Jeszcze 2 minuty czytania

Beata Stasińska

NAJWAŻNIEJSZE CZYTAĆ:
Kamień serca

Beata Stasińska

Beata Stasińska

To nie mogło zakończyć się szczęśliwie. Miłość przyszłych samobójców już w pierwszym akcie z maja 1948 roku w powojennym Wiedniu nosiła znamiona samobójczej. Blisko dwudziestoletnia psychomachia, w której pożądanie raniło równie boleśnie, co mocne słowo lub długie milczenie, nie niszczyła talentu poetyckiego tych dziwnych kochanków, a może nawet stała się jego nową siłą.

Ingeborg Bachmann, córka austriackiego członka NSDAP o niskim numerze legitymacji i Paul Celan, Żyd-ocaleniec z Czerniowców, który stracił w obozie koncentracyjnym  rodziców i sam był więźniem rumuńskiego obozu pracy, swój – jak pisał Celan – „chtoniczny związek” ukryli przed światem na wiele lat. Skromna ilościowo edycja ich listów, które zostały niedawno odnalezione przez niemieckich badaczy, każe raz jeszcze przeczytać wiersze Celana i Bachmann i zwątpić w ustalenia biografów.

Fraza ze słynnej „Fugi śmierci”: „Złoto twoich włosów Małgorzato/Popiół twoich włosów Sulamit” doczekała się osobistego dopełnienia. Od samego początku namiętności towarzyszyły ślady jej przetworzenia w poezji obojga. Struna emocji napięta do granic możliwości nie przeszkadzała kochankom czytać, redagować, komentować krzyżowo tego, co pisali. Umieszczane przez Celana liczne dedykacje dla Ingeborg nabrały po latach dodatkowych, mocniejszych znaczeń. Wiersze Bachmann, która często cytatowała lub przetwarzała fragmenty poezji Celana w swoich utworach, czterdzieści lat po śmierci obojga okazują się rodzajem nieodbytej, choć bardzo oczekiwanej przez poetkę rozmowy. Gdy już wszystko między nimi szło w ruinę, pozostawał język. Celan, który pochodził z nieistniejącego kraju, pisał dla czytelników, którym nie ufał, a większą część dorosłego życia mieszkał we Francji, gdzie przez lata nie był znany. Z Ingeborg łączyła go przeklęta wspólnota języka niemieckiego, o którym w liście z 1958 roku Bachmann pisała: „Myślę i myślę, ale zawsze w tym języku, któremu już nie ufam, a którym już nie chcę się wypowiadać”.

Pierwszy, blisko pięcioletni etap tej relacji przypadł na Wiedeń i Paryż, gdzie Celan uciekł od Ingeborg i niemieckich czytelników już w czerwcu  1948 roku. „Tylko wiarołomny jestem wierny” – pisał później, by do końca swych dni hodować w sobie nieufność, poczucie obcości i potrzebę bycia ofiarą.

Przewrotna, bolesna erotyka wiersza „W Egipcie” nabiera czytelności dzięki listom kochanków, choć utożsamienie obcej z Ingeborg wydaje się zbyt proste:

Będziesz mówić do obcej:
Patrz, spałem przy nich

(tłum. Ryszard Krynicki)

Potrzebie sprawiania bólu towarzyszy męska bezwględność i łatwość samorozgrzeszenia: „Moje milczenie jest bardziej zrozumiałe niż Twoje, bo mrok, który mi je narzuca jest starszy” – pisze były na własne życzenie kochanek. Dwudziestoparoletnia Ingeborg jest w swoim uczuciu do Celana bezrobronna i skazana na klęskę. Znosi okazywane przez ukochanego gniew i odrazę. Żebrze o miłość, choćby przyjaźń, która dla Celana staje się bezpiecznym, by nie powiedzieć wygodnym, rozwiązaniem, zważywszy na starania Ingeborg, by jego poezja i przekłady ukazywały się drukiem w Niemczech. Tygodniom, miesiącom  milczenia „najdroższego człowieka, jakiego mam” towarzyszy strumień wysłanych i niewysłanych listów Ingeborg. W lakonicznych, nieczęstych odpowiedziach sukcesy literackie młodej poetki są lekceważone. „Kocham Cię i nie chcę Cie kochać” – pisze  wreszcie Bachmann, by zamilknąć na trzy lata.

W międzyczasie Celan żeni się z Gisele de Lestange, umiera ich pierwszy syn, rodzi się drugi. Bachmann odwiedza Paryż bez wiedzy ukochanego. Pozycja najwybitniejszej współczesnej poetki języka niemieckiego ugruntowuje się z każdą nagrodą, z każdym rokiem.

W październiku 1957 roku Celan i Bachmann spotykają się w Wuppertalu na krytyczno-literackim zjeździe. Jadą razem do Kolonii, by wsiąść ponownie na pełną przeciwieństw i napięć karuzelę uczuć. Tym razem jednak to Ingeborg bywa powściągliwa i rozsądna, Paul zaś wyznaje: „Jedno Twoje słowo – mogę żyć”. Teraz zaklina, prosi, i wielbi: „byłaś dla mnie jednym i drugim: przeżyciem zmysłowym i duchowym. Tego się nie da rozdzielić”. Tłumaczy i unika moralnej odpowiedzialności: „Nam życie nie wychodzi naprzeciw. Istnieć, być tutaj – tak, to potrafimy i to nam wolno. Być tutaj – wzajem dla siebie”. Ale Ingeborg radzi sobie z Celanowska ciemnością inaczej niż gdy była dwudziestojednoletnią studentką filozofii, przybyłą do Wiednia z prowincjonalnego Klagenfurtu. Używa świadomie Celanowskich metafor, szyfrów Szoa, by opowiedzieć inną wersję Orfeusza i Eurydyki:

Nastroiłam strunę milczenia
na falę krwi
i uchwyciłam tony twego serca

W widmowe cienie nocy
zmieniły się twoje włosy,
ośnieżyły ci twarz
czarne płatki ciemności

Bachmann zrozumiała powód pierwszego rozstania kochanków, zrozumiała Orfeusza i jego mrok, który nie pozwala ratować Eurydyki.

