Co to jest poezja?
fot. Marcin Białek

Co to jest poezja?

Krzysztof Rutkowski

Pod bramą pałacu zniszczonego jak czynszówka na Pradze odlewał się niewysoki mężczyzna. On się odlewał, a ja szedłem niespiesznym krokiem w jego kierunku, bez złych ani dobrych intencji, bo chodzenie ma swoje prawa, a ponadto nie wypadało stanąć.

Jeszcze 2 minuty czytania

1.

W sierpniu smród moczu na quai d'Anjou, na Wyspie Świętego Ludwika, był szczególnie ostry.

Pomyślałem, że bije spod murów Hôtel Lambert, który kupił za czterdzieści i cztery miliony euro szejk z Kataru i postanowił przerobić go na elegancki burdel lub system garsonier dla nieprzeliczonych synów, co wychodzi na jedno.

Paryskie Towarzystwo Opieki nad Zabytkami podniosło larum, bo przecież Hôtel Lambert pełen jest dzieł sztuki i pamiątek cennych. Protesty i „społeczne listy w obronie...” ukazywały się w szacownych gazetach, na przykład w „Le Monde”. Co prawda aktywiści nie wspominali o Czartoryskim i Polakach, ale i tak argumentów im nie brakowało.

2.

Pomyślałem: mści się Towarzystwo za zniewagę i odlewa pod murem. Pomyślałem rozsądnie, bo od kiedy szejk z Kataru (lub ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich) kupił Hôtel Lambert, naprzeciwko, po drugiej stronie Sekwany, pomiędzy trasą szybkiego ruchu i brzegiem rzeki rozkwitło miasteczko namiotowe. Miasteczko od początku wydawało mi się podejrzane, a raczej tajemnicze. Jego mieszkańcy nie wyglądali na bezdomnych. Bezdomni rozbijają namioty nad kanałem Świętego Marcina albo na północnych krańcach miasta, w pobliżu peryferiku.

3.

Za Hôtel Lambert, od strony Nabrzeża Burbonów, przycupnął inny pałac zwany Hôtel Lauzan (od nazwiska księcia de Lauzan, który w siedemnastym stuleciu kazał go zbudować), zwany też Hôtel de Teinturiers (w dziewiętnastym stuleciu na parterze mieściła się w nim farbiarnia) albo Hôtel Pimodan.

Île Saint-Louis, Paryż / fot. Marcin Białek

Pod bramą pałacu zniszczonego jak czynszówka na Pradze odlewał się niewysoki mężczyzna. On się odlewał, a ja szedłem niespiesznym krokiem w jego kierunku, bez złych ani dobrych intencji, bo chodzenie ma swoje prawa, a ponadto nie wypadało stanąć.

Zrównałem się z nim, gdy kończył. Odwrócił zmęczoną twarz i bezczelnie spojrzał mi w oczy. Portki miał za krótkie, na ramionach bezbarwną bluzę, na dłoniach czerwone rękawiczki z obciętymi palcami.

Pomyślałem: znam tę twarz. Pomyślałem: znam te rękawiczki. Nie odczułem zażenowania. Mężczyzna tym bardziej. Ruszył głową w geście – wejdź i zobacz. Brama była otwarta. Wszedłem. Na plecach czułem wzrok mężczyzny.

4.

Pusto. Z dziedzińca drewniane schody spuchnięte ze starości i bólu prowadziły do apartamentu na pierwszym piętrze, wysokiego na trzy metry, o wypaczonych oknach i porwanych tapetach. Tu mieszkał pan Roger de Beauvoir, dandys zmieniający rękawiczki trzy razy dziennie, zapraszający na pijatyki z gryzetkami: Delacroix, Dumasa ojca i syna, Gautiera nieświętego oraz Baudelaire'a, który w attyce pałacu wynajmował dwa pokoje i trwonił w przerażającym tempie odziedziczony majątek.

W apartamencie jechało nie tylko moczem, lecz także wżartym w ściany słodkawym cuchem tytoniu z odcieniem goździków i cynamonu.

5.

