Jeszcze 2 minuty czytania

Sofija  Andruchowycz

REAKCJE OBRONNE: Biały mustang wylatuje w powietrze

Sofija Andruchowycz

Sofija  Andruchowycz

Czy zapominasz o wojnie, kiedy na moment o niej zapominasz? Czy nie myślisz o niej, kiedy śpisz? Skupiając się na zwyczajnym życiu, usiłujesz chyba uciec, ukryć się


Czy można małymi, powolnymi łyczkami pić kawę, rozcierając jej smak językiem po podniebieniu? Czy można rozkoszować się kęsem sera albo czekoladowej trufli? A kupować kosmetyki, robić makijaż, farbować włosy, nosić czerwony płaszcz – można? Wolno flirtować ze sprzedawcą psiej karmy? Czy można cieszyć się wiosennymi promykami słońca i nabrzmiałymi pąkami na krzewach? A spacerować niespiesznie, rozmawiając o najróżniejszych sprawach? Wybierać się nad jezioro, by popatrzeć na żółwia? Albo na pary kaczek? Albo na łabędzie startujące z tafli wody? Czy można chodzić po księgarniach i kupować nowe książki? Czy można czytać?

Zresztą, czytać po prostu się nie da. Tak samo jak oglądać filmów albo słuchać muzyki. Kiedy jesteś już w bezpiecznym miejscu, gdzie działają kawiarnie, a większość alarmów przeciwlotniczych nie kończy się trafieniem rakiety w dom, nawet wyobrazić sobie nie możesz, że idziesz do teatru. Chociaż przedstawienia teatralne grane są w schronach, a teatr od samego początku wojny odgrywa rolę centrum wolontariatu, gdzie pakuje się hemostatyki i plecie siatki maskujące, z kolei garderoby zamieniono na schronienia dla uciekinierów z prawdziwie niebezpiecznych miejsc.

Na samym początku nie możesz robić nawet tego, co najprostsze i najbardziej podstawowe: nie jesteś w stanie ani jeść, ani spać. Ciało odmawia przyjmowania jedzenia, które traci zapach i smak, mniej więcej tak samo jak podczas covidu. Tak samo nie pozwala sobie na odpoczynek, nie uwalnia głowy. Napięcie to pierwsza reakcja, to środek ochronny. Z jednej strony – trwasz w nieustannym pogotowiu, ale z drugiej – w stanie przedziwnego, cielesnego i umysłowego otępienia, niemal paraliżu. Zupełnie jakby zaniechanie ruchów i wszelkich gestów mogło sprawić, że będzie się niewidzialnym dla zagrożenia, że dzięki temu uda się przed nim ukryć.

Ale stupor sprawia, że tracisz zdolność do robienia najprostszych kroków, niezbędnych do przetrwania: nie możesz ułożyć planu, spakować rzeczy, zadbać o środek transportu i trasę. I dlatego nie od razu udaje się – albo wcale się nie udaje – porzucić dom, by ruszyć gdzieś, gdzie nie tak często rozlegają się wybuchy. Nie możesz go porzucić przede wszystkim dlatego, że to twój dom, czyli cząstka ciebie. A więc porzucając go, pozostawiasz siebie równocześnie w innym miejscu, rozpadasz się na kilka części: jedna znajdzie się tam, dokąd fizycznie dotrze twoje ciało, a druga zostanie w domu, ze wszystkimi twoimi powoli usychającymi kwiatami, z książkami porastającymi kurzem. Kolejnych kilkanaście cząstek rozpierzchnie się po różnych punktach geograficznych z twoimi bliskimi, którzy mają znacznie gorzej niż ty. Ale to dopiero później: kiedy uda się otrząsnąć z pierwszej reakcji na bliskość śmierci, z odrętwienia.

Inną reakcją może być przesada: w działaniu, w uczuciach, w słowach, intonacjach, opiniach. Energie wrą i popychają człowieka ku konieczności podejmowania wysiłków: ratować, pomagać, dzielić się, zbierać pieniądze na leki i kamizelki kuloodporne, kupować, co potrzeba, przesyłać, dzwonić, pisać wiadomości, lepić pierogi dla żołnierzy, szyć dla nich majtki, przelewać pieniądze na rachunki, pakować przesyłki, pisać statusy w sieciach społecznościowych, rozpowszechniać informacje.

Tych nurtów jest mnóstwo i często zlewają się w potężne, skoordynowane strumienie, płynące we wspólnym kierunku. Ale bywa też tak, że wpadają na siebie, przegradzają sobie nawzajem drogę czy zapętlają się na sobie samych. Energie rodzą energie, a emocje – jeszcze więcej bardzo różnych emocji.

Czy robisz wystarczająco dużo? Robiąc coś, czy robisz to, co naprawdę jest potrzebne? A może tracisz cenny czas, który można by było wykorzystać na coś ważniejszego? Może za dużo śpisz? Ty naprawdę w ogóle możesz spać? Może za dużo wydajesz na jedzenie? Książkę kupujesz? To ty jesteś w stanie teraz czytać?

