NIE TYLKO DLA DZIECI (2):  Opowiadanie żaby
fot. Wikipedia Commons

NIE TYLKO DLA DZIECI (2):
Opowiadanie żaby

Katarzyna Zimmerer

Tuż za furtką młody Niedźwiedź Alojzy spotkał Żabę Adelę. Tego dnia, jak zwykle, miała na głowie jeden ze swych zdumiewających kapeluszy. Zrobiła go z tataraku i ozdobiła na czubku pękiem czerwonej jarzębiny

Jeszcze 4 minuty czytania

Młody Niedźwiedź Alojzy wbił ostatni gwóźdź. Wyprostował się i rozejrzał dookoła. Mógł być z siebie dumny. Spaczona po zimie podłoga w kuchni Żubra Gustawa znów wyglądała jak nowa. Jutro ją pomaluje, a pojutrze, kiedy wyschnie, wstawi z powrotem meble. Spakował narzędzia i zajrzał cichutko do biblioteki. Żubr drzemał przed kominkiem. Na szczęście. Młody Niedźwiedź nie miał pojęcia, o czym mógłby z nim rozmawiać.

Kiedy wyszedł przed dom, spojrzał w górę. Tak jak przypuszczał, na dachu siedział jego ojciec Ksawery i naprawiał uszkodzony gont.
- Za chwilę skończę – krzyknął na widok syna. – Możesz powiedzieć mamie, żeby grzała zupę.

Tuż za furtką młody Niedźwiedź Alojzy spotkał Żabę Adelę. Tego dnia, jak zwykle, miała na głowie jeden ze swych zdumiewających kapeluszy. Zrobiła go z tataraku i ozdobiła na czubku pękiem czerwonej jarzębiny. Już dawno przestał tłumaczyć swej przyjaciółce, że w tych dziwnych nakryciach głowy wygląda jak wariatka.

- Co słychać? – spytała.
- Nic szczególnego – odpowiedział.
- Jak to nic szczególnego? Przecież każdy dzień jest wyjątkowy! Niepowtarzalny! Niezapomniany! Przecież każdy dzień przynosi nam coś nowego! – zaszczebiotała Żaba, która bywała egzaltowana.

Niedźwiedź Alojzy wzruszył ramionami. Nie miał ochoty z nią dyskutować. Był zmęczony. Pracował od wczesnego ranka. Teraz jest późne popołudnie. Zje obiad. Pójdzie do wydr i sprawdzi, czy da się naprawić ich wędzarnie ryb, która podobno znów się zawaliła. Odrobi lekcje z młodszym rodzeństwem. Zje kolację. Weźmie prysznic. Pójdzie spać. Bo rano musi wcześnie wstać. Jak zwykle.

- Ten dzień niczym się nie różnił się od innych, tych, które minęły i tych, które nadejdą - o czym ja mam opowiadać? – pomyślał ze smutkiem. Wolałby mieć dla swej przyjaciółki jakąś ciekawą historię. Ale nie miał. Z zamyślenia wyrwał go jej głos:
- Napisałam coś.
- Co zrobiłaś? – udał zaciekawienie.
- Napisałam opowiadanie – odpowiedziała Żaba Adela.
- A kogo może obchodzić opowiadanie jakiejś żaby! – wzruszył ramionami Alojzy.
- Miałam nadzieję, że je przeczytasz. A może nawet zilustrujesz? – Żaba mówiła na tyle głośno, by zagłuszyć rozczarowanie obojętnością Niedźwiedzia.
- Dlaczego miałbym coś ilustrować? Jestem stolarzem, a nie rysownikiem! – odpowiedział równie głośno Alojzy, choć wcale nie zauważył, że sprawił przyjaciółce przykrość.
- Jesteś stolarzem, który przepięknie rysuje. Dlatego pomyślałam, że mógłbyś... – nie dawała za wygraną Adela.
- Nie! Nie mógłbym. W naszej rodzinie mężczyźni od pokoleń zajmują się stolarką. Taka tradycja! – przerwał jej Niedźwiedź Alojzy. – Tradycji trzeba się trzymać. Nie jesteś pisarką! Jesteś Żabą, która robi na drutach swetry, czapki, skarpetki i szaliki, żeby mieszkańcom Naszego Lasu było ciepło. Szydełkujesz serwetki, obrusy, zasłonki i inne fanaberie, żeby nam było miło. Ja jestem stolarzem! I na tym koniec. A zresztą! Nie mam czasu. Spieszę się do domu!

