Ludzkie, pozaludzkie
fot. Suzy Poling

9 minut czytania

/ Muzyka

Ludzkie, pozaludzkie

Olga Drenda

Holly Herndon jako jedna z niewielu postaci współczesnej muzyki uchwyciła moment, w którym rzeczywistość weszła na transhumanistyczny poziom, a ludzie stali się prawie zrośnięci ze swoimi urządzeniami

Jeszcze 2 minuty czytania

Pamiętam występ Holly Herndon na festiwalu Unsound w 2012 roku w Krakowie: kontrast bardzo żywej, naturalnej, utrzymującej interakcję z publicznością artystki (przeciwieństwo schowanego za monitorem „artysty laptopowego”), i jej przekształconego głosu, brzmiącego chwilami jak pozaludzki duch z maszyny. To był – by posłużyć się tytułem głośnego eseju Donny Haraway z początku lat 90. – prawdziwy „manifest cyborga”. W epoce nieufności wobec nowych technologii, obaw przed inwigilacją i utratą prywatności, entuzjazm i optymizm amerykańskiej artystki jawił się jako śmiała i świeża postawa, jakby przeniesiona z połowy lat 90., z czasów, gdy sceptyczny dzisiaj wobec internetu Douglas Rushkoff podziwiał kalifornijskich freaków przyklejonych do swoich komputerów, których opisał później w „Cyberii – życiu w okopach cybeprzestrzeni”.

Również w rozmowie Herndon – związana z kręgami akademickimi doktorantka Uniwersytetu Stanforda, współpracująca m.in. z Rezą Negarestanim – ujawniała bezpośrednią, radosną fascynację możliwościami, które daje jej komputer. Bliskie interakcje człowiek-maszyna to również i dziś główny temat jej muzycznych zainteresowań – nie chodzi jednak o futurologię ani o cyberpunkowy kostium. Herndon jako jedna z niewielu uchwyciła na bieżąco moment, w którym rzeczywistość niespodziewanie weszła na niemal transhumanistyczny poziom, a my staliśmy się prawie zrośnięci ze swoimi urządzeniami.

Gdy Holly Herndon przygotowywała się do wydania debiutanckiego albumu „Movement”, James Ferraro wydał ważny i mocno dyskutowany album „Far Side Virtual”. W 2012 roku Adam Harper stworzył termin „vaporwave” na określenie współczesnej muzyki elektronicznej czerpiącej z realiów internetu i globalnego kapitalizmu. James Ferraro z sygnałów Skype'a i melodyjek zabijających czas w oczekiwaniu na odbiór telefonu zbudował uśmiechniętą antyutopię, świat zaludniony przez ożywione fotografie ze stocka o demonicznie białych, lśniących zębach. Na „Far Side Virtual” technologiczne sygnały użytkowe są ścieżką dźwiękową piekła galerii handlowych i „coachingu”. W jego muzyce dominował ton ponurej ironii. Ferraro spoglądał z rozczuleniem na epokę Windows 95 i płynące z Doliny Krzemowej obietnice, które musiały pozostać niespełnione.

 


Holly Herndon wolała od początku ukazywać rewers tego świata. Dźwięk wyskakującej w przeglądarce reklamy, pisanie na klawiaturze czy stukanie paznokciem o wyświetlacz smartfona nie są dla niej przezroczyste ani irytujące. To współczesna muzyka konkretna, dźwięk, którego można użyć, za pomocą którego można wyrazić aktualne przeżycia i uczucia. Odgłosy laptopów, smartfonów i tabletów to w końcu audiosfera świata, w którym rozgrywa się jakaś część emocji i doznań ich użytkowników, to nie sfera oderwana od codziennych doświadczeń, a przestrzeń, do której trafiają osobiste dane i intymne wyznania. Herndon dosłownie wkomponowuje własne doświadczenia w swoją muzykę – umożliwia jej to oprogramowanie stworzone przez Mata Dryhursta, muzyka współpracującego z wytwórnią PAN, a prywatnie jej partnera. Program śledzi odwiedzane przez artystkę strony i aplikacje, z których korzystała. Zgromadzone dane stają się następnie częścią kompozycji.

Oprócz komputera, podstawowym narzędziem pracy artystki pozostaje głos. Rezultaty eksperymentów z głosem, szczególnie na nowym albumie, budzą różne skojarzenia. Głos jako główny instrument kojarzy się często z organicznym, surowym śpiewem, o rytualnym czy teatralnym rodowodzie (Meredith Monk, Iva Bittova, Björk). Wytwórnia 4AD, pod szyldem której obecnie wydaje Herndon, słynęła przed laty z poetyckich wyczynów wokalnych Lisy Gerrard czy Liz Fraser. Niezbyt udany eksperyment z przetworzonym śpiewem przydarzył się niedawno skądinąd ciekawej producentce Laurel Halo, którą przez jakiś czas wymieniano z Holly Herndon jednym tchem. To, co wyróżnia Holly Herndon, to minimalna koncentracja na własnej osobie. Choć, jak wspomniałam, część treści jej kompozycji stanowią prywatne dane, można odnieść wrażenie, że w strumieniu informacji skutecznie rozmywa się niebezpieczeństwo nadwyżki ego. Zamiast tego mamy śmiałość, ciekawość, a czasami również wywrotowe poczucie humoru.

