Fala z betonu
Ukryte Zalety Systemu na dachu MWW, fot. Paweł Starzec

12 minut czytania

/ Muzyka

Fala z betonu

Paweł Starzec

Od kilku lat we Wrocławiu funkcjonuje unikatowa, żywa i pulsująca scena muzyczna, której sława wyszła daleko poza granice tego miasta. Jak wygląda oddolna punkowa kultura w Europejskiej Stolicy Kultury?

Jeszcze 3 minuty czytania

Gdyby to był film, kamera ruszałaby gdzieś z dachów kamienic okalających wrocławski rynek, przez Odrę, snując się nad brukowanymi ulicami Nadodrza. Oddalona jakieś 15 minut spacerem od ścisłego centrum dzielnica jeszcze kilkanaście lat temu była kulturalną pustynią. Miasto bez żalu przekazało wtedy squattersom starą szwalnię, w której zainstalował się Fridom. Centrum Reanimacji Kultury to następca tego miejsca. Funkcjonujące oddolnie i wywodzące się z ruchu anarchistycznego centrum znajduje się w pozycji, którą Jakub Majchrzak, jeden ze współodpowiedzialnych za jego działania, określił jako „stan zawieszenia między profesjonalizacją działań a możliwością dalszego robienia pieczątek z ziemniaka do odbicia na plakacie”.

To, co wydaje się kluczowe przy analizowaniu zjawisk takich jak wrocławska scena alternatywna skupiona wokół CRK, to sinusoidalne powroty do stanu twórczego wrzenia. Simon Reynolds w „Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz” określa je jako element typowy dla wszystkich postpunkowych scen. Naprzemienne okresu kryzysu oraz rozwoju twórczego mają większe znaczenie niż określona, w wypadku książki Reynoldsa nowofalowa, estetyka.

Początek opisywanych zjawisk to rok 2008, ale Wrocław ma długą tradycję muzyki alternatywnej. W latach 80. wrocławska scena była nieustającym eksperymentem, czerpiącym garściami z nowej fali czy postpunka. Dobrze przedstawiła to zjawisko wystawa w Zachęcie „Dzikie pola”, skupiając się nawet nie na muzycznej jakości grup z tamtych czasów (od Sedesu przez Miki Mausoleum po Klausa Mitffocha czy Kormorany), a raczej na mitycznych koncertach w dzikich przestrzeniach – legendach o komunie Raj na Oławskiej, o koncertach Kormoranów w wieżach ciśnień, basenach czy kanale technicznym pod lustrem Odry. Wrocław nieprzerwanie stanowi jasny punkt na mapie squaterskich ośrodków. Wczesne lata 90. to odrodzenie prostolinijnego punka, z kapelami takimi jak Stan Oskarżenia czy Działon Punk. Przełom tysiącleci to z kolei squat Rejon69 i pierwsze festiwale Punx Piknik, założenie Wagenburga (osiedla przyczep kolejowych) i koncerty na opuszczonej scenie na Wyspie Opatowickiej. Zbiega się to w czasie z czarną jak smoła falą crust-punku, reprezentowaną przez zespół Infekcja, powiązaną zresztą personalnie z raczkującym wtedy CRK.

Scena CRK nie wzięła się więc znikąd. Współtworzący ją ludzie grali w wielu innych projektach. Bracia Jakub i Bartosz Majchrzakowie (później w zespole Kurws) grali jako noiserockowa Kromka. Ten pierwszy współtworzył jeszcze kilka projektów: Mikroflota, Dysydent czy Sectzion Breslau – a obecnie jest basistą Kurws. Kolejny z późniejszych założycieli Kurws, Dawid Bargenda, grał na wszystkim poza perkusją w noiserockowym Kill Your Television. Hubert Kostkiewicz, gitarzysta Kurwsów, grał w anarchorapowym Polaroid Android. W  prowadzonej przez muzyków Krwi z Kontaktu galerii G23 czy radiu Sitka udzielało się kilka istotnych postaci.

Innym znakiem charakterystycznym tej sceny były cykle imprez: działania z muzyką harsh noise/power electronics pod kuratelą Adama Hansa Moryca, coroczny Industrial Festival. Pierwsze kroki stawiał tu też label Oficyna Biedota (dziś BDTA) czy projekty Lubomira Grzelaka (Lutto Lento) z Sangoplasmo, takie jak by?em kobieta records i Quodlibet64. W którymś momencie zorganizowane zostaje Merznacht, zbiorowy odsłuch pełnej dyskografii legendy noise’u Merzbowa (niedawno wystąpił na Warszawskiej Jesieni). W trakcie wymiękli nawet organizatorzy.

Miejsca. Nadodrze-Kleczków-Ołbin

Siatka topograficzna miejsc potrzebnych do opowiedzenia tej historii obejmuje, z niewielkimi wyjątkami, dzielnicę Nadodrze i jej osiedla.