Młody Niedźwiedź odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem pomaszerował przed siebie. Nie miał ochoty rozmawiać z Adelą. Zawsze miała dziwne pomysły, ale tym razem naprawdę przesadziła!

Ich rozmowie przysłuchiwała się Sroka Klara. Ukryta na drzewie czyściła piórka, a równocześnie łowiła każde słowo. Dobrze wiedziała, że oto staje się właścicielką nowej, fantastycznej plotki. Kiedy zdenerwowany Alojzy szedł w jedną stronę, a smutna Adela w drugą, Klara latała po lesie w poszukiwaniu kogoś, komu mogłaby ją sprzedać. Wreszcie dostrzegła Lisicę Olgę, która odśnieżała drogę przed swym domem. Sfrunęła na ziemię i przycupnęła na kamieniu. Na jej widok Lisica oparła się o łopatę i zaczęła narzekać na doskwierające jej od rana bóle w krzyżach.

- Powinnaś leżeć – stwierdziła Klara z udawanym współczuciem; znacznie bardziej niż skargi Lisicy interesowało ją to, co sama miała do powiedzenia.
- Nie mogę leżeć. Wczoraj zaplanowałam, że dziś będzie dzień odśnieżania drogi – westchnęła Lisica i już chciała wrócić do pracy, kiedy przy płocie zatrzymała się Zającowa Tila. Jej także opowiedziała o swych cierpieniach. Zającowa obiecała, że wpadnie po południu, zrobi Lisicy okład z gorczycy i zaparzy herbatkę z dziurawca. Zanim Klara się zorientowała, obie zajęte były zwierzeniami, na temat różnych dolegliwości, jakie im ostatnio doskwierały – Zającową przedwczoraj bolała głowa, a tydzień temu nerki. Lisicę też niedawno głowa bolała... Żadna z nich nie zwracała uwagi na Srokę, która w kółko, coraz głośniej powtarzała, że Żaba Adela napisała opowiadanie.
- Kto napisał? Co napisał? – rozległ się nagle czyjś głos. Nerwowe pytania zadawała Kuna Klementyna. Jak zwykle zjawiła się nagle i niepostrzeżenie  Adela. Opowiadanie – wrzasnęła Klara, szczęśliwa, że wreszcie ktoś jej słucha.
- Czy ja dobrze usłyszałam? Żaba Adela napisała opowiadanie? – zainteresowała się wreszcie Zającowa Tila.
- Któż zechce słuchać historyjek wymyślonych przez jakąś żabę? – zamyśliła się Lisica Olga.
- W głowie jej się całkiem przewróciło! Jej się zdaje, że każdy może usiąść i coś napisać! – prychnęła wzgardliwie Kuna.
- Świat by się do góry nogami wywrócił, gdybyśmy robili to, na co mamy ochotę – sarknęła Zającowa Tila, a potem spytała z przekąsem, czy ktoś może sobie wyobrazić, że zakłada nagle grupę taneczną?
- Z kim? - chciała wiedzieć Sroka Klara.
- Co z kim? – nie zrozumiała Zającowa Tila.
- Z kim byś założyła grupę taneczną? – spytała Wiewiórka Basia, która od pewnego czasu przysłuchiwała się ich rozmowie.
- No choćby z tobą, z Olgą, z Klementyną... – odpowiedziała Tila.
- Mnie do tych głupot nie mieszajcie! – warknęła Kuna i zniknęła równie szybko, jak się zjawiła.
- Niedźwiedzica uszyłaby stroje, Alojzy zrobiłby dekoracje, do tańca przygrywałaby Wielka Orkiestra Świerszczy... – rozmarzyła się Basia.
- Przecież mówię, że nie założę żadnej grupy tanecznej, bo nie jestem tancerką tylko zielarką – zdenerwowała się Tila, pomachała łapą na pożegnanie i poszła tam, dokąd szła, zanim zatrzymała się przy płocie.
- Każdy z nas powinien wykonywać swoje obowiązki, zamiast myśleć o bzdurach – dodała moralizatorskim tonem Olga i wróciła do odśnieżania drogi.

