Jeszcze 3 minuty czytania

Stanisław Łubieński

ŚMIEĆ NUMERU: Czarodziejska rurka

Stanisław Łubieński

Stanisław Łubieński

„Amerykańscy naukowcy szacują, że do tej pory wyprodukowano 8,3 miliarda ton plastiku. Tyle waży miliard słoni” – przeczytałem na stronie TVN24. Świetne porównanie, wystarczy wyobrazić sobie ciężar miliarda słoni

Zdjęcie ukazało się w sierpniowym numerze „Life Magazine” w 1955 roku i przedstawia idealną amerykańską rodzinę. Blondyn, blondynka i ich blond córeczka. Do pełni sielanki wyraźnie brakuje tu małego chłopca, dobrze by było, gdyby świat dzieci odbijał wiernie świat rodziców. Mały mężczyzna i mała kobietka. Jedynaczka jest jednak trochę niepokojąca. Dzisiaj z pewnością dodano by jeszcze jakiegoś rezolutnego psiaka. Bohaterowie są szczupli, zdrowi, młodzi i bardzo szczęśliwi. Zatrzymani w radośnie beztroskim geście rozrzucania plastikowych talerzyków, kubków, kubeczków, kubełków, tacek, misek, noży, widelców, łyżek i czegoś tam jeszcze, czego czarno-biała fotografia nie pokazuje.

Jaka wymowna ilustracja amerykańskiego snu o ciepłych, bezpiecznych i rodzinnych latach 50. Ani słowa o tym, jak sen z powiek spędzali komuniści prawdziwi i wyimaginowani, Korea, Kuba i wisząca w powietrzu wojna atomowa. Rodzinka ma ramiona otwarte szeroko, dziwne, ta poza jest mało spontaniczna jak na eksplozję radości. Przypomina bardziej monumentalny gest kapłana, jakby odbicie gestu Chrystusa ze Świebodzina, czy tego, który rozmnaża chleb i ryby. Rodzinka stwarza nowy świat, w którym „żadna gospodyni domowa nie musi się martwić zmywaniem”. Ówcześni entuzjaści plastiku wyliczyli pracowicie, że zmywanie tego plastikowego burdelu zajęłoby kuriozalne czterdzieści godzin.

Nie wierzę. Może pięciolatce, ale na pewno nie wytrenowanej w kuchennej gimnastyce Marie-Lou. W reklamie nie chodzi jednak o to, żeby mówić prawdę, tylko o to, żeby sprzedać marzenia. Marzenie o wolnym czasie dla siebie czy dla rodziny. Zmywanie jest nudne, trwa dwadzieścia minut czy półtorej godziny, a dłuży się jak czterdzieści godzin. Ta reklamowa bzdura to zapowiedź telezakupów, które tak dzielnie stają po stronie pani domu w walce z codziennym brudem i nieporządkiem. Czterdzieści godzin zmywania to liczba zatrważająca jak obraz gospodyni, która histerycznymi ruchami próbuje zeskrobać zapieczony tłuszcz z kuchenki. Spokojnie, spokojnie, wiemy, że zaraz pojawi się jakieś cudowne remedium.

„Wszystkie przedmioty na zdjęciu mają być wyrzucone po użyciu” – napisali dla pewności redaktorzy „Life”. Na wypadek gdyby czyjaś zahukana babcia chciała jednak to wszystko umyć. „Throwaway living” to od 1955 roku obowiązujący styl życia. Sześćdziesiąt lat później ten słodki obrazek wydaje się groteskowy. W magnetowidzie mojego mózgu wciskam przycisk <<REW i na rozkoszną, roześmianą rodzinkę spada nieprzerwany, zapętlony deszcz plastikowych śmieci. A oni wciąż się cieszą. Jest z tej samej serii jeszcze jedno wymowne zdjęcie, na którym zatrudnieni przy sesji pracowicie zbierają bajzel, jaki zrobiła rodzinka. Jeden facet nawet ściągnął buty, żeby nie pobrudzić planu i błyska w naszą stronę poczciwą, wyświeconą skarpetą. W końcu ktoś to musi posprzątać.

