Ziemia zatrzęsła się i zadrżała, poruszyły się podstawy niebios, zatrzęsło się wszystko od jego gniewu
(2 Sa. 22:8)
Zimą drżymy bardziej. Skuleni obywatele na przystankach, psy o nie dość grubym futrze, panowie spod kiosku, którzy mieszkają nie wiadomo gdzie. W przejmującym zimnie i ciemności trudno oprzeć się wewnętrznemu rozdygotaniu, nie-s-pokojowi. Tymczasem to tylko powierzchnia, niezbyt spektakularna emanacja drżenia.
„Marmara earthquake” 1509, autor nieznany,
źródło: Wikimedia CommonsJak codzienna poranna jazda trzęsącym się w pędzie tramwajem. Rzadko myślimy o tym, że wokół nas drżą sfery o wiele bardziej fundamentalne. Jak mówi Pismo, to właśnie ponury rezonans będzie ostatnim Słowem i przyniesie kres wszystkiemu. Jednak dopóki świat istnieje, spróbujmy poznać drżenie ukryte.
Ubiegłoroczne globalne drżenie rozpoczęło się 12 stycznia. Wtedy zatrzęsła się ziemia pod stopami mieszkańców Haiti i w kilka chwil zrujnowała domostwa i życie ponad dwustu tysiącom ludzi. To tragiczne wydarzenie można opisać licznymi słupkami pełnymi liczb, rekordów i porównań. Nie są one jednak tak sugestywne jak obrazy. Ostatnio na boston.com, jednej z najbardziej popularnych stron ze zdjęciami (w tym przypadku wielkoformatowymi), ukazało się fotograficzne podsumowanie roku 2010 – wśród highlights minionych miesięcy nie brakuje obrazów przytłaczających, do najbardziej ryzykownych dołączono komentarz: „Warning. This image contains graphic or objectionable content”, który należy zaakepctować przed decyzją o wyświetleniu. W haitańskim trzęsieniu ziemi, które w historii ludzkości nie należało wcale do największych, zagładzie uległ jak zwykle szary tłum, ale także instytucje, władze państwowe, oraz najświatlejsi mieszkańcy.
Źródło: Wikimedia CommonsChoć medialny szum w rok po zdarzeniu ucichł, a wielu widzów dzienników telewizyjnych oraz darczyńców organizacji charytatywnych już pewnie ledwie kojarzy, gdzie leży ten archipelag, prawie nic nie wróciło do normy. Wśród relacji świadków i uczestników tego zdarzenia często pojawiały się słowa: piekło, apokalipsa. Oto amatorskie nagrania tego niszczącego drżenia:
Z faktem, że w ciągu kilku minut tak wiele ulega zagładzie, nie mógł pogodzić się m.in. Leibniz, którego gwałtowne trzęsienie ziemi w Lizbonie (rok 1755, ponad 100 tysięcy ofiar) skłoniło do pogłębienia pytania o moralność Boga. Teodycea Leibniza wyrasta z buntu i (retorycznego) pytania o motywacje lub przyzwolenie nieskończonego w dobroci Boga na występowanie w świecie okutnego, nieuzasadnionego zła i nieszczęścia. W tym prostym, szczerym sprzeciwie kryje się postawa za każdym razem odradzająca się. Może tylko inne są zmienne. Obecnie coraz mniej popularny jest Bóg. W jego miejsce w zależnosci od indywidualnie wyznawanej metafizyki wkracza Natura, Los, Przypadek.
1906, źródło: Wikimedia CommonsNiektórzy doszukują się w nieubłaganych kaprysach natury i „biegu rzeczy” ingerencji ludzkiej, albo przynajmniej niepozbawionego znaczenia związku, jaki zachodzi między tymu gwałtownymi wydarzeniami, a korzyściami, jakie niektórzy czerpią z ich konsekwencji. Dokrytna szoku – koncepcja opisana szczegółowo przez Naomi Klein – głosi, że występowanie kataklizmów i niszczących żywiołów w dziwny sposob zbiega się z całkiem doraźnymi, przyziemnymi planami i możliwościami realnych zysków. Po innym spektakularnym kataklizmie (grudzień 2004) pisała: „Falom tsunami udało się dokonać tego, czego nie dał rady zrobić ogień: całkowicie wyczyściło plażę. Wszystkie obiekty o lekkiej konstrukcji zmyła woda – łodzie, chaty rybaków i bungalowy dla turystów. W liczącej 4000 osób społeczności 350 straciło życie (...). A pod gruzami i stosami ciał znajdowało się to, na co przez cały czas polował przemysł turystyczny – dziewicza plaża, z której morze do czysta zmyło wszelkie niepożądane ślady pracy ludzkich rąk, opustoszały eden. I tak było wszędzie, wzdłuż całego wybrzeża: spod uprzątniętych gruzów wyłonił się...raj”.