Sroka Klara odleciała, by dalej szukać kogoś, z kim mogłaby pogadać o opowiadaniu Żaby Adeli. Wiewiórka Basia w marzeniach oglądała siebie tańczącą partie solowe. Żaba Adela stała oparta o pień drzewa i cichutko płakała. Nie tak miało być! Młody Niedźwiedź Alojzy powinien się zainteresować jej opowiadaniem! Poprosić, by je przeczytała. Przecież nie jest dla niego tylko „jakąś” żabą! Codziennie o nim myśli. Oczywiście nie tak, jak o Ropuchu Makarym, za którym tęskni od rana do nocy, choć prawie go nie zna. Młodego Niedźwiedzia zna bardzo dobrze. Od lat się przyjaźnią...

- Chciałabym usłyszeć opowiadanie, które napisałaś – oderwał Żabę Adelę od łkania jakiś głos.

Dłuższą chwilę, nie była pewna czy jest realny. Rozglądała się wokół siebie, ale nikogo nie widziała. Wreszcie pod nagimi o tej porze roku krzaczkami jagód dostrzegła małą, szarą myszkę. Myszka była tak mała i tak szara, że zwykle nikt jej nie zauważał. Przyzwyczaiła się do tej sytuacji, bo nie wiedziała, jak ją zmienić. Dlatego zwykle nie zabierała głosu. Kiedy usłyszała rozmowę młodego Niedźwiedzia i Żaby postanowiła, że tym razem nie chce milczeć. Chce usłyszeć opowiadanie Adeli!

- To naprawdę nie tak miało być! – ponownie w głębi duszy załkała Żaba. Tego ranka wyobrażała sobie, że najpierw czyta swe opowiadanie młodemu Niedźwiedziowi, a potem wszystkim, ważnym mieszkańcom Naszego Lasu. Małej, szarej myszki wśród nich nie było! Po co komu takie niepozorne stworzonko, które nigdy nie ma nic ciekawego do powiedzenia?

Żaba była jednak zbyt dobrze wychowana, by w tej sytuacji nie zaprosić myszki do siebie. Niebawem musiała przyznać, że się myliła. Mała, szara myszka okazała się słuchaczem inteligentnym i wrażliwym. Kiedy Żaba skończyła czytać, przez chwilę milczała popijając lemoniadę cytrynową z listkami mięty, aż wreszcie, ostrożnie i delikatnie, tak by Żaby nie urazić, wytknęła jej kilka powtórzeń i dwie drobne niekonsekwencje. Żaba oczywiście poczuła się urażona, wkrótce jednak przyznała myszce rację. Zaczęły dyskutować na temat charakteru głównego bohatera...

Ożywiona dyskusja toczyła się także w kuchni państwa Niedźwiedziów. Ksawery  spytał swego syna Alojzego, czy jest pewien, że wędzarnię ryb trzeba budować od nowa. Alojzy miał właśnie odpyskować, że skoro ojciec mu nie wierzy, sam może sprawdzić, kiedy w progu stanęła Kuna Klementyna. Przyszła przymierzyć sukienkę, którą szyła dla niej Niedźwiedzica Mila. Na jej widok Ksawery błyskawicznie wstał od stołu, powiedział, że jest umówiony z Zającem Henrykiem na partyjkę Garibaldki i szybko wyszedł – nie cierpiał Kuny. Zajęła jego miejsce przy stole i zaraz zaczęła mówić tonem wypełnionym jak zwykle u niej pretensjami:
- Skandal! Świat się wywraca do góry nogami! Żaba napisała opowiadanie! Jest tak bezczelna, że nawet zaproponowała Alojzemu, by je zilustrował!
- Nic mi nie mówiłeś synku – przerwała jej Niedźwiedzica Mila.
- A o czym tu mówić? – burknął młody Niedźwiedź. – Sama słyszysz! Bzdury jakieś!
- Szkoda! Tak bym chciała, żebyś znów wrócił do rysowania i malowania – Niedźwiedzica, nawet nie pytając, postawiła przed Kuną Klementyną miseczkę zupy pomidorowej i talerzyk z grzankami czosnkowymi.
- Czosnek!? Nie cierpię czosnku! Śmierdzi. Zabierz te grzanki ode mnie. Pomidorowa?! Wczoraj też jadłam u ciebie pomidorową! – parsknęła pogardliwie Klementyna.
- Gotuję raz na trzy dni – odparła spokojnie Niedźwiedzica. – Jeśli nie chcesz jeść, idź do salonu i przymierzysz sukienkę. Wisi na manekinie. Ja w tym czasie zaparzę herbatę jaśminową.

