Jeszcze 1 minuta czytania

Urszula Zajączkowska

PLENER: Chemioterapia rzek

Urszula Zajączkowska

Urszula Zajączkowska

Zapomnieliśmy, że od dawna, od zawsze traktujemy rzeki, ziemię jako zlew naszego narodowego rynsztoku. Lejemy tam szambo, odpady z fabryk, ścieka tam chemia z pól, bo przecież musimy mieć tani chleb

Myślałam, że napiszę o Odrze od razu. Milczałam jednak, kiedy tony ryb umierały w cierpieniach i ich skrzela gniły na kamieniach, na powietrzu. A za tymi rybami małże, skorupiaki i jeszcze inne organizmy, a za nimi kolejne, także ptaki, które bez ryb nie mają życia.

Czekałam na to nasze ludzkie wielkie poruszenie, kipiącą pogardę, kpiny i gniew. Garnitury nad rzeką tłumaczące coś, co nie będzie wysłuchane, bo przecież wiadomo, że jest kłamstwem. Czekałam, aż pojawi się wszystko to, co jest dziś naszym żarciem narodowym: rzucanie się do gardeł, protesty i pozwy, nadęte odpowiedzi, drwiny. Potem już czekałam tylko na ciszę. Zapomnieliśmy, że od dawna, od zawsze traktujemy rzeki, ziemię jako zlew naszego narodowego rynsztoku. Lejemy tam szambo, odpady z fabryk, ścieka tam chemia z pól, bo przecież musimy mieć tani chleb.

Dopiero teraz piszę, w zmęczeniu całą tą wielką ludzką rębnią. Już wrzesień, sprawa rzek cichnie, inflacja i dzieci trzeba wysłać do szkoły.


A kiedyś mogliśmy pić wodę z rzek. Ot tak, dawaliśmy się pochylić światu, by poić się jego wodą, obmyć pot i iść dalej. Teraz upalne dni i zwiększone parowanie wody zagęszcza cały nasz syf. Rzeki, jeziora wyparowują, wypuszczając wodę w chmury, a resztę pozostawiając tym, którzy w rzekach żyją.

Spójrzmy na same początki. Właśnie w takim dusznym powietrzu, jak w tych naszych sierpniach, tylko jeszcze bardziej, w niedostępnych bajorach, dawno, dawno temu – z bakterii, glonów i śluzów na występach skał, w odorze gnicia rozpoczęła się era wyłaniania się życia z wody. Śluzowacieliśmy bakteriami, obleśnie – nie do poznania dziś, że zielona maź to dawni my. Dopiero potem, po milionach lat tego upiornego życia, nerwy zaczęły zbijać się nam w pęczki komórek, by powstało to podobno doskonałe oko, palec i mózg. Była i zgnilizna, i duszność, kiedy my, ludzie z wód, nasze szczęki, żuchwy, zęby rzeźbiły się za pomocą milionów zwłok innych istot. Umieraliśmy na stosach ewolucji, gniliśmy na stepach, w bagnach i przełykach niedźwiedzi. My, ludzkie stwory wypełzłe z rzek i mórz, żyjemy dziś na lądzie i już nie pamiętamy ruchomych rzęsek w gnilnych zatokach, płetw ani łap z błonami pływnymi. Widzimy jedynie nasze doskonałe dłonie, od dawna sprawne, chwytające jagody, kiedyśmy ugniatali wilgotne kępy turzyc w niedostępnej dziczy na nasze posłania. Także dla mnie, człowieka lasu, brzmi to obco – trzeba o tym pamiętać, ludziom przypominać, bo zapominają. Moje ścięgna kurczą się, jak kurczą się grzbiety ryb, gdy schylam się do ziemi. Wszystko to mam z wody: moje komórki i słony pot. Pocę się oceanami.

Nie wiemy, jak opłakiwać śmierć ekosystemów Odry, pramatki życia. Kto będzie żegnał jej wielkie sandacze i jesiotry, wielokilogramowe mięsa, cuchnące teraz, z martwym okiem, z krzywizną źrenicy, zastygłą w spojrzeniu – tam, gdzie jak woda płyną już tylko chmury na niebie? Kto pożegna tysiące rybnych młodzików, w upale gnijących w mazi rozkładu. Kto pożegna ten świat? Nie zapominajcie, kim się staliście, Homo sapiens. Kiedy umiera rzeka, kiedy giną w niej ekosystemy, ginie kawałek wielkiej historii ewolucji, cała księga powstawania życia tonie i się rozkłada. A z nią kawałek nas.

Tu rzeczą pospolitą jest to, że rzeki są kloaką ludzi żyjących w jej dorzeczach. Nie wiem, dlaczego wymyśliliśmy, że w rzeki można lać odpady, wyziewy fabryk, ot tak. Skąd ta myśl na chemioterapię żył Ziemi

Wyobrażam sobie aorty Odry, jej tętnice i naczynia włosowate zanurzone w łąkach i polach, jakbym była daleko nad nią. Przypominają mi się prace doktora Gunthera von Hagensa na naczyniach krwionośnych człowieka. Stworzona przez niego metoda plastynacji polega na odwodnieniu zwłok (susza), a potem w wysokiej temperaturze (ocieplenie) wysycaniu tkanek nagrzanym plastikiem. Proces ten umożliwia wyodrębnienie żył i naczyń z ludzkich zwłok. Plecionki żyłek wypełniają dawne ciało człowieka i wyglądają jak suche koryta rzek, zastygłe w stężonych truciznach. Geometrie naczyń ręki i geometrie dorzeczy są jednakie. Odra także się odwadnia. Pozostają rysunki koryt, naczyń włosowatych, tętnic.

Ocena stanu wód powierzchniowych z lat 2014-2019 (GDOŚ) i plastynacja naczyń dłoni (pinterest)Ocena stanu wód powierzchniowych z lat 2014–2019 (GDOŚ) i plastynacja naczyń dłoni (Pinterest)