Katia opowiedziała, jak jej ośmioletnia siostra bawiła się na podwórzu wiejskiej chaty, do której uciekli z Kijowa. Nad dachami domów, nad pochyloną główką dziewczynki zahuczał myśliwiec, w tej samej chwili trafiony rakietą. Puszczając kłęby czarnego dymu, spadł na sąsiednie pole. Po tym wypadku Katia wywiozła młodsze siostry i brata na zachód Ukrainy. Powiedziała mi, że z początku nie miała odwagi opowiadać swojemu chłopakowi, który służy w wojsku, o obecnym życiu: że chodzi z siostrą na spacery, ćwiczy jogę i pije kawę. Co prawda, kawę Katia kupiła najgorszą, jaka była, i jej paskudny smak trochę uspokaja jej sumienie.

W końcu chłopak sam poprosił Katię, żeby opisywała mu spokojne codzienne życie: opowiedz o kawiarni, opowiedz, jak smakowały ciastka i jaką kurtkę sobie kupiłaś, i opowiedz jeszcze raz, jak pomagałaś sąsiadce łapać kota.

Dziewięćdziesięciotrzyletnia mama mojej mamy została w Czernihowie, pod całodobowym ostrzałem. Każdego ranka babcia wszystko zapomina. Kiedy się budzi, ze zdziwieniem pyta swojego starszego syna: co się stało? Dlaczego nie ma wody? Dlaczego nie ma prądu? Dlaczego jest tak zimno? Co to za hałasy? Sąsiedzi robią remont? (Tak, sąsiedzi robią remont – odpowiada jej mój wujek). Moja mama, ani na chwilę nie zapominając o swojej mamie pod ostrzałem, nie pozwala i nie zgadza się na wyłączenie telewizora z całodobowymi informacjami o wojnie, nie pozwala nawet przyciszyć. Nie można sobie pozwolić na to, żeby zapomnieć o wojnie.

Wczoraj długo siedziałyśmy z Katią w księgarni: przeglądałyśmy książki, polecałyśmy sobie nawzajem różne rzeczy. Pokazałam jej ostatnią książkę, jaką przeczytałam przed wybuchem wojny – „Mężczyznę w czerwonym płaszczu” Barnesa. Katia poleciła mi książkę Jeanette Winterson „Namiętność”. Przypomniałam sobie, że Barnesa i Winterson łączyła żona Barnesa.

Mój przyjaciel, pisarz Wołodia Rafiejenko, który razem z żoną na ponad trzy tygodnie utknął pod oblężeniem, pracował nad powieścią – interpretacją twórczości Szekspira, podczas gdy wokół nich zrównywane były z ziemią wsie i miasteczka. Kilka lat temu spacerowaliśmy z Wołodią nad jeziorem Wannsee, opowiadał mi wtedy o swoim pomyśle.

Inni moi znajomi, małżeństwo architektów, postanowili w końcu zaryzykować i wyrwać się z oblężenia, porzucić piękny, wypieszczony dom wśród ogromnych sosen. Mąż wziął do jednego samochodu ich czternastoletnią córkę z autyzmem, żona siadła za kierownicą śnieżnobiałego mustanga, upychając koło siebie i z tyłu kilka sąsiadek z dziećmi w różnym wieku. Ledwie wyjechali na drogę, trafili pod ostrzał z moździerzy. Samochody na pełnej prędkości zawróciły, ale mustang oberwał: kobiety z dziećmi ledwie zdążyły wyskoczyć i pobiec w stronę drugiego pojazdu, kiedy mało nie dosięgnął ich potężny wybuch za plecami.

Tymczasem Nastia siedziała obok taty. Kiedy na tylne siedzenie wciskała się jej przerażona mama, wciągając za sobą swoje koleżanki i ich dzieci, a tata wciskał gaz i gwałtownie ruszał – Nastia wciąż w skupieniu rysowała w zeszycie niewiarygodnie szczegółowy pejzaż.

Czy zapominasz o wojnie, kiedy na moment o niej zapominasz? Czy nie myślisz o niej, kiedy śpisz? Bo skupiając się na zwyczajnym życiu, usiłujesz chyba uciec, ukryć się, wypchnąć ze świadomości zrozumienie faktu, że wszystko zmieniło się nieodwracalnie. A może przeciwnie: głębiej wchłaniasz świadomość wojny, utraty i śmierci, jeszcze ściślej łącząc ją z nowym, świeżo uzyskanym rozumieniem życia.

Wojna trwa, nie da się od niej uciec, nieważne, jak zamykałoby się oczy. Ale nie można wojnie pozwolić, by zajęła całą przestrzeń. Póki kupujesz książki, popijasz kawę, patrzysz na lot łabędzi nad jeziorem, póki nosisz czerwony płaszcz – chronisz dla siebie i dla każdego ważne cząstki świata.

Przełożyła Katarzyna Kotyńska