Wytwórnia GAD Records zasługuje zdecydowanie na miano rodzimego Finders Keepers i na medal dla niestrudzonych przeszukiwaczy archiwów nagraniowych. Po reedycjach m.in. ścieżki dźwiękowej z „Sondy”, zapomnianych tytułów ze świata jazzu i el-muzyki, ukazał się album z muzyką Włodzimierza Korcza z serialu „07 zgłoś się”. Serial to produkcja kanoniczna, mająca licznych wielbicieli, często powtarzana przez telewizję i mocno osadzona w popularnej świadomości (dość powiedzieć, że już w prehistorycznych czasach polskiego internetu krążył filmik znany przez długi czas po prostu jako „borewicz.avi”, czyli amatorska parodia serialu z niecenzuralnymi dialogami, a niektóre powiedzonka z przerobionej wersji trafiły do powszechnego obiegu: „się gra, się ma!”). Ekipa GAD postanowiła zajrzeć pod warstwę kultowości i przyjrzeć się serialowi od nieco innej strony. Była to bowiem produkcja, przy której pracowało wielu znakomitych specjalistów, mających możliwość popuszczenia wodzy fantazji i zabawy z konwencjami.
„07 zgłoś się” to ekranowa kontynuacja powieści zeszytowych z cyklu „Ewa wzywa 07”, których okładki wyróżniały się charakterystyczną barwą błękitu adriatyckiego, taką samą, jak pojazdy MO (choć porucznik Borewicz jeździ słynnym białym polonezem). Gatunek tzw. powieści milicyjnej cieszył się złą sławą „książek najgorszych”, jak nazywał je Stanisław Barańczak. W swoich esejach cytował obficie fragmenty niezgrabnie napisanych, często kuriozalnych kieszonkowych kryminałów autorstwa Jerzego Edigeya, Anny Kłodzińskiej i innych. Trzeba jednak przyznać, że wśród polskiej produkcji kieszonkowej znajdowały się jednak produkcje gorsze i lepsze, a „jamniki”, książki „z kluczem” czy „z różową okładką”, których okładki często przewyższają jakością treść, mają również i dzisiaj swoich fanów i kolekcjonerów.
Powieść milicyjna, choć stanowiła oczywistą laurkę na cześć MO, przy okazji epatowała zagranicznym polorem. Autorzy polscy posługiwali się pseudonimami (Waldemar Łysiak został Valdemarem Baldheadem, a Jerzy Kwiryn Siewierski – George'em Quirynem), a tytuły brzmiały niczym z Peweksu: „Tajemnica Elizabeth Arden”, „Zaręczyny w Pink House”, „Czeka na mnie Tina”. Podobnie dzieje się w „07 zgłoś się”: z jednej strony mamy do czynienia ze swojską, polską materią, z drugiej jednak strony filmowy PRL jest bardziej światowy. W wielu odcinkach pojawiają się międzynarodowe nie-miejsca: hotele z dewizowymi gośćmi, kasyna, promy. Była żona Borewicza poślubia Libańczyka, w jednym z późniejszych odcinków pojawia się amerykański gangster o pseudonimie Cappuccino. Sam porucznik grany przez Bronisława Cieślaka, trochę James Bond, a trochę Kojak czy Columbo, playboy i filozof, nosi kurtkę M65 i polewa się Old Spice.
Ścieżka dźwiękowa serialu świetnie pasuje do tej konwencji. Sprawia wrażenie, jakby Włodzimierz Korcz, odpowiedzialny za muzykę, aranżacje i prowadzenie zespołu, postanowił pobawić się w świecie kina gatunkowego. Wyraźnie słychać, że Korcz uważnie słuchał ówczesnej muzyki filmowej (szczególnie produkcji kryminalnych w rodzaju „Kojaka” czy ścieżek dźwiękowych do europejskich filmów sensacyjnych, jakie komponował m.in. Francis Lai) oraz library music.
