Obyczaje ludu internetowego
kasiq.com / Flickr CC

Obyczaje ludu internetowego

Olga Drenda

Internet pełen jest wiekowych przesądów. Zabobon, wróżba i łańcuszek szczęścia to jedne z częstszych memów

Jeszcze 3 minuty czytania

Prowadzę względnie poczytną stronę na Facebooku, odwiedzaną przez sympatyczne grono gości, na ogół trzymających się przewodniego tematu. Zdarza się jednak, że czasem zawita ktoś niespodziewany, i oto pewnego dnia otrzymałam w komentarzu taką optymistycznie rokującą wiadomość:

Dziś o północy twoja prawdziwa miłość odkryje, że Cię kocha.
Jutro, między 13 a 16 zdarzy się coś ładnego.
Obojętnie gdzie - na necie, w pracy, w szkole...
Jeżeli zatrzymasz tego maila,
nie będziesz miał/a szczęścia w 10 związkach w ciągu 10 lat.
Wyślij to do 10 osób w ciągu 10 min.

Taki liścik, czasem w wariancie złowrogim („Jutro między 13 a 16 czeka Cię szok. Jeśli tego nie skopiujesz to przez cały rok nie usłyszysz szczerego KOCHAM!”) jest dobrze znany dwóm grupom odbiorców: gimnazjalistom i folklorystom. Ci pierwsi kojarzą go z codziennej praktyki i obecności na Facebooku, NK, Kotku czy PoSzkole, drudzy zaś doznają déjà-vu, dostrzegając powtórki z wiekowych form. Na początku nowego tysiąclecia Erik Davis w „TechGnozie” prorokował, że nowe technologie staną się naturalnym środowiskiem dla starych wierzeń i przekonań. Gdy popatrzymy na zasięg teorii spiskowych, skalę rozprzestrzeniania się przesądów w Sieci, a przede wszystkim wiary w magiczną moc słowa, trudno nie przyznać mu racji.

Łańcuszek z Anglii / źródło: atrapa.netEtnolodzy i folkloryści mają w internecie duże pole do popisu. Ciągłej czujności wymaga od nich mgławicowa natura zjawisk z kategorii tzw. cyberfolkloru czy e-folkloru, tych „zrodzonych z Sieci”, które powstały w odmętach Facebooka, 4chan, Reddit, czy dawniej Usenetu, MySpace i Geocities. Olia Lialina i Dragan Espenschied, eksperci od internetowej historii i archeologii, nazywają tę domenę internetem potocznym i potrafią nawet zlokalizować moment jego narodzin – to „Wieczny wrzesień” roku 1993, kiedy AOL udostępnił swoim klientom dostęp do Usenetu – sieci grup dyskusyjnych. Napływ tak zwanych użytkowników naiwnych, nieobeznanych z netykietą i zainteresowanych wyłącznie praktycznymi możliwościami wykorzystania Sieci sprawił, że internet stracił aurę elitarności na dobre. Lialina i Espenschied twierdzą, że folklor internetowy w swoim dzisiejszym kształcie – z demotami, emotikonami, nIeKaNoNiczNą pIsOffNiOm ;*, śmiesznymi animowanymi gifami i legionem zabawnych kotków jest konsekwencją tego ruchu – otwarcia internetu na zwyczajnego użytkownika niewtajemniczonego w hakerskie obyczaje, na potrzeby którego powstały proste w obsłudze rozwiązania, a sieciowe środowisko stało się kolorowe, migotliwe i sympatyczne.