W tym względzie – pozornie sprawiedliwej siły przyrody – na świecie panują zasadnicze nierówności. Z jednej strony żywioł może zdmuchnąć z powierzchni ziemi najbardziej zaludnioną, zbudowaną z lichych materiałów część Haiti albo Jawy, z drugiej zaś dzięki coraz nowocześniejszym technologiom budowlanym rejony najbardziej wrażliwe sejsmicznie i rozwinięte gospodarczo mają szczególny status – mieszkańcy Japonii mogą się obecnie czuć względnie bezpiecznie.
Trzęsienie ziemi w Long Beach, 1933,
źródło: Wikimedia CommonsNie zawsze tak było i na liście najtragiczniejszych trzęsień ziemi znajduje się Japonia (Tokio – 1923 r, ponad 140 tysięcy ofiar; Kobe – 1995, ponad 6 tysięcy ofiar), ale kolejne wstrząsy nie stanowią już zaskoczenia i śmiertelnego masowego zagrożenia dla mieszkańców.
Czy ktoś w ogóle może czuć się całkowicie bezpieczny, wolny od sfery rezonowania tego ziemskiego drżenia? Nasza codzienna świadomość zwyczajności bytowania, oganiczona wąskim horyzontem spraw oderwanych od kosmosu i planety, skutecznie eliminuje poczucie tej relacji. Trzęsienia ziemi znamy najczęściej z telewizji, dzieją się daleko i wydają się mało realne. Czasem masowa rozrywka chętnie wykorzystuje egzotykę tego zjawiska i uderzając w tony apokaliptyczne przedstawia czarny scenariusz walącego się świata („2012”), jednak zamiast morału budzi niezdrową ekscytację totalnością zniszczenia i wykorzystanymi do tego efektami komputerowymi, które urealniają chwilowy słodki strach. To błogie poczucie bezpieczeństwa jest jednak bardzo złudne. Wystarczy wejść na węgierską stronę internetową RSOE EDIS i zobaczyć pełen, profesjonalny rejestr katastrof, anomalii i wypadków z udziałem zjawisk naturalnych i cywilizacyjnych, aby uzmysłowić sobie, że każdy zakątek globu jest naszpikowany wyjątkowością, abberacją i drży w posadach od ryzyka, nieustannie oscylując na krawędzi wielkich i małych katastrof. Ziemia drży wszędzie.
Źródło: Wikimedia CommonsWedług danych Emergency and Disaster Information Services w Budapeszcie, dziś, 23 grudnia 2010, w ciągu ostanich 12 godzin do momentu, kiedy właśnie piszę te słowa, na świecie ziemia zadrżała ponad 40 razy, w skali od 2.1 na Alasce do 6.5 w Archipelagu Hawaje. Te większe i mniejsze trzęsienia ziemi, tsunami i inne katastrofy dzieją się cały czas, niezauważone przez media, nie poddane masowej refleksji. Monitoring drżenia pokazuje jednak wagę i masowość zjawiska.
Biorąc pod uwagę jego skalę i fakt, że w zasadzie żyjemy na jednym wielkim wulkanie, którego ogrom przerasta naszą wyobraźnię, warto zastanowić się nad postawą duchową, która może być odpowiedzią na zaistniałą sytuację. Możliwości jest zapewne wiele – od popadnięcia w narkotyczne odrętwienie po pogrążenie się w transie, tańcu lub zapomnieniu.
Źródło: Wikimedia CommonsSięgając do najbardziej podręcznych narzędzi, które oferuje popkultura, można odreagować, grając w kultową grę Quake (ang. drżenie, trzęsienie). Inną drogę od-drżenia proponują członkowie Religijnego Towarzystwa Przyjaciół. Ta protestancka grupa, założona w 1646 wieku przez George’a Foxa jako skrajny odłam purytanizmu, głosiła ideę wiary opartej na illuminizmie (objawieniu wewnętrznym) i osobistym kontakcie z Bogiem, a nie na świętych księgach. Przez swoich przeciwników nazywani byli Kwakrami (ang. quakers), ze względu na drżenie w egzlatacji z jaką opowiadali o wielkości Boga. Kwakrzy wypracowali szczególny kodeks etyczny – nie składali przysięgi, nie służyli w wojsku i unikali hucznych zabaw. W ich gminnych społecznościach obowiązywała zasada równości. W 1947 roku za swoją aktywną propacyfistyczną postawę, m.in. za przyczynienie się do zniesienia niewolnictwa w Ameryce Północnej, otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla.
Może właśnie empatyczne, zaangażowane społecznie drżenie mogłoby być ratunkiem przed zagładą?
Ziemia rozpadnie się na drobne kawałki, ziemia pękając wybuchnie, ziemia zadrgawszy zakołysze się, ziemia się mocno będzie zataczać jak pijany i jak budka na wietrze będzie sie chwiała; grzech jej zaciąży nad nią, tak iż upadnie i już nie powstanie. (Iz. 24:19-20)
p
p∓
href=
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).