dobre. Fachowa prasa wciąż podkreśla, że świat filmu od dawna nie potrzebował tak bardzo zastrzyku świeżej energii, talentu, a przede wszystkim przyspieszenia. Pisarz Kazuo Ishiguro, który był jurorem w 1994 roku, wspominał:  „Ludzie często zagadywali mnie – w windzie, w bibliotece, w barze: «A Pan sprzedaje czy kupuje?» Gdy odpowiadałem: «Nie, jestem członkiem jury», bledli jak ściana”.

Gdy twórcy walczą o najwyższe trofea, akredytowani przy festiwalu profesjonaliści zabiegają o kolacje z producentami, redaktorzy telewizyjni i dystrybutorzy o spotkania z firmami sprzedającymi prawa do filmów, a wszyscy razem – o zaproszenia na prestiżowe premiery i  koktajle, można chyba pozazdrościć członkom jury pod przewodnictwem Isabelle Huppert, która na konferencji prasowej zapowiedziała, że ich zadaniem jest po prostu... kochać filmy.