„Polskie Radio Dzieciom”: Jan Brzechwa (Vol. 1); Julian Tuwim (Vol. 2); Przygody Dory i Flory (Vol. 3); Janina Porazińska (Vol. 4); Czerwony Kapturek, O tym, jak krawiec Pan Niteczka królem został (Vol. 5); Śpiąca Królewna, Imbryczek, Różowy balonik (Vol. 6).
Czytanie dzieciom wbrew pozorom nie jest takie proste. Są dzieci, które mogłyby słuchać bajek całą dobę. Sama znam dobrze jedną taką dziewczynkę. Czytanie, odgrywanie scenek z przeczytanych bajek, rysowanie na przeczytany temat całych opasłych bloków szybko stało się pasją najmłodszego członka naszej rodziny. Wieczorami, przed zaśnięciem, niemal rytualnie czytamy na zmianę po trzy, pięć, sześć książek z bajkami. Bogna ma już swoje ukochane serie, ulubionych autorów i dwóch najlepszych interpretatorów. No więc dobrze – czytamy.
Ale z tym czytaniem to mamy podwójny kłopot: światło i czas. Bogna pewnego razu wytrzymała słuchając bajek czytanych bez przerwy 3 godziny i 40 minut. A czas jest dziś, jak wiadomo, dobrem elitarnym i posiadanie go w takiej ilości, by wieczorem móc czytać dziecku – rozwijając w nim bezcenną pasję i miłość do książki tak długo, jak będzie ono tego chciało – graniczy z cudem. (Na temat substytutu książki w postaci kanału z bajkami w TV się nie wypowiadam – zakładam, że domów w których, jak u nas, nie ma telewizora, jest dziś coraz więcej.)
Ze światłem jest jeszcze prościej. Światło musi być zgaszone, inaczej rezolutny malec zawsze znajdzie jakiś wesoły punkt zaczepienia i sen odchodzi w niepamięć. Wróg rozpoznany – czas na rozwiązanie. Jak to zwykli mawiać w takich sytuacjach Francuzi: „Uff”…
Kiedy doszliśmy wspólnie do wniosku, że sytuacja nas przerasta, a Bogna wykazuje już oznaki książkowego uzależnienia, sięgnęliśmy po bajki do słuchania. Gdy włączyliśmy pierwszą z płyt stworzonych z archiwalnych zasobów Polskiego Radia, wspólnie wybraliśmy się w podróż do magicznego świata.
Płyta nazywa się po prostu „Polskie Radio dzieciom: Jan Brzechwa”. To zapis audycji radiowych poświęconych poezji dla dzieci. Jak wiadomo, wiersze Brzechwy czy Tuwima to absolutna klasyka w kanonie dziecięcej literatury. Wielka kultura słowa, która – co się rzadko zdarza – idzie w parze z dojmującym poczuciem humoru i zupełnie przedziwnym sposobem narracji. Słowa przyjmują tu bowiem cechy opisywanej (stwarzanej dla dzieci!) rzeczywistości. To onomatopeiczne mistrzostwo połączenia poszumów, szelestów i rytmów polskiej mowy jest dla większości rodzin pierwszym podręcznikiem wspomagania rozwoju mowy u dzieci i katalogiem logopedycznych ćwiczeń. Tańcuje tu igła z nitką, w kącie (samo)chwali się pani Seniuk, z ZOO można od razu udać się na Wyspy Bergamota i to razem z Leniem, Kłamczuchą, Kaczką Dziwaczką i Ptaszkiem, co tam po ulicy lata (ten ostatni w genialnym opracowaniu muzycznym Władysława Szpilmana). Recytują najwięksi: wspomniana Anna Seniuk, Irena Kwiatkowska, Andrzej Seweryn, Wiesław Michnikowski i... sam Jan Brzechwa! A śpiewają: siostry Winiarskie, Ewa Bem, Andrzej Zaucha, Krystyna Sienkiewicz.
Pierwszy raz słuchaliśmy z otwartymi buziami; teraz nastawiamy po cichutku przed zaśnięciem, a słuchamy jeszcze długo po... Rano Bogna szuka w swoich bajkach tomu Brzechwy, a otwierając „Kłamczuchę” jak Joanna Żółkowska mówi teatralnie: „prrroszę Pana prrroszę Pana”.
I tak można o każdej z tych płyt. Nie mogę jednak nie powiedzieć czegoś więcej o drugim krążku poświęconym poezji Juliana Tuwima. Są tu bowiem najbardziej „Tuwimowe z Tuwimowych” wierszy dla dzieci – „Lokomotywa”, „Ptasie radio”, „Zosia Samosia”, „Okulary”, „Pan Tralaliński”, „Słoń Trąbalski”, „Rzepa” czy „Spóźniony słowik”. I znów wielkie nazwiska – wszystkich wymienić nie sposób (m.in. Seniuk, Kwiatkowska, Stanisława Celińska, Magdalena Zawadzka, Marian Kociniak, Wiktor Zborowski, Krzysztof Kolberger; Alicja Majewska, Edward Fetting, Jadwiga Rappe).
Ale to, co mnie nieprzerwanie od ponad dwóch lat urzeka i zwyczajnie wzrusza na tych płytach, to muzyka. Kto dziś pamięta, że do wierszy Tuwima muzykę komponował Witold Lutosławski albo Henryk Mikołaj Górecki. I kto by pomyślał, że jest to muzyka tak słodko dziecinna i tak głęboko zapadająca w pamięć – nie tylko dzieciom (choćby „Spóźniony słowik” Lutosławskiego w wykonaniu Bożeny Harasimowicz lub wykonany przez chór dziecięcy „Kotek”).
Dzień Dziecka to dobra okazja, by te płyty kupić swoim dzieciom niezależnie od ich wieku, albo po prostu kupić je dla siebie i obudzić wspomnienia. Ja doskonale pamiętam wakacje u babci Oli, kiedy w deszczowe i zimne dni słuchałam tych audycji. Pamiętam też, jak babcia mówiła: „słuchaj, słuchaj, bo to wielka artystka” (to o Irenie Kwiatkowskiej i jej „Ptasim Radiu” z 1972 roku) i kroiła ogromny kawałek drożdżowego ciasta.
Nie umiem piec drożdżowego ciasta, ale zawsze, kiedy słuchamy tej płyty, mówię Boguni, że to wielcy artyści. Ale ona nie zawsze chce słuchać... Bo najczęściej wyszukuje wtedy wśród swoich książek tomu Tuwima, a kiedy już znajdzie, przybiega uradowana wołając zalotnie: „poczytamy!?”.