Książki dla dzieci 2015
estefani bravo / CC BY-NC 2.0

12 minut czytania

/ Literatura

Książki dla dzieci 2015

Kalina Cyz

Jeszcze 3 minuty czytania

W minionym roku nie było chyba miesiąca bez długo wyczekiwanej premiery. Zacznę od książek dobrze już znanych autorów i dalszych losów bohaterów. Oto moja dziesiątka ulubionych książek 2015 roku.

Zofia Stanecka, „Basia i remont”. Wydawnictwo Egmont, 24 strony, w księgarniach od września 2015Zofia Stanecka, „Basia i remont”.
Wydawnictwo Egmont, 24 strony,
w księgarniach od września 2015
1. Basia Zofii Staneckiej to bohaterka, której nie da się nie lubić. Skupiają się w niej cechy przedszkolaka, które łatwo odnieść do swoich, nawet już starszych nieco dzieci – i z nimi przy lekturze przepracować. Basia staje się członkiem rodziny. Przy każdej kolejnej części mówimy sobie, że przecież my też tak mamy. Tym razem nie jest inaczej. Najnowsza „Basia i remont” to odpowiedź na nasze inspirowane upiornymi renowacjami, morderczymi przeprowadzkami i niesłownymi ekipami nocne koszmary. Któż nie był w takiej sytuacji? Od nieszczelnego kranu po remont, od którego przez lata sąsiedzi szorstko odpowiadają „dzień dobry”. Niby nic odkrywczego, ale zawsze miło w literaturze odnaleźć siebie i chwilę się pośmiać.

Marianna Oklejak, „Cuda wianki. Polski folklor dla młodszych i starszych”, Wydawnictwo Egmont, 80 stron, w księgarniach od października 2015Marianna Oklejak, „Cuda wianki. Polski folklor dla młodszych i starszych”. Egmont, 80 stron, w księgarniach od października 20152. A ponieważ nie byłoby Basi bez Marianny Oklejak – ilustratorki, to i jej najnowsza, prócz wyżej wymienionej, książka na początku listy: „Cuda wianki. Polski folklor dla młodszych i starszych”. To kolejne pokłosie roku Oskara Kolberga: w prosty, przystępny dzieciom, ale niebywale też atrakcyjny sposób przedstawia korzenie naszej kultury region po regionie, dziedzina po dziedzinie – a wszystko okraszone legendami, podaniami, rymowankami, które przywodzą na myśl zaśpiewy z rodzinnego domu. Od pięknej wycinanki na wstępie, po strojne stroje, zabawki, potrawy, okołoświąteczne zwyczaje. Autorka pisze we wprowadzeniu, że książka powstała z zachwytu nad tradycją, którą należy pielęgnować i opisywać – ten zachwyt udziela się czytelnikowi.

Aleksandra Mizielińska, Daniel Mizieliński, „Pod ziemią. Pod wodą”, Dwie Siostry, 110 stron, w księgarniach od maja 2015Aleksandra Mizielińska,
Daniel Mizieliński,
„Pod ziemią. Pod wodą”.

Dwie Siostry, 110 stron,
w księgarniach od maja 2015
3. Aleksandra i Daniel Mizieliński w mijającym roku przyprawili nas o niemały zawrót głowy. Książka – księga – dzieło „Pod ziemią. Pod wodą” to zabójczo skomponowana książka do oglądania, czytania, podziwiania i rozwijania pasji nie tylko przyrodniczych. Niezmiennie dobra kreska, sprzyjająca kolorystyka, świetny papier, niewiarygodna ilość faktów i ciekawostek, oraz format. Nie wiadomo komu bardziej gratulować: autorom czy wydawnictwu. To jedna z najważniejszych książek ostatnich kilku lat. I choć po pierwszej lekturze kilka nocy śniłam, że tonę, nurkując w skafandrze Charles'a Pécourta de Pluvy z 1906 roku, a potem dla odmiany gotuję się na dnie kopalni, gdzie zamiast rudy złota znajduję tylko karaluchy i szczury, to i tak warto.