Wydaje się, że ludzkość powoli budzi się z tego rozkosznego snu. Ludzkość jest duża, więc budzi się powoli. Bardzo powoli. W tym tempie wątpliwe, by w ogóle zdążyła się zwlec. Produkujemy wciąż więcej i więcej plastiku, w 2017 roku to było 348 milionów ton. Za dwadzieścia lat, jeżeli nic się nie zmieni, produkcja się podwoi. „Amerykańscy naukowcy szacują, że do tej pory wyprodukowano 8,3 miliarda ton plastiku. Tyle waży miliard słoni” – przeczytałem na stronie TVN24. Świetne porównanie, wystarczy wyobrazić sobie ciężar miliarda słoni. Media coraz częściej straszą kolejnymi doniesieniami w rodzaju „Mikroplastik w ludzkim kale. Także u Polaków”. Tak, sprawa dotyka nawet naszych kiszek.

Coraz częściej widzę emocjonalny, maksymalistyczny hasztag #banplastic. Tylko dlaczego właściwie mielibyśmy rezygnować z plastiku? Jest tani, funkcjonalny i ma nieskończone możliwości. Świat plastików jest bardzo zróżnicowany i w wielu dziedzinach życia tworzywa sztuczne są po prostu niezastąpione. Polimery zawiera krzesło, na którym siedzicie, klawiatura, w którą stukacie i monitor, z którego czytacie to SŁOWO.

*

Plastik jest wszędzie, ale nie każdy jest powodem do zmartwienia. To, co powinno niepokoić najbardziej, to rosnący popyt na plastik jednorazowy, plastik śmieciowy, plastik, który po kilku minutach wyrzucamy do kubła. Symbol beztroski i dobrobytu. Plastik, którego nie da się zrecyklingować ani użyć ponownie. Wszystkie te talerzyki, kubeczki, mieszadełka określa się zbiorową nazwą SUP (single-use plastics). To one stanowią połowę wszystkich plastikowych śmieci znajdowanych na europejskich plażach.

Pod koniec maja Komisja Europejska przedstawiła propozycję dyrektywy, która ma ograniczyć wpływ plastików na środowisko. We wstępie czytamy, że plastik akumuluje się w morzach i oceanach, a zjadany przez żyjące tam organizmy, trafia do łańcucha pokarmowego. O tym, że jemy go i my, i że może mieć wpływ na nasze zdrowie. Problem plastiku w morzach i oceanach nie zna granic, bo śmieci łatwo przemieszczają się na duże odległości. Szczególnie te lekkie, o gęstości mniejszej od wody, jak choćby wielki podróżnik polipropylen, z którego robimy zakrętki od butelek PET. 

.

Ograniczenia, które chce wprowadzić Unia, dotyczą głównie jednorazowego plastiku. Mają – czytamy – przynieść oszczędność cennych surowców (ropy) i zmniejszenie emisji dwutlenku węgla. Oszczędzamy, by używać dłużej. Oszczędzamy, by nasze samochody miały na czym jeździć. Oszczędzamy, by nasze życie za bardzo się nie zmieniło. Propozycja urzędników nie wynika z troski o środowisko, ale z rachunków ekonomicznych. Może czas już pogodzić się z tym, że właśnie taki jest nasz świat. Zstępując z tych, trochę piskliwych, idealistycznych rejestrów, zaryzykuję twierdzenie, że projekt dyrektywy to śmiały krok w dobrym kierunku, całkiem radykalny jak na unijne standardy.

Niektóre SUP-y mają zniknąć za kilka lat, inne, te, dla których nie ma jeszcze dobrej alternatywy, mają znikać stopniowo. Za trzy lata żegnamy się z plastikowymi słomkami, patyczkami higienicznymi, sztućcami. Trochę dłużej potrwa rozstanie z jednorazowymi kubeczkami. Za siedem lat 90% plastikowych butelek ma trafiać do recyklingu. Projekt Komisji nakłada też odpowiedzialność na producentów – zobowiązuje do poszukiwania lepszych, bardziej ekologicznych rozwiązań i podnoszenia świadomości konsumentów. Producenci mają też partycypować w sprzątaniu wytwarzanych przez siebie śmieci. Przepraszam, produktów.

*

Pod koniec października projekt Komisji przegłosował Parlament Europejski. Tu doprecyzował, tam dopisał, jeszcze wzmocnił jego antyplastikowy wydźwięk. Zaproszono mnie do telewizji, żebym skomentował. „Czy to w ogóle jest realne?” – zapytała z powątpiewaniem prezenterka. Nie patrzyła na mnie, tylko na swoje odbicie w monitorze. To był poranny, niedzielny program, trochę dziwny temat jak na telewizję śniadaniową, a jednak świadomość zbliżającej się katastrofy przebija się nawet do mainstreamu. Co powiedzieć w ciągu dwóch minut, między reklamami biżuterii, nowych kart płatniczych i samochodów? Odchodzenie od plastiku zaczynamy od plastikowych słomek, a już czujemy zwątpienie.

