Dziwnym nie jest!

Dziwnym nie jest!

Olga Drenda

Dwudzieste wydanie przygód Wilqa zawiera misję pokonania rekina, przygodę drużyny superbohaterów broniącej Opola, a także małą podróż w czasie

Jeszcze 2 minuty czytania

Pamiętam pełną niekłamanego zachwytu opowieść mojego kolegi: był świadkiem kilkuminutowej tyrady składającej się właściwie wyłącznie z bluzgów, przy czym żaden z nich się nie powtórzył! Ta anegdotka przyszła mi do głowy podczas lektury jubileuszowego, już dwudziestego zeszytu „Wilqa Superbohatera” braci Minkiewiczów. Z tej okazji dostojny jubilat, bohater tytułowy, na dzień dobry częstuje wiernych czytelników równie imponującą wiązanką. Kto wie, może Wilq (albo inny superbohater, Człowiek Wulgaryzm z Wielunia) narodził się po spotkaniu z takim mistrzem improwizacji?

Scenariusz: Bartosz Minkiewicz, Tomasz
Minkiewicz, rysunek: Bartosz Minkiewicz,
„Wilq Superbohater – nr 20. – Syfon i papierosy”.

Wydawnictwo BM Vision, w księgarniach od maja 2014
Jedenaście lat temu, gdy Wilq był już świetnie rozpoznawalnym tytułem, Wojciech Orliński postawił na łamach „Gazety Wyborczej” diagnozę: zestawił komiks Minkiewiczów z „Wojną polsko-ruską” Doroty Masłowskiej i uznał, że przygody opolskiego superbohatera to trafna ilustracja polskich rozczarowań związanych z transformacją, z brakiem przełożenia ekonomicznych osiągnięć „środkowoeuropejskiego tygrysa” na życie przeciętnego obywatela. To pod pewnymi względami dość trafna obserwacja – przełom lat 90. i nowego milenium to czas, w którym ekonomiczne osłabienie i aura kryzysu doczekały się mocnej odpowiedzi ze strony oddolnych popkulturowych fenomenów. Internet, zwłaszcza tzw. stałka, czyli stałe łącze, jest jeszcze rzadkością, ale pomału pojawiają się pierwsze blogi; trendy kultury wyznacza „Przekrój”; kwitnie scena hiphopowa; do głosu dochodzą blokowiska i wywodząca się z nich pozbawiona większych perspektyw, ale za to twórcza młodzież. To oni dźwigają z zapaści ledwo dyszący przez poprzednią dekadę polski komiks. Okazało się, że powieść obrazkowa to świetne medium, aby przekazać absurdalny dowcip i żywy, niepoprawny język, zamanifestować kontestatorsko-ironiczną wyobraźnię, która wyrosła na osiedlowej nudzie przerywanej okazyjnymi imprezami i na którą składały się echa subkultur tamtego czasu – skejtów i grafficiarzy, metali, graczy, wiecznie upalonych błędnych rycerzy czy specyficznie polskiego miksu reggae, grunge i hipiserki. Na łamach magazynu „Produkt” debiutują dwa długowieczne i ważne cykle: „Osiedle Swoboda” autorstwa Śledzia, którego akcja toczy się w Bydgoszczy, i opolski „Wilq” braci Tomasza i Bartosza Minkiewiczów. Fakt, że komiksy te opowiadają o nie największych miastach wojewódzkich, ma spore znaczenie – to właśnie z takiej peryferyjności i codziennej nudy, z jej oparów absurdu, niedociągnięć i braków poleciały iskry. Wilq jest też superbohaterem na miarę średniej wielkości miasta: mały frustrat o nosie jak gaśnica, na co dzień pracownik agencji reklamowej, któremu peleryna wiecznie wieje w oczy. Jego towarzysze broni to piękna parada typów ludzkich: niby superłotr, ale tak naprawdę spoko gość – małomówny metal Entombed, pogodny wiecznym rauszem Alc-man, uduchowiona, eteryczna koleżanka Słaby Wielbłąd. Wilqowi przychodzi mierzyć się z atakującymi Opole czarnymi charakterami: Trójpalczastą Dłonią z Ciasta, złowrogą Penisoręką Poduszką Elektryczną, a w ostatnim numerze – z rekinem grasującym w Odrze. Przy tym jądro wszelkiego zła znajduje się w Mysłowicach. Rysowane niby pospieszną, niedbałą kreską, komiksy o Wilqu mogą czasem kojarzyć się z rysunkami, którymi na nudnych lekcjach zapełniało się ostatnie strony zeszytu. Podobno zresztą cały pomysł na opolskiego superbohatera wywodzi się właśnie z takich praktyk. Większość takich tworzonych dla zabicia czasu komiksów ginie śmiercią naturalną, nie przekształcając się w nic większego. Bracia Minkiewiczowie pociągnęli swój plan dalej, budując cały świat alternatywny w najmniejszym polskim województwie.

