Jeszcze 2 minuty czytania

Łukasz Gorczyca

DOBRY WIECZÓR: List z wolnej Polski

Łukasz Gorczyca

Łukasz Gorczyca

Dobry wieczór Państwu! Dziś zapraszamy na prelekcję na temat cenzury. Proszę jeszcze nie zasypiać! Tym razem będzie o cenzurze pochlebnie i z sentymentem. A właściwie nie o cenzurze, ale o tęsknocie za nią. Tak, proszę otworzyć szeroko oczy, my tu w sztuce współczesnej tęsknimy za cenzurą, zaklinamy to słowo, odmieniamy przez wszystkie przypadki, wyczekujemy na najmniejszy choćby znak, by móc podnieść rwetes: cenzura, cenzura! Ostatnio na przykład ocenzurowano w Berlinie film [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz.U. Nr 20, poz 99. zm.: 1983 Dz.U. Nr 44, poz 204)]. Znowu były emocje, choć może nie tak wielkie, jak to bywało przed laty, kiedy cała nasza sztuka była na cenzurowanym. Działo się!

Dygresja sentymentalna: w pierwszej połowie lat 80., będąc już uczniem szkoły podstawowej i domorosłym filatelistą, z autentycznym dreszczem emocji brałem do ręki listy, które przychodziły do nas z zagranicy z podłużnym stemplem na kopercie: „Ocenzurowano”. Była to emocja wyższego rzędu, łącząca w sobie lęk i elementy polityczno-światopoglądowej inicjacji. Działo się to w realiach skrojonych w sam raz na poziom rozwoju intelektualnego ucznia szkoły podstawowej – wiadomo było, kto jest zły (władza i cenzura), a kto dobry (rodzina, sąsiedzi, znajomi).

Otóż tęsknimy wciąż za tymi formujacymi emocjami, za prostym, dwubiegunowym układem. Jesteśmy od niego chronicznie uzależnieni, cierpimy, jeśli rzeczywistość okazuje się trochę bardziej złożona niż modne w latach 80. zestawienie czerni i bieli. Przyjmujemy bez dyskusji, że świat sztuki dzieli się na dobrych artystów i złych cenzorów. Odgrywamy role, które tak naprawdę dawno już zeszły z afisza. Nie ma w Polsce cenzury, nie ma państwowych urzędników dopuszczających – lub nie – dzieła artystów do obiegu, a samo słowo – cenzura – jest w świecie sztuki zdecydowanie nadużywane. Utrudnia to wydatnie zrozumienie specyfiki naszych czasów i relacji między artystami a społeczeństwem i jego instytucjami.

Kto kogo „cenzuruje”? W zdecydowanej większości wypadków to kuratorzy i dyrektorzy instytucji artystycznych podejmują decyzję o pokazaniu lub nie pracy tego czy innego artysty. Ale ostatnio odnotowaliśmy wreszcie przeciwny wypadek – to artyści ocenzurowali kuratora, wycofując swoje prace z przygotowanej przez [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz.U. Nr 20, poz 99. zm.: 1983 Dz.U. Nr 44, poz 204)] wystawy w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Wszystko zostaje w rodzinie. Czasami, zamiast się „cenzurować”, artyści i kuratorzy po prostu się dogadują – pierwszy publiczny pokaz [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz.U. Nr 20, poz 99. zm.: 1983 Dz.U. Nr 44, poz 204)] w Galerii Arsenał w Białymstoku odbył się z białym kartonem przesłaniającym tzw. kontrowersyjny wizerunek umieszczony na krzyżu. Wszystkie te przypadki to nie cenzura, to co najwyżej przykłady prewencyjnej autocenzury, którą sami sobie – środowisko artystyczne – aplikujemy w lęku przed otaczającym nas kolorowym światem.

Ten świat bowiem, a konkretnie uniwersum relacji między sztuką a społeczeństwem, nie jest taki, jaki sobie wymarzyliśmy, jest natomiast dokładnie taki, jaki być powinien, co trzeźwo zauważył 10 lat temu [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz.U. Nr 20, poz 99. zm.: 1983 Dz.U. Nr 44, poz 204)], zestawiając pamiętny tekst „Zimna wojna sztuki ze społeczeństwem”. Przypomnijmy krótko: sztuka krytyczna została w Polsce właściwie rozpoznana – uderzała w konserwatywne struktury społeczne i z konserwatywnych pozycji została z wściekłością zaatakowana, w naturalnym przecież odruchu obronnym. Libera odkrył, że sztuka jego i innych bliskich mu artystów nie trafia w pustkę, lecz dokładnie tam, gdzie powinna, ku rozczarowaniu... ludzi od sztuki, bo my ludzie od sztuki nie lubimy i nie chcemy dyskutować z konserwatywnym motłochem. To skądinąd łatwo zresztą zrozumieć – taka dyskusja to żadna przyjemność, to po prostu walka. Co gorsza, to już nie czarno-biała wojna z komuną, ale potyczka pełna niuansów.

