ŚMIEĆ NUMERU: Burgasówka
Co dwa tygodnie wybiorę dla Was śmiecia numeru. I coś o nim opowiem. Na początek wybieram śmieci niespodziewane, bo jestem początkującym zbieraczem, ekscytuje mnie jeszcze egzotyka
Afera obchodzi właśnie pierwszą miesięcznicę. Znana prezenterka zaczęła swój wpis ostrożnie: „Plastik wcale nie taki zły”, ale dalsze słowa komunikatu układały się już w okrzyk rozkoszy: „Plastik jest najlepszy! Najlepszy na świecie!”. Coś zazgrzytało, bo od pewnego czasu zwracała uwagę na problemy dalekich światów, na biednych i zapomnianych, na wycinanie lasów deszczowych. Na kobiety w Indiach i na mężczyzn w Sudanie. Czasem na orangutany z Borneo. Nie zawsze obrazek był ładny i kolorowy, z pewnością czyjeś oczy przed telewizorem otwierały się szerzej i z niedowierzaniem. To co z tym plastikiem? Czy w czasie tych podróży nie widziała milionów turlających się po oceanicznych falach klapków, dryfujących reklamówek i butelek? Czy horrendalnie zaśmiecionych plaż w azjatyckich kurortach?
Za tę żarliwą reklamę plastiku zapłaciła prezenterce firma produkująca wodę w plastikowych butelkach. A prezenterka afirmowała jak najęta. Nachwalić się nie mogła: że lekki, ale wytrzymały, że łatwy w transporcie i że można z niego zrobić inny plastik. Dla kontrastu przedstawiła nam też stare i brzydkie szkło. Ciężkie. Nie rozkłada się nigdy. Nie można z niego zrobić butów. Można je wprawdzie napełniać w nieskończoność, ale jest takie nudne. Plastik, tylko plastik, wypełniony wodą o smaku limonki, to wybór młodych, uśmiechniętych. Tych, którzy potrafią wkleić emoji z drzewkiem, roślinką, czy pieskiem i dodać coś motywującego. Na przykład „nawet najmniejsze działania mają finalnie olbrzymie znaczenie dla Natury”.
Zgrzyt, zgrzyt. Przecież prawie każde dziecko wie, że śmieci to dziś w większości plastik w swoich niezliczonych odmianach. Niektóre dzieci słyszały też, że w połowie tego wieku plastiku będzie w morzu więcej niż ryb. Kilkoro dzieci (tych czytających amerykańskie pisma naukowe) wie, że 91% całego plastiku świata nie zostało w ogóle zrecyklingowane. Nie tylko ja się oburzyłem, sporo znajomych skomentowało wpis. Asia wrzuciła pod postem zdjęcia dymiących wysypisk i dryfujących stert butelek. Grzesiek zauważył, że to #wstyd pisać takie głupoty. Basia poleciła picie kranówki z wielorazowych butelek. Dwa dni później pojawiło się coś na kształt erraty, coś w rodzaju „kochani, źle mnie zrozumieliście, oczywiście śmieci są złe, ważne, żebyście je segregowali”.
Tak można było powiedzieć ładnych parę lat temu. Teraz tylko Reduce, Reuse, Refill. (To wielka niesprawiedliwość, że Anglicy mają taki zgrabny język, który można budować z modułów, jakby Ikea© stworzyła go dla Internetu®). Po polsku nie brzmi już tak atrakcyjnie, z fajnego angielskiego hasła zawsze wychodzi barok drewniany: Redukuj, Używaj ponownie, Uzupełniaj. W przypadku plastiku zwykle możemy mówić przede wszystkim o downcyklingu. To znaczy, że uzyskujemy z niego najczęściej produkt niższej jakości. Z butelki po wodzie mineralnej nie zrobimy raczej kolejnej butelki, tylko, jak doniósł mi człowiek kompetentny, na przykład opakowania na rolety. Takie z okienkiem. Tylko ile dziennie zużywa się butelek, a ile rolet? To nie do uwierzenia, że przez ostatnie sześć dekad wyprodukowano absurdalne 8,3 miliarda ton plastiku! Zresztą miliarda czy tryliona, jakie to ma znaczenie, skoro nie można sobie tego wyobrazić. A to przecież tylko szacunki. Czy można zapanować nad czymś, czego nawet nie da się zmierzyć?
