Prezenty nie tylko dla dzieci
Lopes dos Santos / Flickr CC

Prezenty nie tylko dla dzieci

Kalina Cyz

Andersen z ilustracjami Yerki, Lewis z ilustracjami Innocentiego, mali detektywi Widmarka i Willis, słowotwórcze zabawy Lipszyca i Rusinka, zwyczajny dzień Szymka według Zimmerer, nowe opowieści Bolka i Lolka

Jeszcze 2 minuty czytania

Taka scena: dwa tygodnie temu, modna warszawska rodzinna kafejka, urodziny kilkulatki. Mnóstwo gości i prezentów. Kolejne paczki rozrywane nerwowo. Nagle: „Mamo, dostałam książkę!”. I radość, konsternacja: czytać, czy iść się bawić? Ja też nie wiem, choć książka właśnie ode mnie.

Koniec roku to fantastyczny czas na czytelnicze prezenty, nie tylko dla dzieci. Przechadzając się w tym czasie po księgarniach, można poczuć przyjemne mrowienie, bo książka może być najpiękniejszym i najbardziej stosownym prezentem. Co zatem wybrać? Jaki prezent podarować dziecku i tym samym sobie?

Prezent pierwszy: „Królowa Śniegu” Hansa Christiana Andersena (Wydawnictwo M, Kraków 2012). Klasyczna baśń w siedmiu opowiadaniach z wielokrotnie nagradzanymi ilustracjami Vladyslava Yerko. To niezwykły duet – dobrze znana historia Kaja i Gerdy dopełniona wrażliwą i ciepłą kreską ukraińskiego artysty. Chwilami nie chce się kartki przełożyć i oczu oderwać. Boże Narodzenie w otoczeniu śniegu jest najwłaściwszym czasem na przypominanie tej opowieści, trzeba tylko zachować szczególną ostrożność i zważać, by podczas lektury coś do oka nie wpadło...

Podobnie angażująco działa lektura „Domu” J. Patricka Lewisa z ilustracjami Roberta Innocentiego, (Wydawnictwo Bona, Kraków 2012) – prezent drugi. Niesamowita lekcja historii pokazana poprzez losy pewnego domu, który powstał w 1656 roku. Na kartach codzienność jego mieszkańców od roku 1900 – osiedlenie, praca na roli, ślub czy narodziny dzieci, ale też wojna, śmierć, strach i spustoszenie. Spojrzenie na architekturę, ale na miarę dziecięcych oczu. Książka kończy się w 1999 roku w momencie, gdy na miejscu „Domu Tysiąca Opowieści” staje willa z basenem w otoczeniu gipsowych krasnali. Tekstu jest mało – raczej poetyckie naprowadzanie na to, czego mały czytelnik ma się w ilustracji doszukiwać. A ilustracje są wieloplanowe, rozbudowane, precyzyjne. To książka rozwijająca na wielu obszarach: od poetyckiej zadumy, historii budownictwa, po uwrażliwianie na losy dotkniętej wojnami i innymi pożogami rodziny, czy wreszcie uczenie uwagi na detale w obrazku.

Dla miłośników literatury skandynawskiej prezent trzeci: „Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai” Martina Widmarka i Heleny Willis (Zakamarki, Poznań 2012). To wspaniale napisane, z dużą swadą przetłumaczone ze szwedzkiego (Barbara Gawryluk) tajemnice małego miasteczka Valleby. Bohaterowie – Maja i Lasse, uczniowie szkoły podstawowej – prowadzą małe biuro detektywistyczne i z sukcesami rozwiązują najbardziej zawiłe intrygi i spiski. Czyta się jednym tchem (mówię z doświadczenia: „Tajemnicy galopu”, „Tajemnicy kempingu”, „Tajemnicy miłości”...) i to zdecydowanie nie jest lektura do poduszki. Seria uczy też przywiązania do książki – bezcenne!

Sięgając po książkę dla dziecka, często zastanawiam się nad wartością, jakością słowa. Czego ma nauczyć, jak zabawić i co zostawić? Dawno nie czułam takiej satysfakcji, jak przy lekturze „Wyprawy w Mordęgi” Michała Lipszyca (Alegoria, Warszawa 2012). Ta książka ma podtytuł „skąd się biorą słowa” i ta wartość słowotwórcza jest tu dominująca (może być prezentem numer cztery). Z tym, że nie są to słowa wydumane, wykoncypowane, nie na dziecięcą miarę – wręcz przeciwnie. Są zabawne, jak choćby: słoniafa, grzechotnikt, glinozaury czy piszczarki. Nie trzeba tłumaczyć, same wchodzą dziecku w ucho, a ich melodyjne zestawienia powodują, że sześciolatek sam bezwiednie powtarza, jakby się z tym słownikiem urodził. Dodatkowo ilustracje Haliny Siemaszko powodują, że Jeżopiski rozczulają i są bardzo lubiane przez dzieci.

Na koniec – książki dla mnie pierwsze, najważniejsze.

„Wierszyki domowe” duetu Michała i Joanny Rusinek (Znak, Kraków 2012). Każde miejsce w domu, każdy kąt i sprzęt, każde nawet najmniejsze Coś jest przez autora dokładnie zanalizowane, opisane, porównane i dowcipnie zilustrowane. Rymy i rytmy (nadał się „Mały Chopin” jako preludium tego tomu rodem z domu) i niebywałe skojarzenia to wizytówka tej książki. Można czytać raz za razem, wracać, kartkować i uczyć na pamięć. Jest dziecinnie, elokwentnie, edukacyjnie, śmiesznie, strasznie i zachwycająco. 



I jeszcze jeden autor, a nawet autorka z Krakowa. I kolejny prezent drogi, najdroższy z wielu powodów: „Zwyczajny dzień” Katarzyny Zimmerer (W.A.B., Warszawa 2012). Na książkę składa się dwanaście opowiadań z życia ośmioletniego chłopca – Szymka. Dwanaście historii, czasem zabawnych, czasem smutnych, ale zwyczajnych, jak zwyczajne bywają poniedziałki. Jest jednak coś niezwykłego w tej książce: otóż każde z opowiadań jest poprzedzone cytatem z pism Janusza Korczaka („Jak kochać dziecko”, czy „Prawo dziecka do szacunku”). To lektura cenna nie tylko z racji kończącego się właśnie Roku Korczaka, ale również dlatego, że autorce udało się opowiedzieć swoją historię z tym samym dla dziecka szacunkiem, taktem i zrozumieniem. 

*
 A gdyby prezentów trzeba było kupić więcej, to polecam jeszcze jedną pozycję dla dzieci wydawnictwa Znak, czyli „Nowe przygody Bolka i Lolka. Łowcy tajemnic”. To książka trochę bez kategorii wiekowej. Można przez sentyment ofiarować ją każdemu, kogo wychował Reksio czy Bolek i Lolek właśnie. A ponieważ poszczególne przygody napisali m.in. Jerzy Illg, Maciej Wojtyszko czy Wojciech Bonowicz, dobrze tę książkę po prostu mieć. Każda z siedmiu historii to kolejna wciągająca zagadka, a wierne oryginalnej kresce ilustracje Katarzyny Nowak dodatkowo dynamizują opowiadania. Świetna zabawa dla każdego.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.