Ale ja nie należę do ciebie
Uskarżamy się teraz oboje.

Lecz jak Orfeusz poznałam
Życie po stronie śmierci
i błękitnieją mi
twoje na zawsze zamknięte oczy.

 

(wiersz „Wyrazić ciemność”, tłum. S. Lisiecka i Z. Jaskuła)

Bachmann nie dostała odpowiedzi na wysłany Celanowi w grudniu 1953 roku tom wierszy „Czas odroczony” z dedykacją. Być może list zaginął. W twórczości Celana nie pojawia się ślad lektury tego tomu. Cztery lata później Bachmann nie zapomina, że Paul ma żonę i syna: „Nie wolno Ci porzucić jej i Waszego dziecka” – pisze. Wysyła Gisele, która nie akceptuje jedynie bycia oszukiwaną, róże. Celan zdobywa się na szczodrość uczuć, pisząc do Ingeborg: „Gisele wie, że chcę pojechać do Ciebie. Jest taka dzielna!”.

Być może jednak Celan znał późniejszy cykl Bachmann „Pieśni czasu ucieczki”, w którym poetka próbuje wyzwolić się ze zbudowanego na poczuciu winy pragnienia autodestrukcji:

Jeszcze jestem winna. Podnieś mnie.
Nie jestem winna. Podnieś mnie.

Ziarno lodu wyłuskaj z zamarzniętego oka,
wtargnij spojrzeniami,
przeszukaj błekitne dna, płyń, patrz i nurkuj:

To nie ja.
To ja

(tłum. S. Lisiecka i Z. Jaskuła)

W drugiej odsłonie tej psychodramatycznej historii miłosnej to Celan prosi ukochaną o wiersze i wysyła jej swoje jako miłosne listy. W „Kolonii. Am Hof” ogłasza czas serca, odzyskanej harmonii, jasności. Wkrótce jednak podczas wizyty Celana u Bachmann w Monachium dochodzi do zerwania związku. Celan na skutek ciągnącej się latami tak zwanej sprawy Goll, w której został niesłusznie oskarżony o plagiat, trafia nieustannie na przejawy antysemityzmu w Niemczech, i popada w głęboki kryzys psychiczny. Korespondecja z Bachmann jest pełna nieporozumień i oskarżeń. Celan w liście do Maxa Frischa, z którym Bachmann zamieszkała pod koniec 1958 roku, nazywa ową niemożność porozumienia ze światem w przestrzeni po Oświęcimiu „obiektywnym demonizmem”.

Trzy lata później Bachmann decyduje się przyjrzeć swojemu związkowi z Celanem. Pisze rozrachunkowy w list, by wyjść z „zapaści milczenia”. Poświęcając dużo miejsca Gisele, wypowiada bolesne słowa prawdy o ukochanym: „Podziwiam ją za wielkość i niezłomność, której Tobie brak. Wybacz, że to powiem, ale myślę, że jej samozaparcie, jej piękna duma i wytrwała cierpliwość znaczą dla mnie więcej niż Twoje skargi. Ty wystarczasz jej ze swym nieszcześciem, ale ona w nieszczęściu nigdy by Ci nie wystarczyła. Wymagam, by mężczyźnie wystarczyło uznanie z mojej strony. Ty nie przyznajesz jej tego prawa, co za niesprawiedliwość!”. Tego listu Bachmann nigdy nie wysłała.

Lata sześćdziesiąte to etap biografii podwójnej, w której kochankowie utrzymują sporadyczny kontakt listowny. Prawie równolegle zapaści psychiczne obojga kończą się pobytami w klinikach. Celan dwukrotnie usiłuje zabić żonę, czyni również próby samobójcze. Gisele prosi, by wyprowadził się od rodziny. 20 kwietnia 1970 roku Celan rzuca się do Sekwany. Po kilku dniach zwłoki zostają znalezione. W nocy 25 września 1973 roku w rzymskim mieszkaniu Bachmann wybucha pożar. 17 października Ingeborg umiera w klinice. W dokumentalnym filmie z lat siedemdziesiątych próbujący dociec przyczyn pożaru reżyser nie wyklucza samobójstwa.

„Chciałabym podążyć za tobą, gdy umrzesz, odwrócić się za tobą, nawet jeśli grozi mi skamienienie, chciałabym zabrzmieć… i sprawić, że kamień zakwitnie” – pisała już w 1960 roku Bachmann. W powieści „Malina” z 1971 roku księżniczka von Kagran wyznaje: „Moje życie dobiegło końca, bo on w czasie transportu utonął w rzece, on był moim życiem. Kochałam go bardziej od mojego życia”. I wreszcie w opowiadaniu „Trzy drogi do morza” z tomu „Symultanka” z 1972 roku czytamy: „On autentyczny wygnaniec i straceniec, zmienił ją w awanturnicę oczekującą Bóg wie czego od świata – w wygnankę, bo dopiero po swojej śmierci z wolna wciągał ją w zatracenie”.

Wydawnictwu a5 z podziękowaniem za tom: Ingeborg Bachmann, Paul Celan „Czas serca. Listy”. Przełożyła Małgorzata Łukasiewicz.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.