Jeszcze 2 minuty czytania

Justyna Bargielska

PRZYGODY MIŁOSNE LUDZI NIESZCZĘŚLIWYCH (6)

Justyna Bargielska

Justyna Bargielska

Myślę o sobie ośmioletniej z mieszaniną rozczulenia i poczucia, że zawiodłam to rozczochrane dziecko, które wierzyło w odgwałcenie

Trochę na oślep kupowałam bilety do Wenecji Północy, Białegostoku, i dopiero w drodze na dworzec zorientowałam się, że zamiast pociągu, w którym można wstać, przejść się, ostatecznie zatrzasnąć na głucho w toalecie i w razie próby forsowania przez drużynę konduktorską grozić wysadzeniem się w powietrze, dostąpię komunikacji zastępczej w postaci busa. Nawet nie autokaru: busa. Nogi się pode mną ugięły, ale to było ostatnie okno komunikacyjne między „Wenecją” a Tarchominem tego dnia, ostatnie otwarcie portalu i po prostu musiałam do niego wskoczyć. Tęsknię za czasami, gdy takie sytuacje traktowałam jak przygody. Tęsknię nawet za czasami, gdy określałam je mianem uciążliwości. Teraz używam słowa „katastrofa” i wcale nie jestem pewna, czy wyczerpuję nim skalę dramatyzmu. 

„Od miesiąca męczę się jedną rzeczą. Nie mogę znaleźć wkładki z ćwiczeń do środowiska. Ale z tym koniec”. Tak rozpoczyna się mój pamiętnik z lutego osiemdziesiątego szóstego roku. Żeby być precyzyjnym, to wyznanie poprzedza krótka lista telefonów w starożytnych, sześciocyfrowych formatach: jest telefon do Karoliny Kuli, do „tatusia do pracy”, obowiązkowo z numerem wewnętrznym, dentysty Skalskiej Ireny i do mnie. Zachodzę w głowę, dlaczego ośmioletnia ja uznała za koniecznie zapisać swój własny domowy numer, w dodatku podpisując go „Justyna Bargielska”. Pamiętnik przysłała mi w postaci zdjęcia moja młodsza siostra, drugą stronę przytrzymuje obłędnymi błękitnymi pazami o zaostrzonych końcach, nie wiem, po co ten spektakl, zdjęcie jest robione raczej we wnętrzu, więc chyba nie chodzi o to, żeby kartki nie zwiało. Raczej żebym zobaczyła przy okazji, jak powinny wyglądać kobiece paznokcie. Patrzę na nie i wzdycham, jak by wzdychała na ich widok ta ośmiolatka z osiemdziesiątego szóstego.

Od kilku miesięcy męczę się jedną rzeczą. To był środek dnia powszedniego połowy mniej więcej wakacji i wracałam od lekarza. Tramwaj był prawie pusty, usiadłam jak zwykle z tyłu, tam, gdzie normalnie siadają ludzie bezdomni, więc ludzie zdomni unikają tych miejsc tak długo, jak tylko jest to możliwe, nawet jeśli ludzi bezdomnych tam chwilowo nie ma. Zdomni uważają, że bezdomni zostawiają specyficzną aurę, a niekiedy krzesełka bywają podsiusiane. Jest tam pusto, a ja bardzo lubię końce ostatnich wagonów. Lekarza odwiedziłam w sprawie nieczynnej prawej ręki: udzielił mi skierowań i odrobiny nadziei, ale ta odrobina nie zadziałała znieczulająco. Nie mogłam również, jako osoba praworęczna, podzielić się moim bólem z pamiętnikiem: terapię przez pisanie stosuję, odkąd pamiętam. Mogę sobie na to pozwolić, bo z czasem mój charakter pisma ewoluował od brzydkiego, przez fatalny, do nierozczytywalnego, więc mogę sobie pisać, co chcę – że mnie boli ręka albo pupa, albo nawet serce. Na siedzenie naprzeciwko mnie rzucił się z rozmachem młody mężczyzna z do połowy pełną butelką piwa. Okazało się potem, że dla niego była do połowy pusta.

W pamiętniku ośmiolatki stoi tak: 

Oglądałam włoski film pod tytułem «Ośmiornica», to już szósty odcinek, więc mało wiem, o co chodzi, w końcu przypomniałam sobie mój pamiętnik Złote Myśli i postanowiłam pisać drugi. To ten co teraz piszę, jest bardzo fajnie. «Ośmiornica» była mniej więcej o tym, że Paula Kaftani wróciła czyli ją odwieźli (Mafia), ale ona była zgwałcona. Sama nie wiem, co to znaczy!