Taką walkę trzeba jednak podjąć, jeśli faktycznie zależy nam na sztuce. Bez antagonizmów, których przyładem są protesty różnych środowisk np. przeciwko pokazywaniu w publicznych instytucjach filmów [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz.U. Nr 20, poz 99. zm.: 1983 Dz.U. Nr 44, poz 204)], nie ruszymy z dyskusją i myśleniem ani kroku do przodu. I nie wystarczą zaklęcia o cenzurze. Nie chodzi o uniki, tylko o zwarcie, dlatego nie chcę wspierać protestów przeciwko ocenzurowaniu pracy [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz.U. Nr 20, poz 99. zm.: 1983 Dz.U. Nr 44, poz 204)] w Berlinie, bo po pierwsze to nie jest cenzura, a po drugie chcę widzieć  – i jeśli wierzyć słowom artysty, on też tego pragnie – jak jego sztuka sama odnosi skutek, jak niepokoi ludzi i popycha ich do różnych niespodziewanych zachowań.

Zresztą, od czasów pierwszych poważnych i prawdziwie publicznych dyskusji na temat sztuki współczesnej, które przetoczyły się przez nasze media około roku 2000, przyjął się taki środowiskowy fason, że dobrze być choć trochę szykanowanym (chociaż akurat artyści, którzy w pełni tego doświadczyli, mają odmienne zdanie). Zaprzyjaźniona artystka przyznała niedawno w rozmowie ze mną, że czułaby się mocno zaniepokojona, gdyby jej wystawa zbierała wyłącznie pozytywne recenzje. Jest w dobrym tonie być trochę kontrowersyjnym, trochę chwalonym, a trochę krytykowanym, trochę świetnym, a trochę cenzurowanym. Ten rodzaj pieszczoty intelektualnej ma też z pewnością swoją nazwę i psychologiczne wytłumaczenie.

Krajowe osiągnięcia w zakresie zmagań sztuki współczesnej ze społeczeństwem są znaczne i efektowne. Teraz doczekały się również swojego pomnika w postaci wystawy [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz.U. Nr 20, poz 99. zm.: 1983 Dz.U. Nr 44, poz 204)] w warszawskiej Zachęcie. Wystawa ta już w wernisażowych kuluarach uznana została za wybitną. Oczywiście, przyjemnie mieć odrębne zdanie, ale w tym wypadku byłaby to ekstrawagancja zupełnie nieuzasadniona. W oficjalnym tekście towarzyszącym wystawie mowa jest również o cenzurze, ale jest przecież wręcz przeciwnie – to opowieść o wolności słowa, o szoku związanym z tą wolnością i o tym, co się stało, kiedy tzw. wolni ludzie w tzw. wolnym kraju zaniechali autocenzury, dając wreszcie upust temu, co naprawdę myślą (zarówno artyści, jak i społeczeństwo). Artystka obraca historię Kmicica, atakującego szablą nazistów, i kilka innych w fundujący mit nowej polskiej sztuki, ukazujący jej początki zrodzone w znoju i walce. I sięga jeszcze głębiej, pokazując korzenie tego procesu.

Oto monumentalny, fotorealistyczny gobelin: drużyna listonoszy dźwiga wielki list zaadresowany do Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki. Od razu widać różnicę względem Kantorowskiego pierwowzoru – to list wysłany z wolnego kraju, z wolnej Polski, ofrankowany znaczkami z podobizną Lecha Wałęsy i logo „Solidarności”. List trafia do adresata, otwieramy kopertę i możemy przeczytać wystawiony w tej samej sali zbiór korespondencji nadesłanej w latach 2000-2001 do ówczesnej dyrektorki Zachęty [----] [Ustawa z dn. 31 VII 1981, O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz.U. Nr 20, poz 99. zm.: 1983 Dz.U. Nr 44, poz 204)]. Niestety, każdy z Państwa, kto odwiedzi wystawę, te listy przeczyta, już teraz z góry za to przepraszam. Samo przytaczanie fragmentów mogłoby zostać uznane za akt karalny, ale jesteśmy w galerii – tu, niestety, więcej wolno. W dodatku chciałoby się wierzyć, że to tylko sztuka, a jednak to zdarzyło się naprawdę, w czarno-białym polskim świecie, z którym wciąż nie chcemy się rozstać.

Jedyna nadzieja, że autorzy tych nędznych i bełkotliwych, ale zatrważających antysemickich paszkwili dokonają wreszcie aktu spóźnionej autocenzury i raz jeszcze przybędą pod mury Zachęty protestować przeciwko świństwom, które się tu wystawia. Ich oburzenie i żądanie zamknięcia wystawy byłoby tym razem jak najbardziej uzasadnione. Niestety, na szczęście, sorry, cenzury już nie ma, show must go on.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).