Zofia Stanecka, „Baśń o świętym spokoju”, Wydawnictwo Egmont, 48 stron,  w księgarniach od maja 2015Zofia Stanecka, „Baśń o świętym spokoju”. Egmont, 48 stron, w księgarniach od maja 20154. I jeszcze raz Zofia Stanecka – to jedna z naszych rodzinnie ulubionych autorek… „Baśń o świętym spokoju” z ilustracjami Marianny Sztymy urzekła mnie zarówno historią, ilustracjami, jak i proporcjami. Duża czcionka ułatwia dziecku czytanie, a ilustracje dopowiadają i wciągają w historię. Sama historia jest arcyciekawa: oto bowiem do królestwa Świętego Spokoju dziwnym zrządzeniem losu przybywa znająca stare księgi pięknolica Iga, która ma pomóc starzejącemu się bibliotekarzowi. Wszyscy w  zaledwie kilka dni zostali urzeczeni jej wiedzą i spokojem. Gdy po tygodniu zobaczył ją panujący w królestwie Świętego Spokoju Król Miłosław, zakochał się i oświadczył niemal od razu, no może po pięciu minutach i trzech sekundach! Totalnie oczarowany odmówił wysłuchania tajemnicy, którą chciała się z nim podzielić Iga. Nic to, pobrali się, a po dziewięciu miesiącach przyszedł na świat ich syn, obwieszczając swoje narodziny krzykiem tak donośnym, że szyby dźwięczały w pałacowych oknach. Charakter i temperament małego Uriela był dla Króla nie lada wyzwaniem, aż pewnego dnia… Więcej nie zdradzę – może tylko tyle, że działo się to wszystko, kiedy po Ziemi chodziły skrzaty i trolle, a ludzie bez problemu przemieniali się w smoki. Fascynująca i wzruszająca; mądra i trzymająca w napięciu, baśń w dobrym, starym stylu.

5.Andy Griffiths, Terry Denton, „13-piętrowy domek na drzewie”. Nasza Księgarnia, 240 stron, w księgarniach od maja 2015Andy Griffiths, Terry Denton,
„13-piętrowy domek na drzewie”
.
Nasza Księgarnia, 240 stron,
w księgarniach od maja 2015
A teraz o książce, w której również dużo ilustracji, czasem więcej niż tekstu, czasem są to ilustracje z opisem niczym z dobrego komiksu – czyli „13-piętrowy domek na drzewie” duetu Andy Griffiths i Terry Denton. Bohaterowie książki –  mieszkańcy owego domku z basenem i oczkiem wodnym dla rekinów, podziemnym laboratorium, kręgielnią czy fontanną z oranżadą – to imiennicy autorów: dwaj chłopcy. Muszą skończyć (a wcześniej rozpocząć) pisanie książki, na którą czeka groźny (jak każdy) wydawca. Dzień deadline’u to dzień, w którym wydarzają się chłopcom rzeczy niedorzeczne lub sprowokowane przez nich samych przy użyciu równie niedorzecznych sprzętów, by wspomnieć choćby powiększacz bananów czy piankomat. Trzeba mieć nie lada wyobraźnię, by z kota robić kanarka-kotnarka, z domniemanej małpy morskiej wyhodować syrenę – o, przepraszam: Syrenatę, a potem całe stado małp powalić katapultą z megabananem. Ale skoro ma się już taką wyobraźnię, to po tak przeżytym dniu wystarczy, jak Andy i Terry przysiąść na chwilę i spisać wydarzenia całego dnia. Powstaje wtedy książka totalna, megazabawna, trochę odjechana, ale co najważniejsze książka, do której dzieci chętnie wracają, zaśmiewając się do łez i z uporem maniaka, przynajmniej raz w tygodniu sprawdzają, czy są już dostępne kolejne, zapowiadane części serii.

Davide Cali, Benjamin Claud, „Spóźniłem się do szkoły, bo…”, Wydawnictwo Dwie Siostry, 36 stron, w księgarniach od września 2015Davide Cali, Benjamin Claud, „Spóźniłem się do szkoły, bo…”. Dwie Siostry, 36 stron, w księgarniach od września 20156. Ten sam rodzaj poczucia humoru i abstrakcyjnego myślenia, wybujałej fantazji i lekkiego odklejenia od przyziemności odnajdziemy w drugiej części kultowej książki „Nie odrobiłem lekcji, bo…”, czyli „Spóźniłem się do szkoły, bo…” duetu Davide Cali i Benjamin Claud. Przygody rodem z horroru: ogromne małpy, które mylą szkolne autobusy z bananami; kretoludzie porywający dzieci na deskorolkach; parada słoni, które chwytają dzieci swoimi trąbami i jeszcze chłopiec grający na zaczarowanym flecie; Yeti i telefon od prezydenta. Spóźnialscy, miejcie się na baczności!

