Jeszcze 2 minuty czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ALFABET NOWEJ KULTURY: K jak konwergencja

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Miejscem konwergencji jest komputer – cichy bohater tego felietonu – który niedługo stanie się przezroczysty, przesłonięty przez internet. Razem są pierwszym poruszycielem nowej kultury, choć pisząc o tym, musimy zastrzec, że dalecy jesteśmy od determinizmu technologicznego.

W biologii konwergencja oznacza powstawanie u różnych gatunków podobnych cech. To podobieństwo nie wynika z pokrewieństwa, lecz z wymagań stawianych przez środowisko – dlatego tak różne zwierzęta, jak polarny lis i niedźwiedź, mają takie same, białe futra. O mediach też można myśleć jako o ekosystemie, którego różni mieszkańcy dostosowują się do warunków zewnętrznych. A konkretnie: do gwałtownej zmiany klimatycznej, jaka dokonała się za sprawą popularyzacji – najpierw komputera (któremu mógłby być poświęcony dzisiejszy felieton), a potem internetu (o którym nie napisaliśmy miesiąc temu przy literze „i”).

„Odkąd filmy i muzyka, rozmowy telefoniczne oraz wiadomości tekstowe docierają do gospodarstw domowych za pośrednictwem światłowodów, niegdyś odrębne media telewizji, radia, telefonu i poczty konwergują, zestandaryzowane przez częstotliwości transmisji i format bitowy” – pisze we wstępie do książki „Gramophone, Film, Typewriter” niemiecki badacz mediów, Friedrich Kittler. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich obrazów i dźwięków stają się zera i jedynki, bity informacji odczytywane przez komputery.

To łączenie się mediów widać wyraźnie nie tylko na dość abstrakcyjnym dla większości z nas poziomie cyfrowej materii, z której coraz częściej tworzy się kulturę. Konwergencja technologiczna jest też świetnie widoczna dookoła nas, a jej symbolem jest właśnie komputer – urządzenie, które coraz częściej staje się podstawowym narzędziem do czytania tekstów, oglądania filmów czy słuchania muzyki. A nawet więcej: komponowania, nagrywania, dystrybuowania…

Alan Kay, który w latach siedemdziesiątych XX wieku stworzył pierwszy komputer osobisty, używał terminu metamedium. Jego zdaniem komputer traktował wszelkie inne media jako treści, które może przetworzyć, bo dzięki możliwości symulacji może stać się dowolnym innym medium. Co więcej, procesory możemy dziś znaleźć w każdym urządzeniu elektronicznym (telefon, aparat fotograficzny, telewizor), a nawet w samochodach, pralkach czy windach. Stojący na biurku komputer osobisty jest więc jedynie symbolem podobnych urządzeń i mocy obliczeniowych rozproszonych dookoła nas.

Następnym krokiem w procesie konwergencji była popularyzacja internetu, która umożliwiła mobilność treści nie tylko w obrębie jednego urządzenia, ale w skali globalnej (poprzedzona do pewnego stopnia rozwojem usług satelitarnych). Ronald Deibert, za Jeanem Baudrillardem, pisze o hipermedium: „wszystkich mediach połączonych w pojedynczą, pozbawioną szwów sieć cyfrowo-elektronicznych [środków] komunikacji”.

Pojawienie się komputerów i połączenie ich w sieć zmieniło też społeczne postrzeganie mediów. Po pojawieniu się „nowych” mediów – czyli komputera – wszystkie media stały się nowe, bo przeszły przez cyfrowy upgrade. Zmieniły się punkty odniesienia, do których odwołujemy się, myśląc o mediach, oraz wachlarz dostępnych form medialnych. Nadal istnieją dobrze nam znane formy, ale kryją nagle pod maską zupełnie nowe możliwości.

Dziś niemal zawsze możemy dokonać wyboru między tym samym medium w wersji analogowej i cyfrowej. Przy czym media cyfrowe umożliwiają prywatne doświadczanie treści, które wcześniej były dostępne wyłącznie publicznie. I tak seans w kinie – choć zasadniczo podobny do tego sprzed kilkunastu lat – dziś jest tylko jedną z wielu opcji obejrzenia filmu. Zyskał też inny charakter: jest bardziej rytuałem wyjścia z domu, pretekstem dla wydarzenia towarzyskiego, niż oglądaniem obrazu, na którym naprawdę nam zależy.

W medialnym ekosystemie konwergencja wprowadza więcej chaosu niż porządku. Skupiona wokół jednego urządzenia, paradoksalnie poszerza możliwości wyboru, ale także komplikuje medialny ekosystem.

Konwergencja wywarła także wpływ na twórców i producentów treści. Dziś coraz częstsza taktyka biznesowa karze powiązanym ze sobą treściom krążyć między różnymi środkami przekazu i formami medialnymi (pozostającymi przy tym w posiadaniu jednego konglomeratu medialnego). I nie dotyczy to tylko „Gwiezdnych wojen” czy „Matriksa” – czyli filmów obudowanych mrowiem gier komputerowych, komiksów i kubków; podobny media mix związany z Powstaniem Warszawskim tworzy przecież od kilku lat jego muzeum. Oczywiście, nadawcy nie mają pełnej kontroli nad cyrkulacją przekazów – jeśli audycja telewizyjna nie trafi na oficjalną stronę stacji, zapewne któryś z widzów wrzuci ją do sieci wymiany plików lub na YouTube. A dorzucane do sieci remiksy, parodie i twórczość fanowska uzupełniają oficjalny skład miksu.

W czasach konwergencji białe futra noszą nie tylko potężne drapieżniki, ale i zwierzątka, którymi kiedyś najwięksi gracze medialnego rynku się żywili. Czyli, nomen omen, konsumenci. Uczestnicy sfery kultury – jej wymiar społeczny – to ostatnia warstwa, która ulega konwergencji.

Kilkukrotnie już przywoływany w naszym alfabecie amerykański kulturoznawca Henry Jenkins uznał konwergencję za symbol przejścia od starej do nowej kultury: „Witajcie w kulturze konwergencji, gdzie krzyżują się stare i nowe media, gdzie zderzają się produkcje korporacyjne i fanowskie, gdzie władza producenta mediów wchodzi w nieprzewidziane interakcje z władzą ich konsumenta. Kultura konwergencji to przyszłość – ale już teraz ta przyszłość nabiera kształtów. Konsumenci będą w niej silniejsi, ale tylko wtedy, gdy tę siłę zauważą i wykorzystają – zarówno jako konsumenci i obywatele, jak i jako pełnoprawni uczestnicy naszej kultury”.

Konwergencja jest więc także fantazją o tym, że na poziomie społecznym zatarciu ulegną granice pomiędzy twórcami, dystrybutorami i odbiorcami. A zarazem obawą przed tym, że – w przypadku, gdy jej siłę uda się wykorzystać tylko profesjonalistom – skazani na jedno źródło treści, zginiemy z pragnienia na kulturalnej pustyni.

Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).