Kiedy Klementyna wyszła, Niedźwiedzica Mila objęła swego najstarszego syna i zajrzała mu głęboko w oczy.
- Twój pradziadek też był malarzem, a ty masz znacznie większy talent niż on – powiedziała.
- Talent! – przerwał jej Młody Niedźwiedź. – Jakie to ma znaczenie? Ojciec nieustannie powtarza mi, że jestem już dorosły, mam być odpowiedzialny i zajmować się przede wszystkim pracą, a nie jakimiś mrzonkami.
- A ja ci mówię, że masz znaleźć czas i na pracę, i na spełnianie marzeń – powiedziała surowo Niedźwiedzica, nalała jaśminowej herbaty do dwóch filiżanek i poszła do salonu.

Na dźwięk jej kroków Kuna Klementyna z pośpiechem odłożyła kawałek turkusowego materiału, który właśnie przykładała do twarzy. Wcześniej włożyła sukienkę uszytą przez Niedźwiedzicę. Tak jak chciała, sukienka była ciemnobrązowa, prosta i pozbawiona jakichkolwiek ozdóbek. Na drugim manekinie wisiała wcięta w pasie jasnozielona marynarka ze stójką i bufkami, wykończona ciemnozieloną, koronkową lamówką.
- W takiej marynarce wyglądałabym olśniewająco – pomyślała Kuna Klementyna, natychmiast jednak zganiła się za nieskromne myśli, a wtedy dostrzegła na krześle coś turkusowego. Sięgnęła łapą. Anielski w dotyku kawałek kaszmiru! Kiedyś, zamiast szorstkiej wełny, nosiła wyłącznie kaszmir. Zamiast poważnego brązu, turkusy i błękity doskonale podkreślające kolor jej oczu. To było przed...

Kuna w panice odgoniła tę myśl od siebie. Nie chciała pamiętać, kiedy to było. A przecież całkiem zapomnieć też nie umiała.
- Może Żaba Adela zrobi do twojej nowej sukienki koronkowy kołnierzyk? – spytała Niedźwiedzica Mila, stawiając filiżanki na niewielkim stoliku.
- A po co mi jakiś kołnierzyk? – prychnęła wzgardliwie Kuna Klementyna, odwracając jednocześnie niechętnie wzrok od lustra. Przed chwilą widziała w nim rzewną twarz, opromienioną turkusowym blaskiem. Teraz w lustrze obijał się jedynie zacięty i ponury pyszczek.

Niedźwiedzica schyliła się, by zaznaczyć szpilkami długość sukienki, a równocześnie spytała, czy Kuna Klementyna wie coś na temat opowiadania Żaby Adeli.

Kuna westchnęła z udawaną przykrością:
- Wszyscy w Naszym Lesie są oburzeni!
- To znaczy kto? – chciała wiedzieć Niedźwiedzica.
- Lisica Olga i Zającowa Tila – odpowiedziała Kuna.
- To nie wszyscy! – zaprotestowała Niedźwiedzica, a potem stwierdziła, że ktoś wreszcie powinien to opowiadanie przeczytać, bo przecież może być interesujące.
- A kto z nas ma czas na słuchanie zmyślonych przez Żabę historyjek?! To przecież niepoważne! Lisica była oburzona, a Zającowa pytała z kpiną, czy ktoś może sobie wyobrazić, że ona zakłada zespół taneczny.
- Uszyłabym kostiumy... Alojzy zrobiłby dekoracje... Do tańca grałaby Wielka Orkiestra Świerszczy... – rozmarzyła się Niedźwiedzica Mila.
- Natychmiast się uspokój! – ofuknęła ją Kuna Klementyna. – Zupełnie jakbym słyszała tę naiwną Wiewiórkę Basię. Mówiła dokładnie to samo.
- Basię trzeba zaangażować w pierwszym rzędzie! Ma wiele gracji i wdzięku. Lisica Olga. Zającowa Tila. To już trzy tancerki – planowała Mila. – Ty zresztą też masz i wdzięk i grację. Mogłabyś być czwarta...
- Chyba kompletnie oszalałaś, moja droga! – fuknęła Kuna Klementyna.