Agnieszka Taborska, Józef Wilkoń, „Rybak na dnie morza”. Czuły Barbarzyńca, 40 stron, w księgarniach od czerwca 2015Agnieszka Taborska, Józef Wilkoń,
„Rybak na dnie morza”
.
Czuły Barbarzyńca, 40 stron,
w księgarniach od czerwca 2015
7. Choć w proponowanych wcześniej książkach ilustracje były ważne, piękne i było ich raczej więcej niż mniej, to ilustrowaną książką w pełnym tego słowa znaczeniu jest „Rybak na dnie morza” Agnieszki Taborskiej i Józefa Wilkonia. Ilustracje Wilkonia od pierwszej strony – ba, od okładki – przenoszą nas w morskie głębiny i sprawiają, że słyszymy szum wody i czujemy zapach morskiej bryzy. Jaka historia kryje się w tej książce? Czy to ten sam rybak, który pewnej nocy złowi złotą rybkę? Czy ona spełni jego trzy życzenia? Otóż Rybak, o którym opowiada Agnieszka Taborska, pewnego wieczoru z powodu późnej pory nie wraca już do domu, ale w brudnej pianie odpływu wypatruje Złotą Rybkę. I to ona prosi go, by spełnił jej trzy życzenia. Rybak przystaje na to i spełniając życzenia rybki pod postacią dorodnej makreli, płynie z nią na dno morza. Spotyka tam latające ryby unurzane po ogon w błocie, Śpiewaka intonującego łzawe melodie, rozkochującego w sobie wszystkie mieszkanki Bagnistego Dna, bojowego Organizatora, Morskiego Węża, Wieloryba, Raka, Ośmiornicę, ale i zatopiony wrak statku czy ławicę śpiących rybek, budzących się tylko przy pełni księżyca. Zaproszono go na przyjęcie do Zapraszajki, na jego cześć przygotowano iście królewską paradę. Kiedy jednak parada się skończyła i wszyscy się rozpłynęli (sic!) w swoich kierunkach, Rybak zamarzył spełnić ostatnie życzenie Rybki i wrócić w ludzkiej postaci do domu. Do dziś opowiada ludziom, jak bardzo morskie dno różni się od naszych wyobrażeń. A nam po lekturze tej książki pozostaje jeszcze jedna zagwozdka: czy dno morza jest równie piękne, jak ilustracje pana Wilkonia?

William Grill,   „Wyprawa Shackeltona”, Wydawnictwo Kultura Gniewu, 80 stron, w księgarniach od lipca 2015William Grill, „Wyprawa Shackeltona”. Kultura Gniewu, 80 stron, w księgarniach od lipca 20158. Ten sam żywioł opisał i kongenialnie zilustrował w minionym roku także William Grill w „Wyprawie Shackeltona” – książce opisującej ostatnią z Bohaterskich Wypraw Antarktycznych z 8 sierpnia 1914 roku. Strona po stronie z cudownie ilustrowanej książki (nagrodzonej w kategorii Książki Ilustrowanej przez „New York Times”) dowiadujemy się, kim był Ernest Shackelton, gdzie mieszkał, jak przygotowywał się do wyprawy, jak rekrutował załogę, wreszcie: jaką rolę podczas tej ekspedycji odegrało 69 psów. Z detalami możemy obejrzeć Endurance, czyli statek Shackeltona oraz jego wyposażenie i zapasy. Ale to dopiero początek: prawdziwa przygoda przemierzenia bieguna dopiero ma się rozpocząć. Endurance po drodze grzęźnie na Morzu Weddella, psy budują psie igloo, a załoga musi przetrwać w miejscu położonym ponad 400 mil morskich od najbliższej cywilizacji. W „Wyprawie…” przeczytamy jeszcze o tym, że statek Shackeltona zatonie, o tym jak zastąpi go mała łódź James Caird, jak cała załoga spotka się 30 sierpnia 1916 roku na Wyspie Słoniowej, skąd szczęśliwie wyruszy w pełnym składzie w drogę powrotną. Dzięki słowniczkowi na końcu książki dowiemy się jeszcze, co to jest growler, toros czy bomstenga, a całość wieńczy piękny cytat autorstwa Ernesta Shackeltona: „(…) Wierzę, że poszukiwanie i sięganie po nieznane leżą w naszej naturze. Jedyną prawdziwą porażką jest rezygnacja z poszukiwań”. Nie będzie przesadą, jeśli dodam, że owo poszukiwanie mogło dotyczyć też książek, które Shackelton uwielbiał od najmłodszych lat. To właśnie czytaniem podnosił na duchu swoją załogę podczas najtrudniejszych chwil wyprawy.