Jagiellończyka 10c/d, dawna szwalnia, od piętnastu lat rekultywowana przez aktywistów wywodzących się ze sceny punkowej zgodnie z etosem DIY. Miejsce centralne, osiowe, kręgosłup. W piwnicy salka prób. W momencie założenia Kurws, 2/3 z muzyków ma z domu na próbę odległość z drugiego piętra do piwnicy. Po drugiej stronie podwórka siedziby mają radio Sitka i galeria G23. Transformacja formuły i dwuletni remont CRK stanowią punkt zapalny dla masy wydarzeń i cyklu działań opisanych jako „CRK na gigancie”. Pierwsze kroki bezdomna scena kieruje do Galerii U na Jedności Narodowej (obecnie: dziura pod nową zabudowę), by potem na stałe zawitać do Falanstera (św. Antoniego), z czasem przeobrażającego się w Drugą Falę. Kawiarnia i księgarnia, a czasem scena koncertowa –­ to ostatnie z zegarkiem w ręku, wszystkie koncerty muszą kończyć się równo z ciszą nocną. A na widowni brakuje miejsca dla wszystkich chętnych.

Dziura w getcie

Kiedy pierwszy raz widziałem Kurws na żywo na partyzanckim koncercie na trawniku IX liceum, brzmieli jak amalgamat surf rocka i punku, w surowym amerykańskim stylu, kojarzącym się z Ty Segallem czy Fuzz. Grali instrumentalnie, a po okresie poszukiwania wokalisty została pamiątka z pierwszych sesji demo. Pierwszemu rozpoznawanemu kawałkowi Kurws, „Nie mam czasu”, towarzyszą improwizowany angielski wokal i klawisze.

Po początkowym okresie Kurws kierują się w stronę punk jazzu i brudnego, dysonansowego funka. Pełni erudycji i doskonale osłuchani, jednocześnie bezpretensjonalni. Na debiutanckim koncercie z saksofonistą Krzysztofem Tokarskim atrakcję stanowili atleci z Siłowni CRK wykonujący na scenie pompki i skłony. Pierwsza płyta, „Dziura w gettcie”, to świadomy krok poza punkowy punkt odniesienia. Płyta jest wypełniona aluzjami, zarówno do postpunkowych pionierów, jak i do lokalnego krajobrazu. 

Kurws zaczynają być popularni, skład powiększa się o klarnet basowy Wojciecha Bajdy i zaczyna pracę nad nowym materiałem. Pamiątką po tym okresie jest utwór „Ucieczka od wolności”, który wychodzi na splicie z Agathocles. Chwilę później następuje wymiana sekcji dętej, saksofonistą Kurws zostaje korespondencyjnie szwedzki łącznik, Oskar Carls. Nowe utwory grane na koncertach są zdecydowanie mniej żartobliwe i dużo mocniej dryfują w stronę rozimprowizowanych konstrukcji, opartych na zwartych rytmicznych podstawach.

Kurws/fot. Paweł StarzecKurws/fot. Paweł Starzec

Drugę płytę, „Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu”, Kurws nagrywają w piątkę, z Oskarem Carlsem na saksofonie i Piotrem Zabrodzkim na klawiszach. Jest ciężko, tanecznie jakby tylko przez przypadek. Całość zaczyna swobodnie mutować. Mowa choćby o grupie Pustostany, w której gra Piotr Zabrodzki z Kurws. Materiał Pustostanów zostaje wydany na kasecie w Oficynie Biedota. Kończy się czas, w którym Kurws funkcjonują jako ewenement na lokalnej scenie, a cały pierwszy szereg z ich koncertów zaczyna wchodzić w interakcje, projekty poboczne i zakładać własne zespoły.

Norymberga i Ukryte Zalety Systemu

Korzenie grupy Norymberga sięgają 2005 roku do pochodzącego z dolnośląskiego Lubina noisecore'owego. Zostało po niej jedno nagranie koncertowe ze squatu na Kromera i szeptany status legendy na lokalnej scenie. Po Bonito nastał czas grupy Żmigród (w składzie m.in. muzycy Kurws). Sama grupa Norymberga debiutowała na urodzinach Galerii U, wzbudzając zainteresowanie większe niż elektroakustyczny występ „gwiazd”, zespołu Kurws. Zespół w trakcie czterech miesięcy istnienia zagrał zaledwie pięć koncertów w bardzo krótkim odstępie czasu, ale to trwające kilka miesięcy przesilenie jest momentem, kiedy powstaje jako taka wrocławska współczesna scena związana z CRK. Takim występem był choćby koncert na dachu Muzeum Współczesnego Wrocław. Granie oparte na rzężących sprzężeniach dwóch gitar i charczącym basie, marszowym rytmie i wokalach krzyczanych tak, że stanowiły właściwie kolejną instrumentalną magmę. Te kilka miesięcy istnienia zespołu owocuje wydaną w BDTA kasetą, a sama Norymberga rozpada się. Wszyscy muzycy zespołu zakładają kolejne grupy.