Pan Roger de Beauvoir, któremu syfilis rzucił się na mózg i wcisnął do szpitala w Charenton, odstąpił swój apartament sąsiadowi z góry: Fernandowi Boissard de Boisgenier. Nowy lokator zapraszał gości równie chętnie jak jego porzednik i raczył „zielonym dżemem”, czyli pastą z haszyszu ugniecionego z miodem, popijaną mocną, gorzką kawą. „Zielony dżem” smakował ogromnie Balzakowi, Gautierowi i Baudelaire'owi. Kobiet nie brakowało. Córka George Sand – Solange doznawała po dżemie erotycznych objawień, podobnie jak inne kobiety, w szczególności zaś Alfonsyna Plessis, jedna z najbardziej ekstatycznych kurew paryskich, zwana przez Dumasów (ojca i syna) „Damą kameliową”. Pan Fernand Boissard de Boisgenier podawał „zielony dżem” na aperitif. Później towarzystwo siadało do kolacji, której nikt już nie był w stanie spożyć. Niewiele pamiętano z tego, co się dalej działo, a działo się sporo.

6.

Pewnego sierpniowego ranka 1849 roku (daty nie jestem pewien i nie sposób jej ustalić) Charles Baudelaire, obudziwszy się po wieczerzy dżemowej, wyszedł z Hôtel Pimodan na nabrzeże i skręcił w lewo, ku Mostowi (Krzysztofa) Marii (Pont Marie). Ubrany był w szarą bluzę robotnika, przykrótkie portki, a drżące dłonie ukrył w czerwonych rękawiczkach. Po dojściu do Mostu Marii skręcił ponownie w lewo i na ulicy Dwóch Mostów wszedł do apteki (istniejącej do dzisiaj). Powiedział, że zamordował ojca, zjadł mózg noworodka i zażądał zrobienia lewatywy.

7.

28 sierpnia 2009 roku, po wyjściu z cuchnącego pałacu, zaszedłem do apteki, żeby się znieczulić. Farmaceuta był niepokojąco blady.

8.

Życie Rimbauda. Pisanie Rimbauda. Setki tysięcy zapisanych stron o Rimbaudzie. Camus buntował się przeciwko nadmiarze gadaniny o tym genialnym gówniarzu w „Poezji zbuntowanej”. Wielu się buntowało, a tajemnica Rimbauda – jak tajemnica – nieprzenikniona.

Jak to możliwe, że genialny gówniarz napisał strony nieprawdopodobnie piękne, męczące, torturujące, nie pozwalające ani spać, ani nie spać, pomiędzy czternastym i dziewiętnastym rokiem życia, a potem wyruszył do Afryki robić majątek?

Majątek zrobił i nosił w pasie wokół lędźwi, codziennie (nie wiem czy odpasywał pas, żeby szczać lub żeby kopulować, żaden z biografów Artura Rimbaud o tym nie pisał), osiem kilogramów złota. Do siostry pisał, że osiem kilogramów złota wywołuje sraczkę. Umarł w potwornych cierpieniach, z obciętą nogą, w Marsylii. Czy przyłożył złoto do martwego penisa?

9.

Spadła mi z półki książka. Książki na mnie czyhają i wiedzą kiedy spadać. Spadła na mnie książka Artura. Nie Rimbauda. Artura Międzyrzeckiego „Dialogi i sąsiedztwa” wydana przez PIW w roku 1971 (wydana marnie pod względem graficznym; jak inaczej w owych czasach książka mogła być wydana, ale została wydana, co piękne). W książce Artura (Międrzyrzeckiego – byliśmy na „ty” i lubiliśmy się bardzo, i będziemy na „ty” po tamtej stronie łuku, a czas jest bliski) znajduje się znakomity esej o Arturze (Rimbaud), pod tytułem: „Legenda Rimbauda”.

Artur (Międzyrzecki) przemycił w eseju mnóstwo cytatów z francuskich prac dotyczących Rimbauda i uczynił doskonale, bo w inny sposób uważny czytelnik nie mógłby się dowiedzieć o owych prac istnieniu w tamtych ponurych czasach, a tym bardziej w czasach promiennego nieuctwa, czyli teraz.