Błyskawicznie zdjęła przymierzaną sukienkę i nie żegnając się, opuściła salon Niedźwiedzicy. A Niedźwiedzica przypomniała sobie, że w młodości uwielbiała tańczyć salsę. Stojąc wyprostowana przed lustrem spróbowała wykonać krok podstawowy. No cóż! Dawno nie ćwiczyła, więc już po chwili siedziała w fotelu ciężko dysząc. Zamknęła oczy. Przywołała wspomnienia. Newyorki, Botafogos, Hand to Hand – uwielbiała te kroki! Do tego niezapomniane dźwięki claves. Swego czasu jej Ksawery był mistrzem tego instrumentu. Z niesłychanym wyczuciem narzucał muzykom rytm, uderzając dwoma okrągłymi kawałkami drewna o siebie. Jeśli Zającowa Tila założy zespół taneczny, jeśli zespól zgodzi się tańczyć salsę, jeśli Wielka Orkiestra Świerszczy zechce akompaniować zespołowi, nie będą mogli obejść się bez jej męża. Ksawery odnajdzie swe claves na strychu, znów zacznie grać i przestanie żyć wyłącznie pracą. Pochłonięta marzeniami Niedźwiedzica Mila nie zauważyła, że choć pora była już dość późna, jej mąż Ksawery jeszcze nie wrócił do domu.

Spacerował po lesie. Rozmyślał. Dwie partyjki Garibaldki, które rozegrał z Zającem, nie sprawiły mu spodziewanej przyjemności. Zającowa Tila, zamiast jak zwykle prasować w milczeniu, rozprawiała z przejęciem o jakimś opowiadaniu Żaby Adeli. Jej gadanina rozpraszała go. Pod byle pretekstem wyszedł wcześniej niż zamierzał. Zajrzał do Lisa Olgierda, choć się z nim nie umawiał. Lis ucieszył się na jego widok i zaraz przyniósł szachownicę. Zanim jednak zdążyli wyciągnąć szachy, przysiadła się do nich Lisica Olga. Ona też mówiła o opowiadaniu Żaby Adeli. Niedźwiedź Ksawery poczuł rosnącą irytację, więc się pożegnał. Teraz, spacerując po lesie, zastanawiał się, co go tak zirytowało. Histeryczne reakcje Zającowej i Lisicy raczej go śmieszyły. Dopiero po dłuższej chwili  zrozumiał, że rozdrażnił go jego własny syn. Zającowa i Lisica napomknęły mimochodem, że może być z niego dumny – Alojzy nie chce ilustrować opowiadania Żaby.
- Kretyn! – pomyślał ze złością Niedźwiedź Ksawery. – Nadarza się okazja, by wreszcie pokazał swój talent, a on ją marnuje!

Postanowił porozmawiać z nim poważnie na ten temat. Wrócił do domu. Nie zważając na żonę drzemiącą w salonie, poszedł na górę do pokoju Alojzego. Bez pukania otworzył drzwi. Młody Niedźwiedź siedział przed sztalugami z pędzlem w dłoni.
- Malujesz? No cóż! – bąknął Ksawery i wycofał się do sypialni, szczęśliwy, że sprawa, którą zamierzał załatwić, sama się załatwiła.

Widok ojca w otwartych drzwiach zaniepokoił Alojzego. Jutro zapewne znów usłyszy kolejny wykład na temat dorosłości i odpowiedzialności. Trudno. Nie miał teraz ochoty myśleć na ten temat. Wdychał rozkoszny zapach farb i wpatrywał się w pusty blejtram. Kiedy słońce zaczęło znów wschodzić, z blejtramu spoglądała na niego z uśmiechem Żaba Adela. Na głowie miała kapelusz z tataraku, ozdobiony pękiem jarzębiny. Pod pachą tomik swych opowiadań.

p