Jeszcze 2 minuty czytania

Maciej Sieńczyk

MÓJ KĄCIK:
Moje przemyślenia

Maciej Sieńczyk

Maciej Sieńczyk

Zniknęła mi pasta do zębów i zacząłem się zastanawiać, czy nie ukradła jej koleżanka, którą gościłem niedawno. Kiedy gniewny i wzburzony szykowałem się, aby wyjść do sklepu, zastanawiając się jednocześnie, czy to możliwe, że ta znajoma jest aż tak biedna, wzrok mój trafił na pastę, która leżała na półce. O niektórych rzeczach się zapomina, tak jak ja o tym, że przełożyłem pastę w inne miejsce.

W tym roku mija 36 lat od zdarzenia w Emilcinie. Wiosną 1978 roku Jan Wolski, rolnik z podlubelskiej miejscowości Emilcin, jechał wozem konnym do innej wsi. W lesie wskoczyły na wóz dwie istoty ubrane jakby w skafandry nurków i zielone na twarzach. Wolski wjechał na polanę, gdzie ujrzał unoszący się w powietrzu pojazd podobny do srebrnej przyczepy campingowej. Istoty zaprosiły rolnika na pokład statku, kazały mu się rozebrać, przebadały, po czym pożegnały i Wolski pojechał dalej. Nikt więcej nie widział ani pojazdu, ani jego załogantów (jeśli nie liczyć małego Adasia z sąsiedniej wsi, który jakby coś widział). I oto po przeszło 35 latach od wydarzenia ukazała się fascynująca siedmiusetstronicowa książka Bartosza Rdułtowskiego poświęcona zdarzeniu w Emilcinie. Przeprowadził on na miejscu wnikliwe śledztwo i domyślił się, że Wolskiego zahipnotyzował mieszkaniec innej wsi, wmówił mu, że był uczestnikiem niezwykłego zdarzenia. Owo śledztwo nie było łatwe, ponieważ Wolski i ten człowiek, co go zahipnotyzował, już nie żyją. Mając zagadkę rozwiązaną, przypomniały mi się pewne zdarzenia, w których brałem udział, a które z początku chętnie brałem za incydenty ufologiczne.

W moim pokoju dziecinnym był żyrandol z pajacykami. Późną nocą, gdy w domu panowała cisza, budziłem się nagle i pełen niepokoju oczekiwałem tego, co miało nastąpić. Najpierw moje ciało ogarniał wolno postępujący paraliż, aż do zupełnego unieruchomienia. Później wnosiłem się ponad łóżko i wbrew woli leciałem do lampy, pod którą zawisałem. Następnie – trudno powiedzieć jak długo wisiałem – straszliwy porządek odwracał się, opadałem na łóżko i „tup, tup, tup”, drobiąc małymi nóżkami, biegłem w popłochu do matki, gdzie zlewałem się do łóżka. Przyciąganie do żyrandola występowało dość często. Innym razem widziałem nocą w przedpokoju trzymające się za ręce, tańczące ludziki. Dziś może i bym sobie tego życzył, ale wówczas był to dla mnie przerażający widok. Kolejny przypadek miał miejsce w biały dzień, kiedy to z okna na siódmym piętrze ujrzałem nad horyzontem jakby płachtę cynfolii rzucającą magnezjowe światło. Zawołałem domowników z sąsiedniego pokoju, ale nikt się nie ruszył i zjawisko znikło.

Nasiąkłem owymi fenomenami – przez to, że były tak uporczywe – niczym nalewka zapachem suszonych śliwek. Zdawało mi się, że te złudzenia, bądź półsny, dają legitymację, abym bez wstydu rozmyślał i mówił o sprawach UFO. W tym miejscu chciałbym przedstawić pewną ciekawostkę. W czasach studenckich kupiłem książkę Michaela Hesemanna zatytułowaną „UFO – dowody”. W środku znalazłem niewyraźne fotografie przedstawiające makietę lądownika księżycowego, którą w latach 70. zbudowali polscy rekwizytorzy na potrzeby filmu Andrzeja Żuławskiego „Na srebrnym globie”. Sceny księżycowe częściowo kręcono w górach Kaukazu. Zdjęcia owej makiety opatrzono następującym komentarzem:

Ta rzecz na Kaukazie

[…] W maju 1983 r. małżeństwo zbierające grzyby spaceruje po górach Stołowaja, nad kaukaskim miastem Ordzhonikidze (region Kabardino-Bałkarskaja) odkrywa obiekt o wysokości i szerokości ok. 8 m. Konstrukcja do połowy szklana, druga połowa z metalu, stojąca na czterech teleskopowych nogach. […] Małżeństwo robi parę zdjęć swoim aparatem. Z wahaniem mężczyzna wspina się na rampę, zatrzymuje przed ogromnymi, rozsuwanymi drzwiami. Zagląda do środka dziwnego, obcego pojazdu. Pod kopułą, przez którą przenika światło dzienne znajduje się ogromny fotel pilota, dwa razy większy niż dla człowieka, przeznaczony dla 3—4 metrowego olbrzyma. […] W mieście małżonkowie wywołują zdjęcia, pokazują je przyjaciołom. Historia ta rozchodzi się lotem błyskawicy. Miejscowe wojsko zamyka dostęp do miejsca znalezienia pojazdu. Po dwóch dniach, transportery pokonują niedostępny górski płaskowyż i obiekt zostaje załadowany i odtransportowany. […] Dopiero po zabezpieczeniu obiektu naukowcy rosyjskiego lotnictwa zauważyli, że napęd statku kosmicznego najwyraźniej był włączony, obiekt promieniował. Za źródło napędu uznano „promienie Neutrino”. Stwierdzono, że dla ludzi jest rzeczą niebezpieczną przebywanie dłużej niż godzinę w pobliżu statku. Zbieracz grzybów i jego żona zmarli 2 lata temu na raka, prawdopodobnie wskutek napromieniowania.

Z początku chciałem kontynuować swoją opowieść w tym duchu i może dwa, trzy odcinki poświęcić wyłącznie problematyce UFO. Zaręczam, nie drgnęłaby mi ręka, bo umowę podpisałem na kilka felietonów naprzód. Ale zmieniłem zamiar. I tylko poszedłem do parku, aby tam kontynuować swoje rozmyślania.

Po długiej zimie, spędzonej przeważnie na monotonnej pracy, było mi trudno swobodnie wmieszać się w hałaśliwy i różnobarwny tłum, który przetaczał się po parku w pierwszą ciepłą niedzielę tego roku. Były tam młode małżeństwa, chorobliwi jakby studenci, menele rozkładający na ławkach swój dobytek i szczepione ze sobą starowiny. Słyszałem, jak mamroczą do siebie, „…ale żeby tak zabić żywe stworzenie…” lub  „…to jest żywy człowiek, to nie jest maszyna, nie można go tak przeorganizować, zorganizować…”. Jakiś gruby chłopiec, okaz zdrowia, szedł pod rękę z siostrą, bardzo do niego podobną. „Ci to na pewno nie mają halucynacji”, pomyślałem i zaraz zrobiło mi się przykro, że może te dzieci też są nadwrażliwe i tylko źle je oceniam po zadowolonych minach. Usiadłem w naturalnej altanie ze splecionych, bezlistnych jeszcze gałęzi głogu. Zima wycofała się zupełnie i tylko gdzieniegdzie na parkowym stawie zalegał lód, chętnie wykorzystywany przez wodne ptaki. Zobaczyłem potężną dziewczynę z pieskiem. Chyba wydawało jej się, że lata lecą, a ona nie znalazła jeszcze odpowiedniego partnera i z przyzwyczajenia taksowała wszystkich wzrokiem. Prawdopodobnie szybko zobaczyła rankę na moim nosie – wcześniej uderzyłem się, przestawiając meble – pomyślała, że jestem menelem i odwróciła głowę.

Rozmyślając, zupełnie nie czułem upływającego czasu, a minęła może godzina i zrobiło się chłodno. Czyżbym tak długo siedział w głogowej altanie? Wracałem wzdłuż częściowo zamarzniętego kanału. Dwaj chłopcy usiłowali wyciągnąć płynącą po wodzie piłkę. Ponieważ piłka płynęła w moją stronę, obawiałem się, że za chwilę będę musiał pomagać ją wyciągać. W tej chwili usłyszałem: „Proszę pana, czy może pan nam podać piłkę?”. Pomyślałem, że piłka jest na środku kanału, więc ta prośba jest nieco bezczelna, ale powiedziałem tylko: „Piłka jest za daleko, poza tym zaraz zatrzyma się na lodzie”. I rzeczywiście piłka zatrzymała się, a ja poszedłem dalej.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)