Łatwe granice
Simon Rankin / Flickr Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic

Łatwe granice

Marcin Gokieli

Marcin Poręba z upodobaniem wchodzi w filozoficzne problemy, które biorą się z naiwnego zapatrzenia w świat. Tę naiwność przekłada na myśl, a dzielny czytelnik może podziwiać widoki, jakie rozciągają się w tych rzadko odwiedzanych okolicach

Jeszcze 4 minuty czytania

Filozofia ma opinię dziedziny niełatwej: ponoć bez znajomości greki, niemieckiego, francuskiego, angielskiego nie uszczkniemy nawet kęsa mądrości prawdziwie filozoficznej, nieodzowna będzie też gruntowna znajomość historii, matematyki, logiki i literatury.  Pytanie, dlaczego akurat filozofia miałaby być traktowana z taką pieczołowitością. Czy kompozytor może nie znać dzieł Bacha? Na pewno nie, chyba że mowa o Mozarcie i Beethovenie, dla których był on co najwyżej postacią marginalną (aż do czasu ponownego odkrycia przez Mendelssohna). A jak wielkim ograniczeniem jest nieznajomość dorobku rytmiczno-melodycznego czy wykonawczego muzyki Iranu? Z dość oczywistych względów klasycy nie mieli w tej kwestii żadnego rozeznania. Podobnie Kant, np. dzieła Hume'a, którego uznawał za najważniejszego ze swych poprzedników, znał raczej pobieżnie i z wysokiej jakości przekładów niemieckich. Wiele wybitnych jednostek miało w swej dziedzinie kompetencje tyleż wyjątkowe, co, powiedzmy, nieortodoksyjne. Skąd zatem bierze się poczucie, że filozofowanie jest czymś trudniejszym i mniej dostępnym niż na przykład słuchanie i tworzenie muzyki?

Zmierzyć się z podobnymi pytaniami pomaga niedawno wydana książka Marcina Poręby „Granice względności. Opis metafizyczny”: lektura tyleż rozjaśniająca, co irytująca; tyleż erudycyjna, co oryginalna. Autor stara się odpowiedzieć na kluczowe pytania metafizyki, wejść w samo centrum filozoficznej refleksji, a przy tym nie podporządkowuje się żadnemu zadanemu schematowi szkół czy tradycji. Nie tyle stara się spełnić wyśrubowane normy metodologiczne, ile wykorzystuje swoje mocne punkty do stworzenia przekonującej panoramy. Czytelnik odnosi wrażenie, że jest świadkiem procesu banalnie w swej istocie prostego: autor po prostu stawia problemy, a następnie je rozwiązuje. Poręba prowadzi czytelnika krok po kroku przez dziwaczną plątaninę faktów, (mniej i bardziej) popularnych odpowiedzi, twierdzeń tyleż znanych, co nierozumianych (jak choćby teorie względności czy twierdzenia Gödla), rozważań filozofów klasycznych (Kant, Wittgenstein), a także bardziej współczesnych (Kripke, Goodman, Zabłudowski). Ta wędrówka nie ma wyłącznie charakteru turystycznego; wręcz przeciwnie, ma doprowadzić do odpowiedzi na pytanie, czy istnieją rzeczy bądź zjawiska obiektywne, niezależne od naszych pojęć, teorii i wyobrażeń. Czy istnieje coś poza naszymi własnymi schematami; czy istnieje oparcie, które nie jest naszym wytworem?

Marcin Poręba, „Granice względności.
Opis metafizyczny”
. WN PWN, 308 stron,
w księgarniach od maja 2014
Dla treningu zastanówmy się nad deszczem. Faktycznie wiemy, kiedy pada, a kiedy nie pada, to nie jest kwestia naszych wizji czy wyborów. A jednak można wysunąć tu wiele zastrzeżeń. Pomijając nawet oczywisty fakt, że stwierdzenia typu „pada” są relatywne wobec znaczeń naszych słów, musimy zauważyć, że pojęcie deszczu wyodrębnia dobrze nam znane zjawisko na podstawie potrzeb kulturowych, osobistych i społecznych. „Deszcz” to nie każda forma wilgoci w powietrzu, ale choć trudno pewnie byłoby go zdefiniować, umiemy go rozpoznawać bez problemu. Dzieje się tak zapewne dlatego, że to my stworzyliśmy to pojęcie i używamy go tak, by odpowiadało naszym potrzebom, nawykom, zdolnościom. Oczywiste, prawda? Musimy wobec tego przyznać, że deszcz nie jest czymś niezależnym od naszych schematów i pojęć, że jest czymś, co sami stworzyliśmy.