„Movement”, pierwszy pełnowymiarowy album Herndon, był bardziej eksperymentalny i mniej przystępny, bardziej poszarpany i połamany, korzystający z bogatej palety odgłosów: przetworzeniu ulegał śpiew, szept, ale też oddech. Spory oddźwięk wzbudził klaustrofobiczny utwór „Breathe”, grający właśnie z oddechem, który w niektórych odbiorcach wzbudził odczucia lęku i uwięzienia. Zlewanie sampli tak, by tworzyły całkiem nową jakość, niekojarzącą się z pierwotnym dźwiękiem, wsłuchiwanie się w szum i terkot komputera, odklejanie głosu od ludzkich właściwości – to zawartość „Movement”, na którym obok eksperymentów znalazły się również przystępniejsze utwory taneczne. To w tym kierunku będzie stopniowo podążać artystka. Wydany w maju 2015 roku album „Platform” ma w sobie więcej melodii o niemal popowym charakterze, a także czystego śpiewu.

Holly Herndon, Platform, 4AD 2015Holly Herndon, Platform”,
4AD 2015
Fragmenty albumu, jak „DAO”, brzmią, świadomie lub nie, jak arie diwy Plavalaguny z „Piątego elementu”. Bardzo ciekawym momentem płyty jest „Lonely at the Top”, utwór unplugged, oparty wyłącznie na głosie. Herndon korzysta w nim z metody ASMR (autonomous sensory meridian response). ASMR to internetowy fenomen – ciesząca się popularnością na YouTube terapia dźwiękami: szeptem, szelestem papieru, rytmicznym postukiwaniem. Szept osoby z głośnika ma wprowadzać w przyjemny stan odprężenia i dostarczać zmysłowych wrażeń. „Jesteś naszym wyjątkowym klientem. Wiem, jak bardzo jesteś zajęty. Tak się cieszę, że znalazłeś chwilę, aby zadbać o siebie”, słyszymy – powolny, troskliwy głos każe się zrelaksować i poczuć się dobrze. To nawiązanie do ironicznych wycieczek w klimacie nurtu vaporwave – artyści tacy jak Transmuteo bawili się konwencją nagrań do autohipnozy i muzyki relaksacyjnej dla znękanych ludzi sukcesu. To jednocześnie wskazanie na ludzki wymiar sieci, w której powstają spontaniczne ruchy samopomocowe, a komputer służy jako interfejs w swobodnej komunikacji międzyludzkiej i zaspokajaniu konkretnych potrzeb emocjonalnych. „Locker Leak”, napisany wspólnie ze Spencerem Longo, zmienia w materię artystyczną treści najbanalniejsze – fragmenty opisów ze sklepów internetowych, reklam i precli (presell pages to strony pisane specjalnie dla wyszukiwarek, majace na celu podnieść pozycje stron internetowych w wynikach Google; zawierające blahe wpisy blogowe lub zbitki slow kluczowych, pozbawionych znaczenia). Rezultat jest osobliwie poetycki: duet Herndon i Longo objawia się jako cyfrowa wersja Mirona Białoszewskiego.


W jednym z wywiadów Holly Herndon wyznała, że zwiększający się obszar ingerencji w prywatność użytkowników sieci podłamał jej optymizm, do tego stopnia, że utwór „Home” nazwała symbolicznym pożegnaniem z urządzeniami, którym nie może ufać już tak bardzo, jak chciałaby. Jednocześnie deklaruje, że wciąż widzi wyzwalający potencjał w technologii. To da się usłyszeć na wszystkich jej dotychczasowych nagraniach: coś bardzo utopijnego, coś, co przywodzi na myśl idealistyczny nurt w muzyce rave. Gdzieś na horyzoncie przewijają się echa The Shamen i ich fascynacja ezoteryką i psychodelicznym poszerzaniem umysłu, chemiczny błogostan „Halcyon+On+On” Orbital, naiwne i czarodziejskie technohippisostwo Opus III, a nawet pierwsze albumy Björk, na których wokalne akrobacje współgrały z elektronicznym szkieletem. To umiarkowana dawka technologicznego optymizmu, która pozwala nie zwariować w ponurej godzinie.

Opowieści o relacji człowieka i maszyny zachęcają do automatycznych, biegunowych skojarzeń sprzed dwóch i więcej dekad: z jednej strony utopia, Jetsonowie, robot-gosposia przynoszący kawę do łóżka, nieśmiertelność dzięki transferowi świadomości do komputera, a z drugiej – dystopia, obawa przed Skynetem i buntem robotów, obcy wszczepiający chipy. Postawa Holly Herndon skutecznie je przełamuje, prezentując technologię oswojoną i uświadamiając, że podczas gdy świat czekał na nową, lepszą przyszłość, ona po prostu sobie nadeszła.  


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.