Jak umarł twój chomik?

Jak umarł twój chomik?

Marceli Szpak

Natalia Sajewicz doskonale wie, co robi, gdy zadaje to pytanie w jednym z pierwszych ćwiczeń, zawartych w zeszycie „Mam 30 lat”

Jeszcze 1 minuta czytania

Każde z nas pożegnało jakiegoś chomika. Chomik żony rozstał się z życiem w rękach jej koleżanki, która chciała go tulić i głaskać. Chomik bliskiego kumpla z podstawówki poczuł zew morskiej przygody i utonął w sąsiednim akwarium z rybkami. Chomiki, wśród których się wychowywałem, należące do starszego brata, miały własne państwo totalitarne, którym rządziła wszystkożerna Matka, dokonująca na oczach 7-latka bezwzględnie darwinowskiej selekcji, opartej na kanibalizowaniu mniej udanych, często niekompletnych egzemplarzy potomstwa. Chomiki w szkolnych klasach biologicznych, które poddawaliśmy różnym, często nieprzemyślanym eksperymentom, chomicze akwaria i akcesoria ozdabiające każdą meblościankę w bloku, hordy Tuptusiów, Pimpków, Dżekich, skulonych gdzieś po kątach, albo taplających się z nudów w miskach z wodą do picia. Mam 37 lat i lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku na zawsze będą już dla mnie czasem chomików, przesiąkniętym intensywną wonią wilgotnych trocin.

Natalia Sajewicz, „Mam 30 lat”. Wydawnictwo Papierówka,
56 stron, w księgarniach od października 2014
Natalia Sajewicz doskonale wie, co robi, pytając „Jak umarł twój chomik?” w jednym z pierwszych ćwiczeń, zawartych w zeszycie „Mam 30 lat. Materiały do ćwiczeń”. Podsuwa co prawda od razu kilka standardowych odpowiedzi, zostawia jednak też miejsce na opowieść własnymi słowami, czym uruchamia lawinę wspomnień i skojarzeń. Zgodnie z tytułem oferuje czytelnikowi materiały do ćwiczeń – pamięci, nostalgii; przypomina pewne wzorce kulturowe, ikony i zachowania natychmiast rozpoznawalne wśród tych, którzy urodzili się na przełomie lat 70. i 80. Robi to, wykorzystując formułę szkolnych zadań i zatrudniając w roli przewodników Alę i Arka z zapomnianych podręczników, którzy prowadzą nas przez to muzeum popkulturowej pamięci, tak jak ćwierć wieku temu wprowadzali nas w świat.

Szukając doświadczeń wspólnych polskim trzydziestolatkom, autorka perfekcyjnie wychwytuje wewnętrzne pęknięcie tego pokolenia, wywołane wychowaniem w dwóch, krańcowo różnych systemach. Na kartach jej zeszytu ćwiczeń powracają ikony zgrzebnego socjalizmu schyłkowych lat 80., jak Stanisława Ryster czy Przybysze z Matplanety (towarzyszący, oczywiście, klasówce z matematyki), muszą one jednak ustąpić miejsca (jak to faktycznie się stało właściwie z dnia na dzień) wąsom Wojciecha Pijanowskiego i plakatom z Bon Jovi, oznaczającym nadejście chaotycznego kapitalizmu lat 90. Ala i Arek, podobnie jak my, ich rówieśnicy, przeskakują ze świata granatowych mundurków, klasówek i telewizorów, w których brylują państwo Gucwińscy, do rzeczywistości, gdzie wszyscy tańczą lambadę, kwitnie dilerka kartami z gum Turbo, a dziewczynki wypełniają testy w Bravo i wzdychają do chłopców z Randki w ciemno. „Mam 30 lat. Materiały do ćwiczeń” na każdym kroku przypominają, jak błyskawicznie się przestawiliśmy, jak niewiele niezwykłości było w tej zmianie z perspektywy kilku- czy kilkunastolatków.

A przecież zmiany były drastyczne, nastąpiło prawie całkowite przewartościowanie tego, co dotychczas wkładano nam do głów, symbole jednego systemu na naszych oczach zostały bez żadnego racjonalnego wyjaśnienia z dziecięcej perspektywy zastąpione symbolami innego systemu, podobnie stało się z symbolami prestiżu; dorośli, towarzyszący nam od najwcześniejszych dni nagle odkrywali całkowicie nowe cele życiowe lub szamotali się na wszystkie strony, próbując się jakoś odnaleźć w tej nowej rzeczywistości, a my, pozbawieni nagle drogowskazów, musieliśmy oswoić się z nią na własną rękę. Jak? Telewizorem. Obrazem. Dźwiękiem. Wchłaniając wszystko, co do nas dotarło z wreszcie wielokanałowych źródeł, przyjmując to bezrefleksyjnie, po dziecięcemu, z całym entuzjazmem. Zapominając z czasem o wartościach, które wdrukowywano nam w poprzednim systemie, ale mając świeżą świadomość, że wartości podawane nam w aktualnym mogą okazać się równie nietrwałe, więc nie ma się co na nich skupiać.

Przywołując wiele mód z tej dziwnej epoki, Sajewicz przypomina, jak krótkotrwałe bywały nasze obsesje, jak powierzchowna była większość naszych rozpoznań, z jak wielkim entuzjazmem rzuciliśmy się na wszystko, co nowe, odstawiając lalki mówiące po rosyjsku i zapominając o chomikach. I być może właśnie w ten sposób udaje jej się złapać to, co umyka większości powieści poświęconych rozterkom współczesnych trzydziestolatków, szukających uogólnień dla naszego pokolenia w teraźniejszości. Za pomocą pospiesznych rysunków, kilkunastu trafnie dobranych pytań i skojarzeń wizualnych, Sajewicz pokazuje pokolenie skazane na wieczną niepewność, nieprzywiązujące się zbyt silnie do nikogo i niczego, bo nie ma żadnej gwarancji, że to coś czy ktoś jutro się nie zmieni w swoje całkowite przeciwieństwo. Już raz przeżyliśmy taką przemianę, dowiedzieliśmy się, że rzeczywistość może się zmienić ot tak, z dnia na dzień, a my będziemy musieli błyskawicznie wyrobić sobie nowe umiejętności, nowy zestaw zachowań, dostosowany do jej wymogów. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.