Norymberga/fot. Paweł StarzecNorymberga/fot. Paweł Starzec

Ostatni koncert Norymbergi był też scenicznym debiutem Ukrytych Zalet Systemu. Obie grupy łączy zresztą osoba Karola Morawskiego, śpiewającego gitarzysty i basisty. Inspiracje UZS są dość czytelne. Potężny bas, elektryczny werbel i szklące się strzały z gitary budzą mocne skojarzenia z Gang of Four czy Abwarts. Skandowany na dwa głosy wokal, celne i niepozostawiające złudzeń teksty, bez zbędnego odwoływania się w tej warstwie do obowiązkowych elementów lat triumfu takiej estetyki. Ale postpunk to dla UZS nie tylko źródło inspiracji muzycznych, ale także ideowy korzeń. Na płycie, wydanej nakładem Anteny Krzyku, pojawia się kilka typowych dla tej sceny nawiązań do lokalnego kolorytu: w „Czasie wypłaty” fragment z Zygmunta Baumana, z nałożonym nagraniem z awantury na jego wykładzie na Uniwersytecie Wrocławskim (prelekcję Baumana zakłócili wrocławscy narodowcy). UZS czerpią to, co najlepsze ze scen w Anglii czy USA lat 80.: ciągła rekonfiguracja, działanie eksperymentalne, elementy innych dziedzin sztuki, autorskie projekty na zewnątrz zespołu. Wszystko to jednak pozostaje w obrębie tego samego, związanego ze sobą środowiska.

Kolejny skład, o którym było głośno jeszcze przed pierwszym koncertem, bardzo długo nie miał nawet nazwy. Z Norymbergą łączył go wokal Pawła Malinowskiego, z UZS chłodna estetyka. Plotki opowiadały o skomplikowanych rytmicznie meandrach perkusji i bezprogowego basu, plamach klawiszy i wokalach tonących w ścianie pogłosów. Pierwszy koncert odbył się w Święto Zmarłych, a pierwszy utwór zawierał cytat z „Rysopisu” Skolimowskiego: „Chce wszystko naprawić / i poprawia krawat”. Estetyka, okrzyknięta z marszu mianem beton wave, jest faktycznie zimna, zdehumanizowana i mechaniczna. Damska sekcja rytmiczna – Marta Kozłowska i Anna Wójtowicz – stawia mocny zręb dla rozbitych efektami wokali, gdzieniegdzie wzbogacanych przez pojedynczy akcent klawiszy bez jakichkolwiek ornamentów. Muzyka Różewia jest jednocześnie zagmatwana i ciężka. To relacja z brutalistycznego osiedla, na które nigdy nie dociera światło. Nic dziwnego, że zespół zakończył działalność w tym kształcie jeszcze szybciej niż Norymberga. Udało mu się jednak nagrać debiutancki materiał, który niedługo zostanie wydany.

W trakcie prac nad tym tekstem zadebiutowały scenicznie dwa kolejne zespoły związane ze sceną Salki CRK. Barłóg – dwie śpiewające perkusistki i gitarzysta, gdzieś pomiędzy środkowym The Ex a krajową sceną schyłku lat 80., i Przepych – duet Kuby Majchrzaka (Kurws, Norymberga) i Łukasza Platy (UZS) – w zamyśle niekoncertowy, operujący szerokim wachlarzem zabiegów studyjnych, pętlami i brzmiący jak pełną gębą This Heat. Po garści innych zespołów – Margaret Thatcher, Róża Luks, Zrobię To Sobie – współtworzących tę scenę i nieistniejących obecnie – zostały pojedyncze nagrania, które wejdą w skład planowanej, prezentującej przekrój przez lokalną scenę, kompilacji. Krajobraz Wrocławia oglądany z perspektywy piwnic i scen małych klubów w pewnym sensie nie jest ewenementem. Historia o zwartych, lokalnych działaniach jest powtarzalna w różnych miejscach na świecie. Kurws, odgrywający w tym wypadku rolę pionierów, od samego początku identyfikowali się z hasłem „Ideas, not aesthetics”. Dosyć celnie oddaje ono ducha tej sceny. Niekoniecznie anarchistycznego w przekonaniach, ale z pewnością oddolnego w metodach działania. Kapele związane z tą sceną wydały na razie pięć płyt i singiel, od dawna w planach jest też składanka premierowego materiału, na potrzeby której reaktywują się zespoły, po których nie zostały nagrania. Prace trwają. Awangarda wywodząca swoje korzenie z mikroskopijnej sali prób, w której sukcesem było nie uderzyć głową o strop, żyje i na całe szczęście ma się dobrze.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.