MISTERIA PASCHALIA 2011:  Joanna po bristolsku
fot. Tomasz Wiech

MISTERIA PASCHALIA 2011:
Joanna po bristolsku

Michał Nogaś

Od samego początku muzyka duetu Gregory-Utley idealnie złączyła się z  filmem Dreyera. Tak idealnie, że o istnieniu grających na żywo artystów przypomniałem sobie dopiero przy okazji kończącej cały obraz sceny

Jeszcze 1 minuta czytania

Nie jestem muzykologiem, będzie to więc jedynie krótka opowieść o emocjach, jaką wyzwoliły w mojej głowie dźwięki w połączeniu z niemym obrazem. A nie próba oceny ich jakości, wartości czy klasy.

Zmierzyć się z arcydziełem światowego kina, do tego niemym – rzecz wyjątkowo trudna! Oddać emocje towarzyszące przesłuchiwanej Joannie d’Arc i sądzącym ją dostojnikom Kościoła, nie tylko z twarzy ohydnym – sprawa równie niełatwa! A jednak Will Gregory (Goldfrapp) i Adrian Utley (Portishead) zadaniu temu sprostali. Przekonać się o tym mogli ci wszyscy, który w Wielką Sobotę pojawili się w krakowskiej Operze.

„Pasja Joanny d’Arc” Carla Theodora Dreyera.
Muzyka: Will Gregory (Goldfrapp) i Adrian Utley (Portishead)
,
wykonawcy: Charles Hazlewood (dyr.), Capella Cracoviensis,
Octava Ensamble, Opera Krakowska, 23 kwietnia 2011
(w ramach festiwalu Misteria Paschalia) / archiwum Krakowskiego
Biura Festiwalowego, fot. Tomasz Wiech

Tam, w ramach nowej odsłony festiwalu Misteria Paschalia, Trance, wyświetlono słynny film Carla Theodora Dreyera z 1928 roku – „Pasja Joanny d’Arc” – z wybitną kreacją Reneé Marii Falconetti. Obraz (którego historia powstawania, zaginięcia i odnalezienia po latach, już po śmierci reżysera, to materiał na osobną opowieść) doczekał się już wielu ilustracji muzycznych (jedną z nich przygotował sam Nick Cave). Gregory i Utley swoją napisali na zamówienie bristolskiej Colston Hall, pierwsze wykonanie odbyło się tam właśnie w maju 2010 roku. „Przyjęto ją nad wyraz entuzjastycznie, lepiej niż się spodziewaliśmy” – mówili przed pokazem w wywiadzie dla radiowej Trójki. W Krakowie muzykom towarzyszył znakomity brytyjski dyrygent, Charles Hazlewood, instrumentaliści związani między innymi z zespołami Goldfrapp i Portishead, a także Capella Cracoviensis oraz Octava Ensamble.

Od samego początku soundtrack duetu Gregory-Utley idealnie złączyła się z filmem. Tak idealnie, że o istnieniu grających na żywo artystów przypomniałem sobie dopiero przy okazji kończącej cały obraz sceny. Zachwyciło mnie brzmienie – zapowiadanych we wszystkich materiałach prasowych – sześciu gitar. Przyszła święta płonęła na stosie, średniowieczny tłum przyglądał się jej męczeńskiej śmierci, a siedzący po lewej stronie sceny muzycy z (nomen omen) pasją uderzali w struny, budując niezwykłe napięcie, każąc widzom jeszcze bardziej znienawidzić wstrętnych sędziów, którzy wysłali bezkompromisową Joannę na okrutną śmierć, podziwiać jej oddanie, wiarę i heroizm.
Ale i wiele wcześniejszych dźwięków – harfy, syntezatora, tuby, puzonu, perkusji, kotłów – znakomicie ilustrowało wydarzenia na ekranie. Ot, choćby ta pierwsza, niesamowita scena obrad trybunału, w czasie których duchowni dosłownie pastwili się nad dziewiętnastoletnią prostą dziewczyną, bawili się jej życiem. Byli ciekawi, czy faktycznie objawił jej się Bóg, jak wyglądał św. Michał, dlaczego ubrała męskie szaty, piętrzyli pytania, często upokarzające, na które Joanna odpowiadała szczerze, nie stroniąc od sprytu. A w tle (a właściwie chwilami na równych, co film, prawach) ta budująca napięcie muzyka, która miała stać się dla widzów swoistym przewodnikiem po „Pasji Joanny d’Arc”, wskazać sposób odbioru całej przedstawionej przez Dreyera historii.

Archiwum Krakowskiego Biura Festiwalowego, fot. Tomasz Wiech

Na twarzy Joanny pojawiła się łza. Joanna złożyła dłonie do modlitwy. Osłabionej Joannie medycy spuścili krew. Przenikające przez więzienne okno do celi Joanny światło stworzyło na podłodze kształt angielskiej flagi, zmieniającej się w krzyż. Przed wyprowadzeniem na spalenie ktoś zgolił Joannie głowę, prawie do skóry.
Wszystkim tym ujęciom – tak bardzo charakterystycznym, że trudno je zapomnieć – ukazanemu przez reżysera mistycyzmowi, towarzyszyły zagrane z niezwykłym wyczuciem dźwięki. Mocno unikalne i wkomponowane w obraz tak silnie, że same nie potrafiłyby się już obronić. Gregory i Utley przyznali, że muzyka do „Pasji Joanny d’Arc” powstawała miesiącami, tak, by była w stanie oddać każdy najdrobniejszy szczegół, każdy ważny moment, jeszcze mocniej przywiązać widza do niezwykłych obrazów

Opuszczałem, po niespełna półtorej godzinie, krakowską Operę z przeświadczeniem, że udało się bristolskim kompozytorom wciągnąć widza w tę grę, zgodnie ze skonstruowanym przez siebie planem przeprowadzić go przez tę opowieść. I nakłonić do zatracenia się w wykreowanym przez nich świecie.

Archiwum Krakowskiego Biura Festiwalowego, fot. Tomasz Wiech

Nowa odsłona festiwalu Misteria Paschalia bardzo przypadła mi do gustu. Może w przyszłości przyczynić się, czego organizatorom życzę, do poszerzenia grona osób potencjalnie zainteresowanych innymi przedsięwzięciami w ramach festiwalu, zwiększyć zainteresowanie programem, zapoznać z muzyką dawną. (Sam jestem tego żywym przykładem.)
Ale znam i takich, którym pokaz w operze nie przypadł do gustu (no a o tym, jak wiadomo, raczej się nie dyskutuje). Narzekali, że muzyka Utleya i Gregorego nie była dla nich żadnym odkryciem, że wartość tych kompozycji okazała się znikoma. Na własne usprawiedliwienie dodam jednak – to byli rasowi muzykolodzy. W zestawieniu z nimi widz, bazujący jedynie na własnych emocjach, jest zawsze na straconej pozycji.