To epoka, w której muzyką telewizyjną rządzi potężna sekcja dęta, i „07 zgłoś się” nie odstaje od tej konwencji. Temat z czołówki, z budującymi napięcie partiami perkusji i dynamicznymi dęciakami, nieodparcie budzi bondowskie skojarzenia, ale to Bond „ufunkowiony”, słychać, że mamy już lata 70. We fragmentach ilustrujących sceny szybkiej akcji (jak „Zabicie szantażysty”) pojawia się wyborny funk z szaleństwami perkusjonaliów. Wyraźnie słychać, jak bardzo ta stylistyka przypadła do gustu polskim kompozytorom, Korcz bowiem nie był jedyny. Historia tego wątku w muzyce polskiej (bo przecież są znane nagrania z potężnym groove'em, jak rewelacyjne „Przysłowia” Ireny Woźniackiej czy muzyka Andrzeja Korzyńskiego do „Człowieka z marmuru”) czeka jeszcze na napisanie. Może statek kosmiczny P-Funk Mothership krążył wtedy nad Wisłą?
Wiele serialowych scen rozgrywa się w półświatku: w hotelach i kasynach wśród gangsterów i innych szemranych typów, wreszcie – na dancingach. W tekście z książeczki dołączonej do płyty, przybliżającym szczegóły pracy Korcza nad muzyką do serialu, Michał Wilczyński zwraca uwagę na fakt, że początkowo do takich scen wykorzystywano muzykę z Fonoteki Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Dopiero później ilustrację powierzono Korczowi i jego zespołowi, którzy stanęli przed wyzwaniem stworzenia i zagrania muzyki w stylu zespołu grającego „do kotleta”. I nawet ona całkiem dobrze broni się dzisiaj bez obrazu.
Instrumentalne sekwencje ilustracyjne układają się na płycie w monolit, przełamywany od czasu do czasu kompozycjami wokalnymi. Najbardziej znana z nich to oczywiście „Ballada 07”, na płycie zaprezentowana w trzech wersjach: najpopularniejszej, z motywem saksofonu; z wokalizą Grzegorza Markowskiego i wreszcie jako „Przed nocą i mgłą” w wykonaniu Alicji Majewskiej, która, wraz z zespołem, poprzez jazzujący, zadymiony, barowy klimat brzmi niemal jak polska prekursorka Vaya Con Dios (nagranie pochodzi z 1981 roku). W uszy rzuca się jeszcze taneczna piosenka „Trzeba czasu” w wykonaniu Moniki Marciniak, w festiwalowym stylu, ale z imponującym aranżacyjnym rozmachem. Serial Krzysztofa Szmagiera nagrywano i emitowano przez jedenaście lat (1976–1987); w międzyczasie w muzyce minęła cała epoka, ale zmiany widocznie ominęły „07 zgłoś się”, bo na płycie próżno szukać fascynacji definiującymi lata 80. tematami z „Policjantów z Miami” czy z „Gliniarza z Beverly Hills”.
Włodzimierz Korcz, „07 zgłoś się”,
GAD Records 2016Wydanie płyty z muzyką do serialu (niemal kompletną) oczywiście natychmiast prowokuje pytanie o odbiór i to, jak muzyka ilustracyjna będzie się bronić bez obrazu i w uszach słuchacza, który nie jest perfekcyjnie obeznany z serialem. Dla takiego odbiorcy w oswojeniu monolitycznego charakteru płyty będzie pomocna dołączona do albumu książeczka. Stanowi ona coś w rodzaju przewodnika do soundtracku, wskazując, w jakich odcinkach czy okolicznościach pojawiały się poszczególne tematy. Kuratorzy przedsięwzięcia opisują też dzieje żmudnej archiwizacji utworów, odświeżania ich w miksie, wreszcie docierania do składów i dat nagrań. To na pewno cenne wydawnictwo dla fanów serialu, których jest w końcu niemało, i dla wszystkich zaciekawionych popkulturą PRL-u. To na pewno również okazja do odkrycia nieznanego oblicza Włodzimierza Korcza. Ten kompozytor znany jako autor piosenek z pogranicza muzyki estradowej (bo pop to zbyt lekkie słowo na określenie tego popularnego, ale mocno teatralnego gatunku) i piosenki aktorskiej, takich spiżowych przebojów jak „Jaka róża, taki cierń” czy „Jeszcze się tam żagiel bieli”, ujawnia tutaj swój ukryty funkowy nerw.