Internet jednak nie jest, wbrew temu, co sądzą niektórzy, autonomiczną strefą. Za masowym użytkownikiem do cyberprzestrzeni podążyły elementy popularnej wyobraźni ze świata „analogowego”. Dlatego internet zaczął zapełniać się wiekowymi często przesądami. To o nich przede wszystkim powinno wspominać się, gdy mowa o memach – ze względu na swoją żywotność, uparte trwanie i skłonność do namnażania, pasują do pierwotnej definicji tego słowa (Richard Dawkins nazwał memami jednostki informacji, które rozprzestrzeniają się podobnie jak geny, jednak w sferze kultury; te formy, które utrzymują się i krążą w społeczeństwach długo, a ludzie kojarzą je intuicyjnie – zabobon, wróżba, łańcuszek szczęścia – będą bardzo silnymi memami). Weterani sieciowej obecności pamiętają pierwsze łańcuszki szczęścia rozsyłane e-mailem. Ich zawartość często była kopią ulotek rozpowszechnianych wcześniej w formie kserokopii. „Poradnik dobrej żony” – parodia dobrych rad dla gospodyń domowych z lat 50. z fikcyjnego czasopisma „Housekeeping Monthly”, zilustrowana autentycznym obrazkiem z magazynu „John Bull”, była popularnym e-mailowym łańcuszkiem w drugiej połowie lat 90. Dekadę wcześniej ta pomysłowa fałszywka (która wciąż bywa brana na poważnie!) krążyła po amerykańskich kampusach w formie odbitki. Drugą falę cyfrowej sławy przeżył również Craig Shergold, chory chłopiec, który pod koniec lat 80. pobił rekord Guinnessa w liczbie otrzymanych pocztówek. W różnych zmutowanych wersjach imienia – Draing Sherold, Arnold, Dralang Sheroid – stał się bohaterem łańcuszka szczęścia, krążącego tak w tradycyjnej wersji pocztowej, jak i emailowej:

Otrzymaliśmy prośbę ciężko chorego chłopca z Anglii o przesłanie pocztówki z życzeniami zdrowia (…) Otrzymasz szczęście w ciągu 4 dni od daty otrzymania tego listu, jeżeli odpiszesz go dalej. (…) Beasz Kirkutine otrzymała list, ale nie uwierzyła i wyrzuciła go do kosza – po 9 dniach zmarła. PROSZĘ NIE WYSYŁAĆ PIENIĘDZY !!! PROSZĘ NIE IGNOROWAĆ LISTU !!! TO DZIAŁA !!! 

Choć e-mail jest zdecydowanie wygodniejszym narzędziem masowej wysyłki, w tym przypadku odnotowano osobliwy regres: kolekcjoner pocztówek powrócił do tradycyjnego obrotu pocztowego pod nazwiskiem Harold Sarid. Nieszczęście Harolda ujęło polskich urzędników, bo łańcuszkowe apele krążyły jeszcze w 2011 po różnych szacownych instytucjach.

Dobra żona zna swoje miejsce / źródło: http://www.j-walk.com/other/goodwife

Łańcuszek, fenomen stary jak sama poczta, doczekał się też swoich typowo cyfrowych wcieleń, z których najbardziej dobitny jest łańcuszek, powiedzmy, obywatelski. Funkcjonuje on na zasadzie pospolitego sieciowego ruszenia, najczęściej w ramach protestu przeciwko polityce danego serwisu, z której użytkownicy są niezadowoleni. Gdy Nasza-Klasa wprowadziła usługę mikroblogową – Śledzika – poirytowani bywalcy zaczęli wyrażać dezaprobatę, zbierając chętnych do podpisania petycji. Wkrótce rozeszła się pogłoska o magicznych formułach, których wklejenie miało być antidotum na obmierzłą rybę: „KONIEC ŚLEDZIKA!! Informujemy wszystkich użytkowników, że należy w ciągu 20 minut wkleić ten tekst na swojego Śledzika, aby się go pozbyć, w innym wypadku Śledzik pozostanie w Waszych profilach!”. Narastające obawy co do prywatności, inwigilacji i handlowania danymi w Sieci sprawiły też, że wielu użytkowników Facebooka postanowiło zabezpieczyć się przed Wielkim Bratem odpowiednią formułą wklejoną w statusie: „W odpowiedzi na nową politykę Facebook informuję, że wszystkie moje dane personalne, ilustracje, rysunki, artykuły, komiksy, obrazki, fotografie, filmy itd. są obiektami moich praw autorskich (zgodnie z Konwencją Berneńską)”. Holenderski badacz mediów Theo Meder zauważył, że popularność takich działań wynika ze skłonności do traktowania połączonego z internetem komputera jako „magicznej puszki”, mistycznego pośrednika między użytkownikiem a przestrzenią wirtualną, w której rezydują jakieś niezidentyfikowane moce. Dzielenie się statusami staje się zatem aktem magicznym, opartym na bardzo starej wierze w sprawcze właściwości słowa.