Piotr Socha, „Pszczoły”. Dwie Siostry, 72 strony, w księgarniach od października 2015Piotr Socha, „Pszczoły”.
Dwie Siostry, 72 strony,
w księgarniach od października 2015
9. Tyle o wodzie, czas unieść się w powietrze. „Pszczoły” Piotra Sochy z tekstem Wojciecha Grajkowskiego to fantastyczny, obszerny, wielkoformatowy album dedykowany niemal wszystkim gatunkom należącym do Apis. Skąd wiemy, że żyją na Ziemi już 100 milionów lat, jak w zbliżeniu wygląda oko pszczoły, czym różni się truteń od matki oraz jakie układy choreograficzne mają wyćwiczone pszczoły, gdy chcą informować o źródłach nektaru. Dowiadujemy się też, ile jest roślin, które zawdzięczamy pszczołom, ile zawdzięczamy im ubrań! Jest jeszcze trochę historii, sporo ciekawostek, istotnych informacji o użądleniach, wrogach pszczelego narodu i o pewnym świętym, którego pszczoły upodobały sobie w sposób zupełnie wyjątkowy. Wspaniała książka, miód na czytelnicze serca!

Sylvia Heinlein, „Różowe środy albo podróż z ciotką Huldą”. Dwie Siostry, 152 strony, w księgarniach od października 2015Sylvia Heinlein, „Różowe środy albo podróż z ciotką Huldą”. Dwie Siostry, 152 strony, w księgarniach od października 201510. A na koniec książka chyba dla mnie najważniejsza. „Różowe środy albo podróż z ciotką Huldą” Sylvii Heinlein. Równie ważna, jak „Książka wszystkich rzeczy”, o której tu już kiedyś pisałam. Oto Sara w każdą środę po szkole jeździ do swojej ciotki Huldy, najzabawniejszej, najweselszej i najmilszej osoby, jaką zna. Jest po prostu wyjątkowa, zawsze słucha, co Sara ma do powiedzenia i rozumie ją jak nikt inny. Sara kocha ciotkę Huldę bezgranicznie, zupełnie nie zważając na jej umysłowe upośledzenie – w przeciwieństwie do rodziców, którzy uważają ją za kompletną wariatkę i okropnie się jej wstydzą. I choć matka Sary jest rodzoną siostrą Huldy – różnią się absolutnie we wszystkim. Chłodna, zdystansowana matka o wyglądzie top modelki i ciepła, czuła, grubiutka ciotka, dostarczająca Sarze zawsze we środy zapas serdeczności i czułości na cały tydzień. Pewnego dnia matka Sary zadecyduje o przeniesieniu Huldy do ośrodka na wieś, z dala od jej aktualnego domu, w którym miała przyjaciół i Sarę blisko siebie. Chce, by Hulda była pod nadzorem, boi się konsekwencji przygód, jakie przydarzają się jej siostrze. Kiedy Sara odkrywa, że jej matka aranżuje przeprowadzkę mimo sprzeciwu Huldy, postanawia ratować siebie i ciotkę – planuje ucieczkę. O niebezpieczeństwach tej wyprawy, ale i o Szczurze, Pestce i pięknej między nimi wszystkimi relacji, o tym, że czasem ten uznany za nienormalnego jest najbardziej normalny z całej rodziny, o tym wszystkim są „Różowe środy” – i jeszcze o tym, dlaczego są różowe.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.