Zofia Rydet/Julia Staniszewska, „Mały Człowiek/Oczekiwanie”, Warszawa, Galeria Asymetria, 10 marca – 22 kwietnia
Szerszej publiczności jej nazwisko jest wciąż mało znane. A szkoda. Zofia Rydet (1911-1997) – absolwentka Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Snopkowie pod Lwowem – jest bowiem niekwestionowaną mistrzynią polskiej fotografii (choć za aparat chwyciła dopiero po czterdziestce). Uwielbiają ją miłośnicy sztuki, lubili ją również ci, których fotografowała. Modeli zjednywała sobie do tego stopnia, że zapraszali ją do swych domostw, pozwalali się fotografować w przestrzeniach intymnych, czego doskonałym przykładem był cykl „Zapis socjologiczny”.
Zofia Rydet (z cyklu „Mały człowiek”),
1950Zanim zrealizowała docenione cykle „Czas przemijania” czy „Nieskończoność dalekich dróg”, zasłynęła jako autorka kanonicznej dziś serii fotografii „Mały człowiek”, w której opowiedziała o rozterkach, emocjach i problemach dzieci. Ten pochodzący z 1961 roku cykl stał się punktem wyjścia do wystawy „Mały Człowiek/Oczekiwanie”, na której fotografie Rydet (w opracowaniu graficznym Wojciecha Zamecznika) zostały zestawione z pracą młodej fotograficzki Julii Staniszewskiej. W ten sposób Fundacja Archeologia Fotografii inauguruje zaplanowany na kilka następnych lat projekt „Żywe Archiwa”, którego lejtmotywem mają być reinterpretacje klasyków fotografii dokonywane przez artystów współczesnych.
Na wystawie widzimy 30 portretów dzieciaków uchwyconych w niepozowanych, spontanicznych sytuacjach. Są tu dzieci radosne i zmartwione, zamyślone i roześmiane, zadziwione i zalęknione. Maluchy pełne wigoru i te nieśmiało zerkające w obiektyw. Na bosaka i z umorusanymi paszczami. Zawsze rozbrajające, ale zarazem niepokojące. Te dzieci nie przypominają bowiem słodkich brzdąców, które w reklamach telewizyjnych uśmiechają się i gaworzą rozkosznie – fotografie z albumu „Mały człowiek” z niebywałym wręcz spokojem burzą sielankową wizję dzieciństwa i jego małych bohaterów. Widzimy tu małe dorosłe i małych dorosłych – zagłębionych w swoich problemach, poważnych, zajętych i przejętych. To tylko z pozoru beztroskie dzieci. Tak naprawdę mają mnóstwo na głowach, a ich światy zaraz całkowicie się odmienią. Są tu bowiem także młode osóbki już wchodzące w role, które będą wkrótce odgrywać w „prawdziwym” świecie: na jednym zdjęciu widzimy przystojniaka upozowanego na Jamesa Deana, na innym – małą zadumaną piękność w typie Cathrine Denevue.
Ten sposób przedstawiania modeli będzie Rydet towarzyszył do końca życia. Nie bez powodu mówiąc o innym cyklu swych prac – fotomontażach z początku lat 70. – fotografka podkreślała: „Mój «Świat uczuć i wyobraźni» mówi o człowieku zagrożonym już od chwili narodzin, o jego obsesjach, o jego uczuciach, osamotnieniu, pragnieniach, o lęku, przed którym ratuje go tylko miłość, o tragedii przemijania, o strachu przed zagładą i zniszczeniem”. Nie można zaprzeczyć, że ta obawa, to osamotnienie przenikają portrety dzieciaków. Ich obecność znaleźć można także w inscenizowanej fotografii Julii Staniszewskiej, która została zestawiona z pracami Zofii Rydet.
Zofia Rydet (z cyklu „Mały człowiek”), 1950
Portret przyszłych (niedoszłych?) rodziców, czekających w klinice leczenia niepłodności Staniszewskiej, to nic innego jak studium niepewności, pragnień i niezwykłego wręcz osamotnienia – siedzący obok siebie mężczyzna i kobieta zdają się sobie obcy. Umieszczona w centrum ekspozycji fotografia, zestawiona z trzydziestoma wcześniejszymi, kompletnie zmienia punkt ciężkości w odbiorze całości. Siedzący na ławce w poradni bezradni ludzie zdają się spoglądać na te wszystkie roześmiane, zadumane twarze. Niewypowiedziany znak zapytania przebija w tym spojrzeniu. I obawa, i tęsknota.
Odwołując się do słów Rydet można by powiedzieć, że wspomniane przez nią obawa i lęk, towarzyszące człowiekowi od urodzenia, towarzyszą mu tak naprawdę już dużo wcześniej.