Recykling folklorystyczny przydarza się również o wiele starszym zjawiskom, które krążąc wśród użytkowników ulegają rozmaitym mutacjom. Być może na fali ekscytacji odkrytym niedawno znakomicie zachowanym ciałem mamuta, na Facebooku odżył przekręt o XIX-wiecznej  proweniencji – wiadomość o znakomicie zachowanym szkielecie syreny. Niesławny „419 scam”, czyli maile od tajemniczych nigeryjskich spadkobierców fortun, którzy obiecują procent w zamian za dostęp do karty kredytowej adresata, nie są też bardzo dalekie od sędziwych już sztuczek naciągaczy. Lektura nieocenionego „Papierowego bandyty” Janusza Dunina okazuje się tu niezmiernie pouczająca. Znajdziemy tam bowiem nie tylko katalog rozmaitych „listów z nieba”, wróżb i proroctw, ale i wzmianki o szemranych wydawnictwach w rodzaju „Najnowszy i najprawdziwszy wykład snów, czyli sennik oraz najnieomylniejszy sposób wygrania na każdej loterii. Spisał dla pożytku grającym na loterię Kazimierz Góralczyk” (Kraków 1875). Krewnym „listów z nieba” i dawnych łańcuszków św. Antoniego wydaje się też być internetowa wersja Nowenny Pompejańskiej – funkcjonująca w katolicyzmie modlitwa przeobraziła się w memetyczny wirus, opatrzony zaleceniem, aby informację o modlitwie wklejać na forach i portalach, zazwyczaj z adnotacją „to nie jest reklama” lub „to naprawdę działa”, jakby rozpowszechnianie online miało być warunkiem skuteczności nowenny.

Fenomeny folkloru w internecie rozprzestrzeniają się w sposób nieprzewidywalny, a opracowanie formuły na zaraźliwy mem wydaje się niemożliwe. Jednak zaletą internetu, która cieszy badacza, jest możliwość obserwowania ich ewolucji na żywo: w serwisach społecznościowych i na forach trwają dyskusje, w których podważa się prawdziwość pogłosek lub dodaje własne świadectwa, a mutacje i remiksy można śledzić „na piśmie”, opatrzone datą powstania. Ich obserwacja może prowadzić do jeszcze jednego wniosku: naturalna przeprowadzka „analogowego” folkloru do Sieci może być kolejnym dowodem na to, że różnica między tzw. wirtualem a realem jest iluzją, a w internecie prowadzimy życie nie mniej „prawdziwe” niż z dala od komputera. Kilka niedawno wydanych publikacji, z głośną „Alone together” Sherry Turkle na czele, forsuje tezę, jakoby funkcjonowanie w internecie było jedynie protezą życia w autentycznej społeczności, a gdzieś wśród miriadów bajtów rozpryskuje się istota bycia człowiekiem. Amerykański badacz internetu, Nathan Jurgenson z bloga Cyborgology, nazywa tę najpewniej złudną wiarę w odmienność świata internetowego cyfrowym dualizmem i przytomnie zauważa, że internet nie jest mityczną cyberprzestrzenią, a po prostu jeszcze jednym miejscem, w którym się regularnie bywa.

Nawet jeśli kiedyś można było mówić o różnicy pomiędzy internetem a światem offline, to dzisiaj jest ona praktycznie niewidoczna. Treści przenoszą się już nie tylko z „reala” do Sieci, ale wędrują również w drugą stronę: nie tylko piszemy, ale i czasem mówimy „lol”, a ikoną dzisiejszych czasów stał się kot, a z kotów, jak głosi pewna piosenka-mem, internet jest zrobiony.


Obecność folkloru w internecie jest tylko jednym z wymiarów, w których granica między online a offline coraz skuteczniej się zaciera. Badacze nowych mediów używają czasami terminu „wirtualne sąsiedztwo” na określenie komunikacji między użytkownikami Sieci, szczególnie w serwisach społecznościowych. Uczestnicząc w nurcie „internetu potocznego”, jesteśmy sąsiadami, którzy zatrzymali się na krótką pogawędkę przy ogrodzeniu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.