Poza niesamowitą Słowiańszczyznę
XIV-wieczny manuskrypt brytyjski, źródło: profil Księżyca na FB

7 minut czytania

/ Muzyka

Poza niesamowitą Słowiańszczyznę

Olga Drenda

Jeden z najoryginalniejszych polskich zespołów lat 90. nie tyle zmienił brzmienie, co zmodyfikował jego temperaturę. Dzisiaj uchyla drzwi do kameralnego, surrealistycznego teatru, a nie omszałe wrota zabytkowego grobowca

Jeszcze 2 minuty czytania

Księżyc, wraz z innymi artystami skupionymi wokół oficyny Obuh, w latach 90. współtworzył bardzo osobny i – zaryzykujmy – specyficznie polski nurt w muzyce. W swoim czasie pozostawał on nierozpoznany (za jedyny krajowy gatunek uchodził yass). Psychodelia łączyła się w nim z postindustrialem, surową muzyką etniczną i kolorytem kresowej tajemniczości. Powstało zjawisko, który Wojcek Czern, założyciel Obuha, nazywał „muzyką podwodną”. Brzmienie Za Siódmą Górą, Rongwrong, Psa czy właśnie Księżyca częściowo kontynuowało awangardowe poszukiwania rozpoczęte w Polsce gdzieś pod koniec lat 80. (nieprzypadkowo to oficyna z Rogalowa publikowała nagrania legendarnego Atmana), a częściowo współgrało z ówczesnym globalnym duchem czasu, w którym rozgościł się „apokaliptyczny folk” spod znaku wytwórni World Serpent. Dzięki bezkompromisowemu outsiderstwu alchemiczne nagrania z Obuha dobrze zniosły próbę czasu. Nie może więc dziwić, że kolekcjonerzy, recenzenci i pasjonaci epoki Discogs.com uczynili z tych niskonakładowych kaset i płyt pożądany artefakt: połowa lat 90. zaczęła jawić się z perspektywy czasu jako najpłodniejszy okres polskiego undergroundu.

Księżyc, najbardziej legendarne spośród wszystkich przedsięwzięć Obuha, wychodził od najsurowszej muzyki źródeł jako projekt właściwie etnomuzykologiczny, skupiony na słowiańskich pieśniach śpiewanych a capella. Tworzyły go wówczas Agata Harz, Katarzyna Smoluk i Olga Nakonieczna. Wraz z poszerzeniem składu o Roberta Nizińskiego, Lechosława Polaka i Remigiusza Mazura-Hanaja brzmienie skierowało się w stronę psychodelii i minimal music – chybotliwych i drżących brzmień z postindustrialnej niszy. Dalekim echem odbijał się tu cały katalog fascynacji, które dla polskiej muzyki niszowej miały wówczas niemałe znaczenie (czemu dawała wyraz, nadając jednocześnie kierunek, ówczesna prasa muzyczna z „Brumem” i „Plastikiem” na czele): środowisko wywodzące się z kręgów Throbbing Gristle, jak Current 93 i Coil, Illusion of Safety, minimalizm Meredith Monk, awangardowy wokalny jazz-folk Ivy Bittovej, do tego doświadczenia muzyków z eksperymentalnym teatrem w duchu Grotowskiego.

Księżyc

Zespół powstał w 1990 roku. Początkowo był wokalną grupą żeńską. Wkrótce rozrósł się do kwintetu. W 1993 roku ukazała się EP-ka „Nów” wydana w małej oficyjnie OBUH Records. W 1996 roku Księżyc wydał na winylu i kasecie swój pierwszy, kilkakrotnie później wznawiany album. W 1997 roku zakończył działalność koncertową, a wznowił ją w 2014 koncertem na festiwalu Unsound.


Wojcek Czern sugerował odległe analogie z Ewą Demarczyk, choć raczej pod względem osobności i awangardowych eksperymentów z formułą piosenki niż stylu. Jednocześnie Księżyc pozostawał zespołem niezmiernie oryginalnym, rozwijającym konsekwentnie własną wizję surrealistycznej ludowości, oszałamiającej, lirycznej i przerażającej zarazem. Kontakt z muzyką grupy miał w sobie coś z doświadczenia odkrycia starych książek z przepowiedniami, wizyt w ciemnych peryferyjnych świątyniach ozdobionych pociemniałymi, półprofesjonalnymi malowidłami, z etnograficznego rekonesansu na wyobrażonej bagiennej wsi. Koncerty w opuszczonych kościołach czy fabrykach jeszcze mocniej podkreślały klimat osobliwego rytuału.