Zaczęło się 2 lipca. Znalazłem na bałtyckiej plaży brudną skarpetkę i pomyślałem, że zmieści się do niej jeszcze parę śmieci. Plan był elegancki i minimalistyczny, ale jakoś nie potrafiłem ominąć żadnego. Wkrótce nieśliśmy szczątki styropianowego pudła na lód, plastikową skrzynkę z kutra i 10 metrów różnych nylonowych żyłek. Skarpetkę wykorzystałem na plastikową drobnicę. Weszło 27 przedmiotów i przedmiocików. To były całkiem ciekawe przykłady kultury materialnej. Na przykład opakowanie po chusteczkach higienicznych wyprodukowanych na Florydzie, folia po cukierku ICE, plastikowy, dziecinny widelec. Była też plastikowa rękawiczka, którą macamy chleb, a potem wyrzucamy do torebki. Królem plaży był jednak balon. A właściwie jego szczątki na długich, kolorowych wstążkach. Co to za bezsensowny, jednorazowy przedmiot, pomyślałem po raz pierwszy w życiu i sam się zdziwiłem, jak banalne jest to spostrzeżenie.
Zacząłem zbierać śmieci. Okazało się, że nie trzeba ich szukać na plaży, że są dosłownie wszędzie. Nawet wokół domku, w którym spędzam wakacje. Rozpoznałem kilka moich własnych, zeszłorocznych. Filtry od papierosów, kapsel po piwie. W przydrożnym rowie, dziesięć metrów od bramy wjazdowej była już galaktyka śmieci. Butelka od tej reklamowanej, nadzwyczajnie ekologicznej wody, papierowa instrukcja „Odnowienie pokładnego i prawa do grobu” (o tym jak odnawiać opłaty za pochówek) i szczególnie dużo pudełek od papierosów. Pewnie ludzie wyrzucają je z samochodu. Dotychczas udawało mi się omijać to wszystko wzrokiem. Oburzały mnie te monumentalne śmieci. Kanapa w środku lasu, kibel w bagnie, spalona karoseria w zaroślach nad rzeką.
Czy to prywatne zbieranie śmieci coś zmieni? Niewiele. Podnieście parę śmieci na próbę, a przekonacie się, że to jakby wasze śmieci. Wy akurat wyrzuciliście je do kubła, ale te nie różnią się zupełnie niczym. Bliźniaczo podobne do waszych śmieci z przedwczoraj, wczoraj i dzisiaj. Jutro też je wyrzucicie. Opakowania po batonikach, kubeczki po kawie, jakieś nieokreślone plastikowe woreczki, które kupujemy codziennie, bo pakuje się w nie wszystko. Samo schylanie się, podnoszenie. Sam gest jest uświadamiający. A szukanie, powiem wam, jest perwersyjnie emocjonujące, ilość śmieci, ich kształtów i kolorów jest właściwie nieograniczona. Niektóre są tak ładne, że trudno się z nimi rozstać. Połączcie się ze swoim przodkiem, łowcą-zbieraczem.
Co dwa tygodnie wybiorę dla Was śmiecia numeru. I coś o nim opowiem. Na początek wybieram śmieci niespodziewane, bo jestem początkującym zbieraczem, ekscytuje mnie jeszcze egzotyka. Na podium wskoczyły więc białoruskie papierosy Fest, które z pudełka straszyły zdjęciem mózgu i napisem INSULT (pol. udar). Znalazłem je w pomorskim lesie. Folię wrzuciłem do żółtej torby z plastikiem, a kartonik do niebieskiej z makulaturą. Ciekawa była też rosyjska zupka chińska, „łapsza z wołowiną + sos”. Wyprodukowano ją we wsi Iwanowskoje, sierpuchowskiego rejonu, obwodu moskiewskiego. Na opakowaniu znalazłem symbol 90 otoczony trójkątem ze strzałek. Opakowanie wielowarstwowe – do plastików. Pierwszym ŚMIECIEM NUMERU wybieram reklamówkę. Nie taką zwykłą, pospolitą, tylko bardzo porządną reklamówkę ze sklepu wolnocłowego z Warny (albo Burgas). Śmieci mają długie i ciekawe życie, wiele z nich podróżuje. Ile przygód miała ta reklamówka na trasie Morze Czarne–Bałtyk. Zachowałem ją. Nazywam ją pieszczotliwie Burgasem, czasem Burgasówką i zabieram na kolejne poszukiwania.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).