Porzućmy zresztą pokusę rozstrzygnięcia, czy obiektywny jest deszcz, czy może wilgotność powietrza, wyłącznie O2 i H2O. Zastanówmy się raczej, jak wygląda struktura rozwiązań tego typu problemów i na czym polega rozstrzyganie takich kwestii. Otóż przyjęcie jakiegokolwiek rozstrzygnięcia wiąże się z podjęciem wielu innych, pokrewnych wątków. Czy konwencje językowe różnią się tak bardzo od pozostałych, że możemy taktować je po prostu jako oddzielne zagadnienie? Czy natura pojęć leży w ich odpowiedniości z rzeczywistością, czy raczej w wypełnianiu zadań, jakie stawiamy przed nimi jako dzielne użytkowniczki świata? Czy w ogóle jest sens mówić o naturze pojęć – być może możemy wyłącznie katalogować sposób ich stosowania? Czy da się mówić o prostej rzeczywistości naszego doświadczenia, w jakim stopniu należy uwzględniać wnioski nauk, takich jak choćby fizyka ze swymi teoriami względności?

Jeden problem filozoficzny prowadzi do wielu innych, tworząc sieć, z której nie ma żadnego oczywistego wyjścia. I właśnie ta sytuacja leży u źródeł przekonania o nierealnych, mówiąc najkrócej, wymogach, jakie spełnić musi adept filozofii. Faktycznie, filozof musi podjąć pewne decyzje: nie uda mu się zgłębić wszystkich zagadnień do końca, pewne kwestie z natury zostaną nierozstrzygnięte, wątpliwe, rozstrzygnięte błędnie czy wręcz źle postawione. Tyle tylko, że tego typu problemy nie są jego wyłączną dziedziną: styka się z nimi każdy twórca, autorka czy badacz. Nie ma z góry określonych przepisów, jak daleko sięgać powinno eksperymentalne sprawdzanie teorii naukowej i jakie odchylenia od oczekiwanych wyników uznać należy za problem; brak przepisów, jak wiele z ostatecznego efektu kompozycji należy pozostawić wykonawcy, ile ma spocząć na melodii, ile na precyzyjnej (bądź nie) aranżacji i instrumentacji. Każdy podejmuje pewne decyzje i decyduje o zamknięciu pewnego etapu: opublikowaniu wyników badań naukowych, rozważań filozoficznych czy zakończeniu pracy nad kompozycją. Nie jest więc tak, że dzieło filozoficzne wymaga kompetencji nieskończonych – a w każdym razie nie bardziej niż jakakolwiek inna, ambitna i twórcza działalność. Wręcz przeciwnie, filozof dysponuje niespotykanym polem swobody: może nie tylko wybrać problem, jaki go interesuje, i  konsekwencje, jakie będzie rozpatrywać, ale też decydować o sojuszach: oprzeć się na wynikach jednych, sprzeciwiać się innym. Jak w wielu innych dziedzinach, tak i w filozofii dobra kompania wojenna da marny skutek bez odpowiedniej dyplomacji.

Jeśli spojrzeć na książkę Poręby od strony strategicznej, problematyka koncentruje się wokół wspomnianej kwestii przeciwstawienia względne/absolutne. Wychodzi od ogólnej analizy tego rozróżnienia, by w kolejnych rozdziałach przejść kolejno do zagadnień czasoprzestrzeni i prawd ogólnych, matematyki i istoty funkcji, wreszcie – natury umysłu. Główną zaletą tekstu jest chyba to, że autor nie boi się stawiać pytań podstawowych, nie unika najbardziej radykalnych konsekwencji i problemów. Weźmy na przykład zdanie „Na najdalszej od Ziemi planecie wszechświata jest życie”. Wydaje się, że jest to dobrze sformułowane, precyzyjne twierdzenie, że jedyny problem, jaki się z nim wiąże, to fakt, że dość trudno byłoby sprawdzić, czy aby jest ono prawdziwe. Poręba każe nam się zastanowić jednak nad paradoksami takiej sytuacji: uważamy, że zdanie takie jest prawdziwe bądź fałszywe – w zależności od tego, jak wygląda sytuacja na tym odległym ciele niebieskim. Zauważmy jednak, jakakolwiek informacja z tak odległego obiektu będzie do nas docierać zapewne tysiące (?) lat (świetne zadanie na letnie wieczory: patrzeć w niebo i zastanawiać się, których z tych gwiazd w tej chwili już tak naprawdę nie ma; które z nich znikły, zanim ich światło dotarło na naszą prześliczną planetę). Jak możliwe jest, by jakaś cecha naszych bieżących wypowiedzi – dźwięków, jakie wypowiadamy, czy znaków na papierze – była zależna od czegoś, co znajduje się poza wpływem jakichkolwiek oddziaływań? Poręba z upodobaniem wchodzi w problemy, które biorą się z naiwnego zapatrzenia w świat. Tę naiwność przekłada na myśl i rozwija, a dzielny czytelnik może podziwiać widoki, jakie rozciągają się w tych rzadko odwiedzanych okolicach.