10.

Pośród różnych cytatów, Artur (Międzyrzecki) pomieścił fragmenty monografii Artura Rimbauda piór Petitfilsa i Matarasso (to niezła biografia). Oto mój przekład potrzebnych ustępów:

„To straszne wiedzieć: żył młodzian. Napisał pomiędzy czternastym i dziewiętnastym rokiem życia poematy piorunujące i wizjonerskie, nieprawdopodobnie piękne, oraz prozę olśniewająco zagęszczoną. Dotarł do szczytu, zszedł za horyzont.

To straszne wiedzieć: odrzucił pisanie w wieku lat dziewiętnastu i drugą część krótkiego życia poświęcił szalonej włóczędze: przemierzał Europę, płynął przez morza, chwytał się wielu zajęć, by zarobić na życie, uczył się rozmaitych języków, aż w końcu dotarł do Afryki, by znaleźć się w jądrze ciemności, by dopełnić sezon w piekle, by umrzeć męczeńską śmiercią w wieku trzydziestu siedmiu lat”.

11.

Po co właśnie tak? Odpowiedź nie może być bardziej precyzyjna niż odpowiedź taka: z powodu braku miłości. Genialny masturbator, w którym wrzały hormony, jeszcze wtedy nienazywalne (lub nazywane nieprecyzyjnie), kochanek innego poety, z którym nie wiedział, co go łączy, uciekł do Abisynii i do Agierii, nie wiedząc, co go goni. Ale jednak wiedział, skoro w czasie wrzących hormonów i spienionej spermy pisał w wierszu „Siosty miłosierdzia”: „Lecz ty, kupo wnętrzności, słodkie ukojenie, Kobieto...” (przekład Juliana Tuwima).

12.

Osiem kilo złota wokół lędźwi. Handel bronią: był przecież kupcem z Hararu. Aden i Harar. Eden i horror.  Śmierć w Marsylii. Rozpaczliwe wołanie o miłość, której się wyrzekł. Wyrzekł się, porzucił pisanie, ale nie do końca, bo pisywał listy. Na przykład list do króla Szoa, cesarza Etiopii, Menelika II. Pisał, jak się cesarz czuje. Cesarz czuł się nieźle. Odpisał Arturowi Rimbaud, w roku 1887 (cytuję za Arturem Międzyrzeckim): „Menelik II, król Szoa, Kaffy i sąsiednich krajów Galla.
Otrzymuje pan Rimbaud.
Jak się miewasz?
Ja, chwała Bogu, mam się dobrze, podobnie jak wszystkie moje wojska...”

13.

Artur Rimbaud pisał w kilka miesięcy później z Adenu do rodziny i do swego wydawcy (a jednak, a jednak...) Lacroix, żeby mu przysłać ksiażki, których natychmiast potrzebuje:

„Podręcznik stelmacha.
Podręcznik garbarza.
Ślusarz doskonały Berthauta.
Eksploatyzacja kopalni.
Podręcznik szklarza.
Podręcznik ceglarza.
Podręcznik fabrykanta fajansu, garncarza itd.
Podręcznik gisera wszystkich metali.
Podręcznik fabrykanta świec.
Podręcznik rusznikarza...
Przede wszystkim potrzebny mi Garbarz...
Dołączcie do paczki Podręcznik telegrafii, Małego stolarza, Małego modelarza i Malarza ściennego...
Jestem dziś naprawdę zbyt zajęty, by pisać dłużej...”

14.

Powiadają: wszystko jest poezja. Powiedzmy sobie: poezja – to miłowanie. Kto miłowania nie zaznał, skończy w bólach, z obciętą nogą, z kilogramami złota pocącymi się wokół lędźwi, w cuchnącej potem i wyziewami sali szpitalnej w Marsylii, w Paryżu lub w Warszawie. Nie można pisać o kochaniu i nie kochać. Nie można zwlekać z kochaniem, bo pozostanie tylko złoto i gnijące trzewia.