Wymachując butelką z piwem, mężczyzna gwałtownie domagał się ode mnie współczucia: nie mogłam zrozumieć, czy urodził mu się syn, czy zgubił telefon, ale odrobina współczucia jeszcze nikogo nie zabiła. A dosłownie za chwilę zadziało się jak w jakiejś Ameryce, po której podróżujesz sobie z rodziną drogą stanową ku złotemu zachodowi słońca, nagle robi się ciemno, drogę zajeżdżają wam trzej, może nawet czterej obcy mężczyźni i już wiadomo, że do godziny, półtorej zginiesz, uprzednio patrząc, jak gwałcą twoją żonę i córkę. Mężczyzna dopił piwo i zmienił uchwyt: teraz trzymał butelkę za szyjkę, denkiem do góry. Kazał mi wyciągnąć telefon. „Nagrywaj”, powiedział. 

Co było robić, nagrałam. W przekładzie na pewuenowski polski znalazły się na tym nagraniu: utyskiwania na konkubinę, że dokonała porwania rodzicielskiego w stosunku do ich nowo narodzonego syna i nie zezwala mu na kontakt z potomkiem, klątwy rzucane na ojca, który zabrał mu telefon, i z tego, co zrozumiałam, wyrzucił do Świdra, głębokie przekonanie, że od zostania najlepszym polskim raperem dzieli go cienka linia, którą właśnie przekracza teraz dzięki mojej pomocy, następnie skuteczna próba zwrócenia mojej uwagi – ilustrowana niepokojąco fachowymi gestami wykonywanymi butelką tuż przed moją twarzą – na jego przewagę fizyczną, na koniec zaś mniej propozycja, a bardziej informacja o zamiarze odbycia stosunku seksualnego ze mną tu i teraz, przy czym zgoda moja na ten stosunek była irrelewantna. Było też trochę płaczu i skamlenia. Gdy skończyłam nagrywać, zostaliśmy w tramwaju sami.

Ośmiolatka rozkminia gwałt tak: „To coś takiego, że Paula powiedziała na Korada – jej ojca, że jest mordercą. Potem pojechała do jakiegoś szpitalu, żeby się leczyć z gwałtu itd. itd.”. Ciężko bardzo się nagrywa lewą ręką, gdy prawa powisa bezwładnie, ale przecież zrobiłam to. Kazał mi się zalogować na jego konto na Facebooku i tę jego konfesję opublikować. Kiedy zaczynaliśmy nagrywać, siedział, rozparty i gestykulujący, na krześle naprzeciwko. W miarę jak nagranie zbliżało się ku końcowi, zbliżał się do mnie i nakaz zalogowania nałożył na mnie już z takiej odległości, że da się ją nazwać jedynie bliskością.

Przysięgam, żem czuła, że wysiadłam w ostatniej chwili, zanim jedynym logicznym końcem tej interakcji byłby wspomniany powyżej wariant amerykański. Oczywiście nagranie natychmiast usunęłam z jego walla, natomiast danych logowania – już nie. Najpierw myślałam, że nie zrobiłam tego, żeby mieć nad nim kontrolę, która pozwoli mi udzielić mu pomocy. Nawet zagadałam moją znajomą specjalistkę od młodych mężczyzn w tramwajach, grożących kobietom w średnim wieku butelką po piwie, wysłałam jej nagranie, opowiedziałam, jak się rzecz miała. Ona, kobieta, która przejmuje się dosłownie każdym i każdemu literalnie pomaga, powiedziała, że to nie moja sprawa. Wtedy zrozumiałam, że jego dane do logowania zachowałam, żeby dać sobie iluzję kontroli nad nim, skoro on tak bezceremonialnie mnie mojej nade mną kontroli pozbawił.

Wpis w pamiętniku ośmiolatki kończy się tak:

Bardzo mi się podoba inspektor Korado Kaftani ojciec Pauli. Na końcu Paula się «odgwałciła». Siedziała na ławce z mamą i zobaczyła tatę (Korada Kaftani) i go przytuliła i skończyła się «Ośmiornica». 6 odcinek był ostatni. Szkoda! Wielka szkoda.

Myślę o tej dziewczynce z mieszaniną rozczulenia i poczucia, że zawiodłam to rozczochrane dziecko, które wierzyło w odgwałcenie. Chcę jej to jakoś wynagrodzić i w busie, który zdradziecko podstawiono zamiast legitnego IC616/1 Nałkowska, knuję i roję: zacznę od tego, żeby katastrofy jak ta, w której się właśnie znalazłam, z powrotem przyzwyczaić się nazywać uciążliwościami. A może za jakiś czas poczuję w sobie siłę, żeby używać znów słowa „przygoda”. „Attitude”, jak mawiał kolega salesman. W świecie, który chce cię zabić, tylko to się liczy.