Dwudzieste wydanie przygód Wilqa zawiera wspomnianą już misję pokonania rekina, przygodę drużyny superbohaterów broniącej Opola (w tym: Człowiek Zwątpienie, Kobieta Rozczarowanie i Człowiek Wulgaryzm z Wielunia), a także małą podróż w czasie. W najobszerniejszej z historii składających się na ten tom cofamy się w czasie do 1982 roku, kiedy to znany z wcześniejszych odcinków komisarz Gondor rozpoczynał swoją milicyjną karierę. Jak na lata 80. przystało, w sklepach dostępny jest głównie ocet (choć serwowany w stylu realiów dzisiejszego rynku – na billboardzie biuściasta modelka reklamuje „ocet, życiodajną ciecz”, a po drodze można wstąpić do kawiarni Ocet Heaven), a w domu handlowym Rzemieślnik również artykuły artykułopodobne. Milicja markuje pracę i posługuje się złożoną ze skrótów nomenklaturą, na ulicach kwitnie polski fast food – grzybowe zapiekanki z Baru Restauracyjnego Bistro. Minkiewiczowie tradycyjnie grają z popkulturowymi konwencjami, przerabiając je w batetycznym stylu. Odwołują się do amerykańskiego komiksu o superbohaterach (a rodzimi X-Meni czy Avengersi zostają obdarzeni mocami bliskimi wielu Polakom) i klasyki polskiego pop-kryminału, z Kapitanem Żbikiem i „07 zgłoś się” na czele.

Wydaje się, że na formułę „Wilqa” wciąż jest zapotrzebowanie, choćby dlatego, że w swojej dziedzinie ma skromną konkurencję. Okoliczności, w których powstały komiksy z „Produktu” – miejska stagnacja, nadmiar czasu do zabicia, subkulturowy kalejdoskop, deficytowy internet z modemu – powoli odchodzą w przeszłość (ostatnio z pewną nostalgią powraca do nich Dorota Masłowska w swoim muzycznym wcieleniu; teledysk do „Chleba” reaktywuje wszak dresiarstwo klasyczne). Tymczasem seria o opolskim superbohaterze nie tylko okazała się długowieczna (rekordowo na polskim rynku), ale ukazuje się wciąż na papierze, a ponadto przyniosła jej autorom sporo zainteresowania z różnych stron. Bracia – razem lub osobno – nawiązali współpracę m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Gazetą Wyborczą”, a postacie z serii o Wilqu promowały napój gazowany i popularną markę ubrań. Niedawno odbyła się premiera krótkometrażowego filmu opartego na komiksie „Wilq Negocjator”, w którym głosów postaciom użyczyli m.in. Marian Dziędziel i Eryk Lubos.

Jeśli znaczenie jakiegoś dzieła możemy mierzyć jego „skutecznością memetyczną”, czyli popularnością natychmiast zrozumiałych odwołań czy wejściem do języka potocznego, to „Wilq” zdecydowanie wygrywa w tej konkurencji, choćby pod względem powiedzonek („Dziwnym nie jest!”, jak mawia Entombed). Sporą część swojego sukcesu „Wilq Superbohater” zawdzięcza wspomnianej na początku niecenzuralnej językowej finezji, dobrze podsłuchanej i przetworzonej potocznej mowie, a wreszcie trafnie zaserwowanemu niepoprawnemu humorowi. Choć w komiksie można znaleźć bezczelne żarty z rozmaitych światopoglądów, postaw i stylów życia – pod tym względem panuje sprawiedliwość i dostaje się każdemu po trochu – autorzy nie popadają w głupi, kabaretowy rechot. Często publicyści i badacze, którzy próbowali brać się za fenomen „Wilqa”, szafowali słowem kluczem: frustracja – jednak seria przekuwa agresję w absurd i satyrę z wszystkiego (sprawdzone polskie koło ratunkowe). Biorąc pod uwagę jego popularność wśród względnie wykształconych czytelników po trzydziestce, możemy też przypuszczać, że jest jeszcze jedna rzecz, która sprawia, że „Wilq” trzyma się tak mocno – ze swoim wdziękiem komiksu rysowanego na kolanie oferuje powrót do stanu ducha, który zgasł gdzieś w okolicach pojawienia się Facebooka.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.