Konkurs na esej filozoficzny

Do 30 kwietnia można przesyłać eseje na konkurs organizowany przez Fundację na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi. Temat III edycji brzmi: „Życie i śmierć sztuki”, a eseje powinny traktować o statusie, rozwoju i współczesnej sytuacji sztuk. Do 30 sierpnia jury ogłosi nazwiska 5 finalistów. Ostateczne rozstrzygnięcie nastąpi w październiku 2015 roku. Laureat otrzyma 50 tys. złotych i nagrodę rzeczową, a jego praca zostanie opublikowana w postaci osobnej książki.

Taka strategia wymusza odpowiednią dyplomację, odpowiednie sojusze. Na niewiele zdają się technicznie dopracowane rozważania współczesnych specjalistów od technikaliów naturalizmu czy postfenomenologii. Dużo za to niekonwencjonalnych odwołań do tekstów  naukowców czy matematyków, jak Einstein i Gödel. Poręba potrafi zestawić wyniki ich refleksji z tezami filozofów (Leibniz, Kant, Wittgenstein, Kripke, Zabłudowski – czytelnik cały czas jest zmuszony do konfrontacji podstaw własnych przekonań, rozważań naukowców i tez filozofów).

Co oczywiście nie znaczy, że pracy Poręby nie da się umieścić w perspektywie współczesnej filozofii: mamy tu do czynienia z próbą zrekonstruowania bezpośredniego związku pomiędzy epistemologią – nauką o tym, co możemy wiedzieć – z metafizyką – czyli nauką o tym, co jest. Na początku XX wieku wywodzenie ogólnych wniosków na temat struktury rzeczywistości z ograniczeń naszego poznania było na porządku dziennym. I tak behawioryści twierdzili na przykład, że skoro nigdy nie widzimy stanów umysłu, a tylko zachowania, to tak naprawdę „stany ducha” nie istnieją, a nasze opisy wzruszeń, emocji i zamiarów są tylko skrótami opisów zachowania. Na podobnej zasadzie argumentowano, że nie istnieją wartości moralne, a jedynie osobiste oceny poszczególnych osób; że nie ma przedmiotów matematyki, a jedynie zbiory twierdzeń wyjściowych i zasad dowodzenia.

Intensywna praca nad tymi zagadnieniami doprowadziła do tego, że w drugiej połowie XX wieku ta perspektywa została nieomal w całości odrzucona. Kurt Gödel udowodnił, że nie da się sprowadzić prawdziwości twierdzeń matematycznych do reguł przekształcania aksjomatów. O dziwo, niemal równie przekonujący argument odnaleziono w dziedzinie etyki: jeśli nasze oceny moralne mają nie być niczym innym, jak okrzykami zadowolenia czy niechęci, to jak wytłumaczyć fakt, że możemy przeprowadzać wnioskowania z ich udziałem („Skoro zniszczenie tamy doprowadziło do zalania kopalni, to osoby za to odpowiedzialne są mordercami”)? Kwestia umysłu z kolei została całkowicie przemeblowana wraz z pojawieniem się komputerów. Zyskano model urządzenia, które jest w stanie kierować się stanami wewnętrznymi, przetwarzać dane. Wkrótce modele komputerowe zostały przeniesione do psychologii i językoznawstwa, a sprawa widzenia duszy poszła w zapomnienie. Zaczęło dominować przekonanie, że wprowadzanie odgórnych, mocnych ograniczeń na możliwość poznania jest bezsensowne: musiałyby one wynikać z ograniczeń organizmów ludzkich, więc ich charakterystyka zakładała znaczny stopień wiedzy.