Jak będzie wyglądało życie bez plastikowych słomek? Podobnie. Będą inne słomki. Niektórzy już zacierają ręce. Zapytany, jaki materiał zastąpi plastik i będzie się rozkładał tylko parę miesięcy, Marcin Niedzielski z firmy dystrybuującej ekologiczne naczynia bez wahania odpowiedział „PLA”, (polilaktyd). Po czym dodał, że „to jest takie tworzywo wykonane w większości z mączki kukurydzianej. Nie ma tam żadnej chemii, polimerów, szkodliwych składników, są tylko naturalne roślinne produkty”.

Pan Marcin kłamie, albo nie ma pojęcia o tym, co sprzedaje. PLA jest polimerem, normalnym plastikiem, różnica jest głównie taka, że powstaje z roślin, a nie z ropy naftowej. Nie ma chemii? PLA otrzymuje się w wyniku złożonego procesu, który rozpoczyna się hydrolizą odpadów roślinnych (np. kukurydzy). Odpady z pomocą bakterii fermentują i powstaje kwas mlekowy. Kwas mlekowy traktowany jest w zmiennej temperaturze kwasami, zasadami i rozpuszczalnikami.

.

A jak się ma sprawa z biodegradacją? „Muszą być zachowane warunki kompostowania. Wtedy po ok. 90 dniach z kubka powstaje nawóz, na którym wyrasta sobie nowa roślinka” – tłumaczy Marcin Niedzielski. Nie bardzo. Odpowiednich warunków kompostowania, o których mówi pan Marcin, nie osiągniemy w ogrodowym kompostowniku, tylko w przemysłowej kompostowni. W Polsce właściwie ich nie ma. PLA rozkłada się do dwutlenku węgla i wody, to nie żaden nawóz, bo roślinki do wzrostu potrzebują więcej składników odżywczych. „Oczywiście takie naczynie z PLA możemy też bez obaw wyrzucić do zwykłego śmietnika, ono się też rozłoży. Tylko w takim przypadku będzie to trwało trochę dłużej” – trajkocze pan Marcin. PLA wyrzucone do śmietnika prawdopodobnie trafi na składowisko, gdzie przysypane innymi śmieciami i ziemią, bez dostępu światła i tlenu, będzie się rozkładać nawet sto lat (to symulacja od producenta!). Nie dajmy się nabierać panom Marcinom. Istnieją słomki ze słomy, bardziej naturalnych nie znajdziecie.

PLA jest troszkę lepsze niż polipropylen. Troszkę. Ale producenci i dystrybutorzy dwoją się i troją, by przedstawić je jako remedium na nasze śmieciowe lęki. Byłem niedawno w jednej z warszawskich kawiarni. Górny Mokotów. Miejsce było miłe, spokojne, a obsługa uprzejma. Kelnerzy mieli tatuaże na rękach, kucharz baseballówkę daszkiem do tyłu, a herbata kosztowała 10 złotych. Wszystko było drogie, etyczne i eko. Ludzie dzióbali ekrany telefonów, a ze ściany plakat krzyczał: NIE UŻYWAMY PLASTIKOWYCH SŁOMEK, MAMY SŁOMKI PLA. Przy mnie jakaś kobieta wzięła jedną.

*

Parlament Europejski przyjął swoje stanowisko dużą przewagą głosów. Nogę próbowało mu podstawić jeszcze przeszło pięćdziesięcioro europarlamentarzystów, ale wymieńmy i zapamiętajmy tylko tych z Polski: Stanisława Żółtka z Unii Polityki Realnej i Roberta Iwaszkiewicza z Partii Wolność. W interesie przedsiębiorców, przeciwko interesom planety. Nie ma już wątpliwości, że edukacja nie uchroni nas przed śmieciami. Przedsiębiorcy nie mogą, nie chcą lub nie potrafią dobrowolnie wycofać się z cięcia kosztów. Nie pomogą akcje w portalach społecznościowych ani bojkoty konsumenckie – plastik to materiał najtańszy i pod wieloma względami najlepszy. Tylko szybkie, zdecydowane, systemowe działania mogą uratować nasz świat.

Dziękuję mgr. inż. Michałowi Łukawskiemu za konsultacje.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).