Po latach funkcjonowania jako czarowne widmo (grupa pozostawała w stanie hibernacji, a Agata Harz i Remigiusz Mazur-Hanaj powrócili do pracy z muzyką źródeł), Księżyc od 2014 zdążył kilka razy wystąpić na żywo, m.in. na krakowskim Unsoundzie i z Ivą Bittovą w Warszawie. Natomiast album z 1996 roku doczekał się reedycji w brytyjskim Penultimate Press. Świetnie przyjęte koncerty, które wydawały się z początku epizodycznym wydarzeniem, doprowadziły do faktycznej reaktywacji grupy i oto rok później Penultimate Press zaskoczył słuchaczy wiadomością o „Rabbit Eclipse”. Wydaje się zresztą, że duch czasów znowu sprzyja takiej muzyce, o czym zaświadcza obfitość ciekawych projektów zakorzenionych w folku, muzyce dawnej i polskiej muzyce korzeni (Lautari, Sutari, Olo Walicki Kaszebe, działalność Adama Struga) czy trwające już od kilku lat odkrywanie na nowo starego psychodelicznego folku z Europy i Wysp Brytyjskich.


Nowy album Księżyca wychodzi nieco poza magiczną Słowiańszczyznę. O króliczym motywie zdecydował fakt, że materiał nagrano w warszawskiej Królikarni tego lata (zaćmienie!). Nie ma też bardziej odpowiedniego zwierzęcego totemu dla grupy niż królik, który według dalekowschodniej legendy mieszka na Księżycu, gdzie wytwarza ryżowe ciasteczka. Puchaty zajęczak to istota kojarzona w wielu mitologiach z symboliką nocy, zaświatów, żeńskich bóstw, a z drugiej strony – stworzenie łagodne i niedokuczliwe. Muzyka na „Rabbit Eclipse” jest więc mniej surowa, chtoniczna, nie tak podszyta strachami jak we wczesnych Księżyc, Rabbit Eclipse, Penultimate Press 2015Księżyc, „Rabbit Eclipse”,
Penultimate Press 2015
nagraniach Księżyca. Coś się tu wyraźnie ociepliło; nawet oprawa wizualna pojaśniała i na okładce zamiast starodawnych rycin widnieją urokliwi króliczy akrobaci.

Stare Obuhowe wydawnictwa z lat 90. miały w sobie coś z upiornej baśni czy zakątków dziecięcej wyobraźni karmionej ponurymi klechdami o zakopanych dziewczynkach, topielcach i klątwach. Dzisiaj śpiew Agaty Harz i Katarzyny Smoluk-Moczydłowskiej raczej kołysze, niż jeży włosy na głowie, choć to wciąż kołysanka dla dzieciny, która ssie laleczkę z maku („zawiśnij, a nie utoniesz”, mami łagodny głos). Formuły piosenek-zaklęć są tu zresztą w mniejszości; przeważają nagrania instrumentalne i na tym poziomie dzieje się większość „zabiegów magicznych”, w których folkowe instrumentarium (akordeon, lira korbowa, skrzypce) uzupełniają klawisze, taśmy i rozmaite rekwizyty i obiekty, za których część odpowiada znany z Małych Instrumentów Paweł Romańczuk. Zespół chwilowo zrezygnował z formuły zbioru surrealistycznych historyjek na rzecz rozlewnych, bogatych w detal kompozycji, w których instrumenty „gadają” ze sobą, wdając się w długie, niespieszne, ale pełne zwrotów akcji dialogi. To kontynuacja zainteresowań minimal music czy transowością muzyki etnicznej, chwilami kojarząca się z utworami instrumentalnymi na najpiękniejszym bodaj z albumów Current 93, elegijnym „Sleep Has His House”, a chwilami przypominająca dobitnie, że mamy do czynienia z zespołem polskim – kwaśne, korzenne drony i hipnotyczna psychodelia to ostatnimi czasy krajowa specjalność, żeby przypomnieć tylko Piotra Kurka czy Innercity Ensemble.

Księżyc w pierwszym okresie swojej działalności definiował swój styl jako „muzykę mało nachalną”. „Rabbit Eclipse” ze swoim spokojnym, zrównoważonym, transowym brzmieniem znakomicie wpisuje się w tę formułę. Księżyc nie zmienił swojego brzmienia zasadniczo, zmodyfikował raczej jego temperaturę i je uspokoił; dzisiaj uchyla drzwi do kameralnego, surrealistycznego teatru, a nie omszałe wrota zabytkowego grobowca.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.