Poręba nie waha się zakwestionować tego nowego status quo: jego próba opiera się na uznaniu, że filozofia musi badać ograniczenia poznawcze, że to one właśnie są niejako śladem do określenia naszego położenia w relatywistycznym świecie. Autor „Granic względności” nie tyle jednak każe wracać do dawnych stanowisk, ile buduje nową perspektywę patrzenia na te problemy.

Czy jest ona do utrzymania, to rzecz wysoce wątpliwa: plan jest skrajnie ambitny i jego realizacja nie będzie ograniczać się do tej jednej pracy (która stanowi zresztą trzecią dużą książkę w dorobku Poręby). Autor w kluczowych momentach wykorzystuje argumenty (np. znany wątek Wittgensteinowskiej analizy reguł), które miały służyć do rozbicia tradycyjnej perspektywy fundamentalizmu filozoficznego, do wskazania, że nie da się myśleć o naturze ludzkiej bez przyjęcia, że jest ona czymś złożonym. Ochoczo akceptuje najbardziej, wydawałoby się, skrajne interpretacje tych rozumowań, by wykazać, że tradycyjne rozumienie problemów filozoficznych jest nie do utrzymania. Sęk w tym, że sam przedstawia mocne, pokrewne im propozycje, i nie do końca jednak jasne jest, czy byłyby one w stanie wytrzymać tego typu zarzuty.

Trudno zresztą oprzeć się wrażeniu, że w części pozytywnej autor jest nieco powściągliwy. Z jednej strony stawia bardzo mocne tezy, z drugiej zaś znacznie więcej energii idzie w atak na stanowiska przeciwne niż obronę własnych (i tak na przykład postulowanie specyficznie rozumianego „czucia” zajmuje zaledwie kilka ostatnich stron drugiego rozdziału). Można mieć wręcz wrażenie, że Poręba dąży nie tyle do zbudowania określonego systemu, ile raczej do oznaczenia punktów, wokół których można by toczyć dalsze rozważania: do zbudowania swoistego systemu problemów, który będzie można dalej eksplorować. „Granice względności” to nie jest książka trudna w tym sensie, by nie dało się jej zrozumieć bez głębokiej, specjalistycznej wiedzy. Zakłada raczej zainteresowanie tematem (dość jednak, trzeba dodać, abstrakcyjnym!) niż określony zestaw informacji. Największą groźbą dla filozofii jest tendencja do dławienia się własnym ogonem: nieustannego przetwarzania tworów klasyków dawnych i współczesnych i zamykania się w samozadowoleniu z własnych rozwiązań. Nie jest to wcale cecha wyjątkowa: podobne zjawisko pełnej samozadowolenia izolacji możemy odnaleźć choćby na współczesnej scenie jazzowej, na której doskonale wykształceni, pomysłowi i utalentowani muzycy ograniczają się do modulacji zadanych konwencji, tematów i stylistyk. Analogiczną diagnozę postawić też można wielu filmom europejskim: dobrze zrobionym, ciekawym intelektualnie i nieodmiennie takim samym. Dalsze przykłady można, niestety, mnożyć. 

Filozofia nawiązuje do różnych dziedzin wiedzy, ale nie oznacza to wcale, że koniecznie trzeba trzymać się wytyczonego kanonu czy norm. Mówi się, że filozof nie boi się zadać żadnego pytania, że każda kwestia jest dla niego godna uwagi. Mamy więc do czynienia z istotą zasadniczo kontrkulturową, która ignoruje dobre obyczaje wątpliwości i uzasadnień. Obecny świat nie zasłużył jeszcze na to, by takiej działalności zakazać.

Cykl tekstów filozoficznych „Rzeczy i myśli” powstaje we współpracy z Fundacją na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi w ramach projektu finansowanego ze środków Fundacji PZU.
W ramach cyklu, co kilka miesięcy, będziemy też zamieszczać listę filozoficznych nowości wydawniczych z krótkimi omówieniami. Prosimy o nadsyłanie książek na adres redakcji. Pierwszy tekst powstanie na podstawie książek nadesłanych do końca kwietnia.






Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.